Go To Project Gutenberg

sobota, 16 marca 2013

Serce rudego. HEART

-
Czy rudy olsen ma serce? Ktoś, kto pieprzy o miłości w przemówieniu parlamentarnym nie może mieć serca, nie mówiąc o szacunku do swoich "wyborców". Bardziej już rudy ma HEART, czyli dogadany geszeft na resztówkę z nadwiślańskiego terytorium etnograficznego, zwanego dla niepoznaki III Rzeczypospolitą, a w istocie będącego nieudolnym, hucpiarskim przedłużeniem Jaruzelandu, czyli zwyczajnie - II PRLem, ufundowanym na Michnikach (ur. Szechter), Bartoszewskich (ur. Bartman), czy Borowskich (ur. Berman). Ciotka Makrela zakazała mu o tym na razie mówić, więc się z wielkim sukcesem negocjacyjnym (to były perfekcyjne negocjacje) nie obnosi, ale o przełomie otwartym tekstem pisze Jerusalem Times oraz niezawodny Michalkiewicz.





Owóż bracia starsi cieszą się z rzekomo odniesionego w warszawskich rządowych negocjacjach "przełomu", który niezawodnie ma im przynieść upragnione 65 miliardów dolarów odszkodowań za rzekome etniczne mienie (ciekawe kryterium etniczne własności, nieznane dotychczas prawu rzymskiemu, ale znane jak najbardziej Talmudowi - "jeśli znalazłeś coś, co należy do Żyda, musisz mu oddać, jeśli jest własnością goja, jest w zasadzie niczyje, więc nie musisz oddawać"), o którym od kilku lat wróble ćwierkają, a nikt się do hecy oficjalnie nie chce przyznać. Radość w Jeruzalem z "przełomu" niechybnie zwiastuje oficjalne dobicie targu na nadwiślańskich indianach, w imieniu których rudy olsen najwyraźniej przyrzekł ludziom o dobrych nosach do geszeftu "odszkodowania" za coś, co im się nie należy oraz za coś, co już dawno zapłacono, bowiem Polska w ramach przymusowego porządkowania swoich stosunków prawnych po wojnie, w następstwie zdradzieckiego porozumienia jałtańskiego, faktycznie rozliczyła się w pieniądzu za mienie pozostawione na jej terytorium przez osoby (fizyczne i prawne) z innych państw, w formie bilateralnych i multilateralnych traktatów, wypłacając ryczałtowe odszkodowania w zamian za przejęcie wszystkich roszczeń z tym związanych przez odpowiednie rządy. W przypadku niektórych państw odbyło się to poprzez faktyczne zaniechanie dochodzenia roszczeń, jak wobec radzieckiej Rosji, której darowano wspaniałomyślnie wszystkie grabieże terytorialne i materialne. Polska nie zamierza dochodzić roszczeń za majątki tzw. "zabużańskie", a symboliczne odszkodowania wypłaca z podatków własnych obywateli.

Powtórzmy: wszystkie podmioty prawa: osoby prywatne i firmy, które miały cokolwiek przed wojną w Polsce, powinny się zwracać z żądaniami odszkodowawczymi do rządów USA, Niemiec, Danii, Belgii itd., które wzięły odszkodowania i przejęły wszystkie roszczenia, w zamian za co polski rząd przejął wszystko co po nich zostało na miejscu z czystą hipoteką, wolne od jakichkolwiek roszczeń. Polska nie jest nikomu nic winna, bo wszystkie roszczenia zostały zamknięte prawnie. Co więcej - ma moralny obowiązek upominać się o ukradzione przez inicjatorów wojny - zarówno Niemców, jak i Rosjan - pokoleniowe mienie wielkiej wartości, w tym ziemie, oraz odszkodowania za bezprecedensowe zniszczenia wojenne, w tym 80% zniszczeń stolicy państwa, w której rudy wytrzeszcz na urągowisko powstańców pogrzebanych w jej płonących ruinach, na urągowisko rotmistrzów Pileckich, grzebanych za swoje niespotykane bohaterstwo, jak bezimienne psy na powązkowskiej łączce, miał czelność dobić jakiegoś kolejnego złodziejskiego przekrętu, tym razem na gigantyczną kwotę 200 miliardów, tak jakby licznik garbu na twoich plecach, drogi młody, wykształcony, z wielkiego miasta wyborco, wskazujący 1000 miliardów, to było na twoje chude plecki za mało.

"Przełom" oznacza, że rudy olsen musiał coś animatorom Judeopolonii - a o restaurację tejże na naszym terytorium etnograficznym tu niechybnie idzie - podpisać. Niezależnie do wartości tych kwitów, które olsen podpisał, albo i nie podpisał - boć wstydzi się jakoś przyznać - projekt Judeopolonii wkroczył na ostateczną prostą, skoro już o tym gazety łacińską czcionką rozgłaszają. Wartość kwitów nie musi znowu być jakaś specjalna. Tzw. deklaracja Balfoura też była tylko nic nie znaczącą wzmianką w nieoficjalnym liście ministra spraw zagranicznych Anglii, a jednak frakcja Herzla i Weizmanna zdołała jakoś na tejże, nadzwyczaj mgławicowej podstawie, wymusić faktyczne powstanie państwa Izrael na terytorium brytyjskiego protektoratu Palestyny. Nie ma znaczenia podstawa prawna dla Judeopolonii, bo tej nie ma. A skoro nie ma - to trzeba ją stworzyć! Rudy najwyraźniej stworzył właśnie coś w rodzaju deklaracji Balfoura. Oczywiście nadwiślańscy indianie wolnych 200 mld złociszy nie mają, ale od czego są "międzynarodowe" banki? Dla szczytnego celu na pewno je znajdą na dobry procent, prawda panie Wzrostowski? Zaufanie panuje oczywiście na "rynkach" - jak najbardziej. Ale zabezpieczenie musi na takie kwoty być jakieś poważniejsze, niż słowo jakiegoś magika z Lądka, który nawet peselu nie ma, a magisterium z geografii - taki to geniusz finansów! Co by to mogło być? Jak to co? Resztówki z ANR byłyby jak znalazł. Parę milionów hektarów jako zabezpieczenie takiego wielkiego kredytu byłoby w sam raz. I już mamy rozwiązany problem Judeopolonii. I co najważniejsze - w odróżnieniu od Palestyny - nie trzeba będzie wysadzać hotelu Króla Dawida, ani Sheratona. Wystarczy cierpliwe poczekać jakieś 10-15 lat, a nadwiślańscy indianie sami zaproponują konwersję "długu" na przejęcie hipoteki, bo przecie jej nie spłacą. Ciekawe, kiedy ten prosty jak konstrukcja cepa program w końcu zawita pod strzechy, a choćby do przemówień posłów z PSL - takich na przykład Kuźmiuków i Wojciechowskich. Bardzo ciekawe.

To także mu utkwiło w głowie,
że ludzkość również jest surowiec,
więc trzeba doić, strzyc to bydło,
a kiedy padnie, zrobić mydło.
Ożywia go zasada prosta:
z wszystkiego można szmal wydostać,
tak jak za okupacji z Żyda —
ach, jak ten trening mu się przydał,
a teraz piękne wyda plony
na cały naród rozszerzony!




© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut