Go To Project Gutenberg

poniedziałek, 28 maja 2018

Praktyczny poradnik Krypto

-


Ostatnie wydarzenia w wirtualnej przestrzeni kryptowalut są nad wyraz ciekawe, warto je zatem przetłumaczyć na praktyczny język realny tym bardziej, że coraz wyraźniej wchodzą do mainstreamu. Niedawna analiza programu szwedzkiego banku centralnego Riksbank, zaprowadzającego rodzimą kryptowalutę eKrona musiała stanowić dla wielu spore zaskoczenie, zwłaszcza gdy poświęcili odrobinę czasu na jej przestudiowanie. W wielce wymownym niedomówieniu szwedzcy planiści elegancko opisali wymogi operacyjne eKrony, definiując ją jako kryptowalutę, ale nigdzie tego nie nazywając z imienia. Stało się tak zapewne nie z nadmiaru skromności, ani niewiedzy, tylko z prozaicznego wyboru taktycznego, który każe im być technicznie obojętnymi, nie promującymi ani nie zwalczającymi żadnych technologii. Ale wiemy już przecie, że choć nowa eKrona {ona już od lat działa jako powszechne emoney w Szwecji} może dopiero z końcem 2018 uzyskać oficjalny imprimatur i datę debiutu, to po pierwsze w nieodległej przyszłości będzie funkcjonować w powszechnym obiegu, a po drugie będzie kryptowalutą banku centralnego, czyli państwową. Przekładając to na bardziej prozaiczne terminy Szwecja stanie się pierwszym krajem Unii z powszechnym pieniądzem krypto. Jeśli dodać do tego fakt, iż jest ona nieprzypadkowo postrzegana i nawet promowana przez MFW Lagarde jako swoiste pole doświadczalne oraz wzór do naśladowania, otrzymujemy dość wiarygodne przeczucie kierunku, w którym już niedługo będzie zmierzać europejska bankowość.

Równolegle z tymi wydarzeniami bowiem na szczytach zarządu EBC Draghiego oraz unijnych wyżynach politycznych toczy się zacięta dyskusja na temat przyszłego kształtu europejskiej unii bankowej, czyli zarówno formuły euro, jak i przyszłości Unii Europejskiej po prostu, bowiem euro stanowi najważniejsze spoiwo i gospodarczy zwornik Unii. Zarówno elity bankowe, jak i gospodarcze i polityczne zgadzają się, że „reforma unii” jest konieczna. Obecnie od półrocza obserwujemy na szczytach Unii wielkie zmaganie, zwłaszcza między Francją i Niemcami co do zasad organizacyjnych, wedle których ma się ta konieczna, niezbędna i na koniec nieunikniona reforma Unii odbyć. Wiodącym projektem inicjalnym wciąż jest propozycja Macrona utworzenia tandemu francusko-niemieckiego wokół twardego jądra euro, co przez kraje naszego regionu widziane jest jako „Europa dwóch prędkości”, czyli Unia właściwa {ze zreformowanym euro} oraz peryferie.

Niemiecka kontrpropozycja polega na utworzeniu europejskiego superpaństwa metodą salami, na początek poprzez stworzenie zaczątków jego atrybutów: euroarmii, euroskarbu oraz europejskiego ministerstwa rozwoju. Te dwie koncepcje widomie ze sobą rywalizują, ale w błędzie są obserwatorzy podkreślający ich różnice. Wbrew pozorom obie drogi, zarówno Macrona, jak i Merkel mają co do zasady prowadzić do tego samego celu, co widać zresztą bardzo wyraźnie w relacjonowanych na tych łamach kolejnych perturbacjach tych dyskusji. Czyli mówiąc inaczej Merkel z Macronem nie tyle walczą, ani znajdują się w zasadniczym sporze, co każde próbuje na swój sposób, wziąwszy pod uwagę odmienne determinanty polityki zarówno wewnętrznej, jak i geopolitycznej Francji i Niemiec, realizować wspólne zamierzenie. Mylą się zatem ci, którzy widzą w tych zmaganiach przede wszystkim rywalizację dwóch wizji, albo jeszcze gorzej dwóch polityków. Jasnym jest, że Macron chętnie wskoczył na opróżnione chwilowo przez Merkel pogrążoną w kampanii wyborczej miejsce i rozwinął na szczeblu unijnym swój projekt, to podstawy politycznej pragmatyki. Ale sprowadzać całą sprawę do takich gier jest zwyczajnie infantylne.

Spróbujmy znaleźć w tym wspólny mianownik, gdzieś w pobliżu centralnej osi spajającej to wszystko, czyli euro. Na czym polega tu zasadnicza odmienność między Merkel i Macronem? Bardzo łatwo można ją odnaleźć w zasadniczym odrzuceniu przez Merkel planów centralizacji europejskich finansów w postaci eurobondów, wspólnych dla całej strefy euro, a przynajmniej w wersji Macrona dla „twardego jądra” Unii. Co to są eurobondy? Druga niezbędna strona centralnego skarbu: jednolity, wspólny dług. To jest właśnie ten brakujący element, o którym przy inauguracji wspólnej waluty wspomniał jej twórca Romano Prodi. Wspólny, jednolity dług wszystkich krajów członkowskich euro, a na początek choćby tylko jego jądra, jest koniecznym elementem składowym normalnej, zdrowej gospodarki, w której jednolita waluta musi z samej definicji mieć jednolitą cenę wszędzie, czyli właśnie wspólny dług.

Zamiast kilkunastu narodowych banków centralnych, emitujących pod nadzorem ECB de facto kilkanaście narodowych walut euro jeden prawdziwy bank centralny ECB z kikunastoma oddziałami narodowymi, emitującymi jednolitą walutę euro, z jednolitym, wspólnym długiem. Poznamy nastanie tej epoki, gdy narodowe banki euro przestaną żyrować narodowe obligacje euro, a zaczną żyrować jednolite obligacje ECB. Dziś wszak mamy odpowiednio kilkanaście obligacji państw narodowych euro, odmiennie wycenianych, co jest przecie oczywiste, skoro dług włoski jest dużo gorszy od niemieckiego, to i odpowiednio nawet w erze QE Draghiego włoski dług jest tańszy, z tym że niemiecki jest tak drogi, że osiąga ujemne rentowności, dzięki czemu między nami mówiąc Włosi wciąż nie mogą porządnie splajtować, jak się obawiano przy okazji Unicredit.

Zamiast tego powinien być jednolity rynek długu, czyli jednolite notowania wspólnych europejskich obligacji, bo włoskie i niemieckie znikną, a w ich miejsce pojawią się europejskie, a z nimi znikną samodzielne banki narodowe euro i staną się zaledwie oddziałami ECB. Oto jak to wszystko co do zasady proste. I równie zasadniczo niewykonalne, gdyż przy każdej z wielu ponawianych przez Macrona i innych europejskich polityków prób racjonalizacji euro na tym etapie pojawia się zasadniczy sprzeciw Merkel, która do wtóru z Bundesbankiem odmawia uwspólnienia europejskich długów i stworzenia wspólnych euroobligacji dla całej strefy euro, które to jak wiemy należy do fundamentalnych wymogów powstania prawdziwego europejskiego superpaństwa, z prawdziwą walutą euro, jednakową we wszystkich regionach. Obecnie jest ona jednakowa tylko formalnie, a faktycznie stanowi kilkanaście odmian narodowych waluty euro, teoretycznie identycznej wartości, ale w praktyce całkiem różnej, bo obligacje niemieckie naprawdę są bardzo różne od włoskich.

Jakie to ma znaczenie praktyczne? - zapyta w tym punkcie dociekliwy watson, skoro jedno i drugie euro jest w bankach tyle samo warte? Ma otóż znaczenie fundamentalne, bowiem jak właśnie wyjaśniłem jedno i drugie euro wcale nie jest warte tyle samo, bo różne są wartości narodowych obligacji euro, a tak się niestety we współczesnym systemie bankowym składa, że to obligacje stanowią jego funkcjonalną podstawę – i to w obligacjach operują między sobą i innymi instytucjami finansowymi banki strefy euro. Inaczej mówiąc QE właśnie dlatego jest wykonywana na obligacjach i z tego samego powodu bez jednolitych euroobligacji nigdy nie będzie naprawdę jednolitego systemu bankowego euro. Czyli mówiąc jeszcze prościej stworzenie wspólnego długu, czyli konsolidacji euro stanowi warunek podstawowy, konieczny dla stabilnego euro i jednocześnie stabilności europejskiego systemu bankowego, operującego dotychczas jako zlepek kilkunastu narodowych systemów bankowych, rozliczających formalnie wspólną walutę, ale de facto tak naprawdę kilkanaście odmian euro, jakoś tam interwencyjnie bilansowanych poprzez awaryjne konta przez ECB.

Bo włoskie euro nie jest niemieckim euro, tak samo jak włoski dług nie jest tożsamy z długiem niemieckim – zapytaj Makrelę! Ona nijak nie chce i nawet nie może zgodzić się na proponowane reformy, jakkolwiek by ich chciała, bowiem zabrania jej szef BuBa Weidmann. Wspólny rynek? Jak najbardziej! Ale przecież nie wspólny z Hiszpanami i Włochami dług, bo nie od dziś wiadomo, że oni prowadzą inną politykę finansową, w związku z czym wspólne obligacje z samej natury rzeczy musiałyby oznaczać że Bundesbank gwarantowałby długi Bank of Italia, a nie na odwrót, co dla Niemców stanowi anatemę i fizyczną niemożliwość: po prostu dostają na samą myśl o tym wysypki, gorączki i palpitacji serca, słowem ciężkich objawów szoku alergicznego.


Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 16/18
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut