Go To Project Gutenberg

sobota, 31 października 2009

Pierwszy bańkier inwestycyjny świata PL

W sam raz na week-end. Polska wersja artykułu Matta Taibbi The great american bubble machine, publikowanego tu w czerwcu Pierwszy bańkier inwestycyjny świata.

Jakby się nie wyświetlało (a się nie wyświetlało OCKC) jest do czytania tu.

GS_wielka_maszyna_do_robienia_baniek -
© zezorro'10 dodajdo.com

piątek, 30 października 2009

Szczurek versus Wzrostowski runda 1,5

Dlaczego szczurek i dlaczego 1,5? Zaraz się wyjaśni. Pod poprzednim felietonikiem o fiku-miku-deficyciku pojawiła się ciekawa polemika z autorską tezą polnego szczurka, która doprowadziła do wyznaczenia wzorcowego kursu Wzrostowskiego. Bloger, którego imię można znaleźć wśród ewangelistów, wykonał piękną pracę, zasługującą na osobną publikację. Ile wynosi kurs, studiuj niżej, ważny jest wniosek. Według szczurka będzie ten poziom broniony, dla zachowania pozornej chwały, według zezowatego pan nasz finansowy co najwyżej dopchnie coś pod dywan, gdyby - na co niestety wskazują wykresy - złotóweńka deczko nam się obsunęła ponad granicę 50% wzorca. Jak widać, możemy się zgadzać co do meritum i stawiać zupełnie odmienne diagnozy. A teraz tekst właściwy, zasługuje na potraktowanie poważnie, bo autor wie, o czym się wypowiada.

================================
Ponieważ niejako wywołałem ten temat, czuję się w obowiązku go pociągnąć i przedstawić moją krytyczną opinię. Wszystko to w duchu ustalania faktów i odkrywania prawdy, o co nam wszystkim przecież chodzi i tym podobne pierdoły.
Większych różnic między nami nie ma, bardziej chodzi o interpretację, niż o same liczby.
Obu nam 50 mld PLN długu i drugie 50 mld PLN długu daje łącznie 100 mld PLN długu, a za cholerę nie chce nam z tego wyjść +2% wzrostu PKB.

A więc na początek małe sprostowanie kto ogłasza, co ogłasza, kiedy ogłasza i jakie są konsekwencje. Zgodnie z Ustawą o finansach publicznych,
Art. 38 Minister Finansów ogłasza, w terminie do dnia 31 maja roku następnego, w drodze obwieszczenia, w Dzienniku Urzędowym Rzeczypospolitej Polskiej „Monitor Polski”:
1) kwotę i relację do produktu krajowego brutto:
a) państwowego długu publicznego,
b) długu Skarbu Państwa,
c) niewymagalnych zobowiązań z tytułu poręczeń
i gwarancji udzielonych przez Skarb Państwa,
2) kwotę niewymagalnych zobowiązań z tytułu poręczeń i gwarancji udzielonych przez jednostki sektora finansów publicznych — według stanu na koniec roku budżetowego.

Tak więc to Vincent ogłasza, na podstawie własnego raportu, czy Vincent wygrał, czy też przegrał. Przy czym z mocy prawa nie wolno mu kłamać. Jedno jest pewne - do maja się nie dowiemy.

Co się stanie, jeśli Vincent będzie musiał zaraportować więcej niż 50%? W zasadzie nic.
Art. 86. W przypadku, gdy wartość relacji kwoty państwowego długu publicznego do produktu krajowego brutto, o której mowa w art. 38 pkt 1 lit. a, ogłoszonej
zgodnie z art. 38:
1) jest większa od 50 %, a nie większa od 55 %, to na kolejny rok Rada Ministrów uchwala projekt ustawy budżetowej, w którym relacja deficytu budżetu państwa do dochodów budżetu państwa nie może być wyższa niż relacja deficytu budżetu państwa
do dochodów budżetu państwa z roku bieżącego wynikająca z ustawy budżetowej;

Jeśli więc przekroczony zostanie pierwszy próg na koniec 2009 i Sejm gdzieś w połowie lutego 2010 przyjmie Ustawę budżetową na 2010 z ZAPISANYM deficytem budżetu np. 7%, to w maju 2010 Vincent (lub jego następca) ogłasza oficjalne wyniki zawodów i we wrześniu 2010 roku Rada Ministrów przyjmuje projekt budżetu na 2011 z deficytem nie większym niż te 7%. Potem ten projekt trafia do Sejmu, który może z nim zrobić co chce. Nic się nie dzieje. Jedynie Kaczki mogą drzeć dzioby, jak to tuskowniki Polskę nam niszczą. Ale i tak to robią cały czas, więc co za różnica?

Teraz nasze liczby...
Mam nadzieję, że punkty 1., 2. i 3. oraz to, że zegar długu się nieco spieszy i pokazuje już ponad 50% nie budzą wątpliwości. Mam również nadzieję, że rzucane przez Vincenta i innych kwoty deficytu 17, 29, 52 czy 100 mld PLN nie mają większego znaczenia, bo są to wszystko liczby brane z powietrza na potrzeby obowiązującej danego dnia propagandy. Dlatego konieczne było prześledzenie wszystkich transakcji i przyjęcie pewnych założeń do końca roku.

(Raz kiedyś, w jakimś unijnym raporcie, w rozdziale poświęconym Polsce, widziałem planowany deficyt SFP w 2009 w wysokości 6,8% PKB. No Unii to się oni trochę boją i nie łżą im tak bezczelnie, jak to robią na naszym lokalnym podwórku. Te 6,8% oznaczałoby prawie 91 mld PLN przez cały 2009, a więc 45 mld PLN w pół roku, czyli Vincent przegrywa).

Teraz punkt 4. czyli gdzie jesteśmy obecnie i ile brakuje do granicy. Otóż o długu zagranicznym można mówić na dwa sposoby: według kryterium rezydenta i według kryterium miejsca emisji.

Dług zagraniczny według kryterium rezydenta to cała kasa którą wisimy osobom (fizycznym i prawnym - ludziom, firmom, organizacjom i rządom) mającym swoją siedzibę za granicą bez względu na walutę, w jakiej ten dług jest wyrażony. Czyli jeśli bank z Jamajki ma polskich obligacji za 100 mln PLN, to jest to dług zagraniczny według kryterium rezydenta, a jeśli ja, ty lub inny PKO BP zakupi na giełdzie we Frankfurcie pokaźny pakiet polskich obligacji nominowanych w Euro - to według kryterium rezydenta nie będzie to dług zagraniczny.

Z kolei dług według kryterium miejsca emisji bierze pod uwagę wyłącznie walutę, w której powstało zadłużenie. Zadłużenie w walucie krajowej = dług krajowy, zadłużenie w walutach obcych, instrumenty wyemitowane za granicą = zadłużenie zagraniczne.

Jeśli się wczytasz dokładnie w definicje zawarte w raporcie NBP z którego brałeś dane, to zobaczysz, że jest tam dług zagraniczny według kryterium rezydenta. (Czwarta zakładka, 'Uwagi metodyczne': Zadłużenie zagraniczne brutto, [...] jest sumą podjętych i nieuregulowanych zobowiązań rezydentów danego kraju wobec nierezydentów,[...]) Spora część tego jest nominowana w PLN.
A do naszych obliczeń należałoby wziąć dług według kryterium waluty, w której jesteśmy zadłużeni, a więc według kryterium miejsca emisji.

Ja swoje liczby brałem stąd:
http://mofnet.gov.pl/_files_/dlug_publiczny/zad...
Dokument jest z 30 września 2009. Następny raport, za trzeci kwartał będzie dostępny 30 grudnia. I wreszcie raport za cały 2009 rok będzie 31 maja 2010 o godzinie 16:59 ;)

Tak więc podtrzymuję, że "liczba Vincenta", zwana również "granicą Vincenta" według moich szacunków wynosi obecnie 4,34.
Vincent wie, ja wiem, teraz to i Vincent wie, że ja wiem.
© zezorro'10 dodajdo.com

czwartek, 29 października 2009

Rozwolnienie dolara 17: powrót na trasę

Był strach? Był. Korekta jednak nie taka znów straszna, choć być może wcale nie skończona. Jakby nie było, lollar nie wygląda na specjalnie twardego, więc z radością wraca na trasę szmaciarskiego zjazdu. Odbicie było spektakularne, ale jego charakter pokazuje dalszy kierunek: w dół. Następny przystanek: .655
© zezorro'10 dodajdo.com

Waldek na gazie

Nasz ulubiony Waldek urodzony Model wrócił z dyskusji z Moskalami i oświadczył, że osiągnięto "porozumienie polityczne" co do zarządzania EuroPolGazem. Waldek zgodził się na równoprawny udział PGNiG oraz Gazpromu, fift-fifty, zaproponowany przez Putina z okazji ostatniej wizyty na Westerplatte. Bez zgody na roszadę udziałów, polegającą najzwyczajniej w świecie na wywłaszczeniu mniejszościowego udziałowca w osobie spółki Gas-Trading, strona rosyjska nie dawała złudzeń co do wznowienia dostaw brakujących nam kilku mld m3 gazu.

Jak wiadomo, zima za pasem, więc czas się było dogadać. Waldek się politycznie dogadał, przyobiecując jeszcze ramowy kontrakt na odbiór 11 mld m3 gazu przez następne 20 lat, ale umowa na brakujące do opalania marne kilka mld, potrzebne dzisiaj, ciągle jest w lesie. Ciekawe, jak z tego impasu, co do którego Waldek politycznie się porozumiał, panowie wyjdą technicznie oraz prawnie. Ciekawe, jak spróbują wywłaszczyć zawadzającego w pełnej kontroli jamalskiej rury Gudzowatego? Bo przecież pogaduszki polityczne Waldemara urodzonego Modela to jedno, a własność decydujących 4% EuroPolGazu to drugie.

Pisze wprost
Aleksander Gudzowaty ostrzega, że nowa umowa gazowa z Rosją, na mocy której ze składu polsko-rosyjskiej firmy EuroPolGaz zajmującej się tranzytem rosyjskiego gazu przez Polskę zniknie firma Gas Trading, doprowadzi do zwiększenia uzależnienia naszego kraju od Rosji. - Rosja będzie zarabiać, my nic z tego nie będziemy mieli - twierdzi Gudzowaty, którego Bartimpex ma 36,17 procent udziałów w firmie Gas Trading.

Negocjacje dotyczące nowej polsko-rosyjskiej umowy gazowej wciąż trwają. Wiadomo na razie, że strony ustaliły już kwotę dodatkowych dostaw gazu do Polski na poziomie 11 miliardów metrów sześciennych rocznie. Kontrakt na dostawy gazu z Rosji został przedłużony do 2037 roku. Zarówno Polska jak i Rosja są zdecydowane, by ze spółki EuroPolGaz eksploatującej polski odcinek gazociągu jamalskiego wyeliminować firmę Gas Trading, w której ponad jedną trzecią udziałów ma Aleksander Gudzowaty.
No właśnie. Negocjacje trwają. Panowie się porozumieli, że Gudzowaty ma im opylić brakujące do szczęścia po 2% i będzie eldorado. Jego Pawlak nie pytał, bo zdaje się, odgadł odpowiedź z jednym palcem...
Handel "non-profit"

Zdaniem Gudzowatego pozbycie się ze spółki Gas Tradingu doprowadzi do tego, że spółka EuroPolGaz stanie się "organizacją non-profit". - Rosjanie będą zarabiać pieniądze na sprzedaży gazu do Niemiec i innych krajów, a my nic z tego nie będziemy mieli - ostrzega. Rosjanie mieli wymusić takie rozwiązanie grożąc, że w innym przypadku wstrzymają dostawy gazu dla Polski. - To sytuacja bez precedensu w historii gospodarczej. Nasi niedołężni politycy nie umieli temu zaradzić - oskarża Gudzowaty. Biznesmen twierdzi również, że jeśli rząd zgodzi się na żądania Rosjan dojdzie do "nowej Targowicy".
Co do Targowicy to bym się powstrzymał, ale co do zasady jest przecież jasne, czego pragnie niedźwiedź. Odzyskania kontroli nad rurą, każdym dostępnym sposobem. Teraz wystarczy mu udział 50%, który z czasem i tak zamieni na większościowy, poprzez konwersję długów. Jeśli PGNiG przestanie słuchać, znowu będzie jakaś awaria...
Gudzowaty: muszą mnie zastrzelić

Gudzowaty zapowiada, że on udziałów w EuroPolGazie się nie pozbędzie. - Jak mnie do tego zmuszą? Zastrzelą mnie? Innej możliwości pozbawienia mnie udziałów nie ma - twierdzi. Natomiast w przypadku, gdy rząd odgórnie pozbawi go udziałów, biznesmen zapowiada, że będzie dochodził sprawiedliwości w sądzie. Zaznacza, że broni w ten sposób interesu Polski - jego zdaniem po wyeliminowaniu Gas-Tradingu Rosjanie będą dążyć do przejęcia pełnej kontroli nad EuroPolGazem.
I to się zezowatemu podoba. Niezależnie od tego jakie tam lody w tych Tradingach były kręcone, własność to własność. Kiedy jakiś urodzony Model ogłasza, że ją odbierze, żeby nam było wszystkim ciepło, robi się naprawdę zimno...
© zezorro'10 dodajdo.com

Goldman Sachs wydaje się bardzo tani

Odlot na złotym. W Geesie Jan Hatzius tak się napalił green shoots, że strach. Melduje rzepa.
Bank inwestycyjny Goldman Sachs zmienił szacunki dotyczące godziwej wartości (fair value) złotego. Zdaniem analityków banku, za euro płacić powinniśmy 3,54 zł

Poprzednio GS oceniał, że kurs równowagi oscyluje w granicach 4,09 EUR/PLN. Obliczenia banku odbiegają od tego, co się dzieje na rynku.

Zezowaty pójdzie dalej. Euro po trójaku. Gospodarka stoi, leży, euro po trójce się należy. Tak serio to kurs równowagi, po którym bilans handlowy się nam domyka rzeczywiście jest ponad 4 zł.
Analitycy przyznają, że to efekt gwałtownej deprecjacji polskiej waluty w trakcie kryzysu finansowego.

Zmianę szacunków Goldman Sachs uzasadnia lepszymi wynikami polskiej gospodarki (w tym rosnącym PKB).

Zdaniem GS, kurs równowagi EUR/USD to 1,2 dolara za euro. Obecnie inwestorzy płacą 1,47 dolara za europejską walutę.

Co ma dotatni PKB do szaleńczej rekomendacji aprecjacji złotego? Czy złotówka zaczęła być walutą światową, jak frank na przykład? Owszem, oprocentowanie obligacji wpływa na kurs, podobnie jak handel. Wzrost natomiast ma się do tego jak kwiat do kożucha.

Polecam wydrukować rekomendację eurusd i oprawić w ramki. 1,200 waszyngtonów za euro to było i już nigdy nie będzie. Never, ever again. Nawet na samej górce szczytu paniki rok temu lolar nie doszedł do tej poprzeczki. Tę uwagę dedykuję wszystkim biorącym gees poważnie. Według zezowatego palą im się właśnie gacie, bo wygląda na to, że wzrostowskie tańce z dziurami skutecznie zniweczyły naganianie na nieuniknione umocnienie złotego. Zamiast marszu do 4,000 złoty pomyka w kierunku 4,300. Zupełnie niezgodne z rekomendacją. Co się dzieje panie reżyserze?
© zezorro'10 dodajdo.com

środa, 28 października 2009

Leon zawodowiec strzela z komputera

A konkretnie zapowiada następną wojnę. Kolejne Pearl Harbour będzie w internecie, według jego słów. Warto przypomnieć, że poprzednie wieszczenie Pearl Harbour usłyszeliśmy z ust Dicka Cheneya, przed kampanią wojny z terroryzmem. Po pewnym czasie szokujące wydarzenie w postaci WTC rzeczywiście miało miejsce. Jeśli historia jest dobrym nauczycielem, to następna wojna to nie będzie atomowy grzyb nad Bagdadem, ani 50 tysięcy świeżych wojaków w Afganistanie. To będzie prawdopodobnie nieoczekiwany cyberatak na Stany, paraliżujący im jakąś ważną infrastrukturę,typu np. sieci energetyczne, albo jeden duży bank, albo cały Euronext, kto wie.

Niespodziewany spodziewany atak posłuży oczywiście do natychmiastowego wdrożenia stanu wyjątkowego ze wszystkimi temu odpowiadającymi dekretami, albo - najzwyczajniej w świecie - zablokowaniu internetu - w postaci filtrowania i koncesjonowania całej infrastruktury. W Warszawie był kiedyś taki budynek, na zapleczu gmachu KC, ot tak dla wygody, przy ul. Mysiej konkretnie. GUKPPIW czy jakoś podobnie to się nazywało, a potocznie cenzura. Każde wydawnictwo, publikacja, widowisko, program na żywo w TV był cenzurowany dla bezpieczeństwa państwa. Dziś są inne czasy, gospodarka elektroniczna, kto by tam wnioski o dopuszczenie stemplował. Wystarczy klik na ekranie i gotowe.

Przypomnę dwa fakty. Po pierwsze tego lata Obama podpisał dekret o cyberbezpieczeństwie, który na wypadek stanu wyjątkowego absolutnie całą kontrolę internetu, włącznie ze wszystkimi zasobami (komputery, nadajniki, sieci itd.) przekazuje pod władanie specjalnej komórki pod egidą NSA. Jeden podpis i dekret wchodzi w życie.

Drugą sprawą, z której mało kto sobie powszechnie zdaje sprawę, jest możliwość prewencyjnej cenzury, polegającej na programowym blokowaniu/filtrowaniu ruchu w skali globu. Twoja poczta, twoja sieć firmowa i twój osobisty blog, drogi Watsonie są nadal twoje, ale pewnego dnia możesz przestać ich używać pod ich właściwymi nazwami, czyli będą twoje i tylko twoje. Otóż USA, a konkretniej ich państwowy organ, zarządza najwyższą sferą DNS (domain name server), która dalej - za pomocą demokratyczych i rozproszonych serwerów regionalnych oraz krajowych - zarządza przestrzenią adresową internetu. Dzięki tej międzynarodowej kontroli adres zezorro.blogspot.com jest widoczny z każdego miejsca na Ziemi i wskazuje dokładnie ten sam adres komputera. Jeśli zezowaty popadnie w niełaskę u Chińczyków, kasują lub blokują tę nazwę w swojej krajowej kopii DNS (ichni dopowiednik naszego NASK) i za Wielkim murem cisza. W Pekinie nie poczytają nieprawomyślnych treści (przynajmniej nie wprost). Owóż Amerykanie mogą taki myk zrobić globalnie, blokując/filtrując root servery DNS. Wówczas zezowaty będzie niedostępny także globalnie. Mamy globalizację przecież. Co gorsza, równie niedostępny będzie na przykład adres chujnia.pl. Szybko, sprawnie, elegancko i nikt nie używa brzydkich słów, typu cenzura. Cyberwojna. Chujnia.pl, tak mówi Leon, a Leona warto słuchać, bo to zawodowiec.
© zezorro'10 dodajdo.com

niedziela, 25 października 2009

Załatwimy na 50%

Dociekliwi spekulanci i ciułacze zastanawiają się, co zrobi Wzrostowski z kursem euro. Szczurek polny na przykład twierdzi, że będzie próbował podnieść złotego do 4,000 na koniec roku ze względu na datę wyliczenia deficytu. Współbrzmiałoby to z nachalnym naganianiem na dalsze umacnianie złotówki. Spójrzmy zatem na liczby, bo te nie kłamią (chyba że są nieprawdziwe).

Poniżej dwa scenariusze wyliczenia długu publicznego, przy różnych kursach walutowych. Wartości na koniec roku estymowane z dwóch kw.09.
=====================================
Eurpln eur/usd PKB mld
4 1,5 1282
Usd Eur Pln
11,3 59,6 242 RAZEM %pkb
67,8 238,4 242 548,2 42,76

Po uwzględnieniu dziury 52 mld
Usd Eur Pln
11,3 59,6 242 RAZEM %pkb
67,8 238,4 294 600,2 46,82

Po uwzględnieniu dziury 100 mld
Usd Eur Pln
11,3 59,6 242 RAZEM %pkb
67,8 238,4 342 648,2 50,56
=====================================
Eurpln eur/usd PKB mld
4,4 1,5 1282
Usd Eur Pln
11,3 59,6 242 RAZEM %pkb
74,58 262,24 242 578,82 45,15

Po uwzględnieniu dziury 52 mld
Usd Eur Pln
11,3 59,6 242 RAZEM %pkb
74,58 262,24 294 630,82 49,21

Po uwzględnieniu dziury 100 mld
Usd Eur Pln
11,3 59,6 242 RAZEM %pkb
74,58 262,24 342 678,82 52,95
=====================================

Jak widać z wyliczenia, pan finansów Wzrostowski ma absolutną swobodę w polityce kursowej, ale polityka fiskalna niestety mu się nieodwołalnie rozjeżdża. Po pierwsze pierwszy próg długu jest - na razie - niezagrożony. Ujawniona dziura budżetowa na 52 mld wchodzi do budżetu przyszłorocznego, więc w tegorocznym nie ma nic do gadania. Owszem, co się odwlecze, to nie uciecze i w przyszłym roku próg 50% pkb zostanie już pokonany. Po drugie, kurs walutowy - wbrew podejrzeniom analityków spiskowych - nie ma tu nic do rzeczy. Próg zostanie przełamany niezależnie od chwilowego kursu, a nawet trendu walutowego.

Kluczowy w dyskusji o długu publicznym w Polsce jest nie tyle jego poziom, co struktura. Kreatywna księgowość obecnego rządu zezwoliła na poutykanie po rożnych agencjach ok. 100 mld zobowiązań państwowych (Jankowiak et al.), które prędzej czy później zostaną ujawnione. Uciekanie przed ich uznaniem i udawaniem, że Jasia nie ma, bo jest pod stołem, prowadzi niestety prostą ścieżką do pułapki zadłużenia, bowiem na pokrycie fikcji rząd zaciąga właśnie radośnie kolejne pożyczki, które pojawią się po właściwej stronie bilansu, gdy już będzie za poźno na łagodne działania naprawcze i konieczne będą drakońskie cięcia. Im dłużej będziemy przebywać w radosnym wzrostowskim letargu, tym bardziej bolesne będzie przebudzenie, bowiem przekroczenie 55% jest już praktycznie przesądzone. Stanie się tak z powodu słabej koniunktury zewnętrznej (albo niedostatecznie poprawiającej się) oraz słabnącej koniunktury wewnętrznej (albo nie poprawiającej się - zwolnienia itd.)

Lipcowe umocnienie złotego było - jak pisałem - efektem przepuszczania przez forex pomocy unijnej, co dało wynik analogiczny do interwencji. Do tego sygnału dołączyła spekuła, naganiająca teraz wyraźnie na bezkresny marsz naszej waluty. O ile pierwotna decyzja ministra (Wzrostowski przyjaciel HSBC) daje podstawy do oczekiwania na opcje walutowe 2, nie będzie to skorelowane z polityką budżetową. Niezależnie od kursu walutowego bowiem budżet tegoroczny trzeba awaryjnie reperować, a przyszłoroczny przekroczy progi ostrożnościowe. Wszystko jednak zależy od sposobu i szybkości wymiatania śmieci spod dywanu. Znając polityczne realia można w ciemno zakładać, że za odważnym aktem ujawnienia połowy deficytu nie pójdą następne i ew. dalsze braki będą dopisywane do pożyczek w części ukrytej po różnych egzotycznych funduszach jeszcze co najmniej przez rok. Liczby nie kłamią, ale można je zapisać w różnych kratkach i terminach i na tym polega właśnie kreatywność. Benek naszym miszczem.

Źródła
zadłużenie Polski kwartalnie NBP
PKB GUS
© zezorro'10 dodajdo.com

czwartek, 22 października 2009

Giełda i złoto. Spojrzenie od fundamentu piramidy

Dzięki Jarkowi mamy otwierający oczy graf, który tłumaczy lepiej od tysiąca słów. Ale od początku. Mamy teraz moment decydujący o dziwnej benkowej hossie. Będzie głębokie odbicie, czy płytkie, dalszy marsz w górę, czy kiszenie i zwałka z odbiciami. Pytanie niebagatelne, prawda?

Mamy kilku głównych aktorów: lolar, Benek, giełda, obligacje, gospodarka, surowce i złoto. Wbrew wbijanemu do łbów przesądowi, że barbarzyński relikt jest zwykłym świecidełkiem, przesądni centralnie bankierzy najbogatszych państw świata trzymają w tym relikcie nadal lwią część swoich rezerw monetarnych (a nie surowcowych). W związku z kryzysem rozpętała się z drugiej strony wręcz histeria ogromnej hossy na złocie. Spójrzmy zatem dziś od strony fundamentu (rezerwy stanowią podstawę kreacji pieniądza) i zastanówmy się, co dalej.

Co robi Benjamin

Benek w najlepsze szmaci walutę, zwaną wcześniej dolarem, a obecnie lolarem. Wszystkim naokoło opowiada, że co do polityki kursowej, to proszę pytać Tymona, czyli ministra skarbu. Big Ben zajmuje się centralnie kreacją lolara i tylko lolara. Wartość lolara do innych walut go nie interesuje, jego interesuje tylko stopa inflacji i stopy procentowe obligacji. Tymon zarzeka się w żywy chiński kamień, że kraj wielkiego wuja (Uncle Sam) prowadzi politykę silnego dolara. Mówi to z całkowitym spokojem, więc nadaje się na swoją funkcję, bo pewnie nawet powieka mu nie drży. Lolar tymczasem zalicza roczne minimum i - po korekcie - będzie zapewne dalej podążał do dołka w okolicy .625 (1,60 do euro). Słaby dolar jest niejako wymuszony przez pompowanie innych aktywów (giełda), w które wpuszczono tani państwowy kapitał ratunkowy, żeby zatkać przepastne dziury w kreatywnych bilansach banków. W ten sposób mastodonty bankowości, które na swej działalności operacyjnej splajtowały, utrzymywane są przy życiu w złudzeniu rentowności, zapewne z zamiarem przeczekania trudnego okresu. Zanim gruby schudnie, chudy umrze. I pewnie taki jest zamiar Benito i spółki, bo tani kapitał jest tylko dla swoich. Tymczasem realna gospodarka zdycha i dzięki temu rekiny mogą się do woli nażreć padliną. Redystrybucja kapitału.

Mamy puchnącą od taniego pieniądza giełdę i surowce. Im bardziej giełda idzie w górę, tym dolar jest słabszy, co nie powinno dziwić, bo przecież realna wartość akcji nie wzrasta, nie widać - poza palaczami green shoots - szalejącej koniunktury. Trudno nawet udowodnić, choć takie jest nasze przeczucie, że sprawcą szmacenia lolara jest pompowanie giełdy. W zasadzie to nie ma znaczenia, bowiem liczy się tandem, wartości względne. Skoro surowce drożeją, musi tanieć relatywnie dolar i odwrotnie. Drożeją śmieciowe akcje bankrutów, nazywane kapitałem, natychmiast zielony flaczeje.

Proces flaczenia będzie trwał dopóki nie zastrajkują nabywcy obligacji, pociągając długie stopy procentowe w górę, co natychmiast podniesie dolara. Oczywiście Benek bardzo tego nie chce, ale zezowaty widzi już oznaki podnoszących się kosztów pożyczkowych i - co gorsza - będą się one nasilać. Jak tu relacjonowałem przeciętna emisja tygodniowa obligacji wielkiego wuja z podpisem Tymona będzie w kilkuletniej perspektywie wynosić ok. 200 mld. Takich mas papieru świat jeszcze nie widział, więc doświadczenie będzie ciekawe. Z perspektywy bondów flaczenie lolara nie potrwa długo, najwyżej kilka miesięcy, potem restrykcyjne podwyżki stóp i żegnajcie giełdowe ekscesy.

Co robi złoto

Złoto w najlepsze goni coraz wyżej i na trwałe podniosło się powyżej poprzeczki 1050. Patrząc na inne aktywa, na przykład na giełdę, nie powinna ta zwyżka dziwić, bo od marca wartość złota w akcjach śmieciowych akcji amerykańskich nie wzrosła. Zatem opowieści o hossie na złocie - przynajmniej w porównaniu do akcji (ale także np. ropy) są mocno przesadzone. Wydaje się, że najzwyczajniej ktoś coś na chama pompuje (Benek dmucha NYSE), a wszystko inne odpowiednio do tego drożeje, czyli innymi słowy lolar się wobec tych aktywów dewaluuje. Istotnie, dewaluuje się także wobec innych walut, choćby odrobinę twardszych. Co widać w perspektywie? Ciekawe rzeczy.



Po pierwsze widać, że upadek giełdy w stosunku do pieniądza fundamentalnego trwa już od kilku lat. Jakkolwiek atrakcyjnie wykres by nie wyglądał w lolarach, w złocie giełda amerykańska znajduje się w zapierającym dech zjeździe, który doprowadził ją od szczytów z początku millenium na wysokości DJ INDU ponad 40 uncji do dzisiejszych 10. I owszem, Dow Jones Industrials dobił do 10500, złoto przeszło 1050.

Na wykresie można z łatwością przewidzieć kurs INDU za pół roku w wysokości 7,50. Policzmy zatem. Jeśliby giełda miała się nie zawalić (co w perspektywie obligacji jest raczej wątpliwe) i pozostać na dzisiejszym poziomie, złoto powinno kosztować 1400$. Jeśliby giełda spadła do racjonalnych poziomów ok. 6000-8000, złoto pozostałoby na niezmienionym poziomie. Jeśli jednak COmex pęknie (co niektórzy wykluczają) i złotko pofrunie sobie na przykład do 3000, INDU powinien wspiąć się na nowe szczyty w okolicach 22500! Kto powiedział, że jeep morgan obroni Comex choćby nie wiem co? Patrząc na desperackie naked shorty przecież sytuacja musi skończyć się wybuchem. Czy to musi być tragedia? Jak dla kogo. Spójrzmy na to od tej strony. Jeśli w wyniku paniki złoto osiągnie poziom 3000, nie powinno być mowy o bessie na giełdzie. Owszem, dolar się zeszmaci ostatecznie i za euro jankes będzie płacił dwóch waszyngtonów. Ale jaka piękna hossa! Jeśli tylko długie obligacje wytrzymają, złota hossa wcale nie musi być taka zła, po przeanalizowaniu wykresu może być nawet w planach. Czy zezowaty obstawia ten scenariusz? Nie, ponieważ bondy go zweryfikują, ale życie uczy pokory...
© zezorro'10 dodajdo.com

Tarcza 2.0

Krótka relacja z wizyty Joe Bidena. Mamy nową tarczę. Na razie nie wiadomo dokładnie, jak będzie działać, ale najważniejsze, że będzie. Podobno ma mieć krótszy zasięg, więc nie będzie (tere fere) drażnić niedźwiedzia. O takich drugorzędych sprawach, jak bezpieczeństwo energetyczne, w dużym i małym pałacu nie rozmawiano.

Mleczko streszcza.
© zezorro'10 dodajdo.com

Rozwolnienie dolara 16: pułapka

Wczoraj piękny odwrót od pozornie przebitej linii usdeur .6660 (1.500). Wygląda na klasyczną pułapkę.


Byłem wśród 3% oczekujących odbicia w górę (zatrzymania spadku dolara). Co więcej, wyznaczony apriori poziom wsparcia został zachowany niemal z aptekarską precyzją - absolutne minimum chwilowe stanęło na poziomie .6647. Trzeba było spróbować zahandlować po tej cenie ;)

Ma rację Dorota wskazując, że siłę obecnej hossy poznamy po głębokości i przebiegu tej korekty. Jeśli będzie ona płytka, będzie to po prostu przerwa w dalszych ogłupiałych wzrostach, napędzanych pustą kasą, wpompowaną przez twórcę monety Benka. Po krótkim wytchnieniu na giełdach, gdzie akcje i surowce będą tanieć w rytm chwilowego umocnienia dolara, wszystko wróci do normy, czyli dalszego szmacenia zielonej waluty. Dolar będzie się dalej staczał w kierunku .625 (1.600), Trichet będzie płakał, a Europa całkiem serio pogrąży się ponownie w recesji (zabraknie chęci i możliwości sfinansowania dalszych akcji pomocowych). Ten rozwój wypadków prawdopodobnie jest preferowany przez reżyserów spektaklu.

Jeśli wszelako odbicie dolara będzie znaczące, a w jego trakcie pojawią się znowu samonapędzające mechanizmy deflacyjne, szmacenie zielonego trzeba będzie odłożyć na chwilę. Mogłaby wystąpić wtórna fala bankructw dużych instytucji, dla których zabrakło hojnej ręki Benjamina. O ile taki scenariusz jest nie na rękę sprawcom kryzysu, nie można go wykluczać. W każdym razie oznaczałby na pewno ustanowienie nowych minimów na giełdach i tzw. jesień średniowiecza. Fundamentalnie rzecz biorąc, tak powinno się stać, bowiem szczyty obecnego odbicia noszą wszelkie znamiona euforii narkotycznej, w dodatku napędzanej sztucznie przez komputery. Filary ekonomii finansowej, czyli śmieciowe akcje upadłych spółek handlowane są na giełdzie z szybkością odrzutowca. Miesięczny obrót akcjami AIG wynosi 809% kapitalizacji (rotacja spółki 8x na miesiąc!). Czy ta żonglerka będzie trwać wiecznie? Na pewno nie, ale dostatecznie długo, żeby wykończyć twoje nerwy. Jedno jest pewne, eksperyment Benka jeszcze daleko ma do ukończenia.

© zezorro'10 dodajdo.com

poniedziałek, 19 października 2009

Peace brother. Zapal skuna

Jeśli ktoś jeszcze ma wątpliwości, że zezowaty chwyta zeitgeist w trakcie formowania, niech czyta uważnie. Oczywiście jest ciąg dalszy odysei pokojowego noblisty. Nie zapominaj przy tym, że pan Schickelgruber alias Hitler był malarzem pokojowym, jednak Nobla w dziedzinie sztuk plastycznych nie dostał ;) Jak by nie było z pokojem i sztuką nastrój był tak wyrazisty, że nie mógł mylić. Marycha dla wszystkich! I po week-endzie, jak tylko ambasador przetłumaczył zezowate przesłanie najważniejszemu, bum! Jest marycha dla wszystkich! Peace brother. Zapal skuna. Donosi dziennik (nocnik chyba)
Amerykański prezydent rozluźnia restrykcyjne prawo zakazujące palenia marihuany. Chorzy używający tego narkotyku do uśmierzania bólu, nie będą ścigani przez agentów federalnych. W ten sposób Barack Obama zrywa z polityką George'a W. Busha. Czy pójdą za nim inne kraje?
Agenci federalni nie będą poświęcać czasu i środków na aresztowania posiadaczy marihuany i konfiskowanie jej w 14 stanach USA, które zezwoliły na używanie tego narkotyku w celach medycznych, głównie do uśmierzania bólu - oświadczyło amerykańskie ministerstwo sprawiedliwości.

Nowe wytyczne resortu oznaczają odejście od polityki administracji poprzednika Baracka Obamy, republikańskiego prezydenta George'a W. Busha, który groził ściganiem używania trawki do celów medycznych nawet w stanach, gdzie wykorzystanie jej dla tych potrzeb zalegalizowano.
© zezorro'10 dodajdo.com

Peace. Poland. CEE

Mamy oczywiście kontynuację pokojowej nagrody. Wbrew oczekiwaniom epicentrum wydarzeń wcale nie leży nad Eufratem, jakbyście się wszyscy spodziewali, ale tu, w Warszawie. I nie chodzi wcale o megaawarię z podsłuchami i śmierdzącą stocznię. Było słuchać zezowatego. Jeszcze don ma szansę chociaż uciec z honorem, wywalając swego przy...asa, tego asa od drutów. Posłuchajcie po prawej, co mają nasi politico w tej sprawie. Zdziwko, że zezowaty w ten deseń od jakiegoś czasu? Nie powinno. Żeby już całkowicie sprawa była nieodkręcalna, podłożył się v-ce szef Mąka. Jeśli to nie jest klasyczny przykład najlepszego przyjaciela człowieka, którym jest - jak powszechnie wiadomo - dobrze podłożona świnia, to ja nie wiem co to jest klasyka (Mąka tajne stenogramy z podsłuchów upupionego dziennikarza wstawił jako dowód do procesu cywilnego z innym dziennikarzem, Rymanowskim z TVN). Słuchaj Tusku, on nie słucha, bo ma głuche oba ucha. Słuchaj geniusku. Wywalaj ostatniego przyjaciela swego, strażnika swych służb niewydarzonych, ostatniego gwaranta twego bezpieczeństwa, Bondaryka. Tako rzecze zorro. Jak go nie wywalisz, to ci go wywalą i po co ci to było. Tusk od sprawy nie ucieknie. To nie moja opinia, to cytat i to z dobrego źródła :) Na tym chwilowo przerywamy ten odcinek sprawy pis, żeby przejść do peace.

Sekretarka stanu Clinton zaliczyła właśnie sromotną porachę w Moskwie, gdzie jej pokazano środkowy pazur niedźwiedzia. Na nic gesty i zaklęcia wyrzucenia tarczy na śmietnik. Obama musi się czuć dziś mocno wkurzony. Dał putinowcom taki piękny prezent, Polskę bez tarczy w rocznicę haniebnego 17 września i co? I niedźwiedź mówi niet. Prezenty owszem, przyjmują, ale niech Obama nie liczy na szybki rewanż. Najdobitniejsze słowa z tej wizyty to było zapewnienie Clinton że Stany nie zabiegały o poparcie przez Moskwę sankcji wobec Teheranu. Na język polski tłumaczy się to tak, że na taką prośbę Moskwa odpowiedziałaby gromkim, szyderczym śmiechem.
Pisze Times
Nie jest łatwo pracować jako sekretarz stanu dla swojego byłego rywala w wyborach prezydenckich. Szczególnie, gdy ten dostaje Pokojową Nagrodę Nobla po raptem dziewięciu miesiącach piastowania urzędu.
Dlatego ostatnią rzeczą, jakiej podczas zeszłotygodniowej podróży do Moskwy potrzebowała Hillary Clinton, były kłopoty ze strony premiera Władimira Putina. A tak się właśnie stało. Wstyd i zakłopotanie to chyba najlepsze określenie uczuć amerykańskiej sekretarz stanu.

Clinton miała nadzieję, iż w ciągu dwudniowej wizyty zdoła przekonać Rosjan do tego, by poparli podjęcie ostrzejszych środków wobec Iranu. Miała ku temu podstawy. We wrześniu prezydent Dmitrij Miedwiediew wysłał sygnał, że Moskwa może przestać sprzeciwiać się wprowadzeniu sankcji wobec Teheranu, jeśli ten dalej będzie odmawiał współpracy w kwestii kontroli jego programu nuklearnego.

Niestety. Putin - właściwy przywódca państwa - zlekceważył amerykańską sekretarz stanu. - Jeśli dziś, jeszcze przed podjęciem konkretnych kroków, zaczniemy rozmawiać o sankcjach, nie uda się nam stworzyć korzystnych warunków dla negocjacji. Dlatego rozmowy na ten temat uważamy za przedwczesne - oświadczył premier Rosji tuż przed rozpoczęciem oficjalnej wizyty w Chinach.
W kwestii uzyskania pomocy Moskwy Clinton poniosła sromotną klęskę.

Jest ona tym bardziej dotkliwa, że wcześniej USA ustąpiły Rosji w sprawie rozmieszczenia elementów tarczy rakietowej w Polsce i Czechach. Sekretarz stanu wróciła do domu z pustymi rękoma. Jej nieudana wyprawa z pewnością wzmocni głosy krytyczne dotyczące zdolności Clinton do odgrywania silnej roli dyplomatycznej.

Prezydent Obama pracę w najbardziej zapalnych ogniskach świata powierzył swoim wysłannikom. Wszyscy są doświadczeni i mają bardzo mocną pozycję polityczną. Afganistan i Pakistan - Richard Holbrooke. Bliski Wschód - George Mitchell. Iran - Dennis Ross. Irak pozostaje w gestii wiceprezydenta Joego Bidena.

Sekretarz stanu wykonywała raczej skromne zadania dyplomatyczne. Rzadko trafiała na czołówki gazet. - Co jej zostało? Afryka? - pytał jeden z amerykańskich dziennikarzy.

W istocie w jej kompetencjach leżą Rosja i Chiny. Ma też pewne sukcesy. Jak choćby pomoc w ponownym ustanowieniu przez Turcję i Armenię - po całym stuleciu wzajemnej wrogości - stosunków dyplomatycznych.

Oczywiście Rosja bardzo jest rada z ustępstw pokojowego noblisty Obamy, jak pisze onet
Rosja wita z uznaniem rezygnację Stanów Zjednoczonych z rozmieszczenia elementów tarczy antyrakietowej w Polsce i w Czechach, oczekując jednocześnie, że Waszyngton przedstawi Moskwie szczegóły swej nowej koncepcji obrony przed pociskami balistycznymi - oświadczył w Brukseli rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow.
- Powitaliśmy już z uznaniem amerykańską rezygnację z tej inicjatywy (antyrakietowej poprzedniej administracji prezydenta George'a W. Busha). Cieszymy się na dialog z naszymi amerykańskimi partnerami, by poznać szczegóły ich nowych planów w sprawie obrony przeciwrakietowej oraz zorientować się, w jakim stopniu umożliwi nam to posuwanie się naprzód z inicjatywami, które prezentowali prezydenci (Dmitrij) Miedwiediew i (Barack) Obama - powiedział szef rosyjskiej dyplomacji po rozmowach z przedstawicielami Unii Europejskiej.

Czyżby nie pobrzemiawały tu nuty ironii? Owszem, w najlepszym stylu. Tu idzie o kasę i o siłę. Żeby nie było wątpliwości, o co tu naprawdę idzie, pożegnawszy Hillary, prezio Aleksander leci prosto do Belgradu, ażeby tam pogadać o nowych rurociągach, Southstream konkretnie. Jak donosi onet
Prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew udaje się we wtorek do Belgradu, gdzie weźmie udział w obchodach 65. rocznicy wyzwolenia serbskiej stolicy spod hitlerowskiej okupacji, a także przeprowadzi rozmowy z prezydentem Serbii Borisem Tadiciem na temat dwustronnej współpracy gospodarczej, przede wszystkim w sferze energetycznej.
Głównym wydarzeniem wizyty ma być zawarcie przez rosyjski Gazprom i serbski Srbijagas umowy w sprawie modernizacji podziemnego magazynu gazu Banatski Dvor, ok. 60 km na północny wschód od Nowego Sadu, w wyniku której jego pojemność wzrośnie z 300 mln do 800 mln metrów sześciennych.

Rozbudowa tego obiektu jest jednym z elementów podpisanego w styczniu 2008 roku pakietu rosyjsko-serbskich porozumień dotyczących współpracy w dziedzinie energetycznej. Na ich mocy Gazprom za 400 mln euro przejął też 51 proc. akcji serbskiego, państwowego koncernu naftowego NIS (Naftna Industrija Srbije).

Przeciwnicy intensyfikacji współpracy energetycznej z Rosją twierdzą, że cena 400 mln euro za NIS jest zbyt niska i że kontrakt z Gazpromem stanowi formę zapłaty Moskwie za poparcie Belgradu w sporze o Kosowo.

Umowy z Rosją przewidują również, że Gazprom poprowadzi przez Serbię jedną z odnóg gazociągu South Stream, który zamierza zbudować razem z partnerami z Włoch i - prawdopodobnie - Francji. Magistralą tą gaz z Rosji i Azji Środkowej przez Morze Czarne i Bałkany ma popłynąć do Europy Południowej, Środkowej i Zachodniej, z ominięciem Ukrainy. Serbski odcinek South Stream będzie liczyć 400 km i tłoczyć co najmniej 10 mld metrów sześciennych surowca rocznie.

Według wstępnych założeń 900-kilometrowa rura poprowadzi z Rosji po dnie Morza Czarnego do Bułgarii, gdzie podzieli się na dwie nitki: północną - do Austrii i Słowenii przez Serbię i Węgry oraz południową - do Włoch przez Grecję.

Koszt budowy South Stream szacuje się na 20 mld euro. Gazprom chce oddać gazociąg do użytku przed końcem 2015 roku. Do końca 2009 roku ma się określić w sprawie ostatecznej trasy magistrali.

South Stream na stanowić alternatywę wobec popieranego przez Unię Europejską gazociągu Nabucco. Ta rura ma biec przez terytorium Turcji, Bułgarii, Rumunii i Węgier do Austrii. Magistrala ta ma zaopatrywać UE w gaz z regionu Morza Kaspijskiego i Azji Środkowej.

Innym ważnym wydarzeniem wizyty Miedwiediewa ma być przyznanie Serbii rosyjskiego kredytu w wysokości 1 mld dolarów. Strona serbska zwróciła się do Rosji o tę pożyczkę w czerwcu. 350 mln USD rząd Serbii chce przeznaczyć na pokrycie deficytu budżetowego, a pozostałe środki mają być skierowane na finansowanie wspólnych projektów infrastrukturalnych.

I oczywiście jest natychmiastowa riposta Obamy, zapowiadającego rozbudowę baz wojskowych na Bałkanach. Pisze rzepa
Stany Zjednoczone wydadzą 100 mln dolarów na obiekty wojskowe w Bułgarii i Rumunii - poinformowały bułgarskie media, powołując się na amerykańskie źródła

60 mln z tej kwoty ma być przeznaczone dla Bułgarii. Decyzja w tej sprawie zapadła po rezygnacji administracji prezydenta Baracka Obamy z rozmieszczenia elementów tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach - informuje w wydaniu elektronicznym dziennik "Dnewnik".

W bazie, która ma powstać w Bułgarii, będzie mogło stacjonować do 2500 amerykańskich żołnierzy. Obiekt będzie gotowy do końca 2011 roku. Rumuńska baza będzie mniejsza - dla 1600 żołnierzy.

- Bazy będą własnością rządów Bułgarii i Rumunii i mają być wykorzystywane wspólnie przez siły zbrojne Stanów zjednoczonych i obu bałkańskich państw - podaje "Dnewnik", cytując wypowiedź dowódcy sił zbrojnych USA w Europie Wschodniej Gary'ego Russa.

I wszystko jasne. Jak zapowiadał zezowaty w swoim wściekłym tekście o 17 września, naganianie Polski na neoimperializm i sny o potędze Friedmana ma głęboki sens geostrategiczny. Polska ma szansę stać się bazą USA na wschodniej flance, więcej powiem - POlska w takiej roli Obamie jest niezbędnie potrzebna. Angela więcej Amis już nie potrzebuje i nie chce. Czas na przeprowadzkę, zwłaszcza że Włodek z Alkiem już budują gazociągi przez Bułgarię i Rumunię. Oczywiście nie wiadomo, kto, kiedy i czy w ogóle obudzi się w tym amoku podsłuchowym, bo donek jakby zupełnie znikał, ale fakt pozostaje faktem. Dzisiaj centrum wydarzeń jest w Europie środkowo-wschodniej i nie chodzi o żadne nagrania, ani bomby atomowe, tylko najzwyczajniejszy tranzyt nafty i gazu, którego nam notabene zaraz zabraknie. Drugim topem jest US Army, która szuka nowego domu, a nie żadne tam mityczne tarcze i mityczne stocznie, budujące widmowe gazowce do przewozu gazu za 50 lat. Pozostaje zawsze nadzieja, że kierownik ośrodka obudzi się zanim wszystko zamarznie w środku zimy, w oczekiwaniu na atomowy wybuch w Teheranie oraz kolejne rewelacyjne nagrania. It's economy stupid. Ropa, gaz, wojsko. Igrzyska i tańce potem.
© zezorro'10 dodajdo.com

sobota, 17 października 2009

Peace brother

Mamy wyniki naszego małego tańca z figurami na głodzie, przepraszam o pokoju w przedpokoju, nieważne. Wyniki plebiscytu na fajkę. Peace brother. Marycha dla wszystkich. Green shoots. Dobre zioło na wesoło.

Nikt nas nie przekona, że kolorowy lokator białego domu, objawienie nadziei (hope) na zmianę (change) tego twardo zakleszczonego świata, znajdującego się w ogólnoświatowej depresji, nie zasłużył na nominację do pokojowego Nobla zaledwie tygodnie po objęciu urzędu zimą tego roku. Za tchnienie nadziei na pokojowe zmiany zasługuje na nagrodę nie mniej niż inni laureaci, na przykład ojciec współczesnej globalizacji Heinz Kissinger.

Jes łi ken. Obama zasługuje ponadto na Nobla z ekonomii. Jego skuteczna propaganda nadziei na zmiany powoduje, że w praktyce udowodniono iż paradygmat rynków efektywnych, fundament szkoły chicagowskiej, legł raz na zawsze w gruzach. Jak bowiem mogą być racjonalne, pomijam efektywne, rynki na których panuje euforia hossy, podczas gdy realna gospodarka jest w stagnacji, bezrobocie rośnie, płace spadają, a największy kryzys nieruchomości właśnie w najlepsze się rozwija? Yes we can. Obama zasługuje na Nobla z ekonomii i to wstyd, że nikt go nie nominował w tej kategorii, bowiem to on praktycznie udowodnił, że zbiorowe czary propagandowe sterują tzw. efektywnym rynkiem jak chcą, i to w skali globu. Odkrycie warte chyba najwyższych honorów, tym bardziej iż dokonane w najbardziej ze śmiałych sposobów: eksperyment zaplanowano i przeprowadzono in vivo, efekty prac badawczych wdrożono od razu w praktyce, nie zadowalając się mdłą teorią. Nie na jakimś uniwersytecie, ale w laboratorium naszego ekonomicznego globu!

W świetle powyższego wstępu jak marnie wyglądają wyniki naszego plebiscytu. Zaledwie co siódmy respondent uznał, iż warto było zawracać sobie fujarkę honorowym tytułem dla urzędującego prezydenta. Dwukrotnie więcej twierdzi, że naominacja (takie nowe słowo od imienia pewnej działaczki) Obamie się nie należy. Za to prawdziwy powód do dumy z czytelników zezowaty znalazł w ostatnim punkcie, roztropnie dodanym do głupawej dyskusji o egzotycznych tytułach za wirtualne zasługi, mianowicie połowa chcących wyrazić swoje zdanie wybrała opcję WTF is Alice. (Tłumaczenie akronimu wtf znajdziesz po prawej w okienku wikipedia).

Kim jest kolorowy lokator białego domku, żeby mu nadawać takie albo inne odznaczenia? WTF is Obama? Hope. Change. Green shoots. Peace brother.

© zezorro'10 dodajdo.com

piątek, 16 października 2009

Kasa za bełkoty, czyli trzysta moc


Jest ciąg dalszy odysei stoczniowej, a jakże. Jest to oczywiście ciąd dalszy odysei samochodowej, która tak jakoś ze stoczniami się ładnie spina.

frasobliwy wrote:
Na stronie TVN24 wyczytałem: "450 milionów euro - tyle Polska dopłaci do niemieckiego planu ratowania Opla - twierdzi RMF FM".

Na stronie bibula.com: "Biuro prasowe ministerstwa gospodarki, pracy i turystyki w Szwerinie potwierdziło, że władze landowe zatwierdziły pomoc finansową dla stoczni grupy kapitałowej Hegemann, zatrudniającej 2300 pracowników w miejscowościach Wolgast i Stralsund."

Czyli nie dość, ze mamy faszyzm na polu domowego oświetlenia, to do tego zachodzi konsekwentna realizacja planów niemieckiej mitteleuropy z poczatku XX wieku. Polnische Schweine niespecjalnie to chyba dostrzegają i nie rozumieją konsekwencji w perspektywie 20-30 lat. Na pewnym forum, ktoś (ponoć doktoryzuje się w ekonomii albo ma nawet już dr) napisał:

"Poza tym jakoś nie padł ten argument, ale osobiście bardzo pośrednio uczestniczyłem w negocjacjach z UE, jednak na tyle, żeby wiedzieć co i jak. Otóż nigdy nie było w historii Polski takiej siły liberalizującej jak Unia Europejska. Proces negocjacji, to był ciągły proces wyszarpywania i likwidowania w Polsce jednostkowych przywilejów, dotacji, ulg, regulacji
chroniącej nasz rynek itp. Nawiasem mówiąc, przy zaciekłym oporze Polski i Polaków. Więc proszę mi nie pitolić, jaka to UE jest przeregulowana i zła, bo u nas zawsze było wielokrotnie gorzej i jeszcze tego broniliśmy parę razy omal nie zrywając negocjacji."

psów na nim nie wieszano. Widać dyskutują tam ludzie europejscy.


Nasze stocznie musiały zostać zamknięte, ponieważ wysoki komisarz d/s konkurencji Nellie Kroes dopatrzyła się nielegalnych dotacji do naszych miejsc pracy. Sprzedać stocznie! Niezwłocznie! Wykonać. Wykonaliśmy. Przetarg, pięknie ustawiony, nie wypalił. Nikt się w cyrku nie przejmuje, że CBA złożyło nagrania z dowodami na przestępstwo urzędnicze. Od góry do dołu tzw. przetarg był lewy od samego początku. Prokurator nie ma jednak wątpliwości, że żadnego śledztwa nie będzie, ponieważ nie było korupcji. Panowie tylko tak sobie przez telefon i mailowo przekazywali informacje o konkurencyjnych ofertach. Nic nie wzięli, honorowo. Oczywiście zezowaty rozumie, że wszczęcie postępowania, albo zdymisjonowanie Grada teraz równałoby się unieważnieniu przetargu i żądań odszkodowania od osiemnastu uczestników, których oferty przepadły w wyniku urzędniczej zmowy. Lepiej więc szybciutko zdymisjonować posłańca złych wieści, czyli szefa CBA Kamińskiego, który miał czelność podsłuchiwać umówionych kolesiów bez przyzwolenia i wiedzy Dona.

Podobno Bondaryk o tym nie wiedział. Zezowaty już radził, żeby Grada wywalić, cóż don nie słucha. Teraz jeszcze jedna rada: wywalić zamiast Kamińskiego Bondaryka. Skoro Kamiński jest tak skuteczny, to należy mu się - przynajmniej cicha - pochwała i awans. A Bondarykowi za to, że nie wie co się dzieje należy się promocja z woleja, bo jest d... albo zdrajca, nie wiadomo co gorsze. Rady zezowatego są za friko, bo protesty o odszkodowania i tak będą, zresztą to pikuś.

Nasza przyjaciółka Angela Merkel nie tylko zadbała, zeby szlag trafił polskie stocznie, ale też przypilnowała, żeby niemieckim się nic nie stało. Jakoś tak w tej Europie są świnie równe i równiejsze. Niemieckie na przykład mają chlewik z nielegalnymi dopłatami, a polski chlewik dostaje nakaz rozbiórki.

Teraz jaki to ma związek z samochodami. Bardzo prosty. Ta sama Angela nie będzie dopłacała do niemieckiej filii General Motors, fabryki Opel. Przecież interwencje rządowe prowadzą do nieuczciwej konkurencji. W porządku. Angela przeprowadziła program sztucznego podtrzymania popytu - kasa za gruchoty (cash for clunkers). W miedzyczasie Opel został sprzedany konsorcjum Magna-Sberbank, w którym rządzą dobrzy rosyjscy oligarchowie. Przeżycie Opla w Europie sfinansuje jednak nie Putin. Nie zrobi tego też Angela, ta już obroniła stocznie, wystarczy. Kto obroni Opla? Jak to kto, don obroni Opla, przecież tak się Angela z Władkiem dogadali.

Jedno miejsce pracy w "uratowanej" gliwickiej fabryce Opla ma kosztować polskiego podatnika około 700.000 złotych. Po wykonaniu tego rachunku, nawet jeśli rzeczywiście trzeba było rozpieprzyć stocznie, jest jasne, że lepiej każdemu robotnikowi dać po pół miliona odprawy (wystarczy z nawiązką), a dwieście tysięcy na łebka przeznaczyć na program stypendiów dla dzieci załogi, niech chociaż wykształcenie mają top. Teraz jeśli Angelę stać na wspomaganie swoich stoczni, niech wspomaga też swoich producentów samochodów, bo mnie nie stać na niszczenie moich stoczni i dopłaty do jej (albo rosyjskich) fabryk. Tak się przy okazji składa, że Opel Gliwice jest najnowocześniejszą i najbardziej wydajną fabryką koncernu GM, więc skoro takie pieniądze trzeba podarować temu najlepszemu kawałkowi trupa, to niech już lepiej dla świata zdechnie całkiem. Niech syndyk sprzeda tę fabryczkę Chińczykom, albo kosmitom, albo nawet niech ją spali, bo biednego kraju nie stać na dopłacanie do putinowskich planów germańsko-ruskiej ekspansji motoryzacyjnej po 700 tysięcy od łba załogi! Skoro nie ma dla stoczniowców, nie ma także dla oplowców, takie jest prawo prostego człowieka. Za pół miliona można zbudować tip-top nowe miejsca pracy i w dodatku będą w 100% naszą własnością, a nie pana Putina ani pani Merkel.

Dorota melduje, że Waldek ma inne zdanie. Po prostu Don poręczy rządowo pożyczkę z banku we Frankfurcie i spoko. (Taki płomienny wpis i dochodzimy do sedna, dzięki).







http://zezorro.blogspot.com/2009/05/curacao-na-gazowcu.html
http://zezorro.blogspot.com/2009/10/jesienne-gradobicie.html
http://zezorro.blogspot.com/2009/05/koniec-kapitalizmu-tako-rzecze-pravda.html
http://zezorro.blogspot.com/2009/04/obamotor-poznaj-wizje-przyszosci.html

Gógol wyświetla posłusznie reklamę a propos, więc ja też. Insignia. Trzysta moc.
© zezorro'10 dodajdo.com

Pierwszy milion!

Okazuje się, że w sierpniu zorro wynurzył się z odmętów niebytu, z krańców galaktyki do pobliża - dość odległego - centrum. Owóż nie jesteśmy na końcu świata, tylko na setnej stronie według rankingu popularności witryn alexa.com, która zbiera dane o ruchu internetowym.
999965,zezorro.blogspot.com!

Pierwszy milion. Swoją drogą nie wiedziałem, że tyle tego jest. Miliardy, dziesiątki miliardów. Witryn jest więcej niż ziemian, więc przebywanie w tym kontekście na setnej stronie to całkiem spory wyczyn bo do końca jest tysiąc razy dalej, niż do początku. Teraz poważniej. Zezowatego interesuje - skoro już przebył tę tysiąckrotnie dłuższą odległość z krańców galaktyki do pobliża centrum - czy i ile czasu zajmie przebrnięcie do pierwszego tysiąca. Jeśli zajęcie tej pozycji zajęło pół roku (pod tym adresem od marca), to czy jakiś spec od SEO zna jakieś rokowania?
© zezorro'10 dodajdo.com

wtorek, 13 października 2009

Czy czeka nas forsowanie 666 na lolarze?


Napisała nieoceniona Ewa z Turyngii, ojczyzny Wartburga. To było takie coś deluxe o niebo lepsze od zemsty Honeckera, ale śmierdziało olejem podobnie. Interior za to był przestronny i skorupa solidna. Więcej powiem: na genialnych turyńskich motorach (a nie z Turynu mój drogi Watsonie, unmoeglich) nasz mistrz Marszałek zdobywał medale. Tak, na silnikach od Wartburga! Na moje oko (nota bene) Ewa ma coś wspólnego z Carlem, albo z Zeissem, nieważne, to taka rodzinna fabryczka szkiełek powiększających w Jenie.

Owóż Ewa zabiła mi ćwieka i za cholerę nie wiem, co dalej z lolarem. Według jej ulubionych analistów z godmode trader (polecam super wykresy!) elliotowców żeby było jasne, wielki wój (Sam) szykuje nam niespodziewajkę w postaci bardzo mocnego wybicia lolara. W sumie zgadza się to z moją oceną - patrz poprzednie - determinacji do obrony usdeur na poziomie +,666 ze względu na poziom bólu. Fundamentalnie według zezowatego lolar jest gotów tę granicę przekroczyć, co po tej stronie Atlantyku nazywa się przełamaniem magicznej bariery 1,500 usdeur. Elliott jednak i monetarni szamani euro (Trichet) oraz yena (Shirakawe) są innego zdania i lolar powinien się teraz odbić. Zatem oczekiwanie tej obrony powinno według zezowatego dać poruszanie się w kanale ze wskazaniem na dalsze flaczenie lolara. Według Elliotowców jednak czeka nas rakieta na dolarze.



Dynamiczne odbicie lolara - jeśli miałoby się odbyć po elliotowsku - doprowdziłoby do załamki na NYSE, bo ciągnie ją - co według zezowatego jest jasne jak słońce - lolar tani i łatwy jak panienka w china town. Jeśli urwie się taniość, natychmiast zniknie łatwość.



Lolar pewnie zbyt dynamicznie się nie odbije, ale to wystarczy do porządnej, zasłużonej i odwleczonej niemożebnie korekty na NYSE. Skoro ona się już zacznie, to wtedy lolar może rzeczywiście się umocnić i tę korektę pogłębić. Jeśli tak się stanie, to Benek ze swoją płynnością będzie za krótki na kolejną falę destrukcji kapitału, nazywanej inaczej destrukcją frajerów. Jedno jest pewne w dłuższym okresie: giełda znowu odbije, bo lolar musi w końcu magiczną granicę przebić i się porządnie, ostatecznie zeszmacić. Nie powinno to być jednak takie szybkie i jednorazowe, jak rzeczone uroki china town, bo do destrukcji są biliony lolarów (nie frajerów), tworzonych na przestrzeni dwóch dziesięcioleci. Zniszczenie tego w jednym nawrocie uważam za naiwne.

Według teorii maksymalnego bólu, której jestem szczerym wyznawcą-praktykiem takie rozwiązanie łączy wszystkie zalety Elliotta i zdrowej teorii konspiracji, więc trzymajcie się fotelików. Dollar rulez!
© zezorro'10 dodajdo.com

poniedziałek, 12 października 2009

Giełdy rosną! Ok, sprawdźmy.

NYSE rośnie. Wbrew wszystkiemu, wbrew złym ludziom, którzy tylko czekają na jakieś potknięcie. Nie ukrywam, że wśród oczekujących - i to można by rzec "niecierpliwie" - jest także zezowaty. Ile w końcu może rosnąć na malejących obrotach, wykupionym rynku, rządzonym prawie wyłącznie przez HFT? Może nawet długo, dopóki jest tzw. płynność. Co z tego, że od miesiąca stosunek insiderów sprzedających do kupujących nie spada poniżej 20, albo że prawdziwy handel (po odjęciu komputerów) spada od roku? Nic. Cena jest wartością nie tyle umowną co wirtualną.

Jak dalece można się przekonać u Kamińskiej na ft alpha. Przytacza otwierający oczy wykres SP500 w dolarach ważonych do handlu. Intuicyjnie dolar ważony proporcjonalnie do obrotów handlowych odzwierciedla realną siłę nabywczą wobec reszty świata, dokładnie według proporcji, w jakiej dokonuje się handlu. Jest to miernik obiektywny, niezależny od arbitralnych decyzji i nacisków (w odróżnieniu od np DXY, wartości dolara wobec koszyka walut).

Co zatem widać na tym wykresie? Ano widać od roku 2007 regularne flaczenie giełdy w dolarach poprawnie zważonych. Bessa zaczęła się dużo wcześniej niż nam się to opowiada i jest to raczej bessa stulecia, odwracająca wieloletni trend aprecjacji akcji. Ostatnia bańka - nieruchomościowa - realnie była tak naprawdę dość płaska, bowiem nasilał się od przełomu tysiącleci, opisany tu w kilku miejscach trend długofalowego drenowania rynku kapitałowego (eksport kapitału) ogólnie, oraz giełdy i przedsiębiorstw realnej gospodarki w szczególności. Odpowiedzią na wysysanie kapitału jest flaczenie aktywów, które być może nominalnie nawet są w zabójczej hossie, podczas gdy naprawdę znajdują się na bezpowrotnym stromym zjeździe.



Obecna akcja pompierska Benka ma na rynku finansowym ten efekt, że nieuchronnie zabija dolara. Pompowanie bankowych trupów wirtualnym pieniądzem bez pokrycia proces realnego flaczenia amerykańskich akcji może jedynie przyspieszyć. Uważne rozważenie tego procesu moze nawet prowadzić do optymistycznego wniosku, że skoro Benkowi zależy na hossie (nominalnej) i może ją utrzymać (a jak widać może), to hulaj dusza. Przecież rosnący Nowy Jork wyzwala hossę na całym świecie, więc my zarobimy na tym realnym zjeździe podwójnie! Na takiej właśnie kalkulacji bazowały prorocze głosy tej wiosny i lata, mówiące, że obecna hossa przyćmi wszystkie poprzednie. Po spojrzeniu na wykresy trzeba zachować spory sceptycyzm. Nie dość, że Warszawa odbiła stosunkowo najmniej ze wschodzących rynków (pomimo najlepszego ministra wszechświata Vincenta), to najbardziej dostaliśmy po kuprach w złotówce.

Ciekawe jest pytanie, co dalej. To naprawdę duże wyzwanie. O ile sytuacja benkolandu jest raczej klarowna, bo na wykresie widać nie tylko konsekwentne czyny, ale też zamiary, to już pytanie co w związku z tym w Europie jest dość kłopotliwe. Na razie wiadomo, że realnie giełda w NY nie jest miejscem do lokowania kapitału, a lolar z całą pewnością nie jest i nie będzie już nigdy walutą do inwestowania na długo. Co jednak z koniunkturą w Europie, w Polsce? Szczerze mówiąc nie mam na razie jasnego podejścia do tej kwestii, ale powoli się do niej zabieram. Jak się pojawi rozwiązanie, na pewno nie omieszkam objawić. Na razie uwagi i propozycje mile widziane.
© zezorro'10 dodajdo.com

niedziela, 11 października 2009

Jesienne gradobicie

Ostatnio, mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi, Grad nie spadł. Teraz jednak sytuacja jakby trochę się zmieniła. Oprócz oczywistości widzianej dawno temu, w maju konkretnie, pojawiły się dodatkowo, jakby to powiedzieć, kłopotliwe nagrania, protokoły, stenogramy i komputerowe logi od naszego ulubieńca, pana Kamińskiego.

Wygląda, że teraz Grad spadnie, bo jak nie, to don premiero nawet do świąt nie doczeka. Jak donosi Wprost
Operacja CBA o kryptonimie „Hornet" ujawniła, że przetarg na sprzedaż majątku stoczni od początku do końca był ustawiony. Uczestniczyli w tym bezpośrednio wiceminister skarbu Zdzisław Gawlik oraz prezes ARP Wojciech Dąbrowski i jego zastępca Jacek Goszczyński. Z dokumentów CBA wynika, że o sprawie wiedział minister skarbu Aleksander Grad.

Przetarg był ustawiony tak, żeby wygrał go tylko jeden podmiot – Stiching Particulier Fonds Greenrights. Na początku przesunięto termin rejestracji uczestników przetargu, żeby Greenrights wpłacił na czas wadium. Potem kombinowano, jak uniemożliwić rozpoczęcie licytacji, bo ten właściwy podmiot potrzebuje czasu na konsultacje. A już podczas licytacji szefowie ARP i urzędnicy ministerstwa skarbu złamali wszelkie reguły. Cały czas byli w kontakcie ze „swoim" oferentem, pomagając mu w licytacji (nawet wtedy, gdy zawodziło go internetowe połączenie), co stawiało „wybrańca” w uprzywilejowanej sytuacji. Próbowano nawet manipulować zegarem odmierzającym czas podczas licytacji: zastanawiano się, czy nie można go spowolnić dla innych niż „swój” uczestników licytacji, żeby ten „właściwy” wiedział wszystko przed innymi.
Z dokumentów CBA wynika, że Greenrights miał określoną kwotę do wylicytowania, o czym wiedzieli urzędnicy MSP i ARP i ich zadaniem było niedopuszczenie, by wygrał ktoś inny. Pomagali więc „swojemu" przekazując korzystne informacje (cały czas byli z nim w kontakcie), ale także naciskając na innych uczestników przetargu. Jednym perswadowali, że opłaci im się przegrać, innych naciskali, by się wycofali, bo stracą na swoim uporze. Wynika z tego, że urzędnicy polskiego państwa świadomie i celowo nie dopuścili do sprzedaży majątku stoczni innym podmiotom i po wyższej cenie niż ta wylicytowana przez Greenrights. Otwarte jest pytanie, dlaczego urzędnicy MSP i ARP byli za wszelką cenę (także łamiąc prawo) gotowi pomagać tylko jednemu podmiotowi. Co takiego im zaoferowano, że z wielką gorliwością naginali bądź łamali prawo oraz kompromitowali swoje urzędy i przełożonych?

Pół roku temu zezowaty to wykrył przy pomocy niczego więcej, jak internetu i paru szarych komórek, więc wyczyny Kamińskiego jakby bledną. Niepokoi, bardzo niepokoi twardość i hardość Grada, bo tak długie trzymanie śmierdzącego kolegi donowi na zdrowie nie wyjdzie, ale naród ciemmny w końcu wszystko kupi. Na szczęście nie cały i nie wszystko.
© zezorro'10 dodajdo.com

We the sheeple: deadline 15.10.09

Oryginalny cukierek ze strony Crooks and liars.

You can view this video right here by getting the latest version of Flash Player!






DOWNLOADS: (495)

Download WMV
Download Quicktime


PLAYS: (3150)

Play WMV
Play Quicktime




Rob Waters at Hatewatch happened to catch the above short-lived video the other day:

It advises President Obama and other prominent people (“Our Dear Leader and co.”) to “leave now and give us our country back” and to do so by next week.

“If you stay,” the silent video message continues, “ ‘We, The People’ will systematically dismantle you, destroy you and reclaim what is rightfully ours. …

“We are angry and we are ready to take back the rights of the people. We will fight and We will win. …

“Dead line [sic] for your national response: October 15, 2009

“Thank you to all patriots who support our cause. … Be prepared for when the fateful day of the declaration of war is nationally announced.”


As the post notes in an update, the video was taken down shortly after it appeared on the SPLC site with no explanation. However, we managed to capture it before then and have reproduced it here in its original form, with a C&L tag at the end.

The "National Militia, Soldiers of Freedom" is not a known organization of any kind. Most likely it is some guy sitting in his basement.

© zezorro'10 dodajdo.com

sobota, 10 października 2009

Rozwolnienie dolara 15: cysorz to ma klawe życie

W niekończącej się opowieści - powinna chyba ukazywać się w odcinkach na parkiet.pl - mamy kolejne ataki oraz kontrataki. Ktoś coś napisał, ktoś coś powiedział, świat drży, dolar słabnie, oj co to będzie. Jeszcze nie przebrzmiały echa nagonki na petrodolara, a już odezwał się najgłówniejszy strażnik centralnego zarządu wirtualnej drukarni. Bank centralny jest zdecydowany zacieśnić politykę monetarną jak tylko perspektywy wzrostu gospodarczego poprawią się dostatecznie, cokolwiek by to miało znaczyć. Dolar po tym objawieniu trochę się wzmocnił, ale najważniejsze, odbił od granicy 1,500 do eurasa (czyli -,666 w drugą stronę). Wieści Benka są o tyle znaczące, że jako żywo puchnące jak okiem sięgnąć deficyty nie nastrajają optymistycznie kolejnych kandydatów na inwestorów w obligacje, a słowne przywiązanie do polityki silnego dolara nijak nie idzie w parze z jego realną siłą.

Przekaz Benito został wzmocniony przemówieniami dwóch prominentnych bankierów regionalnych, którzy przejawili nastawienie jastrzębie (zwolennicy wyprzedzającej podwyżki stóp). W sumie udana akcja marketingowa. Dla czytelników tego bloga nie powinno być wszelako zaskoczeniem, że cały atak i kontratak to wielka ściema, walka z nieistniejącym wrogiem, na wyimaginowanym polu.

Gdzie ta inflacja?
Po pierwsze - i najważniejsze - nigdzie, jak okiem sięgnąć, inflacji w dolarze nie widać, bo faktycznie jest deflacja. Wskaźniki cen CPI, sentyment konsumencki, wydatki, inwestycje, wszystko w dół. Do tego bezrobocie 10% i rośnie, z perspektywą wzrostu jeszcze przez cały następny rok! Wskaźnik kreacji pieniądza - patrz poprzednie wpisy - na niesłychanym teoretycznie poziomie 0. Cokolwiek Benio wydrukuje, spokojnie zostaje w jego centralbanku, bo nie wypływa na rynek. Jest jeszcze gorzej. Do momentu oczyszczenia systemu z czarodziejskiego pieniądza (góra wirtualnych aktywów, shadow banking itd.) będzie trwała deflacja, czyli destrukcja wirtualnego kapitału, do zrównoważenia bilansów bankowych. To, że giełda rośnie na minimalnych (i spadających) obrotach nic nie znaczy, poprawia jedynie wyniki instytucji finansowych (głównie banków). Inflacji z tego wykrzesać się nie da. Do tego potrzebny jest nowy kredyt, a na to z kolei potrzebna jest chęć i nastrój. Ten zostanie odbudowany oczywiście w trakcie tej światowej depresji, ale nie nastąpi to tak szybko, jak chciałby pozwolić wierzyć czarodziej Ben.

Złudzenie siły azjatyckich wierzycieli
Przez całe lato karmiono świat strachem przed możliwymi konsekwencjami strajku azjatyckich wierzycieli, głównie Chin. Co to będzie, jak przestaną kupować obligacje, których wysyp przygotowuje Tymon? Tragedia. Miesiąc w miesiąc 100 mld świeżutkich obligacji skarbowych przez kilka najbliższych lat, więc jak Chińczycy przestaną ufać w dolara, to ten się załamie. Po wielu próbach i ogromnym medialnym hałasie w końcu się udało i dolar zaczął się wyraźnie staczać. Ben i Tymon uspokajają, że polityka mocnej waluty obowiązuje i chińskie oszczędności są bezpieczne.

To szczególny rodzaj prawdy, taka lekko półprawda warunkowa. Jak tu już opisywałem, chińskie oszczędności są bezpieczne, bo Stanom niewypłacalność nie grozi. Jeśli Chińczycy przestaną kupować nowe obligacje, Ben kupi je sam w ramach operacji "drukarka", co w języku monetarystów nazywa się monetyzacja długu. Chińczyk swój kapitał i odsetki dostanie w świeżutkim papierze, trudno że trochę mniej wartym. Towarzyszy temu całkiem proste, cyniczne rozumowanie.
Powołajcie sobie wróbla transferowego, albo gold RMB, co chcecie. Nawet obligacji nie musicie kupować, nie kupujcie, szybciej się nasz dług zeszmaci. Dolar się rozleci? No to co z tego, przecież od ‘71 to jest jedynie kawałek źle zadrukowanego okultystycznymi symbolami papieru. It is our money and your problem. Sayonara. Ropa i złoto będą kwotowane w tych śmieciach, dopóki będziemy kontrolować centra podaży i handlu, a kontrolować będziemy zawsze. Reszta się dla nas nie liczy, możemy jutro zamienić lolary na żetony Monopoly.


Co zdecydowała Azja? Kontynuować swoją proeksportową politykę. Liczy się konkurencyjność chińskiego eksportu. Dopóki juan przymocowany jest do dolara, głównego partnera handlowego, nie ma naprawdę żadnego ryzyka. Za swój eksport Chiny inkasują dolary a te banki chińskie inwestują w obligacje, bo to jest ich jedyna możliwość. Po co miałyby przestać kupować obligacje Tymona, żeby zrobić mu na złość? Mogą w te sposób jedynie pogorszyć koniunkturę oraz wystawić się na retorsje handlowe, czego smak dał im pokojowy noblista Obama w oponach. Dodatkowo stracą kilka procent odsetek od kapitału oraz przyczynią się do szybszej erozji siły nabywczej dolara (wzrasta cena surowców). Skórka niewarta wyprawki, więc Chińczycy nie zrobili, całkiem racjonalnie, nic aby zmienić status quo. Jakikolwiek ruch w polityce handlowej i walutowej wobec Stanów byłby dla nich niekorzystny. Na koniec powtórzę coś oczywistego i genialnego w swojej prostocie zarazem. Chinom tak naprawdę jest obojętne, po ile jest dolar, dopóki jest wiarygodny (a wiarygodny będzie dopóki Benek ma klucze do drukarni, czyli zawsze). Co z tego, że tzw. siła dolara spada (wartość do koszyka walut), skoro wszystkie rozliczenia Chińczyk robi w dolarach. 100$ wczoraj jest tymi samymi 100$ jutro. Oczywiście słaby dolar powoduje niekorzystny wzrost cen surowców, ale to jedynie przekonuje, żeby Chiny nie przestały kupować obligacji, przyczyniając się do ich wzrostu. Jednym słowem pat.

Trójkąt Chimerica-Europa
Od dłuższego czasu publikuję wykresy usdeur, odwrotnie niż konsens europejski, nie dlatego, że jestem specjalnie benkolubny, ale wolę mieć widok taki, jak główny gracz. Zazwyczaj więcej widać ;) Lansuję ten sposób, bo widzę, jak bezradne mądrale rządzą powszechnie w Europie na wykresach odwrotnych, kiedy ten, co trzyma wszystko w ręku jedzie wręcz przeciwnie. Warto chyba widzieć to, co on, prawda? Jest szansa przy okazji zrozumieć (taka rada od lajkonika, zawsze byłem prymasem). Co zatem widać na wykresie, zobacz dalej. Na razie wnioski wypływające z decyzji Chin o utrzymaniu kursu i co z tego dla Europy wynika.

O ile wyjaśniliśmy, że główna oś handlowa (i główna oś globalizacji) jest nienaruszona (dolar dla Chińczyka jest wart dolara wczoraj i jutro także, czyli dokładnie 100 centów), to już z euro, jako kandydatem na walutę rezerwową, tak lekko nie jest. Dolar osłabia sie głównie właśnie do euro i w warunkach recesji jest to raczej zła wiadomość. Z punktu widzenia projektu Chimerica to bardzo dobrze. Policzmy. Dolar flaczeje w oczach, niemniej Chińczycy dostają te same ceny co wczoraj. Dla Europy jednak, kiedy stosują cennik dolarowy, ceny od początku roku są o kilkanaście procent niższe, dzięki słabnącemu dolarowi. Oznacza to wzrost konkurencyjności chińskiego eksportu w Europie i proporcjonalny spadek konkurencyjności produkcji europejskiej w Chinach (patrz np. Siemens). Jeśli spojrzeć na porozumienie Chińczyków w sprawie nie niszczenia dolara z tej perspektywy, to robi się nieciekawie. Za obronę status quo zapłacimy w wojnie walutowej my. Po prostu i brutalnie.

Co to jest konkurencyjna dewaluacja
Tu dochodzimy do pojęcia, które pojawiło się gdzieś z początkiem roku i zezowaty gratuluje sobie, że już wówczas przewidywał wyścig dewaluacji walut. Liderem będzie lollar, stąd wybór zaszczytnego terminu i uwaga poświęcona tej zasłużonej monecie. Wbrew słownym zapewnieniom Bernanke i Geithner robią wszystko, co w ich mocy, aby jak najprędzej dolara zeszmacić, bo wówczas będzie im łatwiej napompować dziurawy na biliony kredytowy balon i powrócić z przepaści deflacji do wygodnej i znanej polityki małej inflacji. To co widzimy na wykresie walutowym to obraz ich skuteczności. Owszem, dług zewnętrzny Stanów się ciągle powiększa, ale w wartościach realnych ulega skurczeniu, bowiem waluta jest coraz słabsza. To jest racjonalna ekonomicznie odpowiedź na politykę pompowania upadłych banków wirtualnym pieniądzem. Co więcej, takie było zamierzenie od samego początku akcji. Dług faktycznie kurczący się poprzez utratę realnej wartości pieniądza jest rozwiązaniem najstarszym z możliwych. Proszę nie mylić z hiperinflacją.

Dotychczasowe działania centralnego Benka przekonują, że polityka słabego dolara jest przemyślanym wyborem i spokojnie można zakładać dalszy upadek tej waluty. Nie widać po prostu sposobu, w jaki możnaby bieg wypadków zmienić.

Dewaluacja a inflacja
Oczekujący na inflację oraz hiperinflację przeoczą najważniejsze odcinki filmu. Być może te sekwencje są przed Amerykanami, nie wiem jak zręczny i sterowny jest Benek. Sądząc z dotychczasowego performance jankesów będzie na ostatku czekać jeszcze brudna inflacja, rzędu +15%. Ale zanim to nastąpi lollar się skutecznie zeszmaci, a właśnie wchodzimy w rozwój wydarzeń sceny drugiej.

Stopniowy upadek dolara (dewaluacja) wcale nie musi oznaczać wzrostu cen krajowych. Owszem, teoretycznie towary importowane drożeją (ropa na przykład), jednak w perspektywie kraju bilans handlowy bardzo szybko się stabilizuje, a wręcz zaczyna wykazywać nadwyżkę. W sytuacji ogromnego bezrobocia oraz wolnych rezerw presja na wzrost cen jest minimalna, jeśli w ogóle istnieje. Zatem w najbliższych dwu latach Stany czeka najwyraźniej lekka deflacja (brak wzrostu cen, bądź ich spadek) oraz dewaluacja dolara.

Upadek dolara jest logiczną konsekwencją ponad dwóch dekad życia ponad stan. Teraz za wszystko z importu trzeba płacić więcej (za wyjątkiem Chin, choć i to się zmieni), zatem spadek poziomu konsumpcji i życia jest nieunikniony. W ten oto sposób Amerykanie zostali zmuszeni do oszczędzania i zrównoważenia chronicznie ujemnego bilansu handlowego. Jak za dotknięciem rożdżki ze słabnącym dolarem wzrosła konkurencyjność eksportu i spadł import. To niby oczywiste, ale z punktu widzenia przeciętnego Amerykanina nie jest to raczej przyjemna zmiana.

Cysorz to ma klawe życie
Nie ma jak być wielkim dłużnikiem. Okazuje się dziś, że wszyscy chcą mieć słabą walutę. Słowna interwencja Benka, zapowiadająca gotowość do zaciskania monetarnego, jest reakcją na piski banków Japonii oraz Europy, skarżących się, że dolar jest za tani. Cierpi na tym ich eksport, zatem wyniki gospodarcze. Z rozmów kuluarowych wynika, że FED nie ma nic przeciwko interwencjom walutowym w obronie dolara. Oczywiście na koszt zainteresowanych. Mamy przecież wolny przepływ kapitałów. Jak się komuś nie podoba kurs dolara, ustalony na wolnym międzynarodowym rynku, może na niego próbować wpłynąć, oczywiście na swój koszt. Jeśli dla przykładu panu Trichetowi euro wydaje się za drogie, może skupować na foreksie dolary. Na krótko to oczywiście zadziała wzmocnieniem dolara (osłabieniem euro), ale zezowaty przestrzega: interwencje walutowe są kosztowne, a poza tym w dłuższej perspektywie przeciwskuteczne. Jeśli nie wierzysz, popatrz sobie na eurpln i skutki interwencji obrony kanału 4,08-4,18.

Pikantny smak łaskawego przyzwolenia na sztuczne wzmacnianie dolara polega na tym, że bank interwent robi to na swój koszt. Co więcej, skupowanie dolara celem jego wzmocnienia wprost lub pośrednio doprowadza do finansowania tego, na czym naprawdę Benkowi zależy, a mianowicie puchnącego deficytu. Co może zrobić bank, kupujący dolary? Oczywiście trzymać je na koncie (złe rozwiązanie, dolar słabnie ;) albo nabyć za nie jakieś aktywa. Kupuje akcje amerykańskie - bingo! Benek klaszcze w dłonie. NYSE idzie do góry. Kupuje obligacje (dług rządowy) - bingo! Benek uśmiecha się szeroko. Spada oprocentowanie bondów, widmo podwyższenia stóp procentowych i pogłębienia recesji oddala się. Jak na to nie spojrzeć, z tej perspektywy każde rozwiązanie dla Benka jest dobre. Słabnący dolar powoduje, że wszyscy chcą (muszą) go wesprzeć i w ten sposób muszą podpierać giełdę (na tym Benkowi zależy) oraz obligacje (na tym Benkowi zależy jeszcze bardziej). Oczywiście nikt nikogo nie zmusza do kupna obligacji. Chińczycy mogą ich nie kupować (i puścić z dymem swoje rezerwy), podobnie jak Europa (i szlag trafi ostatecznie niemiecki eksport). Cysorz to ma klawe życie. Może rozkazać, żeby proszono go o pozwolenie pocałowania w d... Nie jest tak, że ktoś kogoś zmusza. Najśmieszniejsze w tej historii to fakt, że to działa. Drugie najśmieszniejsze, że świat woli tego nie widzieć. Trudno ludzi za to winić. Cysorz niby goły, ale zachcianki ciągle ma cysorskie. Przywilej walutowy - jak widać - może skrywać zgoła nieoczekiwane możliwości.



Teraz szybciutko do analiz.



Dolar po przełamaniu bariery spokojnie sobie flaczeje w pięknym kanale, gdzie napotkał na poziomie ,6660 zdecydowany opór japończyków i europejczyków. Najwyraźniej będą interweniować w obronie tego poziomu. Na krótko zdecydowana obrona, brak możliwości przebicia tego poziomu. W średniej perspektywie kanał boczny w paśmie .666-690. Pomimo możliwych interwencji zezowaty jest przekonany o dalszym nieuchronnym spadku, być może nawet szybko.



Obligacje jeszcze bardziej się wygięły. Rentowność na dole (3 mies) spadła, na górze lekko wzrosła. Oznacza to że jeszcze więcej jest chętnych na obligacje o krótkim terminie zapadalności, tak wiele, że dają zerowy zarobek. Niemniej na długim końcu jest jeszcze dużo swobody. Cysorz Benek może z całym spokojem wymagać, aby prosili go o pozwolenie pocałowania, bowiem rentowność co prawda jakby drgnęła, ale daleko jej do normalnych poziomów.



Co ciekawe - i pouczające - chwilowo dziesięciolatki powinny drożeć (spada oprocentowanie), ale niewiele. Do sytuacji poważnej, którą zezowaty ocenia na 5,5%, jest bardzo daleko. Do tego czasu centralny Benek będzie miał swobodę w finansowaniu potrzeb pożyczkowych wuja Sama. Zobacz, ile niewymuszonej swobody i wdzięku kryje w sobie szmaciana, wirtualna waluta. Kto by pomyślał ;)

Jest jeszcze zakończenie baśniowe. Pewnego razu żył pewien cesarz... Nowe szaty cesarza, których wcale nie było, wyglądały wspaniale. Wszyscy się nimi zachwycali, aż niespodziewanie weszło na salę dziecko i krzyknęło: cesarz jest nagi! A wszystko to właśnie dzieje się naprawdę...
© zezorro'10 dodajdo.com

wtorek, 6 października 2009

Pogłoski o rychłej śmierci petrodolara

Jak wiadomo, nie wolno wierzyć w pogłoski, dopóki nie zostaną oficjalnie zdementowane. Siergiej Pankin zdementował właśnie, iżby ministrowie finansów Rosji+OPEC rozważali stopniowe odchodzenie od dolara w rozliczeniach za ropę. Moment zatem dojrzał do przyjęcia pogłosek za wiarygodną hipotezę roboczą.

Czy OPEC oraz BRIC rozważają porzucenie lolara? Tak przynajmniej obwieścił dzisiejszy artykuł w The Independent. Reuters podał w wątpliwość, a Pankin zdementował. Przyjrzyjmy się zatem logice posunięć. Od dawna wiadomo, że lolar ginie i nie jest to dla zezowatego odkrycie. Pytanie, jak zostanie dokonane odejście od dolara, jako waluty rezerwowej świata. Na naszych oczach właśnie dokonuje się ten taniec. Są tylko dwa towarowe zamienniki dolara: złoto i nafta. Złoto właśnie atakuje (razem z SP500) 1050 punktów (co za ironia), przy czym złoto obroni ten poziom górą, a SP dołem. Nafta chybocze się niepewnie wokół 70 usd za baryłkę, podczas gdy magazyny światowe pełne są w 110%, a Chińczycy zamierzają w najbliższym czasie jeszcze swoją strategiczną rezerwę podwoić. Cena ropy idzie w górę przy spadającym na gwałt popycie, to o czymś świadczy, o tym mianowicie ze wszyscy oczekują iż powrotu do niskich cen energii w najbliższym czasie nie będzie. Tak tłumaczą tłumokom media. Co widzi zezowaty? Zezowaty widzi początek wojen surowcowych, bo - zupełnie niezależnie od cen i walut - świat wydaje się skazany na niedobór dostaw kluczowych surowców. W tym kontekście, strategicznym, dyskusja o cenach ropy jest jakby wtórna.

Czy panika o rychłym odejściu od dolara jest uzasadniona? Absolutnie nie. W czym będą handlować ropę tak naprawdę nie ma w krótkim terminie żadnego znaczenia. Może to być euro, mogą to być muszelki, byle waluta była wymienna. Niestety w długim terminie tak oczywiste już to nie jest. USA zazdrośnie strzegą swego przywileju rozliczania się ze światem w swojej walucie nie tylko dlatego, że jest tak im wygodniej, ale głównie dlatego, że ten przywilej niesie ze sobą ogromne możliwości ekonomicznego oddziaływania (czytaj zarabiania) poprzez rozrośnięte do kosmicznych rozmiarów usługi finansowe. Ropa tak naprawdę stanowi dziś główną pozycję ujemnego salda obrotów handlowych USA. Wszystko inne mogą - być może drożej - zrobić u siebie. Teraz jeśli lolar upadnie, te rachuby szlag trafi i za importowaną ropę USA będą musiały płacić twardą walutą. Praktycznie będzie to oznaczać drastyczne podwyższenie cen energii, czyli pogłębienie depresji. Oczywiście John Doe nadal będzie płacił za paliwo w dolarach, ale po zmianie waluty rozliczeniowej na euro na przykład importer ropy będzie płacił za nią w euro, które będzie musiał nabyć za swoje dolary wymienione na foreksie, które z kolei bank będzie musiał wymienić na rynku międzynarodowym. Efekt końcowy jest taki, że - w odróżnieniu od radosnej konsumpcji ostatnich dwudziestu lat - deficyt bieżący Stanów będzie nie w walucie krajowej (dolar), ale w walucie obcej (np. euro).

I tu doszliśmy do clue całej zabawy. Stany nie mogą pozwolić sobie na handlowanie ropy w innej walucie niż dolar, bowiem oznaczałoby to koniec beztroskiej swobody zadłużania się. Oczywiście Stany mogą się zadłużyć w obcej walucie, ale patrząc na ich historię, byłby to faktyczny koniec imperium. Dziś, kiedy zadłużają się w dolarach, mają swobodę wyboru ścieżki spłaty. Od momentu przyjęcia kredytu w walucie obcej, popadają w zależność od obcej polityki kursowej. Tak wygląda globalna polityka walutowa. Zawsze tak było i tak na razie zostanie. Dziwię się komentatorom, którzy starają się tę oczywistość przeoczyć. Swoją polityką walutową właśnie Reagan rozłożył blok wschodni, to potężna broń ;) Nadchodzi moment kolejnego przesilenia.

Kiedy tylko coś działo się z rozliczeniami za ropę, natychmiast wybuchała wojna. Przypomnijmy: Saddam ogłasza odejście od dolara, wybucha wojna w zatoce. Żołnierze są dziś w Afganistanie nie dlatego, że lubią zapalić (nie tylko), ale dlatego, aby kontrolować szlaki dostaw energii z regionu Kaspijskiego. Ropa nigdy nie była normalnym surowcem i w czym i jak jest handlowana, ma kolosalne znaczenie. Iran w ubiegłym tygodniu ogłosił zmianę swoich umów eksportowych z dolara na euro. Dalszy ciąg zdarzeń wydaje się przesądzony...

www.independent.co.uk

www.reuters.com
www.cnbc.com
© zezorro'10 dodajdo.com

zezoLegal

************LEGAL*************
No content ont this site --zezorro.blogspot.com, signed "zezowaty Zorro"-- or parts thereof, can be reproduced, copied, multiplied, transmitted, translated, broadcast by whatever means, mechanical, electronic, manual or automatic, without prior explicit, written consent. Specific socially harmful practices consisting of automatic copying, scraping etc. of content are explicitly forbidden.

Abovementioned does not apply to users on CC "linkable source" for non-commercial use licence, that ZZ strongly recommends. It does not cover however reproducing of whole articles, without meaningful self-input. The aim of the license is to enable citing and creation of derivative works, whereas reproduction of whole functional items clearly does not constitute such creative use.

The copyright rules do not infringe trademark "zezowaty Zorro", which remains intact.

Zawartość niniejszej strony --zezorro.blogspot.com, sygnowanej "zezowaty Zorro"-- w całości, bądź w jakiejkowiek części składowej, podlega ochronie prawa autorskiego. Kopiowanie, powielanie, odtwarzanie, zwielokrotnianie, nadawanie i tłumaczenie, środkami mechanicznymi, elektronicznymi, ręcznymi, bądź automatycznymi, bez uprzedniej wyraźnej pisemnej zgody, zabronione. Szczególnie szkodliwe społecznie praktyki automatycznego ściągania i obróbki treści (scrapping) i podobne są wykluczone.

Powyższe nie dotyczy używania zawartości na zasadzie licencji Creative Commons "klikalne źródło" dla celów niezarobkowych, którą autor zdecydowanie zaleca. Licencja nie pokrywa wszelako kopiowania całych artykułów, bez istotnego wkładu własnego. Celem licencji jest umożliwienie cytowania oraz tworzenia utworów zależnych, przy czym kopiowanie funkcjonalnych jednostek w całości w oczywisty sposób nie stanowi takiego twórczego wykorzystania.

Prawo autorskie nie wpływa na znak towarowy "zezowaty Zorro", wyłączony z niniejszych warunków.
*************LICENCJA*************
© zezorro'10 dodajdo.com

muut