Pretekstem do niniejszego jest dość istotny jak na sezon ogórkowy tekst Chrisa Hedgesa pt. „Faszyści nowej Europy”, do szerszej analizy którego przejdziemy za chwilę {naturalnie jest w czytance}, ale tak naprawdę reakcja na niego red. Janeckiego. Tak to już w praktyce bywa, że aby dojść do celu, najczęściej wybieramy najdłuższą drogę. Jest w tej metodzie, całkiem spontanicznej i naturalnej, pewna korzyść, bowiem w tych dziwacznych meandrach i nawrotach mieści się całe bogactwo sytuacyjne i związana z nim nierozerwalnie kopalnia wiedzy. Owóż w dzisiejszych czasach, gdy wszystko postawione jest na głowie, już nie sama informacja jest istotna, a nawet pierwszorzędna. Ważne jest to, jak się ją podaje, lansuje, przedstawia i formuje. Jak w praktyce ona służy jej manipulatorom – bo informacja owóż to jest broń, a telewizor i gazeta to jest pole bitwy. Rozgrywanej w twojej głowie w ramach wojny. Wojna ta to jest wojna informacyjna – oto najkrótsza i najbardziej przystępna jej definicja – prawda, że zrozumiała? W tej wojnie dziennikarz pełni dobrze zdefiniowaną rolę żołnierza i dzięki takiemu sformułowaniu jego działania stają się nagle krystalicznie zrozumiałe i nawet łatwo przewidywalne. Już choćby z tego względu tzw. warsztat dziennikarski, czyli którędy nasze rozeznanie świata prowadzą żołnierze wojny informacyjnej, daje nam bogactwo wiedzy na temat ukrytych celów działania, a zwłaszcza celów ich zwierzchników. No bo że żołnierz nie działa sam na polu walki, to chyba jest oczywiste, nieprawdaż? Przypatrzymy się zatem inicjowanej na tę jesień kampanii, bowiem właśnie rozległ się znajomy dźwięk trąbki do nagonki. Ogary w lesie grają, a za chwilę rozlegnie się znajomy klangor. I ktoś te oznaki niechybnie rozpoznał, w końcu doświadczenie zobowiązuje, tyle że na opak. Właściwym pretekstem do niniejszego jest otóż reakcja na ten dźwięk trąbki red. Janeckiego, który pisze wPolityce {w potylicę?} o wojnie hybrydowej z Polską. Bardzo trafnie rozpoznał sytuację na polu walki, ale całkowicie myli się w szczegółach – oto pretekst, od którego zaczniemy. Jest o tyle ważny, że ukazuje jak w soczewce wszystkie ułomności naszego pozycjonowania to tego starcia. Znów używam terminologii zbliżonej do wojny, ale jak tu jej uniknąć, gdy od początku taką przyjmujemy właśnie optykę? Kontynuujmy zatem, może coś sensownego z tego wyniknie? Wojna Janeckiego Nic mnie tak nie irytuje jak kompulsywne powtórki w tekście pisanym. W mówionym zresztą też - ale kto dziś potrafi mówić? Janecki jak dziecko w wieku przedemerytalnym widocznie zafascynowany jest terminem "wojna hybrydowa" i okrasza nim celną w sumie informację, niezbyt wiedząc chyba co czyni. Hedges pisze artykuł o odradzaniu się polskiego antysemityzmu, ksenofobii i faszyzmu, prowadząc do zaplanowanej diagnozy, że w nowej Europie powstaje na naszych oczach nowa nacjonalistyczna dyktatura, a red. Janecki odkrywa w tym symptomy wojny hybrydowej przeciwko Polsce. Nie możemy jej dłużej ignorować: Polska jest obiektem ataku! Po primo Janecki wydaje się nie wiedzieć, skąd ten cały nowy termin się wziął, po co i w jakich okolicznościach {am. gen. na potrzeby awantury kijowskiej}. Termin ukuty wedle tego samego wzorca, co klasyczna "teoria spiskowa" - zatem można zgadywać w ciemno, że pochodzi wprost z CIA, która przygotowuje obróbkę psychologiczną wszystkich operacji większej skali. Psy-op to się nazywa i Janecki ma obowiązek zawodowy to wiedzieć. Wojna psychologiczna. Że termin „wojna hybrydowa”, w dodatku w niewłaściwym kontekście sytuacyjnym {dotyczy kombinowanych ataków militarnych, z użyciem niekonwencjonalnych sił i środków, np. „pokojowych demonstrantów” obok wojska i powstańców, wszystkie ostatnie operacje arabskich wiosen były wojnami hybrydowymi} nie ma znaczenia? Owszem: ma znaczenie podstawowe, bo jednoznaczne i klarowne pojęcia stanowią nieodzowną podstawę każdej wiedzy i zrozumienia. Czytanie podobnych stylistycznych bredni od zawodowca po prostu jeży mi sierść, bo wydaje się on o tym kompletnie nie wiedzieć, znaczy jest doskonale ślepy, gdyż nie wie jak ŚWIAT DZIAŁA. Wiódł ślepy chromego… Skoro doszliśmy już do rozróżnienia wojny psychologicznej, propagandowej i hybrydowej, to należy oddać zasługę Janeckiemu w tym, że zapewne nieopatrznie zwrócił nam uwagę na dość niepokojący fakt, że Polska naprawdę może stać się widownią wojny hybrydowej sensu stricte, skoro szczyt NATO właśnie uroczyście potwierdził strategiczne partnerstwo Ukrainy z NATO i Polską w szczególności, jako integralną częścią wschodniej flanki. Pisałem o tym niedawno. Na Ukrainie otóż od dwu lat rozgrywa się wojna domowa - jak najbardziej hybrydowa, a my jako sojusznik możemy siłą logiki jej eskalacji zostać do niej wciągnięci, nawet bez naszej woli. Wojna propagandowa, psychologiczna i informacyjna jak najbardziej stanowią integralny i wręcz podstawowy składnik każdego rodzaju współczesnej wojny: ekonomicznej, demograficznej, kulturowej i na koniec militarnej. Nie trzeba wszak, a nawet wydaje się to przeciwskuteczne, wynajdywać na to nowych terminów. Polska jest otóż obiektem ataku z zagranicy: chwała Janeckiemu za to, że to w końcu dostrzegł, a także przewidział jego rychłą eskalację tej jesieni, o której wprawdzie nie pisze, ale przynajmniej ją przeczuwa. Po secundo Janecki całkowicie fałszywie lokuje Hedgesa i jego poglądy, bo zwyczajnie nic tego faceta w życiu nie czytał, a jest to ścisła światowa czołówka żurnalistyki śledczej. Wiadomo, że przeżywają tam tylko ci, którzy mają jakiegoś protektora, a widomym dowodem tego jest choćby Michael Hastings, rozbity przed paru laty w Palm Springs w nowym mercedesie, kiedy za mocno wszedł w tematykę wojenną w Libii… To kolejna wydaje się ofiara na tropie klanu Clintonów, bo okres o którym mowa dotyczył gen. Petreusa {szef CIA} i Hillary Clinton w roli szefowej dyplomacji, czyli pamiętnego ataku na kryjówkę „ambasadora” Stevensa w Bengazi. Ostatnio na dzień przed zaplanowanym przesłuchaniem w tej sprawie na bliskiego znajomego Clintonów spadła w siłowni sztanga – akuratnie na tchawicę. Wspominam o tym, gdyż w trakcie konwencji Demokratów doszło za oceanem do odsłony kolejnego skandalu mailowego wokół Clinton, odbierającej właśnie nominację do kandydowania na urząd prezydencki. Mówimy o metodach i okolicznościach realnej wojny i realnej polityki – oto jak to się odbywa. Owóż Hedges napisał parę książek i zrealizował reportaże jak naprawdę wyglądała wojna w Iraku, bo się tam obijał przez lata. Należy do wyjątkowej klasy pisarzy, coś w rodzaju współczesnego Hemingwaya, ma zresztą wsparcie z tego samego źródła. Poglądy lewicowe od zawsze, tam się nazywa liberalne, w Europie socjaldemokrata. Janecki parokroć podkreśla fakt współpracy Hedgesa z Russia Today {RT}, tak jakby miało to w przywołanym artykule jakieś szczególnie istotne znaczenie, gdy w istocie nie ma żadnego, a przynajmniej mnie nie udało się nijak takiego odkryć. Otóż zatrudnienie Hedgesa w liberalnej {lewicowej} Newy York Times, prawicowym Washington Post oraz rosyjskim RT nie jest w jego przypadku niczym nadzwyczajnym i sugerowanie z tego obowiązkowej agenturalności rosyjskiej, czy też jakiejkolwiek innej jest idiotyzmem i anachronizmem. Te redakcje reprezentują bowiem diametralnie często różne optyki widzenia i światopogląd. Hedges jest otóż klasą sam dla siebie i to RT przyszło do niego, a nie odwrotnie. Bo jest uczciwy i rzetelny. Sugerowanie, że spełnia jakąś misję od Pucka jest całkowicie od czapy, bo artykuł zleciło NYT, a nie RT… Zapewne będą jego kontynuacje najbliższej jesieni, ale o tym szerzej za moment. Ponadto Hedges nawet w Polsce chyba nie był. Jego znajomość naszego kraju ogranicza się do jednorazowej wizyty w czerskiej redakcji i pobrania materiałów do artykułu od Stasińskiego i Kurskiego, czyli dwóch przybocznych i zauszników nadredaktora Mimimimichnika, czego skądinąd nie ukrywa, a co z artykułu wynika dość klarownie. Inspiracja tego artykułu, a także jego cała zawartość merytoryczna pochodzi z GWnianej, a co nie jest dla nas żadnym zaskoczeniem, skoro pokazaliśmy już ubiegłej jesieni na przykładzie „walki o demokrację” wokół trybunału konstytucyjnego, że teksty artykułów niemieckich w die Zeit i die Welt oraz amerykańskiego NYT ewidentnie pochodzą z Warszawy i są pisane przez warszawskich redaktorów. Nie tylko inspirowane, ale dosłownie PISANE przez nich, a co wynika wprost z tekstów, noszących trudne do przeoczenia ślady nieudolnego tłumaczenia polskich związków frazeologicznych. Skoro było to widoczne i wiadome dla mnie, to cóż dopiero dla red. Janeckiego? Powinno być oczywistą oczywistością, czytelną dosłownie na pierwszy rzut oka. Hedges wykonał najwyraźniej za parę dolców typowy hitjob za pieniądze, pewnie grube, bo przyjaciele Anny nie żałują forsy. Pamiętasz kto jest z naszych okolic największym odkryciem NYT i WashPost? Pani Anna, żona Zdradka. Bez problemu publikuje w obydwu, zależnie od chwilowej koniunktury i zapotrzebowania, pomimo uporczywego trwania złudzenia istnienia jakiś mitycznych pomiędzy nimi różnic. Otóż dla niektórych żadnych różnic nie ma, a dla których łatwo rozpoznać po tym, że pani Anna pisze istotne artykuły na tematy polityki międzynarodowej w … the Economist, a który to wszystko zgrabnie łączy. Jeśli chodzi o neofaszystów Hedgesa to trudno fachowcowi nie dostrzec w pierwszych już zdaniach charakterystycznych cech żółtego dziennikarstwa. Z czegoś trzeba najwyraźniej żyć, a może po prostu zapłacić przysługę na prośbę protektora - bo facet przez całe dekady uniknął porwania, bomby pod samochodem i kul snajperów. Zupełnie odwrotnie od mniej wydawałoby się odważnego Hastingsa, taki z niego szczęściarz. Podobnym propozycjom się na tym świecie nie odmawia. Janecki prawdopodobnie nawet tego nie wie - jak działa świat prawdziwego dziennikarstwa, a przynajmniej zdradza na ten temat rozkoszną niewiedzę. Tak jakby to nie było dla zawodowca oczywiste. Przywołany przez niego w kontekście wojny hybrydowej {nie hybrydowej wyrobniku słowa, tylko propagandowej!} zły Kreml otóż od dawna prowadzi o wiele bardziej wyważoną i zniuansowaną propagandę, niż wynajmowanie agentów zagranicznych, posługując się ukrytymi agentami wpływu, tzn. osobami lansującymi ich tezy całkowicie dobrowolnie i nieświadomie. Hedges jest otóż w amerykańskiej redakcji RT jedną z gwiazd, bo ruska telewizja światowa stoi w odróżnieniu od prostackiej telewizacji nadwiślańskiej na najwyższym poziomie. Rosjanie bez fałszywego wstydu i zahamowań poszli potykać się z jankesami na ich domowym podwórku - w USA, najęli najlepszych dziennikarzy, a część zwyczajnie podkupili z konkurencji. I stali się w ciągu kilku lat liczącym się i szanowanym źródłem informacji, kopiąc jankieli tam gdzie chcą w zadki. Na ich domowym podwórku. Wyciąganie w tym kontekście karty RT wydaje się zupełnie nieuzasadnione, gdyż rodzi przypuszczenie o jakimś związku przyczynowym, którego nijak redaktor nie rozwija i nie uprawdopodabnia. Zajmiemy się tym związkiem szerzej za chwilę, bowiem istotnie on występuje, tyle że nie od tej strony, którą wskazuje Janecki. Otóż wspólny mianownik znajduje się na Ukrainie drogi watsonie, a czego mogłeś/aś się już domyślić z samego terminu „wojna hybrydowa”. Jakaż niepowetowana szkoda, że wzrok Janeckiego nie sięga do Kijowa, bo tam ewidentnie znajduje się gorące pole działań Putina – wcale nie w Warszawie. O tym wszystkim, czyli warsztacie dziennikarskim we współczesnym świecie wojny informacyjnej i psychologicznej młodzieńczy redaktor w wieku przedemerytalnym Janecki wydaje się nie mieć zielonego pojęcia. Tymczasem stanowi to jego zawodowy obowiązek: wiedzieć. Facet zatrzymał się pojęciowo w epoce Wołka, czyli wczesnych latach '90. A od tamtego okresu świat mocno się zmienił… Reasumując Janecki nie ma zielonego pojęcia dlaczego Hedges dostał zlecenie od NYT na "polski antysemityzm". A właśnie do tego streszcza się ta operacja, w której uczestniczy w kuluarach w charakterze głównego łącznika m.in. Anna Applebaum, ale redaktor pewnie i tego nie wie... Artykuł Hedgesa jest tymczasem tylko i wyłącznie na temat "wrodzonego polskiego antysemityzmu". Skąd do jasnej cholery w tym wszystkim Putin się pytam? Janecki wydaje się tego artykułu także nie czytał! Nie trzeba specjalnej przenikliwości, aby skojarzyć rzekomą „wojnę hybrydową” z operacją prowadzoną przez nowojorskich jankieli wobec Polski, czyli medialną kampanią wstydu: Kielce, Jedwabne, co najmniej od lat dziesięciu. A skoro Janecki tego jasno i dobitnie nie pisze, a zamiast tego smrodzi o Putinie, o którym zresztą nie ma zielonego pojęcia, to oznacza, że jest albo durniem, albo ignorantem, a być może obydwa wypadki łącznie. NYT jest oczywistym i łatwym do odkrycia naganiaczem tej kampanii i tam pojawiają się jej kolejne wytyczne. Tamże został wylansowany "światowej renomy" J.T. Gross, podrzędny pismaczyna podejrzanej proweniencji. Tego Janecki także nie wie? Nie czytał, nie słyszał, nie widział? No to ja bardzo przepraszam, ale niech idzie się walić w gronie nastolatków, ale nie tłumaczy świata dorosłym. Bo te wszystkie ingrediencje stoją w artykule Hedgesa, a naprawdę Stasińskiego, czarne na białym – i zgrabnie łączą roszczenia żydowskie z niemiecką, a także po części rosyjską polityką historyczną. Stanowią jawny i całkowicie czytelny akt propagandowego ataku na Polskę – w tym się zgadzamy. Tyle że zamiast bredzić o hybrydach wypadałoby otwarcie wskazać inspiratorów i cele tej kampanii, nieprawdaż? Spróbujmy to uczynić, bowiem nie jest to specjalnie trudne, a wręcz przeciwnie: trudno wyobrazić sobie bardziej czytelne expose zamiarów zleceniodawców niż to, co napisano w artykule Hedgesa, Ta propaganda jest tak prymitywnie ciosana, jak narzędzia z paleolitu i tak finezyjna, jak wymuszenie rozbójnicze z bejzbolem „na ochronę”. Do tego się sprowadza: 65 mld za ochronę dobrej czci Polski, a co zresztą równie finezyjnie podano w „zawoalowanej formie”, cytując jako pretekst kosztorys Reduty Dobrego Imienia, czyli pierwszej inicjatywy zbornego przeciwstawienia się tej kampanii. Tekst sygnowany przez Hedgesa nie pozostawia złudzeń: w świecie miliardów liche miliony nie mają żadnych szans. Nasi wrogowie mają większego bejzbola, dlatego mamy płacić: taka jest sprawiedliwość dziejowa i werdykt polityki historycznej. I ten wniosek: jak najbardziej konkretny i znajdujący oparcie w faktach oraz w samym tekście, dedykuję red. Janeckiemu, bowiem zatrzymanie się na etapie Wołka nie jest żadnym usprawiedliwieniem ślepoty. Tym bardziej nie jest nim oszołomienie poznawcze nowym, modnym terminem: wojna hybrydowa. Co ma wspólnego hybryda z bejzbolem? Chyba tylko sterydy, którymi napompowane są karki bezmózgich pałkarzy. Kłopot w tym, że stoją za nimi i wydają im polecenia „mózgi” operacji. Ci najwyraźniej wiedzą czego chcą i jak to osiągnąć – i tylko w tym kontekście warto ich działania analizować. Bo przecie wyraźnie piszą, że to napad i że chodzi o kasę. No to czego brak do zrozumienia sytuacji, ciosu pałką w głowę? Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 31/16 |
wtorek, 2 sierpnia 2016
Neofaszyści czyli wojna hybrydowa
-
blog comments powered by Disqus