Jak to jest z tym amerykańskim złotem, przybliża
wpis który ma tę dobrą stronę, że ma właściwe odnośniki do bilansów. O ile barbarzyński relikt może i – wedle słów brodatego Benka – pieniądzem nie jest, tylko aktywem, ale jakoś takim specyficznym. Niby go nie ma, ale wciąż w bilansach siedzi. Niby aktywo, a jednak monetarne i w ogóle bez ryzyka. Jest i już. Ostatnio Makrelę poproszono, żeby dała we wianie do europejskiego funduszu ratunkowego EFSF trochę swoich świecących zapasów, taki się wrzask podniósł z BuBa we Frankfurcie, że śledzie w Bałtyku zdychały. Trzeba wiedzieć, że tego reliktu Teutoni nazbierali prawie 4 tys. ton, to całkiem sporo, bo brodacz po drugiej stronie Atlantyku ma niespełna 8. Hałasu o złoto zresztą było dużo ostatnio, a to Berlusconi przed upadkiem odmówił spieniężenia swoich świecidełek (a też ma ich sporo), a to zanim dzielne brygady „rewolucyjne” wykurzyły Lisa Pustyni z Libii, a właściwe zanim na dobre ją zdemolowały, już zdążyły utworzyć nowy bank centralny, oczywiście pilnując w pierwszym rzędzie przeładunku ciężkich 1000 oz sztab...
Takich cudów było ostatnio co niemiara. Z nich najmniejszym okazuje się plajta FM Global, który był największym dealerem na giełdzie towarowej Comex, a właściwie market makerem. W dodatku okazuje się, że poza nadzorem finansowym, bo nadzór przekazała CFTC na CBoE, a ta dała firmie wolną rekę (deregulacja to się nazywa). I tak dziś brakuje na kontach klientów ok. 1200 mln. Żyć nie umierać, ameryka. FM Global był grubą fiszą na futuresach w metalach i ropie, więc trochę tych pieniążków się obracało. Złota nie ma, winnych też nie, w końcu to tylko futuresy były, nie sztabki. Nie powinno być zaskoczeniem, że udziały FM Global w londyńskiej giełdzie kruszcowej (tam gdzie od pokoleń ustala się fixing, market makerem jest się przecie od czegoś) wykupił od syndyka ... któżby inny - znany z mrożących krew historii o srebrze JPM.
W zalinkowanym artykule dowodzą czarno na białym, że lollar jednak ma pokrycie w złocie, bo wynika to wprost z bilansów FED i ministerstwa skarbu. Ile jest kruszec wart, bo wszak na bilansie monetarnym występuje, choć nie wprost, to nie całkiem prosta sprawa, ale można okrężną drogą wyliczyć monetarny parytet dolara dziś na grube kilkadziesiąt tysięcy za uncję, czyli kilkadziesiąt razy aktualna cena w Londynie. Wyliczenie to jest prawidłowe o tyle, że co prawda Nixon zderegulował Bretton Woods, ale złoto na bilansie cały czas jest.
Ciekawszą sprawą od monetarnej wartości sztabek jest kwestia – kto je naprawdę ma? Pytanie niebłahe, zważywszy że ani my, ani Niemcy nie wiemy, gdzie te bilansowe pozycje leżą naprawdę. Baron Rothschild jasno rzekł, że kto ma złoto, ten stanowi prawo, mamy zatem kwestię czy będzie to prawo rzymskie, czy angielskie. Wszystko wskazuje na to, że dla nas angielskie (Londyn), dla Niemców w dużej części także, tylko w wydaniu nowojorskim.
Na dobrą sprawę prawdziwa zabawa tu dopiero się zaczyna... Otóż monetarne aktywo jest zastawem w banku centralnym FED (w jego władaniu), który emituje pod niego kredytowy pieniądz bankom komercyjnym (gotówka w obiegu i rezerwy w banku centralnym M0). Jesteśmy spokojni, sztab pilnuje Benek, a minister skarbu Gajtner ma tylko kwity depozytowe, czyli przyrzeczenia, że mu Benek odda na życzenie. Na tym artykuł się kończy, ale życie tu się dopiero zaczyna. Owóż sztabki leżą sobie w Nowym Jorku w BoNY (filia FED), ale także w Fort Knox. To kto je ma naprawdę, bo fortu pilnuje US Army? I to jest dobre pytanie, bo kto ma złoto, ten stanowi prawo, jak zauważył klasyk.
Sztabki amerykańskie formalnie ma Benek, kwity trzyma Gajtner w New Jorku, gdzie leży też jakieś 10% całości. Reszta regulaminowo ułożona leżakuje spokojnie w bazach wojskowych, z czego dwie trzecie w West Point, a jedna piąta w Fort Knox. Żeby było ciekawiej od półwiecza nie robiono audytu. Kto ma zatem złoto? Dobre pytanie. Przy okazji definicji posiadania możemy się natknąć na rafy, na których dzielnie walczył Bill Clinton, pytając sąd o definicję słowa „być”. Na tym polega wyższość systemu angielskiego. Kiedy jednak przyjdzie co do czego definicja posiadania jest całkiem prosta – ma ten, który dysponuje oraz może zawsze udaremnić inne dyspozycje. I to nie jest prawo angielskie, ani rzymskie, tylko prawo silniejszego, zwane czasem otwarcie prawem dżungli. Cywilizacja cywilizacją, a maczuga dla przykładu spełnia zawsze tę samą funkcję, o czym uczą się ostatnio przez łzy zachwycone tłumy młodych z wielkich miast. To że się nazywa pałką, a ten pan ma przezroczystą tarczę, a kiedyś była spiżowa, tak naprawdę nic nie zmienia.