Go To Project Gutenberg
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą HFT. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą HFT. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 9 sierpnia 2012

Jak wyrosło HFT

-
Pisałem swego czasu o high frequency trading, czyli dziś ok. 80% obrotu na rozwiniętych giełdach świata. To one stoją za dziwnymi zachowaniami na "rynku", który - podobnie jak stopy procentowe - rzekomo jest tak wielki, że nie daje się nim manipulować. Rynki są efektywne. W sensie zarabiania kasy dla niektórych to absolutna prawda, bo w ciągu ostatnich dwóch lat Goldman miał chyba tylko drzy dni na minusie.
Ale oto oczom lemingów zaczynają się ukazywać powoli nagłówki w rodzimym języku: skandal Libor, stopy procentowe ustawione! To na giełdach też pewnie coś się da ustawić... Przedstawiam zatem komputerowych ustawiaczy w ich graficznej wspaniałości i zachęcam do odszukania info na tej stronie o aresztowaniu programisty Goldmana, specjalisty od algorytmów HFT, Siergieja Alejnikova. Kasę czeszą dziś z frajerów komputery, nie masz z nimi szans, drogi Watsonie, one załatwiają delikwenta w czasie poniżej jednej mikrosekundy, czyli zanim zdążysz mrugnąć, ogolą cię kilkadziesiąt tysięcy razy. Średni czas trzymania portfela takiego HFT jest poniżej sekundy. Ile ty trzymasz swoje akcje?
© zezorro'10 dodajdo.com

niedziela, 8 listopada 2009

Jak handluje goldie

Masz akcje? Spekulujesz? Dobrze. Popatrz, jak to robi zawodowiec. Po rozwaleniu konkurencji w osobie Lehmana nie zostało wielu konkurentów na placu boju. W handlu CDS oraz HFT Goldie zmajoryzował rynek i robi z nim prawie, co chce. Rok temu był na krawędzi upadku? Możliwe. Dziś najwyższe nagrody roczne w historii, po kilka milionów na łebka, im się po prostu należą. Zarobili.

Ile dni stratnych miał Goldie w trzecim kwartale? Jeden. Ile średnio zarabia dziennie? Coś ponad 100 milionów. W trzy na pięć dni tygodnia zarabia ponad setkę, zazwyczaj sporo ponad :) Jakaś recesja jest podobno...


[Obrazek Zero Hedge]
© zezorro'10 dodajdo.com

poniedziałek, 12 października 2009

Giełdy rosną! Ok, sprawdźmy.

NYSE rośnie. Wbrew wszystkiemu, wbrew złym ludziom, którzy tylko czekają na jakieś potknięcie. Nie ukrywam, że wśród oczekujących - i to można by rzec "niecierpliwie" - jest także zezowaty. Ile w końcu może rosnąć na malejących obrotach, wykupionym rynku, rządzonym prawie wyłącznie przez HFT? Może nawet długo, dopóki jest tzw. płynność. Co z tego, że od miesiąca stosunek insiderów sprzedających do kupujących nie spada poniżej 20, albo że prawdziwy handel (po odjęciu komputerów) spada od roku? Nic. Cena jest wartością nie tyle umowną co wirtualną.

Jak dalece można się przekonać u Kamińskiej na ft alpha. Przytacza otwierający oczy wykres SP500 w dolarach ważonych do handlu. Intuicyjnie dolar ważony proporcjonalnie do obrotów handlowych odzwierciedla realną siłę nabywczą wobec reszty świata, dokładnie według proporcji, w jakiej dokonuje się handlu. Jest to miernik obiektywny, niezależny od arbitralnych decyzji i nacisków (w odróżnieniu od np DXY, wartości dolara wobec koszyka walut).

Co zatem widać na tym wykresie? Ano widać od roku 2007 regularne flaczenie giełdy w dolarach poprawnie zważonych. Bessa zaczęła się dużo wcześniej niż nam się to opowiada i jest to raczej bessa stulecia, odwracająca wieloletni trend aprecjacji akcji. Ostatnia bańka - nieruchomościowa - realnie była tak naprawdę dość płaska, bowiem nasilał się od przełomu tysiącleci, opisany tu w kilku miejscach trend długofalowego drenowania rynku kapitałowego (eksport kapitału) ogólnie, oraz giełdy i przedsiębiorstw realnej gospodarki w szczególności. Odpowiedzią na wysysanie kapitału jest flaczenie aktywów, które być może nominalnie nawet są w zabójczej hossie, podczas gdy naprawdę znajdują się na bezpowrotnym stromym zjeździe.



Obecna akcja pompierska Benka ma na rynku finansowym ten efekt, że nieuchronnie zabija dolara. Pompowanie bankowych trupów wirtualnym pieniądzem bez pokrycia proces realnego flaczenia amerykańskich akcji może jedynie przyspieszyć. Uważne rozważenie tego procesu moze nawet prowadzić do optymistycznego wniosku, że skoro Benkowi zależy na hossie (nominalnej) i może ją utrzymać (a jak widać może), to hulaj dusza. Przecież rosnący Nowy Jork wyzwala hossę na całym świecie, więc my zarobimy na tym realnym zjeździe podwójnie! Na takiej właśnie kalkulacji bazowały prorocze głosy tej wiosny i lata, mówiące, że obecna hossa przyćmi wszystkie poprzednie. Po spojrzeniu na wykresy trzeba zachować spory sceptycyzm. Nie dość, że Warszawa odbiła stosunkowo najmniej ze wschodzących rynków (pomimo najlepszego ministra wszechświata Vincenta), to najbardziej dostaliśmy po kuprach w złotówce.

Ciekawe jest pytanie, co dalej. To naprawdę duże wyzwanie. O ile sytuacja benkolandu jest raczej klarowna, bo na wykresie widać nie tylko konsekwentne czyny, ale też zamiary, to już pytanie co w związku z tym w Europie jest dość kłopotliwe. Na razie wiadomo, że realnie giełda w NY nie jest miejscem do lokowania kapitału, a lolar z całą pewnością nie jest i nie będzie już nigdy walutą do inwestowania na długo. Co jednak z koniunkturą w Europie, w Polsce? Szczerze mówiąc nie mam na razie jasnego podejścia do tej kwestii, ale powoli się do niej zabieram. Jak się pojawi rozwiązanie, na pewno nie omieszkam objawić. Na razie uwagi i propozycje mile widziane.
© zezorro'10 dodajdo.com

środa, 9 września 2009

Casino Globale. Zero transaction fee

Na blogu Piotra Kuczyńskiego toczy się dyskusja o podatku Tobina i jego potrzebie w dobie dzisiejszych globalnych przepływów finansowych. Zajmijmy się zatem kolejnym mitem - mitem płynności i głębokości rynku.

Paradygmat płynności

Od niepamiętnych czasów uważa się, że im większy rynek, im więcej uczestników, tym lepsze rezultaty transakcyjne. Intuicyjnie jest to przecież oczywiste: im więcej przekupek na targu, tym większa między nimi konkurencja i nabywcy osiągają lepszą cenę. Podobnie i z drugiej strony: im więcej klientów, tym lepsze wyniki handlu. Przyjmuje się zatem, że najlepsze wyniki dla wszystkich stron (optimum globalne) otrzymuje się na nieskrępowanym rynku wielu niezależnych, rozdrobnionych podmiotów.

W idealnym wypadku u A.Smitha występuje niemal nieskończenie wiele podmiotów z obu stron, wzajemnie od siebie niezależnych i w wyniku ich interakcji ustalona zostaje optymalna cena rynkowa, najsprawiedliwsza i odzwierciedlająca prawdziwe koszty, a więc także poprawna miara wartości.

W powyższym akapicie zaraz następuje zamiana wielości podmiotów na wymóg płynności rynku. Wiadomo, jeśli danym towarem handluje się tylko w piątek, albo jest tylko jeden oferent, zaraz mit optymalnego kształtowania ceny pada i rynek nie jest efektywny. Zatem, aby rynek prawidłowo działał, czyli właściwie wyznaczał ceny, musi być płynny.


Intelektualny zabieg oszustwa, przeprowadzany na naszych oczach codziennie przez regulatorów giełd na przykład, polega na podstawieniu płynności rynku (transakcje przeprowadzane są nieprzerwanie) w miejsce dekoncentracji rynku (wiele niezależnych podmiotów). Podstawienie robi się od niepamiętnych czasów na zasadzie odwróconej implikacji: rynek efektywny jest płynny, zatem rynek płynny jest efektywny. Absolutna i wierutna bzdura proszę Państwa. To klasyczny trzeci rodzaj prawdy według Tischnera. Każdy rynek efektywny jest płynny ex definitione, natomiast nie każdy rynek płynny jest efektywny. Co gorsza, poziom płynności nie jest uzależniony od efektywności, więc coś bardziej upłynniając (tu przypomina się Benek - dostawca płynności) nie czynimy tego efektywniejszym.

Nabywcom pietruszki na targu w Pcimiu owszem doskwiera, że czwartek jest dniem targowym i często narzekali na brak oferty w piątki i w poniedziałki. Rynek zieleniny był w te dni całkowicie niepłynny i nigdzie nie można było dostać świeżej sałaty. Od czasu jednak, kiedy uruchomiono codzienne targowisko, każdego dnia od g. 6.00 do 13.00, a często i dłużej, można kupić niemal dowolną ilość świeżutkich pomidorów i sałaty i czego tam dusza zapragnie. Rynek pcimski jest tak zbliżony do doskonałości Smithsoniańskiej, że można go wręcz za taki uznać. Czy klientom, albo dostawcom przeszkadza w jakimkolwiek stopniu, że rynek jest niepłynny w godzinach 13.00-6.00? W żadnym razie. Nikt trzeźwy o tej porze nie kupuje kalafiorów, ani żaden szanujący się wieśniak nie przywozi tychże w takich pogańskich godzinach. Czy rozszerzenie płynności rynku wpłynęłoby istotnie na jego funkcje? W żadnym razie, chyba że będzie popyt na warzywa po południu, wówczas samorzutnie targ przedłuży godziny pracy i tyle.

Jednak spece od prania mózgów uparcie twierdzą, że niepłynne rynki są niebezpieczne, że można nimi manipulować, drenować, stosować nieuczciwe praktyki. Ich receptą na przejrzystość rynku jest płynność o każdej porze, pietruszka musi być na straganie o 23.17 i basta. Zezowaty spyta: a po kiego grzyba, dla kogo? Pietruszka jest na straganie od 6 do 13 i basta. Poza tymi godzinami jest niepłynna, bo pływa już w zupie. Nie będzie żadnej manipulacji, bowiem gwarancją efektywności lokalnego rynku jest wielość i rozdrobnienie podmiotów, a nie godziny pracy. Cała hucpa wokół godzin otwarcia służy na pewno goleniu jakichś frajerów, bo nikt sensowny o zmierzchu nie kupuje jarzyn ;) I tyle oglądu Tischnerowskiego. G... prawda panie maklerze.

Tu dochodzimy do istoty zamieszania pojęciowego z mitem głębokości i płynności rynków. Jego propagatorzy - stosując opisaną intelektualną zmyłkę - zmuszają do akceptacji moralnie podejrzanych instytucji pod płaszczykiem dbania o płynność i przejrzystość rynku. Dobitnym przykładem jest tu historia z HFT (high frequency trading), dającym rzekomo dodatkową płynność rynkowi, a w związku z tym zwiększającym jego efektywość. Wyniki są takie, że Goldman prowadzący główny HFT, zarabia na nim ponad 100 mln dziennie w cztery na pięć dni tygodnia, a w tym - kryzysowym - roku miał dni stratnych tyle, co palców u rąk pracownika tartaku.

Pojęciowa sztuczka, polegająca na zastąpieniu efektywnego rynku rozdrobnionego nieefektywnym rynkiem z podmiotami dominującymi polega - w przypadku HFT - na skanalizowaniu obrotu w ręku jednego (kilku) dużych graczy. W efekcie rynek, mimo iż optycznie pogłębiony, staje się niezmiernie płytki, bo drobny gracz ma do wyboru tylko dużego gracza i drugiego dużego gracza (albo tylko jednego). Co więcej, zagrywka z pozornym pogłębieniem (a w rzeczywistości spłyceniem) polega na zmonopolizowaniu dużej części przepływów, niejako "przechwyceniem" rynku przez konkurencję technologiczną i cenową. Kilku największych oferuje najlepsze techniczne warunki i wręcz zerowe koszty transakcyjne, niezależni operatorzy (maklerzy) mają gorsze warunki techniczne i niezerowe opłaty. Czy dziwi zatem, że HFT generuje 70% obrotu na rynku NYSE, z czego 2/3 robi Goldman? Nie mogą zatem dziwić jego wyniki, ale nie są to zyski wynikające z geniuszu, tylko ze spłycenia i skanalizowania, "przejęcia" rynku, zatem sprowadzenia go w stadium nieefektywności i koncentracji, zwyczajnie i po prostu, wzięciu go za wędzidło. W tej perspektywie ostatnie wzrosty na NYSE nie powinny specjalnie dziwić, bowiem sterowanie nieefektywnym rynkiem wcale nie musi być (co zakładają klasycy efektywności) takie kosztowne.

Uczciwy, przejrzysty i stabilny rynek musi być zdekoncentrowany, jeśli zaczynają w nim dominować nieliczne podmioty, to oczywista oznaka oligopolizacji i niewydolności. Dzięki wdrożonym rozwiązaniom technicznym koszty operacyjne zostały sprowadzone wręcz do zera. Czy ktoś może przeprowadzić transakcję taniej? Nikt. Czy takie "pogłębienie" rynku, poprzez zmasowanie tysięcy i milionów prywatnych mikroprzepływów w stadne, globalne makroprzepływy jest efektywne? Bynajmniej. Widać to po wynikach finansowych. Ktoś na oligopolicznym rynku musi być mocno krojony. Nietrudno odgadnąć, kto to jest, na pewno nie "duży".

Po co podatek Tobina

W wyżej naszkicowanym kontekście łatwo dojść, dlaczego w ubiegłorocznym kryzysie walutowym dumna polska złotówka, mimo iż ciesząca się najgłębszym rynkiem w okolicy, stabilnym budżetem, dużą rezerwą walutową itp, ucierpiała najbardziej.


peak/trough ca. z wykresu
==============
usdpln 1,836
usdhuf 1,715
usdczk 1,517
==============

Dlaczego forint Gyurcsanyego okazał się kilkanaście procent mocniejszy od złotówki, mimo iż słaby, płytki, skandalicznie zarządzany i wreszcie uratowany przed bankructwem przez MFW?

Odpowiedź jest trywialna. Właśnie dlatego że płytki i słaby. Usd/huf jest zbyt mały, aby duży gracz mógł na nim odpowiednio dużo zarobić, a złotówka jest kilka razy płynniejsza, zatem można na niej zrobić kilka razy większy interes. Wykres nie kłamie. Złotówka padła ofiarą spekulacyjnego ataku i zwiększanie płynności nic nie pomoże. Jedyne co złotego ratuje to dywersyfikacja i dekoncentracja. Mantra płynności rynku jest na rekę rekinom, nie płotkom, a "zerokosztowa" płynność, tak samo jak "zerokosztowe opcje" jest toksyczna, ponieważ jej jakość jest podła, a głębokość taka, jak kałuży.

Otóż w dzisiejszych czasach, kiedy transakcje na FX nic nie kosztują (nawet ja mogę otworzyć taki rachunek), faktyczna głębokość rynku zależy od stosowanego lewara. Jeśli wynosi on 200 (a tyle wynosi powszechnie na FX), to operując 10 mld można przejąć cały dzienny obrót globu. Zdziwieni zatem zwolennicy otwartego i głębokiego rynku wychodzą na barany prowadzone na rzeź, kiedy faktyczna "głębokość" stojąca za operacjami rzędu miliarda równa się 5 mln. Nie jest istotna płynność jako taka, ale jej jakość. Jeśli za transakcją stoi lewarowany, gorący pieniądz spekulacyjny, to biada ci ciułaczu, on tak samo szybko znika, jak się pojawia, dokładnie w milisekundy. Głęboka płynność liczona w setki milionów w przeciągu milisekund potrafi się przeistoczyć w liche miliony, czyli wiadro może okazać się łyżeczką i odwrotnie. 

Podatek Tobina nie zrobi rynkowi FX żadnej krzywdy, przynajmniej tym kilku procentom, które służą realnym operacjom. Jeśli ktoś chce natomiast dalej żyć w przeświadczeniu, że właściciel kałuży, który czyni spustoszenie takie, jak ocean, ma prawo do swoich działań, "bo takie jest prawo rynku", odsyłam znowu do zamieszczonego grafu i żądam wyjaśnienia, na jakiej podstawie ma być opłacalne atakowanie najsilniejszego w grupie, tylko dlatego, że ma najlepsze mięso? Jeśli tak, to pora zmienić zasady tak, aby przestało się to opłacać. Podatek Tobina rzędu 1/4% jest stukrotnie niższy od haraczu pobranego przez hieny na spekulacji. Każdy eksporter i importer go chętnie zapłaci, choćby tylko mając gwarancję, iż haracz się zmniejszy zaledwie o połowę. Hieny też muszą żyć, ale niech atakują najsłabszych, takie jest prawo dżungli, w odróżnieniu od prawa kasyna.

© zezorro'10 dodajdo.com

czwartek, 30 lipca 2009

Czarne oceany

W związku z tym, że jest gorąco... No może nie całkiem. Tytuł pochodzi oczywiście od książki Jacka Dukaja. Jestem pod wrażeniem widzenia przyszłości na własne oczy. Ma rację czytelnik, polecając tę książkę, która wczoraj należała do gatunku fantasy. Drugi z czytelników zaproponował moim zezowatym, ale ostrym oczom, przyjrzenie się funduszom zwanym dark pools, a służącym do zbierania i wykonywania handlu papierami wartościowymi. W ten oto sposób powstał polski odpowiednik - pasujący zresztą fonetycznie - dark pools of money = czarne oceany.

Od kiedy komputer trwale pokonuje arcymistrza szachów Kasparowa, stało się jasne, że w zakresie strategii inwestycyjnych maszyna góruje nad człowiekiem, nie mówiąc już o jej szybkości i wykładniczo rosnących możliwościach. Zwykło się uważać, że co prawda komputery są miliony razy szybsze, ale nie mają inteligencji i wyczucia, dlatego nie pokonają tradycyjnych traderów. Rzeczywistość jest niestety brutalna. Dziś maszyny wykonują przeszło 70% handlu na giełdach amerykańskich, więc przeciętna transakcja kupna-sprzedaży zawierana jest przez dwie maszyny. Zostawię kwestię moralnej i prawnej dwuznaczności oświadczenia woli komputerów. Wystarczy, że są skuteczne. Nie dość, że potrafią w ułamku sekund skojarzyć miliony informacji z całego globu, zanim zdążysz mrugnąć okiem, one zdążą dokonać handlu i przejść do następnego. Ich programy (algorytmy) są zabójczo skuteczne, konsekwentne i zyskowne. Ostatnie dwadzieścia lat high finance to nie tylko portfele inwestycyjne, komputerowe modele ryzyka i egzotyczne derywaty. To także algorytmy handlu komputerowego, podparte inteligentnymi strukturami rozpoznawania wzorców, sieci neuronowe, algorytmy adaptatywne i high frequency trading.

Nie jest prawdą, że usunięcie HFT uzdrowi sytuację i wszystko powróci do normy. Wbrew wrażeniu z naszych ostatnich notatek ani HFT, ani SLP, ani Goldman nie są głównymi winowajcami. Otóż winowajcą jest człowiek, który zatracił panowanie nad maszyną i nie jest w stanie okiełznać jej możliwości, bowiem szybkość rozwoju przekroczyła próg kontroli. Dziś wyścig ekonomiczny nie polega na produkcji, ale szybkości innowacji. Uczestniczymy w bezgłośnej i bezkrwawej wojnie elektronicznego handlu, którą wygrywają mający szybsze komputery, lepszą informację i bardziej wyrafinowaną wiedzę.

Czas porzucić wyobrażenia o światowej wojnie w tradycyjnym stylu. Czy nie były granicznymi utarczkami ostatnie cyberataki na Łotwę, Japonię i Stany? Oczywiście że były. Dlaczego zatem nie zaklasyfikować globalnej wojny elektronicznego handlu tak, jak na to zasługuje? Jesteśmy świadkami wojny, która nie ma widocznych ofiar, ale toczona jest z równą zaciekłością, co wojny tradycyjne, bowiem w jej wyniku następuje transfer bogactwa, zasobów i władzy, która jest tym, co pozwala rozkazywać. W elektronicznej wojnie żołnierzami są komputery, to one powodują, że kapitał wędruje z jednych kont na inne. Nie ulegaj iluzji, że skoro ich nie widać, bo nie przybierają nawet formy papieru, a co dopiero monety, są niematerialne. Owszem, są materialne tak dalece, że Chiny są obecnie właścicielem połowy Afryki, a leader ostatniego zamieszania na rynkach (jak zwykle) z bankruta przeistoczył się w przeciągu pół roku niemalże w nową gwiazdę, zapowiadając na święta rekordowe wypłaty z zysku. Gros tego zysku, jeśli nie cały, pochodzi z tradingu, elektronicznego dodajmy. Jak to możliwe, ktoś spyta, przecież to jakieś bajki. Żadne bajki, szczera prawda, genialnie opisana w prekognicji przez Dukaja.

Kiedy głębiej zastanowiłem się nad konsekwencjami swej prostej i oczywistej konstatacji, ogarnęło mnie zwątpienie. Dziś to, co Dukaj beletrystycznie opisał jest faktem. Społeczeństwa na globie są podmiotami elektronicznych wojen, czy tego chcą, czy nie chcą, a zadaniem wybitniejszych jest ucieczka od wszędobylskiej komputerowo-ekonomicznej opresji przez projektowanie skutecznych algorytmów ochrony przed pasożytniczym wyzyskiem komputerowych traderów. Wymyślane są złożone strategie maskujące, kamuflaż, pozorowanie, kontrwywiad aktywny i pasywny, niczym w najlepszej tradycyjnej wojnie. Ludzie dziś wymyślają komputerowe sposoby obrony przed komputerowymi atakami. Jeśli to nie jest wojna, to co to jest? Już nie są żołnierzami tej wojny, są służącymi robotów, ich obsługą techniczną. Na szczęście są też programistami i konstruują te modele i algorytmy, ale wojen już nie wygrywają armie, tylko maszyny. Człowiek przestał bronić się przed agresją innego człowieka, a coraz więcej energii poświęca obronie przed... komputerem. To znamienna przemiana epok.

Przejdźmy zatem do konkretów i spróbujmy połączyć niektóre znane punkty łamigłówki. Obraz jest naprawdę fascynujący.

Co to są czarne oceany
Fundusze hedżingowe, aby zachować swoją przewagę informacyjną, czynną i bierną, czyli możliwość zbierania informacji, a jednocześnie jej ochrony, odczuwają w naturalny sposób efekt skali. Aby móc skutecznie konkurować, muszą zbudować odpowiednio dużą, znaczącą bazę kapitałową. Optymalnym kompromisem jest fundusz z elektroniczną platformą transakcyjną, czyli właśnie dark pool. Klienci-uczestnicy funduszu mogą handlować na platformie ze sobą i oczywiście z resztą świata. Co istotne, to fakt, iż informacje o ich zleceniach pozostają w środku. Oczywiście dark pool jest podłączone zazwyczaj do kilku globalnych systemów transakcyjnych i jego oferty są widoczne dla każdego zainteresowanego, niemniej nie wiadomo, kto jest zleceniodawcą. Co więcej, im większy dark pool, tym lepszy kamuflaż. Stąd zapewne ich błyskawiczna kariera, bowiem im większa konkurencja automatycznego handlu, zwłaszcza HFT, tym - paradoksalnie - silniejsza potrzeba uczestnictwa w jakimś dark-pool. To typowa dodatnia spirala, tłumacząca ostatni kierunek rozwoju. Innowacje w dziedzinie agresywnego komputerowego tradingu zaostrzyły konkurencję do tego stopnia, że niesposób się przed nią obronić nie biorąc w niej udziału. To oczywiście przyspiesza jeszcze wyścig, czyniąc przewagę kilku wybranych HF jeszcze większą, co w następnym kroku doprowadzi do wycięcia konkurencji...

Government Sharks
Jaka jest w tym rola Goldmana, malowanego przez Tabibiego na przyczynę wszelkiego zła? Otóż całkiem prozaiczna. Goldman w praktyce jest zwyczajnie najbardziej innowacyjny i zainwestował w HF najwięcej i na samym początku. Zbiera zatem dziś owoce i nic w tym zaskakującego. Dziwić może jedynie ślepota, że w oczywisty sposób "licence to kill" jest opłacone czymś starannie ukrytym, co staje się jasne po przeanalizowaniu przenośni wojennej. Czy dziwi kogoś, że Goldie był uczestnikiem grupy roboczej d/s ratowania systemu bankowego po katastrofie LTCM? Nie. Co więcej, istnienie tajnego zespołu, znanego pod kryptonimem PPT jest urzędowo potwierdzone. Przypomnijmy, że LTCM zawaliło się z powodu błędnych komputerowych modeli ryzyka portfela inwestycyjnego, za które jeden z założycieli dostał odrobinę wcześniej Nobla! To nie głupi Jasio to zrobił, tylko najtęższe mózgi tego świata, operujące nacięższą forsą. Noblista notabene od tego czasu zdążył położyć już następny fundusz, a obecnie otwiera trzeci. Nie brakuje okazji do zarobienia megakasy, kiedy wyścig trwa.

Nie powinno zatem dziwić, że wśród architektów tajnego programu ratowania systemu bankowego jest Goldman. Przecież zdobyli szlify i okazali się skuteczni w poprzedniej odsłonie. Ktoś powie: brednie, nie ma żadnego zespołu. OK. W takim razie musi ogłosić Obamę Supermanem, a ja w Supermana nie wierzę. Otóż obecna "hossa" na giełdach zaczęła się w dzień po przemówieniu Obamy o końcu recesji. Nie wcześniej, nie później, w sam raz na rozkaz. Superman i prorok w jednym, jak w Faraonie Prusa.

Nie będzie zatem zaskoczeniem, jeśli zdradzę, że założycielami największego dark pool, Direct Edge jest - któżby inny - Goldman oraz fundusz z Chicago Citadel, równorzędny merytorycznie partner i konkurent w branży HFT. Platforma Direct Edge obsługuje cały ruch Goldmana i Citadel i jest posadowiona - gdzieżby indziej - w serwerowni NYSE. Ta skromna różnica daje Direct Edge konkurencyjną przewagę nad resztą świata, bowiem NYSE - jak dotychczas - jest giełdą największą i do tego najszerzej rozgałęzioną. W sercu tego siedzi sobie spokojnie Direct Edge i nie powinno nikogo dziwić, że Goldie - jako jego fundator - generuje ponad połowę obrotów tradingu komputerowego. Ma po prostu taką przewagę, że konkurenci nie są w stanie dorosnąć, zanim padną w boju, albo pozostają na zawsze na poziomie karłowatym.

Powyższe tłumaczyć może dlaczego Citadel zdecydowało się na joint venture ze swoim wrogiem. Ano bez tego wroga nie byliby w stanie rozwinąć swojej technologii HFT w ogóle. Można to łatwo wykazać na ostatnim przykładzie Siergieja Alejnikowa. Otóż zechciał on porzucić Goldmana dla mało znanej firmy z Chicago pod tytułem Teza Technologies, która zaproponowała mu czterokrotne podniesienie pensji - do wysokości 1,2 mln. Nieźle jak na młodego programistę z Rosji. Mało kto wie, iż właścicielem Teza jest drugi Rosjanin, niejaki Misza (Michał) Małyszew, wybitny matematyk i komputerowiec, do niedawna pracujący jako szef HF w... gdzieżby indziej, w Citadel. Tuż po zatrzymaniu Alejnikowa Małyszew zerwał z nim umowę, tłumacząc się jeszcze, że nie miał pojęcia o jego ew. kryminalnych działaniach. Nici z trzeciego konkurenta.


Co mówi Saluzzi i Keiser

Nie owijając w bawełnę obydwaj panowie - co zezowaty mimo upału relacjonował - jak przystało na rasowych maklerów, wygarniają do kamer to, co dla fachowców jest oczywiste. HFT służy do frontrunningu i skalpowania (popularna strategia tradingu) klientów HF. Badzo smacznie w tym kontekście wygląda konfrontacja Saluzziego z sympatyczną skądinąd autorką akademickiej książki pt. High Frequency Trading. Zwróćcie uwagę na dwa akcenty jej wypowiedzi.

  • Pani Irenka na szczery zarzut Saluzziego, że na giełdzie jest manipulacja i front-running z niewinnością piętnastolatki stwierdza, że byłoby to nielegalne, ponieważ jest to przestępstwo (domyślnie co za bzdurne zarzuty, trzeba mieć dowody na takie twierdzenia, tak jakby obecność trupa w szafie nie była dowodem zbrodni, bo przecież mógł tam wejść sam, skaleczyć się nożem po ciemku i udusić się z braku tlenu przed przybyciem pomocy).
  • Irenka zręcznie zauważa, na zarzut, iżby Goldman ćwiczył skalpowanie swych klientów przez tzw. flash order jest nieprawda, bo na NYSE flash order nie działa.

Tu dochodzimy do potrzeby wyjaśnienia co to jest flash order. Otóż to wymyślne narzędzie sondowania zakresu cen chwilowych ofert, polegające na natychmiastowym zawarciu transakcji. Oferta flash order pojawia się w systemie transakcyjnym i ma zerowy czas obowiązywania. Jeśli zostanie zaakceptowana (ktoś ją przyjął) oznacza to dla oferenta, że w danym ułamku sekundy na rynku są aktywni chętni po danej cenie.

Flash order nie są dopuszczone na giełdach w Stanach per se, bowiem nie spełniają wymagań cetralnej tabeli ofert (NBBO), niemniej są wykonywane (w dziesiątkach tysięcy na sekundę) na platformach Direct Edge oraz NASDAQ. Biorąc słowa pani Irenki ściśle, miała rację, niemniej flash order są wykonywane na NYSE w ten sposób, że choć nie należą do formatu giełdy, należą do formatu jej największego systemu transakcyjnego Direct Edge, który działa na komputerze w tym samym budynku, na tym samym piętrze. Co więcej prawie wszystkie zlecenia NYSE są widoczne na Direct Edge. W skrócie pani Irenka nie skłamała, jedynie celowo ukryła prawdę.




Na koniec kilka słów wyjaśnienia od szefa firmy Pipeline, która jest światowym liderem w kamuflażu elektronicznego handlu blokowego, autorem strategii adaptatywnego przełączania algorytmów, przez którą algorytmy skalpujące głupieją i widzą na rynku zjawy...

Ciekawe czasy, kiedy można zarobić na giełdzie na pozorowaniu ruchów, wydawałoby się że giełda to miejsce, gdzie się przychodzi i ogłasza wszem i wobec swoje zamiary, po to, by osiągnąć najlepszą cenę. Dawniej tak było, teraz jest trochę inaczej. Dość powiedzieć, że od chwili, kiedy agresywny algorytm wykryje determinację dużego posiadacza do konkretnego ruchu na danym walorze, jest on zdany na jego łaskę, zanim bowiem zacznie wykonywać handel, jego szybki i sprytny wróg będzie spozycjonowany na jego przyjęcie, pożyczy dany walor o milisekundy szybciej na drugim końcu świata, żeby go sprzedać/kupić kientowi o kilka centów drożej.

© zezorro'10 dodajdo.com

środa, 22 lipca 2009

Saluzzi: tak wygląda manipulacja z bliska

W poprzednim odcinku relacjonowałem wyznanie otwartym tekstem Saluzziego. Tak, jest manipulacja na największej giełdzie świata. Dla porządku przypomnę jeszcze, że pisałem o tym zjawisku od marca. Niemniej pewne postawy muszą dojrzeć, pewne fakty muszą ujrzeć światło dzienne i później jeszcze zostać przemyślane. Fakt, iż Saluzzi wychodzi ze swoim opisem zjawisk teraz, jest nieprzypadkowy. Oto bowiem na temat podejrzanego high frequency trading wypowiadają się (fachowo) poważani blogerzy (zerohedge), ale także już skraj normalnych mediów (Max Keiser).

Myślę, że o wyborze tego momentu zdecydowała po prostu kampania otwartej nienawiści wobec -śmiało można powiedzieć - głównego beneficjenta kryzysu finansowego, a szczególnie akcji ratunkowej ministerstwa skarbu USA, która wylała się w mediach po zapowiedzi astronomicznych zysków Goldman Sachs, po równie astronomicznych stratach, które nawet spowodowały zniknięcie jednego miesiąca w kalendarzu za ub. rok.

Owszem, jest w najwyższym stopniu oburzające, że zarząd bankruta GS obsypie się miliardowymi nagrodami, za które zapłaci podatnik i traderzy na giełdzie, w rok po upadku Lehman Bros., którego kultura korporacyjna nie była ani lepsza, ani gorsza od GS, więcej nawet: ich standing nie był gorszy, tylko koneksje...

Nie bądźmy jednak naiwni. Informacja na temat podejrzanej roli GS (i innych), ale szczególnie tego pierwszego w wyzysku HF trading (gros profitów, rzędu nawet 100 mln dziennie pochodzi z tego źródła) może ujrzeć światło dnia, ponieważ zaszły trzy ważne rzeczy. Po pierwsze odtrąbiono koniec kryzysu (recesji), światu nie grozi armagedon, a więc pospiesznie powołany do wspierania zaufania do NYSE program SLP, którego GS jest jedynym operatorem, można (należy) powoli zwijać. Otóż daje on na giełdzie nowojorskiej ponad połowę obrotów segmentu program trading (handel komputerowy), a cały PT to aż 70% rynku! Dziś maklerzy i traderzy są dodatkiem do komputerów, nie odwrotnie.

Po drugie, został zatrzymany programista GS, który pisał algorytmy do tego handlu i została uruchomiona lawina komentarzy po oświadczeniu prokuratora prowadzącego sprawę, z którego wynikało niezbicie, iż algorytmy GS mogą służyć do nieuczciwej manipulacji na rynku.

Po trzecie - i ostatnie - bezczelna zapowiedź wypłaty bajecznych bonusów przepełniła czarę.

Toxic Equity Trading Order Flow  

Nie jest tak, że podejrzenia kliku blogerów oraz traderów (zarówno Keiser, jak Saluzzi są maklerami) stanowią dowód, ale regulacje high frequency trading (a właściwie ich brak) oraz bezczynność, a celniej obstrukcja SEC wobec sprzeciwów NASDAQ do HFT (tak, tak, matecznik Bernie Madoffa walczy z SEC o lepszy dostęp komputerowy do NYSE, bo GS go zmajoryzował!), śmierdzą tak potwornie, że dalej się nie da wytrzymać. Oczywiście zezowaty nie ma żadnych dowodów, niemniej obecny stan techniki oraz regulamin NYSE zachęcają wręcz do golenia frajerów poprzez tzw. insider trading oraz frontrunning, którego najjaskrawszym chyba przykładem jest dopuszczenie do milionów pustych zapytań ping, pozwalającym na bezbolesne i natychmiastowe rozpoznanie zakresu  rzeczywistych ofert uczestników rynku i to za darmo! Zapytanie puste polega na tym, że jest ono ważne tylko natychmiast, jeśli nie zostanie przyjęte przez nikogo, automatyczny program wie, że na rynku nie ma ofert po tej cenie. W ułamku sekundy (mikrosekundach dokładniej) obniża więc cenę o jeden cent, aż do skutku, do osiągnięcia piewszego brania. W ten sposób zanim zdążysz mrugnąć okiem, komputer GS wie, gdzie kończą się widełki cenowe na poszczególnych walorach, przez okrągłą sesję. Zanim zlecenie zostanie wprowadzone do systemu (i inni mogą na nie odpowiedzieć), ten komputer już wie, jaką pozycję zająć, tzn. jak je wykorzystać (oczywiście przeciwko tobie). Dziecinnie proste i nic nie kosztuje, z wyjątkiem prądu.

Najśmieszniejsze jest to, iż program SLP daje GS wynagrodzenie w wysokości 1/2 centa za każdą akcję. Dostęp do systemu NYSE chłopaki mają za darmo. Tak samo jest z prowizją od obrotu. Jest za darmo. Jeśli po obu stronach handlu jest GS, to zarabia na każdej akcji 1 cent. To niedużo, prawda? Ale wystarczy obrócić w czasie sesji miliard akcji w cenie zakupu (a robią to namiętnie) i już mamy 10 milionów. Bez oszustwa i niecnych praktyk. Kto za to płaci? Pan za to płaci, społeczeństwo...


© zezorro'10 dodajdo.com

muut