Go To Project Gutenberg
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą eurpln. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą eurpln. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 10 maja 2016

Moody blues

-
© zezorro'10 dodajdo.com

piątek, 13 lutego 2015

Spiegel w bełkotliwym Sosku, czyli Polskiej walucie grozi atak spekulantów

-
Przed tygodniem ukazał się w Spieglu hitjob na temat chwiejącego się polskiego systemu bankowego, oczywiste tło przygotowań do przejęć w polskiej bankowości, szczególnie spółdzielczej i SKOKach, które są jeszcze w polskich rękach. Nie jest tajemnicą, że w tym roku przetoczy się fala sprzedaży częściowo zbankrutowanych filii zagranicznych banków, na gwałt szukających kapitału. Czasy bakowych żniw się właśnie w Polsce zakończyły, zatem zagraniczni inwestorzy tym chętniej się wycofują. Premierą jest stojący na skraju przepaści, a właściwie - jak kojot z loony tunes - daleko poza nią, Raiffeisen.

Mamy zatem propagandowe przygotowanie wejścia teutońskiego rycerza w białej zbroi, który nas, brudnych i ciemnych Polaczków, wyzwoli z monetarnej opresji. Spieglowy hitjob jest tak przepojony demagogią i bełkotem, że trudno traktować go poważnie, jak wydaje się czynić red. Soska, najwyraźniej niezbyt rozumiejący tekst i kontekst sprawy. Zezowaty komentarz w nawiasach.
© zezorro'10 dodajdo.com

piątek, 25 listopada 2011

Gromienie Gromka czyli polska kromka

Nie opadł jeszcze kurz po rozgromieniu podejrzanego generała GC, a na wizji minister Wzrostowski... złoty pięknie przebija 4,50 szaleństwo na peryferiach, na Łotwie banki się zamykają, Włochy w ogniu, Makrela sprzedała tylko połowę obligacji. Nie za dużo tych rewelacji? Deutsche Bundy niesprzedane? Grom z jasnego nieba. Świat się kończy, ale po kolei.

Jeśli uważacie, że pogromiony generał jest najważnieszy, to się grubo mylicie. Nie jest ważny posłaniec, ale ten kto za nim stoi. Kto stoi za pogromionym? Tak jakby nasi sojusznicy zza wielkiej wody, co im na bliskim wschodzie onegdaj uratował tyłki przed gorącym Samum, i dzięki czemu wuj Sam przytulił orzełka do NATO. Tak jakby niedwuznacznie przed wybrzeżem Syrii zbierają się lotniskowce, a w tv ostateczne zapowiedzi rozwiązania irańskiego zagrożenia atomowego. Wygląda, że już niefajnie mieć kolegów zza oceanu w tej sytuacji. O Gromka się nie martw, on sobie radę da, już wyszedł za kaucją.

O wiele ważniejsza jest na krajowym podwórcu, strzelona z głupia frant kategoryczna zapowiedź rezygnacji z wejścia do ojro! Tak jest, pan minfin Wzrostowski w niedwuznaczny sposób stwierdził, że dopóki oni tam (w Brukseli) nie uporządkują tego kryzysu, to nie ma po co i jak tam się pchać, a jeśli w ogóle, to może za kilka lat. Dotychczas to miało być za wszelką cenę, ponad wszystko, bezwarunkowo. Od dziś - nie wiadomo kiedy, jeśli w ogóle. Na moją optykę to jest jakby całkowite odwrócenie wektorów, ale kto by się tam takimi duperelami w gazetach i tv zajmował. Wiadomo: najważniejsze jest kogo opluł Stefan i czy facet z lateksowym wizerunkiem w dłoni zdejmie, czy nie zdejmie, no i Doda jeszcze jest ważna.

Jak na moje zezowate oczy, to wygląda, że grom walnął w równowagę. Wektor berliński chce wszystkich wziąć porządnie za mordę, jak na teutonów przystało i normalną rzeszę z dozgonną przyjaźnią z braćmi słowianami, no to im ojro w rączkach się rozpada. Wektor moskiewski, po staremu: dawaj, dawaj, bo rakiety w Kaliningradzie i gaz zakręcimy. No to teraz chyba BBC się odezwało i mówi z Lądka, że ojro kaput w takim razie. My w środku. Znaczy, że - wbrew tym ałtorytetom, co to mądrość dziejową od tatusiów wyssali - niby panna brzydka, ale z tym posagiem to już całkiem poważna sprawa. Jest co dzielić, bo jakżeby inaczej bójka o fanty rozgorzała?

Jak bym krytycznie nie patrzył na pana Wzrostowskiego (zwróć uwagę, że go per pan tytułuję z tej okazji), ma mój medal za solenną obietnicę oderwania się od ojrosojuszniczych mrzonek berlińskich. Na wrzód nam ojro, dość mamy własnych problemów, niech sobie Makrel je na razie zatrzyma i kupi za nie te bundy, co nie zeszły. Niech nam eksport ruszy, to się odkujemy. Swoją drogą to zabawne, jak niedźwiedź z panterą się okładają, a tu grom! - wpada orzeł i mówi - hello! kto trzyma kasę, o czymś żeście nie zapomnieli? Cały ambaras, że to podobno nasz kraj...
Mimo całej trwogi to jest naprawdę dobra wiadomość, bo bili nas w kuper zawsze, jak zgoda w trójce była, a teraz jest choć nadzieja że w dintojrze się trochę przerzedzi, choć to zazwyczaj złudne. Pilnować portfele! Rząd chce naszego dobra.
© zezorro'10 dodajdo.com

środa, 23 listopada 2011

In the Mood

Nie jest dobrze, kiedy szefem Kościoła jest Niemiec, a szefem Europejskiego Banku Centralnego Włoch. Dobrze natomiast, że chociaż jedno jest niezmienne – nowy szef ECB jest swojak, GS-iak. W Polsce Wzrostowski też grzecznie żegluje w wyznaczonym kierunku, niezmiennie przy sterze Dzielonej Wyspy, choć podobno tragedia finansów i koniec świata.

Jak to naprawdę z tym ratingiem Polski sprawa wygląda? Wszędzie olaboga, Moody obniżył Polsce wskaźnik wiarygodności kredytowej! Złotówka słabnie, zielona wyspa tonie, Tusk ponownie wybrany. No dobrze, po kolei. Po pierwsze wskaźnik nie drgnął ani w prawo, ani w lewo, tylko od dwóch lat stoi na AA stabilny, czyli tyle, ile miał Bunga-Bunga, zanim go nie wymieniono na innego swojaka GS-iaka. Porządek musi być. Owszem, w październiku Moody niedwuznacznie zamarkował, jaki ma być odnowiony program gospodarczy, czyli co tam ghostwriterzy mają panu kojarzonemu przez kibiców z Tolą, wpisać do expose. Owóż ma być taki, żeby zapewniał znaczącą obniżkę deficytu budżetowego, bo inaczej Moody chcąc nie chcąc będzie musiał obniżyć w styczniu rating do negatywnego (czyli AA- oczekiwanie na obniżenie). Dziwnym zbiegiem okoliczności oszczędności, podwyżka podatków, zwiększenie dyscypliny, a nawet obniżenie poziomu długu do 52% (z obecnych 55) w programie się znalazły.

Jak sytuacja wyglądała na rynku, warto skonsultować w realem.



Na wykresie wyraźnie widać, że złoty pięknie się osłabił i zmierza dziarsko do 4,50, niemniej o ile jest to rzeczywiście zasługa zadłużania, nie pojawiło się ono nagle jesienią, wręcz przeciwnie – była ta reakcja oczekiwania od roku. Co więcej, nie wybuchło po ostrzeżeniu Moody, tylko w sierpniu! W środku lata. Dlaczego ktoś spyta. Ano zaczęło się wówczas topienie Papandreou. Związku nie ma, ale był to wyzwalacz peryferiów. Waluty peryferyjne będą w kryzysie strukturalnie słabe, zawsze tak jest, bo zwija się kredytowanie z centrum i zamienia na zasysanie.

Na wykresie złoty prawdopodobnie przebije się przez 4,50 i – wbrew płaczowi kredytobiorców – jest to lepsze rozwiązanie. Gwarantowałoby bowiem utrzymanie konkurencyjnej przewagi eksportu, a przez to utrzymanie zdychającej w oczach koniunktury. Wzrastające podatki duszą ją bardzo skutecznie i recesja jest jak najbardziej możliwa. Niepokojąca w tym świetle jest zapowiedź polityki mocnej złotówki, co oznacza aktywne przeciwdziałanie temu naturalnemu trendowi. Jeśli tak sytuacja się rozwinie i Wzrostowski będzie wzmacniał złotego, to co prawda, zmniejszy inflację (paliwa i import konsumpcyjny) i podtrzyma złudzenie kredytobiorców (przedłużenie eldorado banków), ale zdusi eksport. Tak czy inaczej oprocentowanie wzrośnie, bowiem banki zacieśniają akcje kredytową na peryferiach. Jeśli koniunktura siądzie szybciej (duszenie eksportu przez podtrzymywania złotego), spadek akcji kredytowej będzie szybszy, a to będzie oznaczało gwałtowne odreagowanie (wzrost odsetek, droższy pieniądz). Innymi słowy, jeśli zrealizuje się polityka mocnego złotego, przez chwilę raty będą jeszcze niskie, tyle że później będą dużo wyższe, a i tak złoty się osłabi, tyle że później (raty będą podwójnie wyższe).

Mamy zatem do wyboru – słabszego złotego i zacieśnianie pasa, wzrost w okolicach zera, albo mocnego złotego, recesję, zaciskanie pasa i wyższe oprocentowanie. To drugie zrealizuje się oczywiście po prawdziwym obniżeniu ratingu, a to nastąpi po oficjalnym przekroczeniu progu 55%. Według mojej oceny to już nastąpiło, tylko jest chwilowo ukrywane na sprawdzonej GS-owskiej zasadzie repo-105, która tak dobrze sprawdziła się w Grecji. Jak to wygląda w krainie Zorby, wiadomo. Nas czeka podobna ścieżka, boć zapowiedziano, że będziemy mydlić oczy tak długo, jak to możliwe. Wówczas niestety z dnia na dzień trzeba będzie zamienić środek mydlący – z mydełka Fa na Antifa, czego mieliśmy przedsmak 11 listopada. Ten drugi środek to gaz pieprzowy, jakby ktoś się nie domyślał. Ćwiczeń nie robi się bez powodu.

Co prawda – jak wykazano wyżej – druga ścieżka przedłuża boom kredytowy, ale niestety powiększa koszty recesji i koniecznego dostosowania. Do tego oczy i zbite części ciała bolą, ale praktyka pokazuje, że kto się nie uczy, musi wciąć powtarzać te same ćwiczenia, do skutku...


© zezorro'10 dodajdo.com

wtorek, 3 sierpnia 2010

Kredyt walutowy. Który?

Na marginesie rozpalonej ostatnio dyskusji o rekomendacji ograniczenia kredytów walutowych warto zastanowić się, dlaczego kredyty walutowe są tak popularne, czy rzeczywiście są atrakcyjne, co z nimi będzie dalej i – jeśli już je brać, to w jakiej walucie. Niełatwo na te pytania odpowiedzieć jednoznacznie i bez zastrzeżeń, ale warto próbować.

Dlaczego kredyty walutowe?

Jak prześledzimy na przykładach, po pierwsze są one łatwo dostępne i – z punktu widzenia banków finansujących – mniej ryzykowne, a zatem tańsze od złotowych. Było tak dotychczas i chwilowo nadal pozostaje, bowiem polskich zasobów kredytowych po pierwsze jest stosunkowo za mało, zatem powstałą lukę wypełniają kredytodawcy zachodni. Dla nich walutą finansującą są waluty domowe: franki i euro, które łatwiej pożyczyć w naturze niż przeliczać je na złote (dodatkowe ryzyko walutowe, które kosztuje). Ponadto złotówka była i nadal pozostaje walutą w miarę niestabilną i „miękką”, stąd stopy procentowe w naturalny sposób są wyższe, niż w walutach obcych.

Z dwu wymienionych głównych powodów kredyty w walutach obcych są i raczej pozostaną nominalnie tańsze. Warto jednak uświadomić sobie, że – jak zawsze – darmowy obiad jest stosunkowo drogi. Za stabilność i niższy procent w obcej walucie płacimy ryzykiem walutowym. Jak prześledzimy na wykresach, ruchy walutowe potrafią być dość bolesne. Owszem, w dłuższej perspektywie wszystko się wyrównuje, ale jeśli zarabia się w złotych, nie można bezkrytycznie i ufnie zaciągać kredytów w obcej walucie, zwłaszcza kapryśnej, stąd ostrożnościowa rekomendacja T jest jak najbardziej na miejscu i to nie tylko w indywidualnej skali, ale – jak pokazują dobitnie przykłady Węgier i Estonii – także w makroskali. Nadmierna skala zadłużenia walutowego gospodarstw domowych doprowadziła te kraje do poważnych kryzysów.

Oczywiście każda moneta ma dwie strony i warto je zawsze obydwie obejrzeć. Po to jest niniejsza analiza.

Założenia

Dla celów porównawczych wzięto obecne rynkowe stopy kredytowe, zbliżone do najlepszych (zawsze można osiągnąć lepsze warunki, wystarczy zwiększyć swoją wiarygodność, czyli zmniejszyć ryzyko, bank zarabia na każdym promilu powyżej kosztu własnego, a ten wcale nie musi być równy LIBOR), a mianowicie:

●EUR 3,76%

●CHF 3,31%

●USD 3,74%

Stopy dotyczą kredytu na 40 lat, o równych ratach kapitałowych i stałym oprocentowaniu stałej kwoty kredytu w wysokości 100 tys.euro. Porównano kredyty zaciągane co roku od 1993 roku według historycznych kursów walutowych, dzięki czemu można praktycznie porównać prognozę dzisiejszego kredytu na podstawie danych historycznych, które są – jak pokazuje statystyka – dobrym miernikiem porównawczym trendów. Porównanie kończy się na dniu dzisiejszym. Druga część analizy przeprowadzona jest na prognozie kursów walutowych w horyzoncie do r. 2040 i pozwala porównać prognozowane zalety/wady kredytów denominowanych w trzech głównych walutach, wraz z częścią historyczną (co było do tej pory), przedłużoną o prognozę w przyszłość. Takie zestawienie porównawcze, poza graficznym pokazaniem względnych zalet pozwala racjonalnie podjąć decyzję co do ew. przewalutowania pozostałej do spłacenia kwoty kredytu.

Dyskusja założeń

Po pierwsze historyczne stopy walutowe w chwili zaciągania kredytu były inne, niemniej przyjęcie dzisiejszych do historycznych danych daje wartościowe wyniki porównawcze, pod warunkiem utrzymania trendów długoterminowych, bowiem daje dobrą symulację oczekiwanego rozwoju wydarzeń. Powtórzmy: wstawiono arbitralnie dzisiejsze stopy i przeliczono przez kursy walutowe historyczne. Autor upiera się, że wynik daje względną miarę poszczególnych kredytów i można te wyniki ekstrapolować w przyszłość. Na zdrowy rozum tak powinno być, niemniej ścisłego dowodu brak. Nie ma gwarancji, że historyczne wzajemne wahania kursowe będą podobnie wyglądać w przyszłości.

Drugie poważne ograniczenie polega na arbitralnym przyjęciu przyszłych kursów walutowych. Każdy ma swoją prognozę i może ją jeszcze jakoś zracjonalizować. Analiza niniejsza, z racji horyzontu, bazuje na uśrednionym trendzie wzajemnym walut obcych oraz prognozowanej trendzie parytetu walutowego złotego (kurs równowagi), przy założeniu konwergencji do euro w średniej perspektywie i stopniowego wyrównywania wydajności pracy. Na szczęście, mimo że finalną walutą odniesienia jest dość niestabilny złoty, prognoza taka ma sens, bowiem niezależnie od przyszłych deficytów budżetowych i ew. aprecjacji/deprecjacji złotego, będzie on się zmieniał w stosunku do walut proporcjonalnie, zatem wyniki porównania wzajemnego walut w złotych wypadną podobnie.

Trzecie ograniczenie polega na arbitralnym przyjęciu kwoty kredytu o mniej więcej stałej sile nabywczej, aby porównanie miało sens. Niestety w oczywisty sposób euro (właściwie DM) w latach '90 miało inną wartość, niż obecnie, niemniej jakąś wartość porównawczą przyjąć trzeba, a takie założenie wydaje się najbliższe równowagi ze względu na największą porównawczą stabilność tej waluty, wobec warunków polskich oczywiście, z racji największej wymiany handlowej (najcięższa kotwica, dąży naturalnie do równowagi).

Ostatnia uwaga dotyczy uniwersalności badania. Otóż do wyliczeń można wstawić właściwie każdą prognozę walutową, wystarczy zmienić cyfry. To dobra wiadomość, bo przecież moja prognoza wcale nie musi być Twoją :)

Porównanie kredytów hipotecznych walutowych, pożyczka 100 tys. eur, 31.07.2010




Na wykresach widać wyraźnie następujące cechy:

●Kredyt w eur zachowuje się najbardziej stabilnie; wynika to – oprócz stabilności waluty – dodatkowo z bazy, bierzemy każdorazowo tę samą kwotę euro i przeliczamy na złote, zatem euro dostaje w kategorii stabilności fory

●przeciętna rata kredytowa, pomimo całej zmienności, wychodzi bardzo podobnie, aczkolwiek widać drobne różnice: najtaniej (średnio) wychodzi dolar, odrobinę drożej chf i najdrożej euro (tu niespodzianka!)

●najważniejszy moment wejścia (decyzja o przewalutowaniu) jest dla kredytów dolarowych (duża zmienność), mniejszy dla chf i najmniejszy dla eur; UWAGA: wynik eur i chf zamieniłby się miejscami, gdyby kwotę bazową przyjęto w chf (ważne!)

●chf – mimo że droższe efektywnie od dolara – jest znacznie od niego stabilniejsze

●chf jest efektywnie tańsze od euro.

Jak widać z historycznych wyników, nie bez powodu kredyty frankowe cieszą się takim powodzeniem. Okazuje się, że są tańsze od euro, a co najmniej podobnie stabilne. Wybierając dolara trzeba liczyć się z jego zmiennością oraz z kosztownym rozczarowaniem, kiedy weźmiemy kredyt w dołku (tani dolar). Pokazane wyniki można sarkastycznie podsumować następująco: kredyty walutowe są dziś poprawnie wycenione podług zmienności historycznej. Dolar najtańszy, najbardziej zmienny, euro najdroższe, ale stabilne.

Czy powyższe wnioski będą prawidłowe przez najbliższe kilkadziesiąt lat? Prawie na pewno nie, a wynika to choćby z prognozy, którą można przeczytać w całości w dodatku do biuletynu.

© zezorro'10 dodajdo.com

piątek, 12 lutego 2010

Procent złota w złotówce



Nie będzie o złocie, ani o zawartości cukru w cukrze. Będzie o sile złotego, która to teraz pobije eurasa z grecką grypą wskazującą na odmianę hiszpanki i będzie na koniec roku ojro po trójaku. Otóż nie tak szybko.

Jak łatwo sprawdzić, nasza chwilowa siła bierze się z przepuszczania zadłużanych pieniążków (nowe emisje euroobligacji) oraz transferów unijnych przez rynek forex. Ktoś spyta: no dobrze, ale ile procent ma ta siła w złotówce? Proszę bardzo, oto miś.



Mniej więcej od trzeciej dekady listopada '09 ma miejsce wyraźne oderwanie złotego od koszyka naszych sąsiadów - korony i forinta - skutkujące obecnie ok. 5% aprecjacją. Oznacza to, że na obecną chwilę parytet złotego wobec koszyka CEE powinien wynosić ok. 4,20 eurpln. Oczywiście taka sytuacja może trwać miesiącami, zanim nastąpi powrót do średniej - a łatwo zauważyć, że zawsze następuje. Właściwe pytanie brzmi: kiedy ustąpią przyczyny obecnego umocnienia złotego wobec walut sąsiednich. Wówczas osłabienie złotego odbędzie się na zasadzie sprężyny, automatycznie. Rachunek jest prosty: sprężyna naprężona o 5% wybija w drugą stronę o 5% po zwolnieniu, razem zarobek 10%. Zauważ, że waluty koszyka bardzo ładnie do siebie "przylegają", to nie przypadek. Występują między nimi silne korelacje handlowe i kapitałowe, więc utrzymywanie dysparytetu w dłuższym okresie jest niemożliwe.

Obecny kryzys strefy euro może nas cieszyć (jeśli w ogóle) tylko w dłuższym terminie. Chciałbym przypomnieć, że wszelkie zawirowania na peryferiach odbiją się na CEE w ten sposób, że z dnia na dzień zniknie finansowanie. Co gorsza, Grecja na przykład, ale także Hiszpania, są zaangażowane w finansowanie CEE. Kłopoty Grecji uderzą więc w nasz rejon przez centrum (euro), ale także z peryferiów bezpośrednio. W dłuższym okresie wszelako procent złota w złotówce gwałtownie rośnie, bowiem suwerenność fiskalna i monetarna sprawia - właśnie poprzez płynny kurs walutowy - względną odporność na szoki eurostrefy. Nawet jak Grecja odpadnie, złoty spokojnie będzie trwał. Spójrzmy na to z tej strony. Wódka, jak mawia klasyk Jan Kłos, zawiera co prawda ponad połowę wody, ale jak poniewiera, a zwłaszcza polska?



© zezorro'10 dodajdo.com

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Gdybym byl bogaty



Merrill
Lynch: za dwa lata euro poniżej 3 złotych
Za dwa, trzy lata euro może kosztować tylko 2,7 zł – stwierdził w rozmowie z TVN CNBC Biznes Benoit Anne, strateg walutowy banku Merrill Lynch. Analitycy są przekonani, że przed naszą walutą okres szybkiego umocnienia, choć większość z nich uważa jednak, że nie będzie ono aż tak szybkie.

– Całkiem niedługo, w kwietniu, maju, możemy płacić za euro około 3,7 zł – mówi główny ekonomista ING Mateusz Szczurek. – Potem jednak nastąpi powrót do obecnej sytuacji i pod koniec roku euro znów będzie kosztowało około 4 zł. Szczurek dodaje, że jeśli założymy gotowość Polski do wstąpienia do Unii Walutowej za dwa, trzy lata, to kurs wymiany może oscylować wokół 3,6 zł za euro.


Tymczasem Skrzypek na dachu NBP ostrzega spekulantów użyjemy wszelkich środków, by chronić stabilność złotego

Warszawa, 18.01.2010 (ISB) - Narodowy Bank Polski (NBP) użyje wszelkich środków, by bronić stabilności polskiej waluty, wynika z poniedziałkowej wypowiedzi prezesa Sławomira Skrzypka. W ten sposób szef NBP ostrzegł banki inwestycyjne przed spekulacjami na naszym rynku walutowym, których bardzo kontrowersyjne nieraz prognozy nazwał "interwencjami werbalnymi".

"Złoty jest walutą, która ma pełen podstawy być walutą stabilną, zwłaszcza ze względu na bardzo mocne fundamenty gospodarki. Pokazaliśmy to choćby wynikiem PKB za 2009 r., a rok 2010 także będzie optymistyczny" - powiedział Skrzypek w wywiadzie dla Programu Pierwszego Polskiego Radia.

Szef banku centralnego dodał, że dla waluty zawsze najważniejsza jest stabilność, więc gdy słyszy prognozy różnych banków komercyjnych, to najpierw stara się analizować je w kontekście wcześniejszych szacunków tej samej instytucji.

"Często projekcje które różnią się tygodniami czy miesiącami między sobą są tak skrajnie różne, że można odnieść wrażenie, że nie służą one przedstawieniu rzetelnego obrazu przyszłości, ale stanowią jakąś formę werbalnej interwencji" - powiedział prezes NBP.

Skrzypek jeszcze raz mocno zaznaczył, że "złoty ma mocne fundamenty i wszelkie podstawy do tego, aby być stabilny". Zapewnił też, że będzie dbał o jego siłę. "NBP użyje wszelkich środków, by bronić stabilności naszego złotego" - podkreślił. (ISB)




Skrzypek jak zawsze twierdzi, że będzie bronił, tylko nie bardzo wiadomo, czego i dlaczego. Jest parcie na umocnienie złotego, to widać, słychać i czuć. Minister Vincent sprzedaje obligacje w usd i euro, co w oczywisty sposób na krótko wzmacnia złotego - przecież te waluty natychmiast są wymieniane na złote. Czego Skrzypek nie mówi, to fakt, że rząd teraz się w galopującym tempie zadłuża w walutach, co ma podwójne konsekwencje - wzrost długu oraz wzrost ryzyka kursowego, bowiem te długi trzeba oddawać z procentem. Gdyby obligacje były w złotym, byłby tylko problem zadłużenia. Najlepiej oddaje zatem nastrój jak zwykle rzeczowy Szczurek, który potwierdza, że rząd w pierwszym półroczu będzie sprzedawał waluty pożyczone w Londynie (umacnianie złotówki), aby przestać to robić latem (koniec umacniania).

Długoteminowe oczekiwanie umocnienia złotówki w związku z wejściem do euro jest tak odległe, że można go dziś pominąć. Co się liczy, to średnioterminowy wzrost obciążeń odsetkowych w walutach, osłabiający naszą walutę. Jeśli zajdzie do tego jakieś niepokojące wydarzenie na peryferiach euro, to rejon CEE gwałtownie opadnie. Stąd prognoza Szczurka jest najbardziej wyważona.

© zezorro'10 dodajdo.com

środa, 11 listopada 2009

Rozwolnienie dolara 19: G-20


IMF-G20-110709 -

Oto materiał pomocniczy do rozszyfrowania tekstu międzu wierszami.



Nie jest łatwo, prawda? Stąd media prześliznęły się nad komunikatem, który zdaje się nic nie mówić. Ministrowie finansów G-20 będą dalej prowadzić akcję stymulowania gospodarek światowych według dotychczasowego planu pod światłym przewodem Big heli Bena. Do radosnego skutku. Nic bardziej mylnego. Komunikat właśnie opublikowany potwierdza to, co wielu przypuszaczało, a teraz staje się pewnikiem. Stąd wynika także dzisiejsze zachowanie walut, ale o tym dalej.

Nie będzie hiperinflacji
Wyraźnie zaznaczono, że najwyższy czas nakreślić odpowiedzialne i wiarygodne plany wycofania się z akcji pomocowych. Polityka niskich stóp procentowych jest od tego zależna, bowiem oprocentowanie długich obligacji zaczęło się podnosić. Jeśli zjawisko się utrwali, na nic będą wszystkie akcje, spirala długów runie i przytłoczy świat deficytami nie do udźwignięcia. Jedynym wyjściem, przynajmniej tak się szefom monetarnym wydaje, jest jak najdłuższe utrzymywanie efektywnych zerowych stóp (albo i ujemnych), do czasu naprawy systemu bankowego i powrotu do jako takiego wzrostu. Do tego momentu należy zachować wiarygodną obietnicę skutecznego i szybkiego wycofania środków pomocowych z rynku w razie potrzeby, aby móc utrzymać stopy procentowe na zerowym poziomie, co jest warunkiem przetrwania systemu.

Banki centralne mają skuteczne narzędzia do zebrania płynności z rynku
Wśród narzędzi (w domyśle oczywiście chodzi o Bena) wymieniono odwrócone REPO i awaryjne zwiększanie oprocentowania depozytów. Podobno mają piorunującą skuteczność. Tu zezowaty pokazuje swój ozdobny małpi wytrzeszcz i jeden z palców. Ostatnia aukcja reverse repo okazała się totalną klapą. Benek nie jest w stanie wchłonąć płynności, którą raz wydrukował, bo na świecie realnym woda płynie z dołu do góry. Owszem są procenty ujemne i one nawet się ładnie sumują, ale tylko między bankami, już w realu, po wyjściu na tzw. ulicę, nikt nie chce pożyczać na ujemny procent, wszyscy chcą zarabiać :( A propos zarabiania. Benek od zeszłorocznych świąt płaci bankom 1% od rezerw i jest to ukryte subsydium do forsy, która i tak leży bezużyteczna, bo wszystko, co stworzył uczony magik centralny i wpisał jako nowy kapitał pożyczony bankom natychmiast spoczęło jako zapisy "rezerwy dotatkowe w banku centralnym". Do tych to rezerw Benek dopisuje co kwartał 1% odsetek. Co zmieni w realnym życiu podniesienie oprocentowania rezerw? Będzie dopisywał więcej... Do czasu, jak pieniądze zaczną krążyć...

Wzrost gospodarczy jest anemiczny i bardzo delikatny

MFW zdaje sobie doskonale sprawę, że obecne odbicie, uzyskane na koszt pomocy państw, jest nietrwałe i wynika tylko z przesunięcia popytu z przyszłości. Wyraźnie stwierdzono, że obecna odbicie nie jest organicznym wzrostem, tak jak w normalnym cyklu koniunktury i nie utrzyma się samo. W związku z tym ministrowie zobowiązali się do utrzymywania akcji pomocowej do czasu powrotu na normalną ścieżkę wzrostu gospodarczego (czyli w bliżej nieokreślonym terminie). Przerwanie podtrzymywania stymulacji będzie oznaczało niechybny powrót do recesji, więc na razie nie ma mowy o odcięciu kroplówki.

Stopniowe zatrzymanie bezpośrednich zastrzyków fiskalnych nie oznacza końca QE
Wycofanie się z subsydiów antyzawałowych nie oznacza wcale automatycznej rezygnacji z niestandartowych metod monetarnych, czyli QE. Więcej - QE może być stosowane po zakończeniu właściwych akcji pomocowych, w bliżej nieokreślonej perspektywie. Oznacza to, że co prawda skończyły się możliwości wiarygodnego wspierania keynesowskiego, bowiem deficyty na całym świecie bardzo szybko zmierzają do włosko-japońskich wzorców, ale nie skończyły się manipulacje monetarne. Banki centralne przyznały dotarcie do kresu swych możliwości w sensie ciężaru długów. Dla utrzymania przy życiu konieczne jest zerowe oprocentowanie, więc manipulacja quantitative easing będzie trwała.

Wzrost gospodarczy rozwiniętego świata pozostanie słaby
MFW przyznało utrzymanie strategicznego celu relokacji globalnej aktywności poprzez stwierdzenie strukturalnej słabości krajów rozwiniętych. W najbliższej dekadzie (jeśli nie dłużej) motorem wzrostu będą nadal kraje rozwijające się. Widać to po sile odbicia z depresji. Młode gospodarki (i ich waluty) odbiły najprężniej i najszybciej. Źle to rokuje społeczeństwom starym i bogatym, za to bardzo dobrze Polsce (dopóki nie wejdzie do euro). MFW widzi przepływ środków pomocowych z krajów rozwiniętych (z banków) inwestowany w kraje rozwijające się, gdzie zarabiają i tworzą miejsca pracy. Z całości tekstu wynika jasno, że taki zresztą był strategiczny plan i właściwie nie ma innej możliwości.

Wspomaganie świata rozwijającego jest priorytetem

Skoro nie ma innych motorów wzrostu, nadzieją na wyjście z kryzysu są inwestycje w regionach rozwijających się. Niestety, ze względu na kruchość ich finansowania (z zewnętrzynych kredytów) w chwili kryzysu wycofywane są z nich środki, co grozi stabilności całego systemu. MFW podkreśla zaangażowanie i utrzymywanie go, nawet w obliczu kryzysu, bowiem to peryferia dziś są nadzieją świata. To bardzo mocne słowa, które niewątpliwie podciągną waluty peryferyjne (patrz złotówka), tylko pytanie o podstawy instytucjonalne. Bank to nie instytucja charytatywna, kiedy zechce spakować walizki, to to robi. Tak czy inaczej to dobrze dla Polski, bo inwestycje u nas rzeczywiście będą dawać duży i pewny zwrot, a do zrobienia jest mnóstwo.

Dolar osłabia się i pozostanie słaby przez carry-trade
MFW potwierdza rewelacje zezowatego, że oprócz strukturalnej słabości dolara, jako waluty psutej darmowym drukiem, dochodzi jeszcze długofalowy trend finansowania globalnej akcji kredytowej w dolarze. Dolar jako waluta tania (niskie oprocentowanie w dającej się przewidzieć przyszłości) z globalnej waluty rezerwowej (trzymanej przez banki centralne) staje się globalną walutą finansującą (jak dotychczas jen). MFW nie mówi tego wprost, ale z kontekstu wynika, że nie ma się czemu dziwić. Skoro bilanse banków są zapełnione wirtualnym śmieciem, trzeba je czymś uzupełnić, aby powróciły z czasem do normalności. To nic innego jak relewarowanie, czyli pompowanie balona od początku. Przecież bańkierzy tylko to potrafią, więc nie można się dziwić, (bliższe przyjrzenie się temu scenariuszowi, inflacja-deflacja w odrębnym artykule, który chodzi mi po głowie od dwu tygodni) ale warto docenić konsekwencję. Pierwszy awaryjny strzał ratunkowy przyszedł do banków centralnych i rządów, zadłużających się w okamgnieniu na kolejne biliony. Banki (wielkie) przestały się zapadać. Drugi etap, rozciągnięty w czasie, trwa mniej więcej od marca i polega na uzupełnieniu brakującej dziury w bilansach banków kredytem na inwestycje w krajach wzrostu. Banki amerykańskie (i inne) udzielają pożyczek po świecie, same mając forsy jak lodu, praktycznie za darmo. Dolar systematycznie się osłabia, bo wiadomo, że jego oprocentowanie jest zerowe więc właściwie ujemne. Samonapędzająsy mechanizm. MFW potwierdziło, że kreacja carry-trade na dolarze było w ich zamiarach i nie powinni to nikogo obrażać, bo to rozsądny kompromis. Ameryka pozbywa się łagodnie długów, Chiny mogą dalej produkować i mają spokój, a Europa musi się na takie rozwiązanie zgodzić, bo innego nie ma :) Ergo: szmacony lolar, mocne euro i juan przyczepiony do wuja Sama, jak rzep do ogona. Mówił zezowaty? Mówił.

Jedno drobne uzupełnienie do trendu na dolarze. Zwrócił na nie uwagę m.in. prof.Roubini. Anielski spokój MFW, które niszczy dolara z uśmiechen hipnotyzera na twarzy, kryje w sobie zabójczą moc. Otóż - jak wcześniej zauważyłem - przerwanie opisanego mechanizmu reflacji, czyli zastępowania starych, zgniłych kredytów nowymi w oparciu o carry-trade na dolarze, doprowadzi do gigantycznego skoku wartości dolara, przy którym ubiegłoroczne deflacyjne "ssanie" będzie bajką. Otóż do ciśnienia związanego w momencie zacięcia kredytu dojdzie ciśnienie ryzyka kursowego (wymiany walut lokalnych na dolara). Efekt może być piorunujący.

Teraz szybciutko do walut. Najpierw król przedstawienia.



Akcja przebiega zgodnie z planem. Właśnie łamana jest barierka (.6660 czyli 1.5000) i daalszy zjazd w tuneliku wygląda na pewniaka. Jak zapowiadałem, należy obserwować zachowanie w strefie turbulencji .6250. Jeśli nic się złego nie wydarzy, a kto to może w końcu wiedzieć, wojny i wielkie upadłości zdarzają się przecież na tym kryzysowym świecie, zasięg ruchu .5550. Najdalej na tym poziomie powinno być jakieś znaczące odbicie. Patrząc na determinację pompowania carry-trade zwróć uwagę na potencjalny rakietowy charakter kryzysowego odbicia lolara.

Co mówi juras?



Euro wyłamało się z rosnącego kanału jesiennego, który zezowaty racjonalnie tłumaczył pogarszającą się sytuacją budżetu Wzrostowskiego. Sygnałem był raport MFW, bo jakiś specjalnych jaskółek w gospodarce nie widać. Oczywiście można powiedzieć po amerykańsku, że nie spełniły się czarne scenariusze i mamy dodatni wzost gospodarczy, co w EU jest wyjątkiem i tym podobne stare kotlety, więc w Święto Niepodległości złotówka musi się umocnić. Dla zezowatego ruch w dniu wolnym od pracy wskazuje na zagrywkę. Jakby pod spodem nie było, pretekst jest, a skoro ruch jest wbrew fundamentom, ale ładnie wygląda na wykresie, to chyba właśnie realizuje się scenariusz nieuchronnego umocnienia złotego. Zasięg takiego ruchu? 3.900 i wystarczy. Skoro nie jest podparty fundamentem (a nie jest), będzie krótkotrwały, nie dłużej niż miesiąc, zresztą dokładnie tak samo to formułowałem poprzednio i nic się nie zmieniło, więc robi się nudno :)

© zezorro'10 dodajdo.com

piątek, 30 października 2009

Szczurek versus Wzrostowski runda 1,5

Dlaczego szczurek i dlaczego 1,5? Zaraz się wyjaśni. Pod poprzednim felietonikiem o fiku-miku-deficyciku pojawiła się ciekawa polemika z autorską tezą polnego szczurka, która doprowadziła do wyznaczenia wzorcowego kursu Wzrostowskiego. Bloger, którego imię można znaleźć wśród ewangelistów, wykonał piękną pracę, zasługującą na osobną publikację. Ile wynosi kurs, studiuj niżej, ważny jest wniosek. Według szczurka będzie ten poziom broniony, dla zachowania pozornej chwały, według zezowatego pan nasz finansowy co najwyżej dopchnie coś pod dywan, gdyby - na co niestety wskazują wykresy - złotóweńka deczko nam się obsunęła ponad granicę 50% wzorca. Jak widać, możemy się zgadzać co do meritum i stawiać zupełnie odmienne diagnozy. A teraz tekst właściwy, zasługuje na potraktowanie poważnie, bo autor wie, o czym się wypowiada.

================================
Ponieważ niejako wywołałem ten temat, czuję się w obowiązku go pociągnąć i przedstawić moją krytyczną opinię. Wszystko to w duchu ustalania faktów i odkrywania prawdy, o co nam wszystkim przecież chodzi i tym podobne pierdoły.
Większych różnic między nami nie ma, bardziej chodzi o interpretację, niż o same liczby.
Obu nam 50 mld PLN długu i drugie 50 mld PLN długu daje łącznie 100 mld PLN długu, a za cholerę nie chce nam z tego wyjść +2% wzrostu PKB.

A więc na początek małe sprostowanie kto ogłasza, co ogłasza, kiedy ogłasza i jakie są konsekwencje. Zgodnie z Ustawą o finansach publicznych,
Art. 38 Minister Finansów ogłasza, w terminie do dnia 31 maja roku następnego, w drodze obwieszczenia, w Dzienniku Urzędowym Rzeczypospolitej Polskiej „Monitor Polski”:
1) kwotę i relację do produktu krajowego brutto:
a) państwowego długu publicznego,
b) długu Skarbu Państwa,
c) niewymagalnych zobowiązań z tytułu poręczeń
i gwarancji udzielonych przez Skarb Państwa,
2) kwotę niewymagalnych zobowiązań z tytułu poręczeń i gwarancji udzielonych przez jednostki sektora finansów publicznych — według stanu na koniec roku budżetowego.

Tak więc to Vincent ogłasza, na podstawie własnego raportu, czy Vincent wygrał, czy też przegrał. Przy czym z mocy prawa nie wolno mu kłamać. Jedno jest pewne - do maja się nie dowiemy.

Co się stanie, jeśli Vincent będzie musiał zaraportować więcej niż 50%? W zasadzie nic.
Art. 86. W przypadku, gdy wartość relacji kwoty państwowego długu publicznego do produktu krajowego brutto, o której mowa w art. 38 pkt 1 lit. a, ogłoszonej
zgodnie z art. 38:
1) jest większa od 50 %, a nie większa od 55 %, to na kolejny rok Rada Ministrów uchwala projekt ustawy budżetowej, w którym relacja deficytu budżetu państwa do dochodów budżetu państwa nie może być wyższa niż relacja deficytu budżetu państwa
do dochodów budżetu państwa z roku bieżącego wynikająca z ustawy budżetowej;

Jeśli więc przekroczony zostanie pierwszy próg na koniec 2009 i Sejm gdzieś w połowie lutego 2010 przyjmie Ustawę budżetową na 2010 z ZAPISANYM deficytem budżetu np. 7%, to w maju 2010 Vincent (lub jego następca) ogłasza oficjalne wyniki zawodów i we wrześniu 2010 roku Rada Ministrów przyjmuje projekt budżetu na 2011 z deficytem nie większym niż te 7%. Potem ten projekt trafia do Sejmu, który może z nim zrobić co chce. Nic się nie dzieje. Jedynie Kaczki mogą drzeć dzioby, jak to tuskowniki Polskę nam niszczą. Ale i tak to robią cały czas, więc co za różnica?

Teraz nasze liczby...
Mam nadzieję, że punkty 1., 2. i 3. oraz to, że zegar długu się nieco spieszy i pokazuje już ponad 50% nie budzą wątpliwości. Mam również nadzieję, że rzucane przez Vincenta i innych kwoty deficytu 17, 29, 52 czy 100 mld PLN nie mają większego znaczenia, bo są to wszystko liczby brane z powietrza na potrzeby obowiązującej danego dnia propagandy. Dlatego konieczne było prześledzenie wszystkich transakcji i przyjęcie pewnych założeń do końca roku.

(Raz kiedyś, w jakimś unijnym raporcie, w rozdziale poświęconym Polsce, widziałem planowany deficyt SFP w 2009 w wysokości 6,8% PKB. No Unii to się oni trochę boją i nie łżą im tak bezczelnie, jak to robią na naszym lokalnym podwórku. Te 6,8% oznaczałoby prawie 91 mld PLN przez cały 2009, a więc 45 mld PLN w pół roku, czyli Vincent przegrywa).

Teraz punkt 4. czyli gdzie jesteśmy obecnie i ile brakuje do granicy. Otóż o długu zagranicznym można mówić na dwa sposoby: według kryterium rezydenta i według kryterium miejsca emisji.

Dług zagraniczny według kryterium rezydenta to cała kasa którą wisimy osobom (fizycznym i prawnym - ludziom, firmom, organizacjom i rządom) mającym swoją siedzibę za granicą bez względu na walutę, w jakiej ten dług jest wyrażony. Czyli jeśli bank z Jamajki ma polskich obligacji za 100 mln PLN, to jest to dług zagraniczny według kryterium rezydenta, a jeśli ja, ty lub inny PKO BP zakupi na giełdzie we Frankfurcie pokaźny pakiet polskich obligacji nominowanych w Euro - to według kryterium rezydenta nie będzie to dług zagraniczny.

Z kolei dług według kryterium miejsca emisji bierze pod uwagę wyłącznie walutę, w której powstało zadłużenie. Zadłużenie w walucie krajowej = dług krajowy, zadłużenie w walutach obcych, instrumenty wyemitowane za granicą = zadłużenie zagraniczne.

Jeśli się wczytasz dokładnie w definicje zawarte w raporcie NBP z którego brałeś dane, to zobaczysz, że jest tam dług zagraniczny według kryterium rezydenta. (Czwarta zakładka, 'Uwagi metodyczne': Zadłużenie zagraniczne brutto, [...] jest sumą podjętych i nieuregulowanych zobowiązań rezydentów danego kraju wobec nierezydentów,[...]) Spora część tego jest nominowana w PLN.
A do naszych obliczeń należałoby wziąć dług według kryterium waluty, w której jesteśmy zadłużeni, a więc według kryterium miejsca emisji.

Ja swoje liczby brałem stąd:
http://mofnet.gov.pl/_files_/dlug_publiczny/zad...
Dokument jest z 30 września 2009. Następny raport, za trzeci kwartał będzie dostępny 30 grudnia. I wreszcie raport za cały 2009 rok będzie 31 maja 2010 o godzinie 16:59 ;)

Tak więc podtrzymuję, że "liczba Vincenta", zwana również "granicą Vincenta" według moich szacunków wynosi obecnie 4,34.
Vincent wie, ja wiem, teraz to i Vincent wie, że ja wiem.
© zezorro'10 dodajdo.com

czwartek, 29 października 2009

Goldman Sachs wydaje się bardzo tani

Odlot na złotym. W Geesie Jan Hatzius tak się napalił green shoots, że strach. Melduje rzepa.
Bank inwestycyjny Goldman Sachs zmienił szacunki dotyczące godziwej wartości (fair value) złotego. Zdaniem analityków banku, za euro płacić powinniśmy 3,54 zł

Poprzednio GS oceniał, że kurs równowagi oscyluje w granicach 4,09 EUR/PLN. Obliczenia banku odbiegają od tego, co się dzieje na rynku.

Zezowaty pójdzie dalej. Euro po trójaku. Gospodarka stoi, leży, euro po trójce się należy. Tak serio to kurs równowagi, po którym bilans handlowy się nam domyka rzeczywiście jest ponad 4 zł.
Analitycy przyznają, że to efekt gwałtownej deprecjacji polskiej waluty w trakcie kryzysu finansowego.

Zmianę szacunków Goldman Sachs uzasadnia lepszymi wynikami polskiej gospodarki (w tym rosnącym PKB).

Zdaniem GS, kurs równowagi EUR/USD to 1,2 dolara za euro. Obecnie inwestorzy płacą 1,47 dolara za europejską walutę.

Co ma dotatni PKB do szaleńczej rekomendacji aprecjacji złotego? Czy złotówka zaczęła być walutą światową, jak frank na przykład? Owszem, oprocentowanie obligacji wpływa na kurs, podobnie jak handel. Wzrost natomiast ma się do tego jak kwiat do kożucha.

Polecam wydrukować rekomendację eurusd i oprawić w ramki. 1,200 waszyngtonów za euro to było i już nigdy nie będzie. Never, ever again. Nawet na samej górce szczytu paniki rok temu lolar nie doszedł do tej poprzeczki. Tę uwagę dedykuję wszystkim biorącym gees poważnie. Według zezowatego palą im się właśnie gacie, bo wygląda na to, że wzrostowskie tańce z dziurami skutecznie zniweczyły naganianie na nieuniknione umocnienie złotego. Zamiast marszu do 4,000 złoty pomyka w kierunku 4,300. Zupełnie niezgodne z rekomendacją. Co się dzieje panie reżyserze?
© zezorro'10 dodajdo.com

niedziela, 25 października 2009

Załatwimy na 50%

Dociekliwi spekulanci i ciułacze zastanawiają się, co zrobi Wzrostowski z kursem euro. Szczurek polny na przykład twierdzi, że będzie próbował podnieść złotego do 4,000 na koniec roku ze względu na datę wyliczenia deficytu. Współbrzmiałoby to z nachalnym naganianiem na dalsze umacnianie złotówki. Spójrzmy zatem na liczby, bo te nie kłamią (chyba że są nieprawdziwe).

Poniżej dwa scenariusze wyliczenia długu publicznego, przy różnych kursach walutowych. Wartości na koniec roku estymowane z dwóch kw.09.
=====================================
Eurpln eur/usd PKB mld
4 1,5 1282
Usd Eur Pln
11,3 59,6 242 RAZEM %pkb
67,8 238,4 242 548,2 42,76

Po uwzględnieniu dziury 52 mld
Usd Eur Pln
11,3 59,6 242 RAZEM %pkb
67,8 238,4 294 600,2 46,82

Po uwzględnieniu dziury 100 mld
Usd Eur Pln
11,3 59,6 242 RAZEM %pkb
67,8 238,4 342 648,2 50,56
=====================================
Eurpln eur/usd PKB mld
4,4 1,5 1282
Usd Eur Pln
11,3 59,6 242 RAZEM %pkb
74,58 262,24 242 578,82 45,15

Po uwzględnieniu dziury 52 mld
Usd Eur Pln
11,3 59,6 242 RAZEM %pkb
74,58 262,24 294 630,82 49,21

Po uwzględnieniu dziury 100 mld
Usd Eur Pln
11,3 59,6 242 RAZEM %pkb
74,58 262,24 342 678,82 52,95
=====================================

Jak widać z wyliczenia, pan finansów Wzrostowski ma absolutną swobodę w polityce kursowej, ale polityka fiskalna niestety mu się nieodwołalnie rozjeżdża. Po pierwsze pierwszy próg długu jest - na razie - niezagrożony. Ujawniona dziura budżetowa na 52 mld wchodzi do budżetu przyszłorocznego, więc w tegorocznym nie ma nic do gadania. Owszem, co się odwlecze, to nie uciecze i w przyszłym roku próg 50% pkb zostanie już pokonany. Po drugie, kurs walutowy - wbrew podejrzeniom analityków spiskowych - nie ma tu nic do rzeczy. Próg zostanie przełamany niezależnie od chwilowego kursu, a nawet trendu walutowego.

Kluczowy w dyskusji o długu publicznym w Polsce jest nie tyle jego poziom, co struktura. Kreatywna księgowość obecnego rządu zezwoliła na poutykanie po rożnych agencjach ok. 100 mld zobowiązań państwowych (Jankowiak et al.), które prędzej czy później zostaną ujawnione. Uciekanie przed ich uznaniem i udawaniem, że Jasia nie ma, bo jest pod stołem, prowadzi niestety prostą ścieżką do pułapki zadłużenia, bowiem na pokrycie fikcji rząd zaciąga właśnie radośnie kolejne pożyczki, które pojawią się po właściwej stronie bilansu, gdy już będzie za poźno na łagodne działania naprawcze i konieczne będą drakońskie cięcia. Im dłużej będziemy przebywać w radosnym wzrostowskim letargu, tym bardziej bolesne będzie przebudzenie, bowiem przekroczenie 55% jest już praktycznie przesądzone. Stanie się tak z powodu słabej koniunktury zewnętrznej (albo niedostatecznie poprawiającej się) oraz słabnącej koniunktury wewnętrznej (albo nie poprawiającej się - zwolnienia itd.)

Lipcowe umocnienie złotego było - jak pisałem - efektem przepuszczania przez forex pomocy unijnej, co dało wynik analogiczny do interwencji. Do tego sygnału dołączyła spekuła, naganiająca teraz wyraźnie na bezkresny marsz naszej waluty. O ile pierwotna decyzja ministra (Wzrostowski przyjaciel HSBC) daje podstawy do oczekiwania na opcje walutowe 2, nie będzie to skorelowane z polityką budżetową. Niezależnie od kursu walutowego bowiem budżet tegoroczny trzeba awaryjnie reperować, a przyszłoroczny przekroczy progi ostrożnościowe. Wszystko jednak zależy od sposobu i szybkości wymiatania śmieci spod dywanu. Znając polityczne realia można w ciemno zakładać, że za odważnym aktem ujawnienia połowy deficytu nie pójdą następne i ew. dalsze braki będą dopisywane do pożyczek w części ukrytej po różnych egzotycznych funduszach jeszcze co najmniej przez rok. Liczby nie kłamią, ale można je zapisać w różnych kratkach i terminach i na tym polega właśnie kreatywność. Benek naszym miszczem.

Źródła
zadłużenie Polski kwartalnie NBP
PKB GUS
© zezorro'10 dodajdo.com

czwartek, 1 października 2009

Kreski nie kłamią, złoty flaczeje

Jeszcze nie przebrzmiały echa ostatniego wpisu o wybiciu edka górą (tu polecam wczorajszą dyskusję z futeresiakiem), a tu mamy potwierdzenie. Przy okazji pytanie, czy jestem traderem na foreksie naprawdę mi pochlebia. Daleko mi do tego i nie w tym moja zezowata rola. Ci, którzy skubią na chleb na 0.10% trendach mają swoje miejsce, ja natomiast wypełniam lukę tych, którym w samo południe wyrywają torbę z 10% i więcej. Jak inaczej nazwać grzmiące zapewnienia, że złotówka jest mocna, będzie się dalej umacniać, na koniec roku konsensus Bloomberga wynosi 4,00?. Tu jest miejsce dla zezowatego, który widzi słonia, niezauważalnie mknącego przez salon. Spójrz na poniższe kreski i sam/a się przekonaj.


Od ponad tygodnia widać wznoszący kanał, nieuchronnie podnoszący eurasa. Przebicie oporu na 4,18 było kwestią czasu. Zwróć uwagę na pionowe kreski, którymi zaznaczyłem desperackie interwencje sprzedaży, sprowadzające rynek do chwilowego absolutnego wyprzedania euro. Czy wznosząca fala się przez to zatrzymała? Nic z tych rzeczy, rynek odbił się od dolnej bandy i spokojnie powędrował wyżej. Jest popyt na euro i brak wiary w Rostowskiego, ot co. Tego słonia zezowaty zobaczył w całej rozciągłości i go poprawnie nazwał, w odróżnieniu od wszelkiej maści psychoanalityków.

Dziś po południu mieliśmy piękne graficznie potwierdzenie wyłamania. Powrotu do snu nocy letniej 4,08-4,18 szybko nie będzie. Nie cieszy mnie kiepska sytuacja budżetu, bo to czary wzrostowskie są przyczyną obecnego ruchu, ale jest w tym jakiś promyk nadziei. Jeśli złotówka odpowiednio długo będzie słaba, poprawi rachityczne wyniki IV kw. Przypominam, że letni bilans obrotów bieżących jest ujemny (o kurde, wszyscy piali z zachwytu że tacyśmy mocni). Słaba złotówka powinna go odwrócić. Jest to jak najbardziej w interesie załóg eksporterów, których czekają masowe zwolnienia (a kuku, zezowaty pisał w marcu), choć nie jest w interesie wzrostowskich kredytobiorców. Trudno, coś trzeba wybrać, a jak się nie umie, to inni wybierają za ciebie. I tak, po okresie wiosenno-letnich czarów i zaklęć rynek wylosował kulę czarną, czyli słabą złotówkę i kłopoty z zadłużeniem (słaby złoty powiększa zadłużenie zagraniczne). Jak widać po kreskach, interwencja jest dobra, kiedy ma się kilkadziesiąt mld i do tego wiarygodność. Kiedy się te mld przeputało latem, razem z wiarygodnością, żegnaj Gienia, charakter mi się zmienia. C'est la vie.
© zezorro'10 dodajdo.com

wtorek, 29 września 2009

Projekt budżetu. Foreks negatywnie.

Projekt budżetu ministra Wzrostowskiego został negatywnie oceniony przez forex. Właśnie następuje wyłamanie z dotychczasowego uspokajającego kolebania między 2,08 a 2,18. Siłę ruchu potwierdza masowy wykup waluty, który jednak nie daje nadziei na szybkie odbicie. Euro jeszcze nie jest wykupione do złotówki. Polecam prorokom nieustającego wzmacniania naszej waluty oraz ich wyznawcom. Przeczytaj przy okazji też ostatnią analizę z tej przegródki, ot tak, dla śmiechu.
© zezorro'10 dodajdo.com

środa, 23 września 2009

Co dalej ze złotówką

Wczoraj padło pytanie, co dalej ze złotówką. Będzie dalej się umacniać, czy nie? Jakie są perspektywy długo- i krótkoterminowe? Na początek zobaczmy, co mówią analitycy.

Złoty na krawędzi Krzysztof Stępień
Dziś uwagę zwraca przecena złotego. Kurs CHF/PLN dociera do 2,755, czyli górnej granicy , jaka trwa już od ponad miesiąca. Długi czas jej tworzenia pozwala zakładać, że po wybiciu z niej w którąś ze stron będziemy świadkami zdecydowanego ruchu.

I to jest prawidłowa diagnoza. Skoro konsolidacja trwa już ponad miesiąc, ruch będzie znaczący.

Złoty jeszcze się umocni! Sławomir Dembowski
Sadzę, że w ciągu najbliższych tygodni dobre nastroje na giełdach w USA w połączeniu z dalszą presją na osłabienie dolara przełożą się na umocnienie złotego również w relacji do franka i euro. Skutkować to powinno wybiciem w dół z 6-tygodniowych faz konsolidacji. Do października kurs franka mógłby spaść w rejon 2.55-2.62 PLN, natomiast kurs euro osiągnąć target w rejonie 3.92-3.95 PLN – tłumaczy analityk.
O targecie tak myślał zezowaty latem, doceniając początek operacji mocna złotówka, ale ostatnio trochę zwątpił. Za cholerę ponadto nie rozumie, jaki związek ma słaby dolar z naszą giełdą. Owszem, NYSE ma dodatnią korelację z emerging, nawet bardzo mocną, ale w drugą stronę to mi nie działa. Benek rozwalający lolara nie pompuje GPW, tylko NYSE, a już upatrywanie Benka w roli obrońcy złotego to trochę za wiele. Złotówka jest zależna od euro, drogi panie, a nie od dolara, bo bilans dolarowy mamy mizerny. Trochę się to ostatnio zmieniło, od kiedy Wzrostowski zaciągnął polskie eurobondy w dolarach. Skoro lolar flaczeje, to normalnie euro pozostaje obojętne, oddziaływanie przez koszyk jest minimalne, chyba że upadek Benka oznacza np. wzrost eksportu albo zatrudnienia, a tu nic z tych rzeczy. Wniosek: chyba ktoś na siłę chce obronić target 3,95.

Złoty się umocni, frank przegoni dolara money
Ale - jak przekonują analitycy banków i domów maklerskich, przepytani przez Money.pl, ta druga grupa już niedługo znów będzie miała powody do radości. I to długotrwałej. Średnia prognoz sześciu ekspertów jest dla siły złotego wyraźnie optymistyczna.
...A Polska przegoni Japonię. W czym? Nieważne, ważne że przegoni.

Krótki wniosek z przeglądu: jest byczo, złotówka podjęła marsz ku świetlanej przyszłości i będzie już tylko w górę. Czy aby na pewno?

Złotego czeka radykalne osłabienie Jankowiak
Spodziewam się, że po informacjach dotyczących znacznego wzrostu deficytu budżetowego i długu publicznego, rynki zareagują znacznym spadkiem wartości złotego. O tym, że do końca roku za euro będziemy płacili mniej niż 4 zł można zapomnieć - powiedział w sobotę PAP główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu Janusz Jankowiak.
Jankowiak zaznaczył, że "nie sposób przewidzieć długofalowej reakcji uczestników rynku, ale z pewnością będzie ona zależała od wiarygodności całej strategii prezentacji budżetu państwa, także wiarygodności planów prywatyzacyjnych rządu".
"Trzeba poczekać na projekt budżetu. Wtedy będzie możliwa pełna analiza zachowań inwestorów" - powiedział Jankowiak.

Kubełek zimnej wody na główki anali od świetlistego szlaku. Nic dodać, nic ująć.


Czas popatrzeć zatem na wykres.

Mamy wyraźne dwa kanały: letnie pompowanie wzrostowskie (za eurasy) oraz złotą polską, jesienną stabilizację. Obecna konsolidacja, wyznaczona wahaniami 4,08-4,18, nosi znamiona dystrybucji, albo zamierzonej obrony kanału. Duży gracz zepchnął kurs na dół i zadowolony trzyma go na tym poziomie. Próby wybicia są karane przez jakieś instrumenty pochodne, typu opcje.


Długoterminowe determinanty złotego:
  • umocnienie do euro w chwili wstąpienia do węża walutowego - obecnie decyzja odroczona do 2011-12 (ad calendas graecas, rynki nie myślą w tej perspektywie)
  • dobre perspektywy wzrostu ze względu na immanetne cechy rynku: młoda populacja produkcyjna, chłonny rynek (duże potrzeby - infrastruktura, konsumpcja), dystans do Europy zachodniej działający jak magnes inwestycyjny
  • narastający dług publiczny i postępujące naprężenia strukturalne (ZUS, KRUS, fundusze celowe, rządowe itp.), wymagające pilnych reform

Krótkoterminowe determinanty złotego:

  • kryzys światowy, nieufność do rynków wschodzących - grożąca plajta Ukrainy i Łotwy
  • brak uczestnictwa w euro, co daje swobodę, ale też lotność kursów
  • pogarszająca się koniunktura, przychodząca z opóźnieniem, ale niechybnie, w ślad ze spadkiem eksportu przyjdzie ochłodzenie nastrojów i konsumpcji
  • wzrostowskie czary nad budżetem, w którym od dawna wiadomo (patrz co zezowaty pisał zimą) że brakuje kilkadziesiąt mld, zatem czeka nas podwyżka podatków, zatem spadek koniunktury jest niechybny
  • pochodna czarów wzrostowskich to obniżenie ratingów Polski zimą, po ogłoszeniu budżetu. Teraz już nieważne czy bilans się będzie zgadzał, ważne że będzie trzeba dużo, dużo pożyczyć na pokrycie wydatków, a pieniążki nie będą w całości pochodziły z podatków, bo tych jest za mało.

Wnioski
Pomimo długoterminowych sił ciągnących złotego do góry, krótkoterminowo wszystko przemawia na jego niekorzyść. Dlatego tak fałszywie brzmią chóralne zapewnienia anali, że teraz już tylko do góry. Z jakiego powodu pyta się zezowaty. Euro służące do wzmocnienia złotego wkrótce się skończą, gorzej jeszcze - trwająca w Europie w najlepsze stagnacja spowoduje kurczenie się eksportu, który po rewelacyjnych cenach obronił polską koniunkturę (+1,1%). Teraz z tym koniec. Zamówienia spadają, razem z euro. Entuzjazm konsumpcji też spadnie, w miarę zwolnień. Spada zatem podaż waluty od eksporterów, ale pozostaje popyt inwestycyjny (nie pozostaje, spadł o kilkadziesiąt procent, nikt nie buduje nowych fabryk w recesji). Czynniki negatywne tej jesieni będą narastać, a nie maleć, wszystkie jednocześnie, pod jednym wspólnym mianownikiem z twarzą ministra od cudów.

Wczoraj zezowaty napisał, że złotówka może się jeszcze umocnić, do 3,90 a nawet 3,70. To prawda, ale po bliższym przyjrzeniu się powyższej analizie wypada uznać taki scenariusz za mało prawdopodobny. Nie daj się uśpić obroną kanału. To, że rynek na pozór zignorował wyprzedzający atak obronny Wzrostowskiego (sam w sobie rzeczywiście kawalerski, zezowaty nie odważyłby się z podniesionym czołem przyznać, że zgubił 52 miliardy, ale w Warszawie to najwyraźniej nie dyskredytuje ministra finansów), o niczym nie świadczy. Sprawdzianem będzie budżet, a ten - już wiadomo - będzie marny. Tymczasem przez foreks przewalają się unijne eurasy i ich pochodne, skutecznie blokujące złotego w paśmie wahań. Niestety zarówno strumień zasilający zaraz wyschnie, jak i jego pochodna, a jeśli nawet nie, to ogranicznik pęknie po docenieniu piękna potrzeb pożyczkowych Polski w przyszłym roku i jego wpływu na popyt na waluty. Im dłużej zatem trwa pozostawanie w paśmie, tym mniej prawdopodobna jest dalsza aprecjacja złotego. Jeśli zatem chcesz kupować edka, to niebawem nastąpi ten moment, bo dłużej niż do połowy października zezowaty by nie czekał. Jeśli do tego momentu oczekiwany marsz złotówki do 3,90 się nie ziści (a coraz marniejsze są szanse - popatrz na RSI), to ziścić się nie mógł.

Potwierdza to wskaźnik RSI, odbudowujący się systematycznie od poziomu całkowitego wyprzedania (poniżej 30) do obecnego ok 60. Przy 70 zezowaty zgaduje że strzeli. RSI tłumaczy, dlaczego złotówka nie powędrowała poniżej 4,00 na przykład. Przecież jeśli rzuci się więcej na foreks to powinien zezwolić na ten ruch. Owszem, ale kosztem przegrzania. Nie da się połknąć więcej, niż włożyć do ust. Pompowanko wzrostowskie dojechało aż do bandy wyprzedania na początku sierpnia i groziło przegięciem rynku, stąd wniosek, że złoty fundamentalnie nie może wspiąć się wyżej. W chwili dojścia do bandy uczestnicy rynku najwyraźniej domknęli pasmo przez doświadczalnie wyznaczony "punkt bólu". Znając się nawzajem jak łyse konie, zahedżowali swe pozycje przez opcje i koniec "negocjacji". Złotówka nie mogła spaść poniżej 4,080 i wiadomo to od ponad miesiąca. Czemu zezowaty o tym nie wiedział? Bo tam nie zaglądał, zajrzał wczoraj po odpowiedzi na pytanie pod poprzednim wpisem, bo lubi sprawdzać swoje sądy. Jeśli i ty chcesz takie rzeczy wiedzieć, musisz zapytać zezowatego, nie ma innego wyjścia ;)

© zezorro'10 dodajdo.com

środa, 2 września 2009

Wzrostowski przyjaciel HSBC

Oto mamy potwierdzenie zezowatej diagnozy sprzed miesiąca. Wzrostowski minister nie tylko obronił budżet i wzrost gospodarczy (dlatego na ksywę zasłużył), ale jeszcze - w tzw. międzyczasie - obronił złotówkę. Wychodzi na to, że ten - powiedzmy uczciwie - skromnej postury urzędnik gotów jeszcze jedną reką, w wolnej chwili, obronić Częstochowę. Jak to z obroną złotówki wygląda, to już napisałem, ale powtórzę: jedzie największe naganianie na umocnienie złotego w historii, i to jeszcze za unijne dotacje. Jak to się skończy, wiadomo z góry. Mało tego, jeszcze eksporterzy zostaną tradycyjnie ogoleni na opcjach, bo przecież złotówka taka mocna... Być ministrem, to jest coś, a być przyjacielem ministra, to jest takie coś, co się liczy w miliardach.

Pisze Szewczak w Gazecie Finansowej, prosto z mostu, jak zezowaty.
Ministerstwo Finansów pompuje kurs złotego

W lipcu, w okresie urlopowym, aktywa rezerwowe NBP wzrosły bardzo gwałtownie o niespotykaną kwotę 3,1 mld euro. To niewątpliwie efekt błyskawicznej, skomasowanej akcji wyprzedaży przez polski rząd środków unijnych, czyli wyprzedaży euro. Ministerstwo Finansów znokautowało wręcz kurs euro i tym samym napompowało kurs złotego.
Widać bardzo wyraźnie, że oto spekulanci, czy jak kto woli inwestorzy krótkoterminowi, wzięli złotego w obroty. Rolę naganiacza wziął tym razem na siebie HSBC. Inwestorzy ci na potęgę stosują w Polsce strategię carry trade, czyli zaciągają pożyczki w walutach o niskiej stopie procentowej, w dolarach (0,25 proc.), frankach (0,5 proc.), euro (1 proc.). Pozyskane w ten sposób środki lokują w walucie naszego kraju, w którym stopa procentowa wynosi 3,5 proc. i ponoć ma jeszcze wzrosnąć. Ale nie to jest najgroźniejsze.

Zbieżność w czasie
Najgroźniejsza jest zbieżność w czasie podobnych działań spekulacyjnych podjętych przez polskie Ministerstwo Finansów. W lipcu, w okresie urlopowym, aktywa rezerwowe NBP wzrosły bardzo gwałtownie o niespotykaną kwotę 3,1 mld euro. To niewątpliwie efekt błyskawicznej, skomasowanej akcji wyprzedaży przez polski rząd środków unijnych, czyli wyprzedaży euro. Ministerstwo Finansów znokautowało wręcz kurs euro i tym samym napompowało kurs złotego. W lipcu i sierpniu 2009 r. o blisko 40 gr podrożała złotówka. Dodatkowo nałożyły się na to wpływy ze sprzedaży obligacji dolarowych w lipcu (3,5 mld dolarów).

MF przyłącza się do gry
Nic dziwnego, że nadpłynność sektora bankowego w Polsce była w lipcu rekordowa i wyniosła blisko 25 mld złotych. To niesłychanie niebezpieczna gra ze strony rządu i Ministerstwa Finansów, po części skorelowana z działaniami spekulacyjnymi inwestorów krótkoterminowych. Pieniądze z Unii, które dostaliśmy jako zaliczkę, wykorzystano do łatania dziury budżetowej, która nadal zastraszająco rośnie. Takie operacje są nie tylko sprzeczne z ideą Unii Europejskiej, bowiem tego typu środki absolutnie nie powinny służyć finansowaniu bieżących potrzeb budżetu państwa, choć przez ten budżet przepływają, ani tym bardziej tuszować błędów popełnionych w walce z kryzysem przez Ministerstwo Finansów.

Co nas czeka?
Ale co najgorsze te operacje są nie do utrzymania na dłuższą metę i są niesłychanie kosztowne oraz całkowicie fałszują rzeczywisty stan polskiej gospodarki, a zwłaszcza polskich finansów publicznych. Już wkrótce może się okazać, że zwyczajnie zabraknie pieniędzy z UE na realizacje programów unijnych, zwłaszcza programów inwestycyjnych czy związanych z ochroną środowiska oraz innowacyjną gospodarką – a pierwsze tego symptomy są już widoczne. Dziś fundusze unijne ratują polski budżet 2009 r. przed katastrofą, a ministra przed kompromitacją. Z kolei budżet 2010 r. ma uratować totalna wyprzedaż resztek majątku narodowego. Co zatem uratuje polski budżet Anno Domini 2011? Unia polsko-katarska?
© zezorro'10 dodajdo.com

sobota, 8 sierpnia 2009

Wzrok na złoty

PB relacjonuje ostatni raport walutowy HSBC, zatytułowany Zwrot na złotym. Ja dołączam komentarz tłumaczący dlaczego gonitwa się rozpoczęła, gdzie jest meta i jakie są nagrody w kontekście Opcji masowego dojenia PL2.

Na koniec roku za euro zapłacimy 3,8 zł. A to dopiero początek. To wnioski z najnowszego raportu brytyjskiego HSBC - banku który przewidział zwrot na złotym i GPW.

„Zwrot na złotym” – takim tytułem opatrzono raport specjalistów HSBC z 5 sierpnia. Przewidują oni proces gwałtownego powrotu do zdrowia naszej waluty, który „choć z opóźnieniem, właśnie się rozpoczął”.
„Wierzymy, że złoty w najbliższych miesiącach będzie się umacniał i na koniec roku osiągnie poziom 3,8 zł za euro. Później dalej będzie rósł w siłę” – czytamy w raporcie. Na koniec przyszłego roku euro ma już kosztować nad Wisłą tylko 3,4 zł.

Gwałtowny powrót do zdrowia traktuj czytelniku z odpowiednią dozą Pythonowskiego humoru. Gwałtowne to może być pogorszenie, a nie powrót do zdrowia :)
Wiemy z konstrukcji nowych opcji (tym razem ze swapem) że kluczowe ceny przełamania, to 3,90 oraz 4,60. Bezpiecznie założyć 15% przestrzelenia w każda stronę i dostaniemy widełki wahań 3,30-5,30! Malowanie łagodnego umacniania złotówki do poziomu 3,40 stoi zresztą w sprzeczności z gwałtownym umacnianiem, nieprawdaż? Całe to bajdurzenie o gwałtownym zwrocie, a potem to już sielanka obraża polskie doświadczenia. Jakby miała być sielanka, to by nie było gwałtów.


Skąd ten optymizm? „Na świecie wzrósł apetyt na ryzyko. To umacnia wszystkie waluty w regionie Europy Środkowo-Wschodniej” – argumentują analitycy HSBC. W przypadku złotego gwałtowne umocnienie zaczęło się dopiero z początkiem lipca. Wtedy za euro Polacy płacili nawet 4,5 zł. W czwartek – już tylko 4,14 zł. Sygnałem do zakupów naszej waluty były – według HSBC – bardzo dobre dane dotyczące salda na rachunku obrotów bieżących, które zresztą potwierdziły tylko siłę polskiej gospodarki na tle słabych sąsiadów.
„Do tej pory wyższy wzrost PKB i konsumpcja w Polsce, oraz mocniejsza izolacja od Zachodu (w postaci mniejszego udziału eksportu w PKB) nie przekładała się na siłę złotego” – czytamy w raporcie.

Tak. I teraz Angole przejrzeli na oczy i dojrzeli jej siłę i wyprorokowali. Teraz jest czas na przełożenie na siłę złotego. Prawdziwy powód umocnienia to rzeczywiście apetyt na ryzyko, ale nie głównie. Chodzi o poprawę sentymentu w ogóle, a wyzwalaczem tej rundy pompowania złotego jest nikt inny tylko minister Wzrostowski, który zdecydował o sprzedaży euro z brukselskich funduszy na foreksie. Ma to oczywisty skutek umacniający (pożądany na krótko), ale w tej historyjce jest drugie dno, bo do tego ruchu przyłączyli spekulanci i złotówka zamiast powrócić do poziomu równowagi gdzieś w okolicach 4,0 znowu go przestrzeli w dół, powodując po drodze rzeź eksporterów i nabijając kabzę bankom. Zaledwie rok temu była poprzednia runda, ale minfin nie powinien w tym pomagać, jeśli już nie widzi możliwości zapobieżenia.

Brytyjscy eksperci zauważają również, że złoty został zbyt mocno przeceniony między październikiem a marcem tego roku – zwłaszcza w porównaniu do innych walut naszego regionu (chociażby węgierskim forintem). I to pomimo relatywnej siły polskiej gospodarki. HSBC wylicza, że naszej walucie zaszkodziła wtedy największa płynność rynku walutowego w regionie (rynek złotego jest dwa razy większy od rynku forinta i czeskiej korony razem wziętych), rozluźnienie polityki pieniężnej i zmniejszające się szanse na przyjęcie euro w 2012 roku.

Owszem, polska gospodarka okazała się bardzo oporna na zawirowania recesyjne z powodu swego nazwijmy to cyklicznego opóźnienia. Nie mamy wszystkich słabości naszych sąsiadów. Dlaczego zatem tak paniczny upadek waluty jesienią? HSBC mówi o płynnym rynku, ale to tłumaczenie dla przedszkola. Płynny rynek umożliwia przejrzystość i dlatego jest bezpieczny i mniej podatny na wahania ex definitione. Dlaczego zatem złotówka, mimo lepszych fundamentów spadła dwa razy bardziej od walut ewidentnie słabszych gospodarek - węgierskiej i czeskiej na przykład? Z powodu wielkości foreksu? Bynajmniej. Oczywiście z powodu tego, że latem ub.r. złotówka była przewartościowana na potęgę i obecnie gwałtowny powrót do zdrowia oznacza powrót do tego przewartościowania. Powód głębokości zapaści to efekt poprzedniego pompowania, słynne opcje walutowe, kosztujące kilkanaście mld, a które powoli sobie wygasają i są rozliczane. Przestały złotemu ciążyć i czas zacząć huśtawkę ładować ponownie.

Raporty HSBC warto czytać. W ostatnich miesiącach sprawdzały się, jak mało których analityków. Już miesiąc temu Brytyjczycy przewidywali, że złoty zacznie w błyskawicznym tempie odrabiać straty. W połowie lutego, czyli w samym dołku koniunktury na GPW, podwyższyli natomiast rekomendację dla polskich akcji i obwieścili „powstrzymanie wyprzedaży złotego, która dotąd uderzała w akcje”.

Raporty HSBC to trąbka na początek polowania. Złotówka niebawem pokona 3,90, co spowoduje zapadanie swapów opcyjnych, a kiedy wszystko się pięknie odwróci, złoty będzie na pewno powyżej 4,60. Kiedy zatem czas na żniwa? Wbrew pozorom ta akcja nie jest na długo, tylko na krótko, bo czas po jesieni jest nieprzewidywalny. Mamy dlatego tak paniczne umocnienie złotówki, bo plan trzeba wykonać. W niepełna miesiąc 10% i to latem, kiedy nikt nie handluje! Żniwa nastąpią nie później niż w ciągu roku, ale zezowaty może iść o zakład że to będzie już październik. Dlaczego? Tuż po wyborach Angeli Merkel okaże się, że niemieckie banki są nie tyko umoczone w nieruchomości mieszkalne (CDO), ale także commercial real estate (CRE), czego przykładem jest DB. Mało tego, są jeszcze mocno zaangażowani w Europę wschodnią, poza słynną Szwecją i Austrią (Litwa, Łotwa, Ukraina, Bułgaria) i straty z tego tytułu to nie jest bagatelne kilkadziesiąt mld...
© zezorro'10 dodajdo.com

wtorek, 7 kwietnia 2009

ECB: ojro? warten Sie bitte!

ełroJak należało się spodziewać, po walnięciu w stół wczoraj nożyce z ECB się odezwały. Robi się gorąco.

Przeczytaj sam/a, czy to się trzyma i czego.


EBC odrzuca drogę na skróty do euro dla Europy Wschodniej - Ekonomia i rynki - Financial Times - Onet.pl - ...


Według zezowatego zdania nasi europrzyjaciele przerzucają między sobą gorący kartofel. Jak to jest być heisse Kartoffel? Jeśli jeszcze nie wiesz, to poczytaj Financial Timesa i pomyśl troszeczkę. Angela Merkel na szczycie G-20 zaparła się, że żadnej pomocy ECB dla Europy śr.-wsch. nie będzie. Keine Panik auf der Titanik. Każdy płaci za swoje. Obama przyleciał, pogadał, poklepał po pleckach, stanęło na tym, że teraz rynki wschodzące będzie ratował MFW. Zezowaty zauważył, że Strauss-Kahn wygląda, jak struś z przeciekającej łódki ;) - ze strachem. Ledwie mu potroili budżet, o co zabiegał od co najmniej dziesięciu lat, on jakby zamilkł.

Wczoraj buch, tłoki w ruch (poniedziałek po upojnym week-endzie radości). Niech sobie europejski bank centralny weźmie te wschodzące gospodarki Europy śr.-wsch. do euro-obory, krótką ścieżką, bez ceregieli, nie będzie spekulacji walutowych i wszyscy będą szczęśliwi. Trichet odpowiedział dziś w podobnym zdecydowanym tonie: wała wam panowie magnaci od naszej euro-naci. Spełnią kryteria, to się ich wpuści do eurokołchozu, a jak nie, to niech latają dalej jak Indianie, wolna amerykanka jest.

Co mówi zezowaty? Angela nie chciała nas szybko w euro, bo się boi, że trzeba będzie łatać banki w naszym regionie. Wczoraj Strauss-Kahn z ECB to potwierdził, próbując podrzucić gorącego kartofla na szybko do eurozagrody, a Trichet go natychmiast odrzucił. Jesteśmy zatem sierotą, gorącym kartoflem. Jak się czujecie, eurokartofle i eurosieroty?

Zezowaty zjadł kartoflankę (Kartoffelsuppe), przegryzł ekologiczną sałatkę warzywną (Kartoffelsalat) i zapłacił złotymi. Nasze kartofle, nasze złotówki i walcie się ;) To po jedzeniu. Przed jedzeniem był wściekły, wiadomo - głodny Polak, to zły.

MFW obawia się ciężaru związanego z nadchodzącą huśtawką walutową w naszym regionie i na gwałt próbuje się prezentu pozbyć. ECB, zgodnie ze swoim statutem mężnie się przed podrzutkiem broni. Co to będzie? Gorące lato będzie, zezowate. Być może, jak twierdzi Erste Sparkasse, nasz region (CEE) jest bezpieczny. Niemniej kibice gry w gorącego kartofla zaczynają się niepokoić.
© zezorro'10 dodajdo.com

poniedziałek, 6 kwietnia 2009

MFW: euro! subito!

ełroJak pisze Dziennik wyciekły tajne (tarara, jak mówi zezowaty) plany szybkiego zespawania złotówki z euro. Robi się ciekawie.

Polska wejdzie do strefy euro, ale nie dostanie miejsca w Europejskim Banku Centralnym, który kieruje finansową polityką Unii Europejskiej. W ten sposób Międzynarodowy Fundusz Walutowy chce, by Bruksela pomogła Polsce i innym krajom Europy przyjąć wspólną walutę i wyeliminować spekulantów, którzy osłabiają kursy złotego, czy innych walut.

Międzynarodowy Fundusz Walutowy ma tajny plan, jak pomóc gospodarkom Polski i innych krajów Europy Środkowej walczyć z kryzysem. Organizacja chce, by Warszawa została pseudo-członkiem strefy euro - pisze "Financial Times", który dotarł do raportu MFW.

Polska, Czechy i Węgry miałyby przyjąć euro, bez spełnienia wyśrubowanych norm gospodarczych. W zamian jednak nie dostałyby miejsca w Europejskim Banku Centralnym, który steruje unijną polityką monetarną. Dzięki temu, jak sugeruje MFW udałoby sie uniknąć coraz większego zadłużania tych krajów, gdy zagraniczne pożyczki przeliczane są na waluty krajowe, po coraz wyższym kursie. Później, po spełnieniu wszystkich założeń gospodarczych, oczywiście dostalibyśmy miejsce w zarządzie banku.

Czy plany organizacji mają szansę? Tego nie wiadomo - pisze "Financial Times", bo wcześniejszych propozycji złagodzenia warunków przyjęcia waluty nie poparły ani kraje strefy euro, ani kandydaci do wspólnego pieniądza. Na pewno jednak ten raport na nowo skłoni Unię do debaty, jak najszybciej wprowadzić Warszawę i inne stolice do eurolandu.


Jak widać nasi przyjaciele z MFW wzięli sobie do serca zezowate zastrzeżenia cd. spekulacji Goldie-boys i ryzyk z tym związanych. Propozycja niepełnego członkowstwa wydaje się na pozór fair, bowiem nie spełniając wszystkich kryteriów trudno żądać pełnoprawnego głosu. Niemniej aż dziw bierze, jak bardzo tam w tym euro Polskę chcą, zezowaty mówi wręcz, że "na gwałt", dosłownie.

Warto zastanowić się głęboko i zrobić rachunek zysków i strat, czy w depresji warto nam wchodzić do euro na jakichkolwiek zasadach, łagodzonych, czy nie łagodzonych, po to, żeby EBC mówiło naszemu panu Skrzypkowi, gdzie może Tricheta pocałować. Bo z wszystkiego już nie tylko na zezowate oczy widać, że Trichet bardzo chciałby tę złotówkę zaprząc do euro, za wszelką cenę. Zdradzę wam tu tajemnicę. Jak wiadomo, od kiedy bank pożyczy duże pieniądze klientom, to zmartwienie banku. Banki w Polsce, które rozkręciły boom kredytowy, stoją przed poważnym wyzwaniem recesji w Polsce, psującej rynek kredytowy doszczętnie. Jeśli do tego doliczymy jeszcze ryzyko walutowe - przy słabej obecnie walucie krajowej, nie łudźmy się - to banki mają duży problem z portfelem kredytów.

Euroizacja złotego na szybko znacznie zmniejszy ryzyko kredytowe i presję strachu, którą odczuwają polskie filie. Teraz pragną za wszelką cenę wciągnąć złotówkę pod bezpieczny dach. To pozytywny efekt sprzedaży polskiego sektora bankowego w obce ręce. Teraz to ich problem (w dużej części). Zobaczymy, co powie nasz Vincent. Po ostatnim pokazie w Brukseli niewiele mądrego się spodziewam.
© zezorro'10 dodajdo.com

muut