Czasy są tak poważne, ża aż groteskowe. Wczoraj wpadła w moje ręce encyklopedia historyczna, pięknie wydana, z licznymi ilustracjami i bibliografią. Pech chciał, że otworzyłem na stronie Paneuropejski kryzys. Wszystko się zgadzało, opis przyczyn, nieunikniony charakter, powszechność. Nie zgadzała się data. Chodziło o wiek XIII, koniec średniowiecza i początek renesansu. Tamten kryzys objął swoim zasięgiem cały ówczesny świat (Europę), wszystkie jej stany, warstwy i kraje. Był oznaką wyczerpania się feudalnego modelu gospodarczego, po którym nadszedł czas handlu, globalizacji, podbojów. To w efekcie tych przemian Europa ujarzmiła resztę świata kolonialnie, najpierw zrobiwszy inwestycje w poszukiwania i handel - wielkie ekspedycje eksploracyjne np. Kolumba.
W takim chyba nastroju - końca epoki - należy czytać tekst zamieszczony w rosyjskim dzienniku PRAVDA, całkiem niedawno organie KC Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, która wytyczała prawidłową linię komunistom całego bloku. Co prawda (nomen-omen) krążył uporczywy dowcip, czym się różni Pravda od Izvestii (drugi dziennik)? Tym, że w Prawdzie nie ma żadnych izwiestii (izwiestia ros. wiadomości, newsy), a w Izvestiach nie ma żadnej prawdy. Owóż Pravda twierdzi, że USA toną w kryzysie, bo Obama wprowadza marksistowskie zarządzanie (mój termin socjalizm bankierski), podczas gdy Moskwa oraz cerkiew prawosławna pozostaje jedyną ostoją liberalizmu i kapitalizmu. Jeśli to nie jest znak końca epoki, to co najmniej pośmiertnego triumfu Smitha nad Marksem, albo odwrotnie, jak kto woli, bo role właśnie zostały odwrócone. Moskwa przyznaje rację znanemu spekulantowi Marcowi Faberowi, że kapitalizm upadnie, tak jak komunizm - patrz jego wywiady. Zezowaty nie może jednak się nacieszyć zjadliwą historyczną ironią, która temu towarzyszy.
American capitalism gone with a whimper - Pravda.Ru
Moskwa może dziś złośliwie pouczać Obamę, bo ten rzeczywiście w dobrym centralnym stylu ratuje m.in. General Motors. Europejski smaczek jest taki, że kanclerz Merkel potwierdziła ustami ministra Steinbruecka dziś o drugiej nad ranem, iż fabryki samochodowe Opel (część grupy GM) zostaną sprzedane konsorcjum pod wodzą kanadyjskiego producenta części samochodowych Magna, w którym duże udziały ma kapitał rosyjski, a brakujące pieniądze wyłoży moskiewska Sbierbanka. Witaj jutrzenko swobody. Żegnaj marksistowski amerykański oprawco. Witaj moskiewski kapitalisto, na naszej gościnnej europejskiej ziemi! Nowy model: Ładomega.
sobota, 30 maja 2009
piątek, 29 maja 2009
Rozwolnienie dolara 6 czyli obligacja
Przypominacie sobie niedawną prognozę, że dolar może się oberwać poniżej 0,700. Właściwie powinien, po przejściu granicy 0,730. Odbyło się to bardzo dynamicznie i zdecydowanie, przy dęciu w trąby o załamaniu dolara, wycofaniu ratingu AAA w niedalekiej perspektywie, odejściu Chin od amerykańskich obligacji, hiperinflacji w wydaniu Fabera itd. Wszystko w stosunkowo krótkim czasie dwu tygodni, kluczowym dla dolara, bowiem dochodził właśnie/przekraczał granicę techniczną. Zezowaty zrelacjonował wszystkie te strachy na lollara w poprzednich odcinkach, więc krótkie tylko streszczenie.
Po pierwsze Faber widzi hiperinflację, tylko nie wie jeszcze w jakich klasach aktywów, w jakiej kolejności (zawsze jest jakaś), a nawet kiedy, na co zwrócili uwagę przytomni czytelnicy. Krótko mówiąc: straszonko. Owszem, dollar is lollar, ale co z tego. Zezowaty już to napisał. Po drugie bajki chińskie zostały już tu dostatecznie obszernie rozszyfrowane. Owszem, Chińczycy się dywersyfikują i hedżują, mało tego - mogą nawet powalić lollara - ale póki co tego nie chcą robić, bo by więcej stracili. Na koniec najsmaczniejsze: panika na obligacjach. Otóż dolar miałby się teraz załamać, bowiem rynek obligacji długich - 10 i 30-letnich rozmroził się i w chwili nowej dużej oferty wczoraj dramatycznie skoczył (obligacje potaniały), podwyższając oprocentowanie o 1/3! To pierwszy taki wzrost w historii i całkiem dramatyczna historia dla wielu kredytobiorców, bowiem o oprocentowanie 30-latek oparte są kalkulacje oprocentowania hipotek stałych. Innymi słowy w ciągu jednego dnia kwota odsetek od kredytu wzrosła o ponad 30%! To jednak żadne zaskoczenie, tylko powrót do normalności. Benek nie jest w stanie sztucznie utrzymywać oprocentowania długich i krótkich jednocześnie, bo mu kapitału nie starczy. Zezowaty to napisał. Akcja Benka od samego początku była skazana na niepowodzenie i nieuchronnie nadeszło, więc nie ma nad czym płakać. Więcej, według mojej oceny - czemu dałem wyraz - każdy pożyczający Benkowi długie pieniądze taniej niż 7% jest ryzykantem.
Oto i ocalały z rzezi lollar, odbijający od bandy. Oczywiście, że zawsze może się załamać, niemniej teraz jest to jeszcze bardzo mało prawdopodobne.
czwartek, 28 maja 2009
Faber: hiperinflacja na 100%
Dlaczego oprocentowanie obligacji długoterminowych w Stanach podrożało wczoraj o 1/4 (!), kiedy równocześnie skarb sprzedaje ich w tym tygodniu na sumę 65 mld (w przyszłości jeszcze wiecej)? Ben Bernanke zapowiada zakupy części z nich, aby podbić ceny (i obniżyć oprocentowanie - monetyzacja długu). Zapowiedź taka - jak widać - nie skutkuje.
Hiperinflacja jest właściwie zagwarantowana przez działania FED. Ogromne zastrzyki pustej gotówki do systemu bankowego oraz puchnące deficyty uniemożliwią mu podniesienie oprocentowania w przyszłości, kiedy to stanie się konieczne. Stany nie przestaną spłacać zobowiązań, one je stopniowo zlikwidują przez inflację.
Hiperinflacja jest właściwie zagwarantowana przez działania FED. Ogromne zastrzyki pustej gotówki do systemu bankowego oraz puchnące deficyty uniemożliwią mu podniesienie oprocentowania w przyszłości, kiedy to stanie się konieczne. Stany nie przestaną spłacać zobowiązań, one je stopniowo zlikwidują przez inflację.
środa, 27 maja 2009
Wywiady Michaela Martina
Ewa podesłała link do arcyciekawej strony tradera i dziennikarza z Los Angeles, a działającego w towarach w Singapurze, Michaela Martina. Zamieszcza tam dwa ciekawe podcasty, na czasie i zezowate. Warto posłuchać dwóch bardzo poważnych (w sensie netto) a zarazem bardzo skromnych ludzi, nie żałujących czasu poświęconego jakiemuś nawiedzonemu blogerowi.
Victor Sperandeo wywiad
Jim Rogers wywiad
Victor Sperandeo wywiad
Jim Rogers wywiad
wtorek, 26 maja 2009
Ropa. Do biegu, gotowi...
Jak napisałem na temat chińskich rezerw w Przynęta, to co widzimy i słyszymy na powierzchni, czyli szumne zapowiedzi największych autorytetów, a to groźby chińskie, że przestaną kupować amerykańskie obligacje, a to że dolar się zawali już jutro (żeby zacytować tylko wielkie nagłówki z ostatnich dwóch tygodni), ma luźny związek z prawdą, a ściślej: jest oficjalną propagandą na masową skalę, która kreuje pewne zachowania rynku, nie powinno być chyba tajemnicą.
Jakoś tak się składa, że jak tylko pogląd, roztrąbiony przez opiniotwórcze media na cztery strony świata, się ugruntuje, trend natychmiast zmienia kierunek, jak na przykład dziś dolar, który miał się całkowicie załamać, a idzie do góry. Giełdy miały pokonywać nowe szczyty nie zważając na opory, a tu figa. Warto zatem się rozejrzeć, jak rozstawili się zawodnicy i w co teraz będą dmuchać.
Stanowisko chińskie według zezowatego jest od dłuższego czasu jasne. Są zahedżowani po uszy w surowcach, o czym świadczy ich domaganie się bezpieczeństwa inwestycji w obligacje. Spójrzmy zatem jakie surowce ewentualnie wchodzą w grę. Muszą to być towary o dużym znaczeniu gospodarczym, stosunkowo łatwe do zmagazynowania i łatwe w handlu. Na koniec rynek obrotu tymi towarami musi być odpowiednio głęboki tak, aby udało się na nim ukryć i zamaskować działania zabezpieczające i agresywne. Jest to wybór pola walki, jak kto woli. Wśród potencjalnych kandydatów do rozgrywki jest kilka, ale liczy się naprawdę jeden: ropa. Jest potrzebna codziennie, stanowi wyjściowy surowiec do do transportu i całych gałęzi przemysłu, zatem jest niezbędny. Ci, którzy tego surowca nie mają, muszą go kupić właściwie za każdą cenę, jak udowodnił pamiętny rok 2008.
Co zatem zamiast kaczki? Hipopotam. Gdzie się kryje, w którym stawie siedzi ten dwutonowy (bilionowy) hipcio? Zezowaty mówi, że siedzi w nafcie.
W sam raz się zmieści. Przy rocznej konsumpcji ok 30mld baryłek roczny globalny obrót tym surowcem wyniósłby w zeszłym roku ponad 3 bln (jeśliby cały towar przeszedł przez rynek). Jednym słowem Chiny mogą zahedżować swoje amerykańskie obligacje w futuresach na naftę na - powiedzmy - 12 lat przy obecnej cenie 60$/bl. To całkiem rozsądny horyzont. Zabawa skomplikuje się, kiedy dojdziemy do faktu, że zabezpieczenie to zaledwie ułamek kontraktu i uwzględnimy, że strony kontraktów zabezpieczających wcale nie muszą się z nich wywiązać absolutnie (patrz padające w 2008 HF właśnie w nafcie), bowiem mogą upaść, więcej - strony kontraktów zabezpieczających mogą mieć złe zamiary, czyli stworzyć u kupującego wrażenie zabezpieczenia ryzyka. Innymi słowy jeśli w grze ekonomicznej pewna strona wie (teoria gier), jak przeciwnik ustawił swoją strategię inwestycyjną, może podstawić mu swoje pionki (partnerów, umowy) tak, aby poprzez upadek tych pionków doprowadzić do korzystnego dla siebie wyniku (rozmontowania obrony przeciwnika).
Jak zezowaty pisał zimą, pochodne są bardzo zdradliwe, bowiem co prawda umożliwiają ogromne lewarowanie, wręcz "na goło", ale jest to broń obosieczna, klucz bowiem leży w tzw. timingu. Boleśnie przekonał się o tym Porsche, który ma wszystko do przejęcia swego większego brata, ale nie ma pieniędzy. Przeoczył odpowiedni moment i teraz mu nikt nie pożyczy, chociaż interes to "pewniak".
Jakie są optymalne strategie obu stron (można bezpiecznie założyć, że są dwie), można w skrócie naszkicować tak. Kredytobiorca chce jak najbardziej odstręczyć od twórczego wykorzystania commodities futures, ponieważ jej sekretów, jak każdej nauki tajemnej, przynoszącej profity, trzeba strzec dla siebie. Przydałaby się zatem lekcja pokory dla niegrzecznych, którzy kupują obligacje, a potem narzekają, że te dają dokładnie taki procent, jak w kontrakcie (ale w zdewaluowanym pieniądzu). Ponadto warto byłoby, znając strategię inwestycyjną sprytnego klienta, wykorzystać jego pomysłowość do szybkiego zarobku, który jednocześnie - w trakcie jazdy - zdejmie z naszych pleców część obligacyjnego długu, bowiem ten "spali się" w postaci collateral. Jakie jeszcze mamy przewagi, oprócz informacyjnej? Tylko jedną, ale najważniejszą, mianowicie wybór momentu, a ten jest w pochodnych decydujący.
Z punktu widzenia siedzącej na stawie kaczki (a właściwie hipopotama pod spodem), siedzenie i czekanie jest najgorszą strategią, bowiem czas działa na niekorzyść naszego portfela obligacji podwójnie. Po pierwsze coraz bardziej wzrasta pewność siebie dłużnika, w miarę jak oddala się wizja natychmiastowej i nieodwołalnej katastrofy finansowej. Zaczyna on - zupełnie bezczelnie - przebąkiwać, że przecież widziały gały co brały i "możecie naszych obligacji nie kupować". Coraz bardziej, w miarę realizacji planów pomocowych Obamy, staje się jasne, iż upadek lollara jest nieuchronny, ba - sami zainteresowani o tym otwarcie mówią, vide nagłośnione w tej fali propagandy wystąpienia Peterson Institute, opisane poprzednio. Z drugiej strony nie możemy wywoływać żadnych gwałtownych ruchów, które zdradzą nasze pozycje, bowiem wówczas nasza ochrona stanie się iluzją, musimy zatem usypiać przeciwnika nękaniem go upomnieniami o równowadze handlowej, brać udział we wszystkich międzynarodowych inicjatywach stabilizacji systemu finansowego, samemu jakieś wymyślić po to, aby związać przeciwnika, zamaskować nasze poczynania i bezpiecznie rozciągnąć je w czasie. Kiedy przyjdzie moment, mieć gotowe zabezpieczenia w postaci magazynów pełnych surowców oraz kontraktów zabezpieczających na ich dostawę w przyszłości, po cenach, które - przy okazji - dadzą nam zarobić.
Gdzie jest hipopotam?
W zderzeniu dwu przeciwstawnych strategii z obserwacją rynku, zezowaty widzi na wykresie ropy pełne potwierdzenie. Więcej: manewr z pompowaniem ceny ropy został już raz zastosowany. Polegał on na ograniu przeciwników w dwojaki sposób: wyborze czasu ataku - ropa zaczęła szaleńczą jazdę w momencie dogodnym dla głównego gracza oraz zasięgu ataku - ogolono przy okazji jazdy w górę posiadaczy większości shortów, bowiem nikt (poza nielicznymi) nie liczył się najpierw z pokonaniem bariery 100 dol (pierwsza fala frajerów), a zaraz potem, kiedy wszyscy w okolicach 130 dol uwierzyli w rychłe forsowanie 200 dol jedna z firm, zbyt mocno zaangażowana po niewłaściwej stronie, przymusowo upadła w wyniku short squeeze i załamał się cały rynek z piramidą futuresów. Na marginesie warto nadmienić, że wobec firmy, która przejęła na górce największego magazyniera paliw w USA toczy się obecnie śledztwo o insider trading, bowiem jako jego partner biznesowy znała jego strukturę portfela futures. W wyniku jego plajty - wywołanej swoimi kontraktami przeciw nim (była największym kontrahentem upadłego dystrybutora) - skorzystała z przejętego portfela futuresów, zarabiając na nich wielokrotność sumy straconej w pierwotnych transakcjach, które go przewróciły. Firma nie dość, że była poprawnie zabezpieczona, to jeszcze były to kontrakty zyskowne, niemniej sprytny kontrahent (i drapieżnik) wykorzystał to i zarobił zamiast właściciela, doprowadzając do jego plajty.
Ruchy hipopotama są na razie gładkie, niemniej poziom wody w stawie znacznie się podniósł. Nie śmieszy was contango na ropie? Mnie wcale. Cena od dłuższego czasu systematycznie rośnie (hipcio się rusza), mimo spadku zamówień. Jednocześnie od lutego stan zapasów zaczyna sygnalizować przepełnienie. Tak, magazyny z ropą dookoła świata są pełne, mimo spadku zapotrzebowania. OPEC obiecuje, że jeszcze obetnie produkcję, aby podnieść ceny, bowiem do niedawna ceny spot były znacząco niższe od futures [dziękuję za poprawkę]. Wszyscy oczekują na wzrost cen, który nie chce nadejść.
Możliwe są dwa scenariusze zdarzeń. Pierwszy jest taki, że ropa wkrótce zacznie powtórkę z jazdy zeszłorocznej i znowu będzie koszenie na terminie i na zasięgu futuresów. Druga wersja jest mniej interesująca dla posiadaczy ropy i brzmi następująco: rajd na ropie to falstart (tu rozdziawione gęby). Tak, zezowaty myśli, że historia powtarza się w postaci farsy i tym razem będzie nie tylko rajd, ale wiele rajdzików, i wszystkie skończą się falstartem. Dlaczego? Skoro zezowaty wie, gdzie jest hipopotam, to wiedzą to stratedzy w HF, którzy zawsze są łakomi na świeżą krew. W zeszłym roku przeciwnik był po krótkiej stronie, potrzebował surowca do produkcji, płacił coraz więcej. Przyłożyliśmy odpowiednio dużo gazu i musiał płacić. Tym razem ofiara jest czujna, jest w długich. Co robimy? Bierzemy go na przeczekanie z przepłaszaniem. Taka odmiana long squeeze. Kupili kontrakty na sierpień? Dobrze. Rozpoczynamy rajd, niech dokupią jeszcze. W lipcu zjazd, nici z długich. Tak widzi zezowaty, inaczej strategie drapieżnika i ofiary nie pasują do siebie.
Co zatem oznacza ten wpis? Rozpoczęcie nowego sezonu na ropie. Zezowaty zauważył właśnie rozpoczęcie pierwszego rajdu na ropie z przepłaszaniem. Contango się wyrównało, więcej się nalać na zapas nie da, bo nalano pod korek. Ceny ruszyły, zające ruszyły, czas na gonitwę.
(UWAGA: opisane strategie nie są poradą inwestycyjną, jedynie wyrazem poglądów i idei autora. Nie reprezentują ponadto żadnego zlecenia reklamowego ani marketingowego i jako takie są obojętne wobec wymienionych w tekście firm oraz marek.)
Jakoś tak się składa, że jak tylko pogląd, roztrąbiony przez opiniotwórcze media na cztery strony świata, się ugruntuje, trend natychmiast zmienia kierunek, jak na przykład dziś dolar, który miał się całkowicie załamać, a idzie do góry. Giełdy miały pokonywać nowe szczyty nie zważając na opory, a tu figa. Warto zatem się rozejrzeć, jak rozstawili się zawodnicy i w co teraz będą dmuchać.
Stanowisko chińskie według zezowatego jest od dłuższego czasu jasne. Są zahedżowani po uszy w surowcach, o czym świadczy ich domaganie się bezpieczeństwa inwestycji w obligacje. Spójrzmy zatem jakie surowce ewentualnie wchodzą w grę. Muszą to być towary o dużym znaczeniu gospodarczym, stosunkowo łatwe do zmagazynowania i łatwe w handlu. Na koniec rynek obrotu tymi towarami musi być odpowiednio głęboki tak, aby udało się na nim ukryć i zamaskować działania zabezpieczające i agresywne. Jest to wybór pola walki, jak kto woli. Wśród potencjalnych kandydatów do rozgrywki jest kilka, ale liczy się naprawdę jeden: ropa. Jest potrzebna codziennie, stanowi wyjściowy surowiec do do transportu i całych gałęzi przemysłu, zatem jest niezbędny. Ci, którzy tego surowca nie mają, muszą go kupić właściwie za każdą cenę, jak udowodnił pamiętny rok 2008.
Co zatem zamiast kaczki? Hipopotam. Gdzie się kryje, w którym stawie siedzi ten dwutonowy (bilionowy) hipcio? Zezowaty mówi, że siedzi w nafcie.
W sam raz się zmieści. Przy rocznej konsumpcji ok 30mld baryłek roczny globalny obrót tym surowcem wyniósłby w zeszłym roku ponad 3 bln (jeśliby cały towar przeszedł przez rynek). Jednym słowem Chiny mogą zahedżować swoje amerykańskie obligacje w futuresach na naftę na - powiedzmy - 12 lat przy obecnej cenie 60$/bl. To całkiem rozsądny horyzont. Zabawa skomplikuje się, kiedy dojdziemy do faktu, że zabezpieczenie to zaledwie ułamek kontraktu i uwzględnimy, że strony kontraktów zabezpieczających wcale nie muszą się z nich wywiązać absolutnie (patrz padające w 2008 HF właśnie w nafcie), bowiem mogą upaść, więcej - strony kontraktów zabezpieczających mogą mieć złe zamiary, czyli stworzyć u kupującego wrażenie zabezpieczenia ryzyka. Innymi słowy jeśli w grze ekonomicznej pewna strona wie (teoria gier), jak przeciwnik ustawił swoją strategię inwestycyjną, może podstawić mu swoje pionki (partnerów, umowy) tak, aby poprzez upadek tych pionków doprowadzić do korzystnego dla siebie wyniku (rozmontowania obrony przeciwnika).
Jak zezowaty pisał zimą, pochodne są bardzo zdradliwe, bowiem co prawda umożliwiają ogromne lewarowanie, wręcz "na goło", ale jest to broń obosieczna, klucz bowiem leży w tzw. timingu. Boleśnie przekonał się o tym Porsche, który ma wszystko do przejęcia swego większego brata, ale nie ma pieniędzy. Przeoczył odpowiedni moment i teraz mu nikt nie pożyczy, chociaż interes to "pewniak".
Jakie są optymalne strategie obu stron (można bezpiecznie założyć, że są dwie), można w skrócie naszkicować tak. Kredytobiorca chce jak najbardziej odstręczyć od twórczego wykorzystania commodities futures, ponieważ jej sekretów, jak każdej nauki tajemnej, przynoszącej profity, trzeba strzec dla siebie. Przydałaby się zatem lekcja pokory dla niegrzecznych, którzy kupują obligacje, a potem narzekają, że te dają dokładnie taki procent, jak w kontrakcie (ale w zdewaluowanym pieniądzu). Ponadto warto byłoby, znając strategię inwestycyjną sprytnego klienta, wykorzystać jego pomysłowość do szybkiego zarobku, który jednocześnie - w trakcie jazdy - zdejmie z naszych pleców część obligacyjnego długu, bowiem ten "spali się" w postaci collateral. Jakie jeszcze mamy przewagi, oprócz informacyjnej? Tylko jedną, ale najważniejszą, mianowicie wybór momentu, a ten jest w pochodnych decydujący.
Z punktu widzenia siedzącej na stawie kaczki (a właściwie hipopotama pod spodem), siedzenie i czekanie jest najgorszą strategią, bowiem czas działa na niekorzyść naszego portfela obligacji podwójnie. Po pierwsze coraz bardziej wzrasta pewność siebie dłużnika, w miarę jak oddala się wizja natychmiastowej i nieodwołalnej katastrofy finansowej. Zaczyna on - zupełnie bezczelnie - przebąkiwać, że przecież widziały gały co brały i "możecie naszych obligacji nie kupować". Coraz bardziej, w miarę realizacji planów pomocowych Obamy, staje się jasne, iż upadek lollara jest nieuchronny, ba - sami zainteresowani o tym otwarcie mówią, vide nagłośnione w tej fali propagandy wystąpienia Peterson Institute, opisane poprzednio. Z drugiej strony nie możemy wywoływać żadnych gwałtownych ruchów, które zdradzą nasze pozycje, bowiem wówczas nasza ochrona stanie się iluzją, musimy zatem usypiać przeciwnika nękaniem go upomnieniami o równowadze handlowej, brać udział we wszystkich międzynarodowych inicjatywach stabilizacji systemu finansowego, samemu jakieś wymyślić po to, aby związać przeciwnika, zamaskować nasze poczynania i bezpiecznie rozciągnąć je w czasie. Kiedy przyjdzie moment, mieć gotowe zabezpieczenia w postaci magazynów pełnych surowców oraz kontraktów zabezpieczających na ich dostawę w przyszłości, po cenach, które - przy okazji - dadzą nam zarobić.
Gdzie jest hipopotam?
W zderzeniu dwu przeciwstawnych strategii z obserwacją rynku, zezowaty widzi na wykresie ropy pełne potwierdzenie. Więcej: manewr z pompowaniem ceny ropy został już raz zastosowany. Polegał on na ograniu przeciwników w dwojaki sposób: wyborze czasu ataku - ropa zaczęła szaleńczą jazdę w momencie dogodnym dla głównego gracza oraz zasięgu ataku - ogolono przy okazji jazdy w górę posiadaczy większości shortów, bowiem nikt (poza nielicznymi) nie liczył się najpierw z pokonaniem bariery 100 dol (pierwsza fala frajerów), a zaraz potem, kiedy wszyscy w okolicach 130 dol uwierzyli w rychłe forsowanie 200 dol jedna z firm, zbyt mocno zaangażowana po niewłaściwej stronie, przymusowo upadła w wyniku short squeeze i załamał się cały rynek z piramidą futuresów. Na marginesie warto nadmienić, że wobec firmy, która przejęła na górce największego magazyniera paliw w USA toczy się obecnie śledztwo o insider trading, bowiem jako jego partner biznesowy znała jego strukturę portfela futures. W wyniku jego plajty - wywołanej swoimi kontraktami przeciw nim (była największym kontrahentem upadłego dystrybutora) - skorzystała z przejętego portfela futuresów, zarabiając na nich wielokrotność sumy straconej w pierwotnych transakcjach, które go przewróciły. Firma nie dość, że była poprawnie zabezpieczona, to jeszcze były to kontrakty zyskowne, niemniej sprytny kontrahent (i drapieżnik) wykorzystał to i zarobił zamiast właściciela, doprowadzając do jego plajty.
Ruchy hipopotama są na razie gładkie, niemniej poziom wody w stawie znacznie się podniósł. Nie śmieszy was contango na ropie? Mnie wcale. Cena od dłuższego czasu systematycznie rośnie (hipcio się rusza), mimo spadku zamówień. Jednocześnie od lutego stan zapasów zaczyna sygnalizować przepełnienie. Tak, magazyny z ropą dookoła świata są pełne, mimo spadku zapotrzebowania. OPEC obiecuje, że jeszcze obetnie produkcję, aby podnieść ceny, bowiem do niedawna ceny spot były znacząco niższe od futures [dziękuję za poprawkę]. Wszyscy oczekują na wzrost cen, który nie chce nadejść.
Możliwe są dwa scenariusze zdarzeń. Pierwszy jest taki, że ropa wkrótce zacznie powtórkę z jazdy zeszłorocznej i znowu będzie koszenie na terminie i na zasięgu futuresów. Druga wersja jest mniej interesująca dla posiadaczy ropy i brzmi następująco: rajd na ropie to falstart (tu rozdziawione gęby). Tak, zezowaty myśli, że historia powtarza się w postaci farsy i tym razem będzie nie tylko rajd, ale wiele rajdzików, i wszystkie skończą się falstartem. Dlaczego? Skoro zezowaty wie, gdzie jest hipopotam, to wiedzą to stratedzy w HF, którzy zawsze są łakomi na świeżą krew. W zeszłym roku przeciwnik był po krótkiej stronie, potrzebował surowca do produkcji, płacił coraz więcej. Przyłożyliśmy odpowiednio dużo gazu i musiał płacić. Tym razem ofiara jest czujna, jest w długich. Co robimy? Bierzemy go na przeczekanie z przepłaszaniem. Taka odmiana long squeeze. Kupili kontrakty na sierpień? Dobrze. Rozpoczynamy rajd, niech dokupią jeszcze. W lipcu zjazd, nici z długich. Tak widzi zezowaty, inaczej strategie drapieżnika i ofiary nie pasują do siebie.
Co zatem oznacza ten wpis? Rozpoczęcie nowego sezonu na ropie. Zezowaty zauważył właśnie rozpoczęcie pierwszego rajdu na ropie z przepłaszaniem. Contango się wyrównało, więcej się nalać na zapas nie da, bo nalano pod korek. Ceny ruszyły, zające ruszyły, czas na gonitwę.
(UWAGA: opisane strategie nie są poradą inwestycyjną, jedynie wyrazem poglądów i idei autora. Nie reprezentują ponadto żadnego zlecenia reklamowego ani marketingowego i jako takie są obojętne wobec wymienionych w tekście firm oraz marek.)
Po co jest giełda?
Co to jest rynek kapitałowy?
A teraz dwa wykresy z pracy prof. Ozgura Orhangazi Financialization and the US Economy, znalezione na economicpopulist.org.
Kapitał pozyskany przez firmy produkcyjne (niefinansowe) na rynku kapitałowym
% nakładów kapitałowych razem
Nowe emisje firm produkcyjnych (niefinansowych) na rynku kapitałowym
% nakładów kapitałowych razem
Na powyższych obrazkach widać, że w kraju, który zmontował obecny kryzys, trwa od przełomu wieków mniej więcej nasilony proces transferu kapitału z sektora produkcyjnego do finansowego. Istotą ostatniej bańki (i jej dzisiejszych konsekwencji) jest rakowaty rozrost sektora finansowego na sektorze realnym i stopniowy drenaż tego ostatniego. Z tych powodów obecna recesja nie będzie ani krótka, ani łatwa. Rakowaty rozrost pasożyta doprowadził do tego, że kontynuacja dotychczasowego modelu jest niemożliwa, bowiem nie spełnia on podstawowych funkcji rozwoju, a nawet długofalowego przetrwania żywiciela, czyli realnej gospodarki.
Graficznym dowodem na schemat działania giełdy na gospodarkę realną początku tysiąclecia jest odsetek nowych emisji akcji poprzez rynek kapitałowy. W ubiegłym roku było to -80%, czyli (przetłumaczę) nowy kapitał przeznaczono na umorzenie akcji na giełdzie (buyback), a nie na ekspansję. Ponadto w Stanach od 2005 r. nie tylko rynek kapitałowy nie obsługuje sektora realnego, jest wiele gorzej, bowiem on go zwyczajnie drenuje. Firmy produkcyjne oddają ok. 20% nowego kapitału (własnego) sektorowi finansowemu (a kierunek powinien być odwrotny).
Obrazki są tak uderzające, że zezowaty nie mógł się oprzeć. Tak wygląda nowoczesny rynek kapitałowy w schyłkowej fazie spekulacyjnej bańki, wysysa realną gospodarkę. Warto pomyśleć nad tym, kiedy przeczytamy w gazecie kolejną rewelację o szybkim wyjściu z kryzysu i nowych świetlanych perspektywach za rogiem.
Rynek kapitałowy – segment rynku finansowego, na którym dokonywane są emisje średnio- i długoterminowych instrumentów finansowych takich jak akcje i obligacje, przeznaczone na finansowanie inwestycji. Zwyczajowo (ale też w przepisach prawnych wielu krajów), cezurą czasową oddzielającą rynek pieniężny od kapitałowego jest termin zapadalności instrumentu finansowego wynoszący jeden rok.
Podstawowe funkcje rynku kapitałowego:
- pozyskiwanie kapitału przez emitentów,
- uzyskiwanie dochodów przez inwestorów, którzy udostępniają kapitał emitentom (np. dywidendy),
- efektywna alokacja środków w gospodarce,
- właściwa wycena instrumentów finansowych (papierów wartościowych).
A teraz dwa wykresy z pracy prof. Ozgura Orhangazi Financialization and the US Economy, znalezione na economicpopulist.org.
Kapitał pozyskany przez firmy produkcyjne (niefinansowe) na rynku kapitałowym
% nakładów kapitałowych razem
Nowe emisje firm produkcyjnych (niefinansowych) na rynku kapitałowym
% nakładów kapitałowych razem
Na powyższych obrazkach widać, że w kraju, który zmontował obecny kryzys, trwa od przełomu wieków mniej więcej nasilony proces transferu kapitału z sektora produkcyjnego do finansowego. Istotą ostatniej bańki (i jej dzisiejszych konsekwencji) jest rakowaty rozrost sektora finansowego na sektorze realnym i stopniowy drenaż tego ostatniego. Z tych powodów obecna recesja nie będzie ani krótka, ani łatwa. Rakowaty rozrost pasożyta doprowadził do tego, że kontynuacja dotychczasowego modelu jest niemożliwa, bowiem nie spełnia on podstawowych funkcji rozwoju, a nawet długofalowego przetrwania żywiciela, czyli realnej gospodarki.
Graficznym dowodem na schemat działania giełdy na gospodarkę realną początku tysiąclecia jest odsetek nowych emisji akcji poprzez rynek kapitałowy. W ubiegłym roku było to -80%, czyli (przetłumaczę) nowy kapitał przeznaczono na umorzenie akcji na giełdzie (buyback), a nie na ekspansję. Ponadto w Stanach od 2005 r. nie tylko rynek kapitałowy nie obsługuje sektora realnego, jest wiele gorzej, bowiem on go zwyczajnie drenuje. Firmy produkcyjne oddają ok. 20% nowego kapitału (własnego) sektorowi finansowemu (a kierunek powinien być odwrotny).
Obrazki są tak uderzające, że zezowaty nie mógł się oprzeć. Tak wygląda nowoczesny rynek kapitałowy w schyłkowej fazie spekulacyjnej bańki, wysysa realną gospodarkę. Warto pomyśleć nad tym, kiedy przeczytamy w gazecie kolejną rewelację o szybkim wyjściu z kryzysu i nowych świetlanych perspektywach za rogiem.
poniedziałek, 25 maja 2009
Panika w obligacjach czyli koniec rozwolnienia
Że czekacie z zapartym tchem na ciąg dalszy, nie wątpię. Według mojej - subiektynej, zezowatej oceny - lollar odbił się od bandy .710 (poprzednio .730) i będzie powracał, niezbyt spiesznie, w kierunku .800. Całkowity sukces quantitative easing w stylu BB poznamy po tym, że przestanie się on odbijać i całkiem sflaczeje, co oznaczać będzie koniec skracania długów w dolarach. Na razie, dopóki ma on dodatnią wartość, cały czas kredyty zaciągnięte w tej walucie są ściągane. Niemniej, jak widać na wcześniejszych wykresach, "siła ciągu" jest za każdym nawrotem kryzysu (kolejna fala w kształcie zęba na wykresie) coraz mniejsza. Może to znaczyć, że następne odbicie spowoduje spadek niżej, bowiem destrukcyjna (inflacyjna) siła pompowania a la Bernanke okaże się większa od deflacyjnego ssania. Zobaczymy latem.
Na razie zatem wielka mała panika wobec dolara okazała się zwyczajną reakcją na monetarne stanowisko FED na ostatnim posiedzeniu, z którego dokładny protokół opublikowano w czwartek i który stał się pretekstem do zjazdu obligacji.
Właściwa reakcja rynków, początkująca serię "rozwolnienie dolara", rozpoczęła się już nazajutrz i od początku maja dolar był na stoku południowym. Kolejny raz okazuje się, że insiderzy wiedzą lepiej i szybciej, a prosty człowiek dowiaduje się ostatni, jak wszystko już jest załatwione. Podsumowujący akcent, niemal rzutem na taśmę, dodały obligacje długoterminowe, których oprocentowanie zwyżkowało w piątek zdecydowanie, prowokując lawinę komentarzy o niewypłacalności Stanów.
Zezowaty postanowił zatem rozprawić się z długimi obligacjami wujka Sama i rozjaśnić, co za nimi się kryje dla BB, Stanów i świata w roku 2010 i następnych.
Obligacje 10-letnie
Obligacje 30-letnie
Obligacjom daleko do maksimów
Wbrew alarmistycznym zapowiedziom oprocentowanie obligacji wcale gwałtownie nie drożeje, wręcz przeciwnie, w ostatnim czasie stabilizuje się na poziomie ok 3,50 dla 10-latek! To przeczy hucpie Bila Grossa z Pimco, który wieszczy Armageddon, a według zezowatego zwyczajnie jest zapakowany w shorty na obligacjach i nie może doczekać się załamania (zarobi miliardy na spadku, a w oczekiwaniu na niego może stracić szorty).
Oprocentowanie, mimo stabilnego wzrostu od początku roku, nadal jest grubo poniżej zeszłorocznych poziomów (różnica ok 200pkt) i ten dystans - według mojej oceny powinno szybko odrobić.
Obligacje odbiły się od absolutnych dołków w grudniu '08, gdy 10-latki dawały roczny kupon 2%! To prawie darmo pożyczone pieniądze. Jak wiadomo, nic nie może przecież wiecznie trwać i oprocentowanie obligacji skarbu USA, uważane do tej pory za najpewniejszy papier świata, zaczęło systematycznie rosnąć. Doszło nawet do tego, że szef Pimco (największy fundusz obligacji) Gross podważył wiarygodność Stanów, stwierdzając iż w niczym nie są lepsze od W.Brytanii, której agencja Standard@Poors zagroziła degradacją z najwyższej klasy AAA, jeśli nie poprawi swego budżetu. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że budżety keynesowskie W.Brytanii i Stanów wyglądają na niespłacalne i prawdopodobnie osiągną stan chronicznej wielobilionowej dziury. Niemniej od stanu dziury bez dna do stanu niewypłacalności jest dosyć daleka i bolesna droga. Wiedzie ona - jak nas pouczyła historia - przez hiperinflację, czyli okres gdy pieniądz drożeje wolniej od cen i następuje faktyczna redukcja długu.
Bernanke i quantitative easing jest bzdurą.
W tym tygodniu Bernanke chce uplasować na rynku obligacje 10-letnie za ok. 100 mld. Do tej pory raźno zapowiadał, że skoro udało się utrzymać niskie (faktycznie zerowe) oprocentowanie na dole krzywej rentowności (krótki okres zapadalności długu: 3 miesiące), to samo należy wykonać na długim końcu krzywej i w tym celu zapowiedział dalsze luzowanie, czyli państwowe zakupy tych obligacji. Polega to na tym, że bank centralny (FED) kupuje od ministra finansów nowo drukowane obligacje, płacąc za nie nowo drukowanymi przez siebie dolarami. Cena obligacji chwilowo rośnie (oprocentowanie maleje) i cel - wydawałoby się można osiągnąć. Jak wcześniej pisał zezowaty, kłóci się to ze zdrowym rozsądkiem, ponieważ "trzeba mieć zakuty łeb monetarysty" żeby przypuszczać, że ktokolwiek z głową i gotówką kupi podejrzane obligacje na niski procent. Rynek potwierdził to przypuszczenie i nazajutrz po wojowniczym posiedzeniu FED, gdzie debatowano dalsze luzowanie (szczegóły tajne do niedawna), dolar zaczął sytematyczny spadek.
Długie obligacje muszą drożeć
Długie obligacje w dolarach nadal muszą drożeć (a konkretnie ich oprocentowanie, bondy muszą tanieć) bowiem coraz większe jest ryzyko niewypłacalności, a naprawdę bezwartościowości dolara. Przy obecnym stanie bilansu USD budżet w tym roku musi pożyczyć co ósmego dolara pkb! Deficyt wynosi bowiem ok. 1800 mld. Jeśli tę kwotę ma wujek Sam pożyczyć w obligacjach, to przy obecnym oprocentowaniu w 10-latkach kwota odsetek wynosi 60 mld. Jeśli natomiast oprocentowanie wzrosłoby do 7% (tyle zażądałby zezowaty), to odsetki od takiego zadłużenia wyniosą grubo ponad 100 mld, co wydaje się kwotą przekraczającą granicę pułapki długu.
Czy Stany to republika bananowa?
Jeszcze nie, ale są na najlepszej drodze. W obecnym stanie gospodarki nie widać żadnego mechanizmu, który mógłby obniżyć oprocentowanie pożyczek, potrzebnych budżetowi, jak woda rybie. Groteskowe działania BB pogorszyły jeszcze sytuację, bowiem pokazały jego impotencję. Jeśli Benek w tym tygodniu postanowi się dalej ośmieszać, to kupi znaczącą część wystawionych obligacji, czym przyspieszy upadek lollara, bowiem monetyzacja długu (sama jej zapowiedź nawet) powoduje spadek waluty i oczekiwanie wzrostu oprocentowania (premia za ryzyko + oczekiwanie inflacji). To widzi zezowaty na wykresach bondów od 1 maja 2009 i nie jest to wiedza bardzo budująca, aczkolwiek daje poczucie jakiejś pewności w wirtualnym świecie czarodziejów finasowych.
Czy obligacje to dobra inwestycja?
Paradoksalnie zezowaty odpowie: tak, ale w drugą stronę. Otóż nie ma takiej siły, która jest dziś w stanie powstrzymać erozję zaufania do dolara, bowiem Stany mają ogromną dziurę w budżecie, pożyczać muszą, a jest coraz mniej kapitału do zdobycia, bowiem Europa i Japonia znajdują się w identycznym położeniu. Wzrost oprocentowania - i to znaczący - jest po prostu nieunikniony. Co więcej, w dłuższej perspektywie dewaluacja dolara jest aksjomatyczną pewnością, bowiem polityka quatitative easing - co widać empirycznie - prowadzi do faktycznej dewaluacji przez inflację. Wobec powyższego ceny obligacji muszą spadać (rośnie ich oprocentowanie). Bondy zatem są idealnym kandydatem na shorta, nie mogą się podnieść :)
Czy czas na shorty teraz?
Zezowaty powie paradoksalnie: jeszcze nie teraz. Dlaczego? Skoro Gross musi naganiać na załamanie bondów, to znaczy, że obligacje jeszcze są bardzo solidne i dużo im brakuje do załamania. Wykresy potwierdzają to w całej rozciągłości. Według zezowatego rozmiękczanie i rozwolnienie dolara powinny przyjść już w następnej odsłonie kryzysu, ale wówczas Europa będzie także w solidnym dołku. Niemniej drukarki będą już pracować pełną parą i oprocentowanie na dolarze powinno wynosić 7%. Między dziś, a końcem lata na pewno nastąpi tn moment, a kiedy dokładnie, to zobaczysz na wykresie - krzywa zacznie się wznosić stromo w górę - a Bill Gross przestanie naganiać na krach obligacji :)
Filmik podesłał yulu, dzięki.
Na razie zatem wielka mała panika wobec dolara okazała się zwyczajną reakcją na monetarne stanowisko FED na ostatnim posiedzeniu, z którego dokładny protokół opublikowano w czwartek i który stał się pretekstem do zjazdu obligacji.
Właściwa reakcja rynków, początkująca serię "rozwolnienie dolara", rozpoczęła się już nazajutrz i od początku maja dolar był na stoku południowym. Kolejny raz okazuje się, że insiderzy wiedzą lepiej i szybciej, a prosty człowiek dowiaduje się ostatni, jak wszystko już jest załatwione. Podsumowujący akcent, niemal rzutem na taśmę, dodały obligacje długoterminowe, których oprocentowanie zwyżkowało w piątek zdecydowanie, prowokując lawinę komentarzy o niewypłacalności Stanów.
Zezowaty postanowił zatem rozprawić się z długimi obligacjami wujka Sama i rozjaśnić, co za nimi się kryje dla BB, Stanów i świata w roku 2010 i następnych.
Obligacje 10-letnie
Obligacje 30-letnie
Obligacjom daleko do maksimów
Wbrew alarmistycznym zapowiedziom oprocentowanie obligacji wcale gwałtownie nie drożeje, wręcz przeciwnie, w ostatnim czasie stabilizuje się na poziomie ok 3,50 dla 10-latek! To przeczy hucpie Bila Grossa z Pimco, który wieszczy Armageddon, a według zezowatego zwyczajnie jest zapakowany w shorty na obligacjach i nie może doczekać się załamania (zarobi miliardy na spadku, a w oczekiwaniu na niego może stracić szorty).
Oprocentowanie, mimo stabilnego wzrostu od początku roku, nadal jest grubo poniżej zeszłorocznych poziomów (różnica ok 200pkt) i ten dystans - według mojej oceny powinno szybko odrobić.
Obligacje odbiły się od absolutnych dołków w grudniu '08, gdy 10-latki dawały roczny kupon 2%! To prawie darmo pożyczone pieniądze. Jak wiadomo, nic nie może przecież wiecznie trwać i oprocentowanie obligacji skarbu USA, uważane do tej pory za najpewniejszy papier świata, zaczęło systematycznie rosnąć. Doszło nawet do tego, że szef Pimco (największy fundusz obligacji) Gross podważył wiarygodność Stanów, stwierdzając iż w niczym nie są lepsze od W.Brytanii, której agencja Standard@Poors zagroziła degradacją z najwyższej klasy AAA, jeśli nie poprawi swego budżetu. Dla nikogo nie jest tajemnicą, że budżety keynesowskie W.Brytanii i Stanów wyglądają na niespłacalne i prawdopodobnie osiągną stan chronicznej wielobilionowej dziury. Niemniej od stanu dziury bez dna do stanu niewypłacalności jest dosyć daleka i bolesna droga. Wiedzie ona - jak nas pouczyła historia - przez hiperinflację, czyli okres gdy pieniądz drożeje wolniej od cen i następuje faktyczna redukcja długu.
Bernanke i quantitative easing jest bzdurą.
W tym tygodniu Bernanke chce uplasować na rynku obligacje 10-letnie za ok. 100 mld. Do tej pory raźno zapowiadał, że skoro udało się utrzymać niskie (faktycznie zerowe) oprocentowanie na dole krzywej rentowności (krótki okres zapadalności długu: 3 miesiące), to samo należy wykonać na długim końcu krzywej i w tym celu zapowiedział dalsze luzowanie, czyli państwowe zakupy tych obligacji. Polega to na tym, że bank centralny (FED) kupuje od ministra finansów nowo drukowane obligacje, płacąc za nie nowo drukowanymi przez siebie dolarami. Cena obligacji chwilowo rośnie (oprocentowanie maleje) i cel - wydawałoby się można osiągnąć. Jak wcześniej pisał zezowaty, kłóci się to ze zdrowym rozsądkiem, ponieważ "trzeba mieć zakuty łeb monetarysty" żeby przypuszczać, że ktokolwiek z głową i gotówką kupi podejrzane obligacje na niski procent. Rynek potwierdził to przypuszczenie i nazajutrz po wojowniczym posiedzeniu FED, gdzie debatowano dalsze luzowanie (szczegóły tajne do niedawna), dolar zaczął sytematyczny spadek.
Długie obligacje muszą drożeć
Długie obligacje w dolarach nadal muszą drożeć (a konkretnie ich oprocentowanie, bondy muszą tanieć) bowiem coraz większe jest ryzyko niewypłacalności, a naprawdę bezwartościowości dolara. Przy obecnym stanie bilansu USD budżet w tym roku musi pożyczyć co ósmego dolara pkb! Deficyt wynosi bowiem ok. 1800 mld. Jeśli tę kwotę ma wujek Sam pożyczyć w obligacjach, to przy obecnym oprocentowaniu w 10-latkach kwota odsetek wynosi 60 mld. Jeśli natomiast oprocentowanie wzrosłoby do 7% (tyle zażądałby zezowaty), to odsetki od takiego zadłużenia wyniosą grubo ponad 100 mld, co wydaje się kwotą przekraczającą granicę pułapki długu.
Czy Stany to republika bananowa?
Jeszcze nie, ale są na najlepszej drodze. W obecnym stanie gospodarki nie widać żadnego mechanizmu, który mógłby obniżyć oprocentowanie pożyczek, potrzebnych budżetowi, jak woda rybie. Groteskowe działania BB pogorszyły jeszcze sytuację, bowiem pokazały jego impotencję. Jeśli Benek w tym tygodniu postanowi się dalej ośmieszać, to kupi znaczącą część wystawionych obligacji, czym przyspieszy upadek lollara, bowiem monetyzacja długu (sama jej zapowiedź nawet) powoduje spadek waluty i oczekiwanie wzrostu oprocentowania (premia za ryzyko + oczekiwanie inflacji). To widzi zezowaty na wykresach bondów od 1 maja 2009 i nie jest to wiedza bardzo budująca, aczkolwiek daje poczucie jakiejś pewności w wirtualnym świecie czarodziejów finasowych.
Czy obligacje to dobra inwestycja?
Paradoksalnie zezowaty odpowie: tak, ale w drugą stronę. Otóż nie ma takiej siły, która jest dziś w stanie powstrzymać erozję zaufania do dolara, bowiem Stany mają ogromną dziurę w budżecie, pożyczać muszą, a jest coraz mniej kapitału do zdobycia, bowiem Europa i Japonia znajdują się w identycznym położeniu. Wzrost oprocentowania - i to znaczący - jest po prostu nieunikniony. Co więcej, w dłuższej perspektywie dewaluacja dolara jest aksjomatyczną pewnością, bowiem polityka quatitative easing - co widać empirycznie - prowadzi do faktycznej dewaluacji przez inflację. Wobec powyższego ceny obligacji muszą spadać (rośnie ich oprocentowanie). Bondy zatem są idealnym kandydatem na shorta, nie mogą się podnieść :)
Czy czas na shorty teraz?
Zezowaty powie paradoksalnie: jeszcze nie teraz. Dlaczego? Skoro Gross musi naganiać na załamanie bondów, to znaczy, że obligacje jeszcze są bardzo solidne i dużo im brakuje do załamania. Wykresy potwierdzają to w całej rozciągłości. Według zezowatego rozmiękczanie i rozwolnienie dolara powinny przyjść już w następnej odsłonie kryzysu, ale wówczas Europa będzie także w solidnym dołku. Niemniej drukarki będą już pracować pełną parą i oprocentowanie na dolarze powinno wynosić 7%. Między dziś, a końcem lata na pewno nastąpi tn moment, a kiedy dokładnie, to zobaczysz na wykresie - krzywa zacznie się wznosić stromo w górę - a Bill Gross przestanie naganiać na krach obligacji :)
Filmik podesłał yulu, dzięki.
niedziela, 24 maja 2009
On the edge - Marc Faber
Wiecie, że Marc Faber należy do moich ulubieńców. Wczoraj dał wywiad telefoniczny w nowym programie Over the edge. Program skromny, jak zezowaty lubi, za to prowadzący oraz dobór wiadomości - miodzio. Kto ma - polecam.
Co do samego finansisty oczywiście tylko głupiec mówi to co wie, Faber raczej wie co mówi. Nastrój na wzrost oprocentowania długich obligacji, które przypomina long squeeze, a momentami przybiera postać paniki. Niewykluczona ponowna konfiskata złota (!) Nawet mnie wydaje się to bardzo wątpliwe, ale w chwili prawdziwej paniki mogą chłopaki nie mieć wyjścia. Na marginesie przypominam, że Bundesbank repatriuje po cichu swoje rezerwy złota z FED, a kraje arabskie przenoszą złoto z Londynu do nowego centrum finansowego w Dubaju. Obydwie wiadomości z ostatniego tygodnia, w czerwcu zatem będzie oczyszczone przepole i niewiarygodne stanie się możliwe. Słuchajcie Fabera.
Co do samego finansisty oczywiście tylko głupiec mówi to co wie, Faber raczej wie co mówi. Nastrój na wzrost oprocentowania długich obligacji, które przypomina long squeeze, a momentami przybiera postać paniki. Niewykluczona ponowna konfiskata złota (!) Nawet mnie wydaje się to bardzo wątpliwe, ale w chwili prawdziwej paniki mogą chłopaki nie mieć wyjścia. Na marginesie przypominam, że Bundesbank repatriuje po cichu swoje rezerwy złota z FED, a kraje arabskie przenoszą złoto z Londynu do nowego centrum finansowego w Dubaju. Obydwie wiadomości z ostatniego tygodnia, w czerwcu zatem będzie oczyszczone przepole i niewiarygodne stanie się możliwe. Słuchajcie Fabera.
czwartek, 21 maja 2009
Rozwolnienie dolara 5 czyli przynęta
Jest kłopot z dolarem. Właśnie doszedł do dolnego ograniczenia .730 do euro, a właściwie je przeszedł, ale granice nigdy nie były specjalnością aptekarzy. W tym momencie oscyluje - przy nerwowych wahaniach - na poziomie .724. Jednocześnie podejście do siłowego forsowania optymistycznego "z marszu" barier wzrostu na giełdach, głównie chodzi o wiodący parkiet NY i silną barierę w okolicach 920-950 SP500, jest wystawione na ciężką próbę. Rynek, wysterowano do przekroczenia tej granicy niejako w przekonaniu, że później - latem - będzie już na taką próbę za późno. Za dużo już będzie wybitnie negatywnych wiadomości ze wszystkich rozwiniętych (i aspirujących) gospodarek. Roubini oczywiście miał rację, że ci liczący na szybkie i spektakularne odbicie zostaną zawiedzeni, bo pierwsza zsynchronizowana globalna recesja to zmiana porządku ekonomicznego i wymaga globalnych dyslokacji. Nowy porządek będzie inny.
Co da pokonanie 950 teraz? Z punktu widzenia funduszy emerytalnych i całego rynku kapitałowego USA (a zatem świata) bardzo wiele. Jeśli bariery pokonać się teraz nie da (a zezowaty twierdzi że pompowanie z marszu było błędem), wszystko wskazuje na to, że druga próba będzie również nieudana, ponieważ będzie potrzebowała jeszcze większej mocy i skończy się prawdopodobnie ustanowieniem nowego bardzo mocnego oporu w tej okolicy. Wszystko wskazuje na to, że ten tydzień jest kluczowy, a desperacka próba ataku 950 podyktowana jest - najzwyczajniej w świecie - wyścigiem z czasem.
Wiele mówi o grze pozorów i tym co kryje się za fasadą lolara artykuł na stronie Gold Antitrust Action Committee (poprzez marketsceptics.com). Chińskie obligacje to nic innego jak przynęta, sztuczna kaczka.
Owszem, mają bilion dolarów w amerykańskich obligacjach i nadal kupują je za należności ze swego eksportu. Jest też prawdą, że nie jest w ich interesie obalenie dolara, bo wówczas ich rezerwy utraciłyby wartość. Taki XXI wieczny dylemat więźnia. Co robią Chińczycy, aby wyrwać się z więzienia? Cały czas się uśmiechając, głośno protestują przeciwko planom pompiarskim Geithnera, które grożą stabilności systemu finansowego USA, a zatem ich waluty. Wiedzą, jak zezowaty, że lollar jest nieunikniony, bo drukowanie tak się skończy. Zatem po cichu - kiedy wszyscy patrzą na bilionową kaczkę, spokojnie pływającą pośrodku stawu - sprzedają kaczkę frajerom tak, żeby nikt nie zauważył.
Można zainkasować wartość aktywów bez ich sprzedaży i to się właśnie, po cichu odbywa. Chiny gromadzą na potęgę surowce: złoto, miedź, ropę, zapasy żywności, udziały u dostawców itd., wszystko najprawdopodobniej na kredyt, pod zastaw bilionowej kaczki obligacji, która nadal jest ich własnością. Nie są zainteresowani upadkiem dolara, ale nie będą także dalej od niego uzależnieni.
Jeśli upadnie, zarobią na surowcach i tyle kłopotu.
Co zatem z dolarem? Jeśli giełda przebije opór, odbije na pewno, natomiast jeśli nie, czeka nas zjazd do .600 (co najmniej). Być może jest tak, że niemożność wyjścia powyżej 950 na SP po prostu tak zubaża wycenę kapitałową, że nie da się dalszego lewarowania wydrukować i implozja piramidy kredytowej będzie przyspieszona. W takim wypadku ten tydzień oznaczałby początek ery lollara. Bardziej prawdopodobne jest oberwanie do dolnej granicy, odbicie i dopiero w późniejszej odsłonie dalsze załamanie. W każdym razie przeciwnicy są przygotowani do akcji i nie będzie Większych zaskoczeń. Wiadomo, że strategiczne surowce będą wygrane. Dolar będzie przegrany. Na pewno.
Co da pokonanie 950 teraz? Z punktu widzenia funduszy emerytalnych i całego rynku kapitałowego USA (a zatem świata) bardzo wiele. Jeśli bariery pokonać się teraz nie da (a zezowaty twierdzi że pompowanie z marszu było błędem), wszystko wskazuje na to, że druga próba będzie również nieudana, ponieważ będzie potrzebowała jeszcze większej mocy i skończy się prawdopodobnie ustanowieniem nowego bardzo mocnego oporu w tej okolicy. Wszystko wskazuje na to, że ten tydzień jest kluczowy, a desperacka próba ataku 950 podyktowana jest - najzwyczajniej w świecie - wyścigiem z czasem.
Wiele mówi o grze pozorów i tym co kryje się za fasadą lolara artykuł na stronie Gold Antitrust Action Committee (poprzez marketsceptics.com). Chińskie obligacje to nic innego jak przynęta, sztuczna kaczka.
Owszem, mają bilion dolarów w amerykańskich obligacjach i nadal kupują je za należności ze swego eksportu. Jest też prawdą, że nie jest w ich interesie obalenie dolara, bo wówczas ich rezerwy utraciłyby wartość. Taki XXI wieczny dylemat więźnia. Co robią Chińczycy, aby wyrwać się z więzienia? Cały czas się uśmiechając, głośno protestują przeciwko planom pompiarskim Geithnera, które grożą stabilności systemu finansowego USA, a zatem ich waluty. Wiedzą, jak zezowaty, że lollar jest nieunikniony, bo drukowanie tak się skończy. Zatem po cichu - kiedy wszyscy patrzą na bilionową kaczkę, spokojnie pływającą pośrodku stawu - sprzedają kaczkę frajerom tak, żeby nikt nie zauważył.
Można zainkasować wartość aktywów bez ich sprzedaży i to się właśnie, po cichu odbywa. Chiny gromadzą na potęgę surowce: złoto, miedź, ropę, zapasy żywności, udziały u dostawców itd., wszystko najprawdopodobniej na kredyt, pod zastaw bilionowej kaczki obligacji, która nadal jest ich własnością. Nie są zainteresowani upadkiem dolara, ale nie będą także dalej od niego uzależnieni.
Jeśli upadnie, zarobią na surowcach i tyle kłopotu.
Co zatem z dolarem? Jeśli giełda przebije opór, odbije na pewno, natomiast jeśli nie, czeka nas zjazd do .600 (co najmniej). Być może jest tak, że niemożność wyjścia powyżej 950 na SP po prostu tak zubaża wycenę kapitałową, że nie da się dalszego lewarowania wydrukować i implozja piramidy kredytowej będzie przyspieszona. W takim wypadku ten tydzień oznaczałby początek ery lollara. Bardziej prawdopodobne jest oberwanie do dolnej granicy, odbicie i dopiero w późniejszej odsłonie dalsze załamanie. W każdym razie przeciwnicy są przygotowani do akcji i nie będzie Większych zaskoczeń. Wiadomo, że strategiczne surowce będą wygrane. Dolar będzie przegrany. Na pewno.
środa, 20 maja 2009
Rozwolnienie dolara 4
Poprzednio:
Rozwolnienie dolara 3
Blackstone nie wierzy w lolary
Nie chcę was martwić, ale dolar przełamuje zdaje się wsparcie na .730 do euro i będzie jechał dalej. To oznacza jedno: ufność zezowatego w siłę deflacyjnego ssania było błędne. Uruchomione przez Benka instrumenty płynnościowe odetkały rynek, ale podejrzewam że wcale nie w sposób, jaki on opisywał w QE.
Po pierwsze obecnie FED jest w fazie wytchnienia, ale za chwilę będzie plasował gigantyczne emisje na rynku. To, że nie będzie na nie chętnych, było wiadomo od jakiegoś czasu i sygnalizowały to długie obligacje, 10+ lat, których rentowność zaczęła rosnąć. Emisja obligacji gigantycznych rozmiarów jest jednak na rynku walutowym silnie bycza, bowiem wysysa dolary z obiegu (zatem kurs powinien rosnąć). Skoro w takiej sytuacji dolar się załamuje, to znaczy że w tle idą ogromne operacje plasujące dolara, np. ktoś kupuje za dolary zagraniczne aktywa. To muszą być setki mld, skoro tak dołują zieleń.
W tych okolicznościach przyrody chwilowo silnik odkurzacza można uznać za wyłączony (na czas wyrzucania dolara na rynek) i kurs spokojnie może dojechać do bandy ,625. Warunkiem tego jest trwanie operacji, o której nikt nic nie wie. Dobrą wskazówką jest przygotowanie medialne, rozpuszczone już po uruchomieniu obecnej załamki - Blackstone nie wierzy w lolary. Najwyraźniej chłopaki jadą w pośpiechu. Jeśli przyczyną załamki jest brak wiary Xiao Chuanga, to mówcie mi Bond. Gdy Chiny nie kupią nowych obligacji, to kupi je Benek, albo ich nikt nie kupi. Kupno jakichkolwiek może tylko wzmocnić dolara. Skoro dolar leci, to ktoś musiałby obligacje dziś wywalać. Czy taki plan jest w toku? Dowiemy się po fakcie. Na razie zezowaty melduje o nurkowaniu dolara. Trzymać się foteli.
Przełamanie barierki nie jest potwierdzone, zezowaty melduje taką możliwość (jakbyście już się ewakuowali).
Rozwolnienie dolara 3
Blackstone nie wierzy w lolary
Nie chcę was martwić, ale dolar przełamuje zdaje się wsparcie na .730 do euro i będzie jechał dalej. To oznacza jedno: ufność zezowatego w siłę deflacyjnego ssania było błędne. Uruchomione przez Benka instrumenty płynnościowe odetkały rynek, ale podejrzewam że wcale nie w sposób, jaki on opisywał w QE.
Po pierwsze obecnie FED jest w fazie wytchnienia, ale za chwilę będzie plasował gigantyczne emisje na rynku. To, że nie będzie na nie chętnych, było wiadomo od jakiegoś czasu i sygnalizowały to długie obligacje, 10+ lat, których rentowność zaczęła rosnąć. Emisja obligacji gigantycznych rozmiarów jest jednak na rynku walutowym silnie bycza, bowiem wysysa dolary z obiegu (zatem kurs powinien rosnąć). Skoro w takiej sytuacji dolar się załamuje, to znaczy że w tle idą ogromne operacje plasujące dolara, np. ktoś kupuje za dolary zagraniczne aktywa. To muszą być setki mld, skoro tak dołują zieleń.
W tych okolicznościach przyrody chwilowo silnik odkurzacza można uznać za wyłączony (na czas wyrzucania dolara na rynek) i kurs spokojnie może dojechać do bandy ,625. Warunkiem tego jest trwanie operacji, o której nikt nic nie wie. Dobrą wskazówką jest przygotowanie medialne, rozpuszczone już po uruchomieniu obecnej załamki - Blackstone nie wierzy w lolary. Najwyraźniej chłopaki jadą w pośpiechu. Jeśli przyczyną załamki jest brak wiary Xiao Chuanga, to mówcie mi Bond. Gdy Chiny nie kupią nowych obligacji, to kupi je Benek, albo ich nikt nie kupi. Kupno jakichkolwiek może tylko wzmocnić dolara. Skoro dolar leci, to ktoś musiałby obligacje dziś wywalać. Czy taki plan jest w toku? Dowiemy się po fakcie. Na razie zezowaty melduje o nurkowaniu dolara. Trzymać się foteli.
Przełamanie barierki nie jest potwierdzone, zezowaty melduje taką możliwość (jakbyście już się ewakuowali).
wtorek, 19 maja 2009
Curacao na gazowcu
Zezowaty ma dla was dwie wiadomości. Obydwie znacie, ale spójrzcie na nie zezowatym okiem. Pierwsza jest bardzo dobra. Stocznia Gdynia będzie robić gazowce i tankowce, w czym Polacy nb. są mistrzami (a można na tym dobrze zarobić). Co prawda zarobią spawacze i konstruktorzy, a nie przemysł stoczniowy, ale to już detal. Ważne i to naprawdę super ważne, że stocznia będzie pracować i robić to, co potrafi, budować dobre, poszukiwane i potrzebne statki.
Druga wiadomość niestety już dobra nie jest. Dym wokół nabywcy zlikwidowanej na polecenie Brukseli stoczni nie jest przypadkowy. Otóż jest nią tajemnicza spółka zarejestrowana w raju podatkowym na Antylach Holenderskich, United International Trust N.V. która znana jest z tego, że prowadzi wirtualnego pokera. Co ma poker do stoczni? Barwnych znajomych. Tak się składa, że całe barwne towarzystwo przeplata się w różnych konfiguracjach w przedziwnych spółkach konsultingowych, doradczych, handlowych, usługowych, komputerowych... rozsianych po rajach podatkowych w dawnych koloniach holenderskich, a łączy ich wspólna holenderska bankowość pod unifikującą marką Fortis.
Jedna z firm z wianuszka powiązań siedzi sobie na holenderskim Curacao na przykład. Wszyscy wiedzą przecież, że Holendrzy lubią pływać, więc nic dziwnego, że robią statki. Holendrzy też lubią sobie zagrać w pokerka i pociągnąć cygarko pod - dajmy na to - curacao. Co w tym dziwnego, że będą robić tankowce?
O United International Trust N.V. wiadomo - poza pokerem może - niewiele, natomiast wiadomo, że jego matką jest Sapiens International Corporation NV, należąca do holdingu zarządzanego przez wysokich rangą oficerów Mossadu. Kolorowo.
Tu jeszcze dodatkowe didaskalia. Powiązanie Sapiens, które podniosło się wrzawą w internecie ma całkowite potwierdzenie w dokumentach, do których można trafić m.in. poprzez linkowane materiały. Nie ma znaczenia fakt, iż teoretycznie właściciel ITU jest nieznany, bowiem całym majątkiem zarządza kolorowy pan Elias. Co więcej, Elias - za pośrednictwem ITU właśnie - zarządza całą plejadą spółek holenderskich oraz amerykańskich. W skrócie ujmując jest to wydmuszka, przez którą przepływa cała działalność operacyjna firm, którym Elias "świadczy usługi zarządcze", umożliwiając pozostawienie zysku w raju podatkowym. W języku fachowym jest to tzw. szlak antylski (w odróżnieniu od np. karaibskiego - tu rządzi Stanford). Najbardziej niepokojące jest to, iż faktycznie ITU jest powiązana z Mossadem (i pewnie ich dzieckiem), bowiem grupa firm przez nich zarządzana daje Eliasowi zlecenia na pranie, co jednoznacznie wskazuje iż mają nad nim kontrolę. W praktyce oznacza to, że są faktycznym właścicielem ITU. To potwierdzałoby niestety w całości sensacyjne doniesienia z netu.
Uzupełnienie
Skoro odezwał się człowiek z Amsterdamu, jakobym rozsiewał niesprawdzone plotki nieuków, oto bliższy ogląd spółeczki United International Trust N.V.
Spółka została powołana do sprawowania zarządu zastępczego oraz innych usług biznesowych (krótko transfer zysku i ściemnianie podatkowe przez raj na Antylach) dla grupy firm Aurelia Energy N.V., Bluewater Holding B.V. oraz Bluewater Energy Services B.V. Te holenderskie podmioty budują m.in. tankowce - pan Hugo Heerema. Stąd uzasadnione przypuszczenie, że Heerema będzie budował gazowce.
Najciekawsze jest to, że spółka UIT sprawuje zarząd zastępczy (wypełnia dokumenty i pobiera za to opłaty) jako podmiot zagraniczny wobec wymienionej grupy spółek. Za swoje błędy także odpowiada jako podmiot zagraniczny wobec holenderskich spółek.
Zarząd egzotycznej spółki z raju podatkowego UIT jest dwuosobowy. Sprawuje go pan Gregory E. Elias, prezes, oraz pani V.M.G. Haseth-Portillo jako prokurent.
Smaku sprawie dodaje fakt, że pan Gregory Elias jest publicznie znany w Holandii jako szef tzw. szlaku antylskiego, czyli pralni pieniędzy, której działanie opisał swego czasu dziennik Volkskrant. Z tego szlaku skorzystał m.in. ojciec znanej tenisistki Peter Graaf, za co został skazany. Okazuje się, że akurat tych pieniędzy Elias nie wyprał, ale inne ustalenia dziennikarzy są poprawne i pozew został oddalony.
Według Securities and Exchange Commision pan prezes Elias jest związany biznesowo z następującymi spółkami:
- Adva International Inc [ formerly Advanced Medical Products Inc ]
- Apollo International of Delaware Inc
- Aurelia Energy NV
- Corona Investments Corp
- Dreamweavers NV
- Nicholas Fund NV
- Sapiens International Corp NV
- American Dream Entertainment Inc [ formerly Federal Affordable Housing Corp ]
- Cardiac Pathways Corp
- First City Liquidating Trust
Jednym słowem pan prezes Elias, zarządzający pralnią na Antylach holenderskich, świadczy też usługi w Stanach m.in. dla Sapiens International. To są dowody na nieuctwo, czy powiązania, ocenić jest łatwo/trudno w zależności od poziomu nieuctwa.
Najobszerniejszy artykuł branżowy.
Zarząd Sapiens Int'l
Zarząd United Iternational Trust
Wyrok w sprawie G.E.Elias kontra gazeta Volkskrant
Powiązania biznesowe G.E.Eliasa w USA wg SEC
Druga wiadomość niestety już dobra nie jest. Dym wokół nabywcy zlikwidowanej na polecenie Brukseli stoczni nie jest przypadkowy. Otóż jest nią tajemnicza spółka zarejestrowana w raju podatkowym na Antylach Holenderskich, United International Trust N.V. która znana jest z tego, że prowadzi wirtualnego pokera. Co ma poker do stoczni? Barwnych znajomych. Tak się składa, że całe barwne towarzystwo przeplata się w różnych konfiguracjach w przedziwnych spółkach konsultingowych, doradczych, handlowych, usługowych, komputerowych... rozsianych po rajach podatkowych w dawnych koloniach holenderskich, a łączy ich wspólna holenderska bankowość pod unifikującą marką Fortis.
Jedna z firm z wianuszka powiązań siedzi sobie na holenderskim Curacao na przykład. Wszyscy wiedzą przecież, że Holendrzy lubią pływać, więc nic dziwnego, że robią statki. Holendrzy też lubią sobie zagrać w pokerka i pociągnąć cygarko pod - dajmy na to - curacao. Co w tym dziwnego, że będą robić tankowce?
O United International Trust N.V. wiadomo - poza pokerem może - niewiele, natomiast wiadomo, że jego matką jest Sapiens International Corporation NV, należąca do holdingu zarządzanego przez wysokich rangą oficerów Mossadu. Kolorowo.
Tu jeszcze dodatkowe didaskalia. Powiązanie Sapiens, które podniosło się wrzawą w internecie ma całkowite potwierdzenie w dokumentach, do których można trafić m.in. poprzez linkowane materiały. Nie ma znaczenia fakt, iż teoretycznie właściciel ITU jest nieznany, bowiem całym majątkiem zarządza kolorowy pan Elias. Co więcej, Elias - za pośrednictwem ITU właśnie - zarządza całą plejadą spółek holenderskich oraz amerykańskich. W skrócie ujmując jest to wydmuszka, przez którą przepływa cała działalność operacyjna firm, którym Elias "świadczy usługi zarządcze", umożliwiając pozostawienie zysku w raju podatkowym. W języku fachowym jest to tzw. szlak antylski (w odróżnieniu od np. karaibskiego - tu rządzi Stanford). Najbardziej niepokojące jest to, iż faktycznie ITU jest powiązana z Mossadem (i pewnie ich dzieckiem), bowiem grupa firm przez nich zarządzana daje Eliasowi zlecenia na pranie, co jednoznacznie wskazuje iż mają nad nim kontrolę. W praktyce oznacza to, że są faktycznym właścicielem ITU. To potwierdzałoby niestety w całości sensacyjne doniesienia z netu.
Uzupełnienie
Skoro odezwał się człowiek z Amsterdamu, jakobym rozsiewał niesprawdzone plotki nieuków, oto bliższy ogląd spółeczki United International Trust N.V.
Spółka została powołana do sprawowania zarządu zastępczego oraz innych usług biznesowych (krótko transfer zysku i ściemnianie podatkowe przez raj na Antylach) dla grupy firm Aurelia Energy N.V., Bluewater Holding B.V. oraz Bluewater Energy Services B.V. Te holenderskie podmioty budują m.in. tankowce - pan Hugo Heerema. Stąd uzasadnione przypuszczenie, że Heerema będzie budował gazowce.
Najciekawsze jest to, że spółka UIT sprawuje zarząd zastępczy (wypełnia dokumenty i pobiera za to opłaty) jako podmiot zagraniczny wobec wymienionej grupy spółek. Za swoje błędy także odpowiada jako podmiot zagraniczny wobec holenderskich spółek.
Zarząd egzotycznej spółki z raju podatkowego UIT jest dwuosobowy. Sprawuje go pan Gregory E. Elias, prezes, oraz pani V.M.G. Haseth-Portillo jako prokurent.
Smaku sprawie dodaje fakt, że pan Gregory Elias jest publicznie znany w Holandii jako szef tzw. szlaku antylskiego, czyli pralni pieniędzy, której działanie opisał swego czasu dziennik Volkskrant. Z tego szlaku skorzystał m.in. ojciec znanej tenisistki Peter Graaf, za co został skazany. Okazuje się, że akurat tych pieniędzy Elias nie wyprał, ale inne ustalenia dziennikarzy są poprawne i pozew został oddalony.
Według Securities and Exchange Commision pan prezes Elias jest związany biznesowo z następującymi spółkami:
- Adva International Inc [ formerly Advanced Medical Products Inc ]
- Apollo International of Delaware Inc
- Aurelia Energy NV
- Corona Investments Corp
- Dreamweavers NV
- Nicholas Fund NV
- Sapiens International Corp NV
- American Dream Entertainment Inc [ formerly Federal Affordable Housing Corp ]
- Cardiac Pathways Corp
- First City Liquidating Trust
Jednym słowem pan prezes Elias, zarządzający pralnią na Antylach holenderskich, świadczy też usługi w Stanach m.in. dla Sapiens International. To są dowody na nieuctwo, czy powiązania, ocenić jest łatwo/trudno w zależności od poziomu nieuctwa.
Najobszerniejszy artykuł branżowy.
Zarząd Sapiens Int'l
Zarząd United Iternational Trust
Wyrok w sprawie G.E.Elias kontra gazeta Volkskrant
Powiązania biznesowe G.E.Eliasa w USA wg SEC
Niewidzialna opcja rynku
W nawiązaniu do niewidzialnej ręki Stiglitza niewidzialna opcja rynku, dzięki nieocenionemu Zero Hedge.
A co zezowaty mówił - PPT w działaniu
Nawet powiedziałbym, że zaprawdę słuszne to i sprawiedliwe, tylko po cholerę robić z tego taką tajemnicę. Słoń jest niewidzialny, a król ma nowe szaty. Słoń zajmuje cały salon, ale wszyscy go obchodzą tak szerokim łukiem, że kręcą się w kółko, nowe szaty króla są za to tak piękne, że brakuje nowych słów na ich opis, więc wszyscy biegają w kółko ze wzrokiem w podłogę. Boją się odezwać, albo podnieść wzrok, żeby nie parsknąć śmiechem. Jak powiedział Kobuszewski w niezapomnianym kabarecie (jest tu gdzieś na stronie)
A teraz jak się któryś zacznie śmiać, ten dostanie w ryj...
Coś dziwnego działo się w ostatnich dwu miesiącach. Doreen pewnie możesz to potwierdzić (jego szefowa-ZZ) - rynek wspierała potężna siła, operująca na futuresach. Ja codziennie śledzę futuresy, każdy ich ruch, a w ciągu ostatnich kilku tygodni ogromne zlecenia przyszły w kilku momentach, kiedy rynek znajdował się na krawędzi załamania i odbijał się do góry. Wystąpiło to pod koniec dnia - przed tygodniem w piątek, za 7 czwarta, prawie 100,000 S&P futures, za 5 czwarta do czwartej (zamknięcie), kolejne 100,000 kontraktów, które podniosły INDU od spadku o 18p. do wzrostu 44-50p. na przestrzeni siedmiu minut. Potrzeba ok. 10-20 mld do poruszenia rynku w taki sposób. Kto dysponuje takim kapitałem, żeby tak huśtać rynkiem?i w tym momencie starszy pan mu - według dobrze u nas sprawdzonych wzorców - bezceremonialnie przerwał. Nie musiał.
Mało tego, rynek wzrastał w czasie niepokoju o testy obciążeniowe banków i podniósł wyceny banków do góry oraz ceny wtórnych emisji - one właśnie emitują akcje - sprzedawały je pod tę hossę. To była podręcznikowa manipulacja rynkiem - w chwili, kiedy emitowano akcje…
A co zezowaty mówił - PPT w działaniu
Nawet powiedziałbym, że zaprawdę słuszne to i sprawiedliwe, tylko po cholerę robić z tego taką tajemnicę. Słoń jest niewidzialny, a król ma nowe szaty. Słoń zajmuje cały salon, ale wszyscy go obchodzą tak szerokim łukiem, że kręcą się w kółko, nowe szaty króla są za to tak piękne, że brakuje nowych słów na ich opis, więc wszyscy biegają w kółko ze wzrokiem w podłogę. Boją się odezwać, albo podnieść wzrok, żeby nie parsknąć śmiechem. Jak powiedział Kobuszewski w niezapomnianym kabarecie (jest tu gdzieś na stronie)
A teraz jak się któryś zacznie śmiać, ten dostanie w ryj...
Na które piętro ta winda jedzie
Wydawało się pod koniec ub. tygodnia, że przyszedł czas na korektę. Najwyższy czas. Jednak każe na siebie czekać i sprawa forsowania bariery średniej 200 sesji na SP500 - a ten wskaźnik oddaje główny nastrój giełdowy świata - nie została wcale zdecydowana. Po negatywnym odbiciu wczoraj przystąpiono - na małych obrotach - do zdecydowanego łamania tego oporu. Dziwne, mocny opór i natychmiastowy atak. Zazwyczaj jak raz dostaniesz kosza, to odczekasz kilka dni, żeby znowy zadzwonić? Nie tym razem. Następnego dnia z koszem kwiatów na progu. Dziwaczny świat, dziwaczna hossa.
Co zatem będzie? Na dwoje babka. Jeśli uda się sforsować (wydrukować) techniczny opór w okolicach 950, dalsza jazda w górę jest niewykluczona. A u nas, po takim pozytywnym zakończeniu wizja 2400 jest całkowicie realna. Wszystko zdecyduje się w tym tygodniu. Świat to jedna wielka iluzja. Jakiś magik bardzo chce go zaczarować, więc czemu nie zaufać jego mocy? Zezowaty jest sceptyczny, ale wielka jest siła magii. Indeksy mogą - mimo że wszystkie wskaźniki sentymentu są negatywne - iść na siłę do góry. Co prawda trudno bardziej napiąć wskaźnik smart money/dumb money, mierzący różnicę między nastrojem insiderów i publiczności (opisany wcześniej). Okazuje się, że miniony tydzień pobił rekord dilution (rozwodnienie), mianowicie bilans posiadania dotychczasowych akcjonariuszy do nowych (czyli rozwodnienie akcji wśród nowych nabywców) w efekcie nowych emisji wyniósł -15 mld. Tyle nowego, obcego kapitału pozyskały firmy na giełdzie. Te 15 mld sprzedali dotychczasowi udziałowcy. Potwierdza to nastrój smart/dumb, gdzie inwestorzy wewnętrzni (zarządy) sprzedają, a publiczność kupuje.
Publiczność jest co prawda nadzwyczaj jednomyślna, co jest trzecią przesłanką lokalnej górki. Wskaźnik strachu VIX spadł do minimów, wróżących rychłe zawirowania.
obrazek ze strony CBOE
obrazek ze strony Zero Hedge
To na które piętro jedzie ta winda? W nowym, wspaniałym świecie może pognać na górę, chociaż w zwyczajnych warunkach zwaliła by się ze dwa piętra na dół. Jeśli w tym tygodniu uda się jeszcze wymęczyć kierunek do niebios, hamulce będą wyłamane. Po chwilowym wahaniu będzie dalsza jazda na wyższe piętra. Jak sytuacja się nie rozwinie, widać po zachowaniu wskaźników, że będzie to chore, więc i skutki będą podobne. Zdrowa korekta się należała. Czemu jej nie ma? Bo tak ma być. No to zobaczymy jak ma być, bo - jak mawia porzekadło - co ma być to będzie, a co wisieć, nie utonie :)
Co zatem będzie? Na dwoje babka. Jeśli uda się sforsować (wydrukować) techniczny opór w okolicach 950, dalsza jazda w górę jest niewykluczona. A u nas, po takim pozytywnym zakończeniu wizja 2400 jest całkowicie realna. Wszystko zdecyduje się w tym tygodniu. Świat to jedna wielka iluzja. Jakiś magik bardzo chce go zaczarować, więc czemu nie zaufać jego mocy? Zezowaty jest sceptyczny, ale wielka jest siła magii. Indeksy mogą - mimo że wszystkie wskaźniki sentymentu są negatywne - iść na siłę do góry. Co prawda trudno bardziej napiąć wskaźnik smart money/dumb money, mierzący różnicę między nastrojem insiderów i publiczności (opisany wcześniej). Okazuje się, że miniony tydzień pobił rekord dilution (rozwodnienie), mianowicie bilans posiadania dotychczasowych akcjonariuszy do nowych (czyli rozwodnienie akcji wśród nowych nabywców) w efekcie nowych emisji wyniósł -15 mld. Tyle nowego, obcego kapitału pozyskały firmy na giełdzie. Te 15 mld sprzedali dotychczasowi udziałowcy. Potwierdza to nastrój smart/dumb, gdzie inwestorzy wewnętrzni (zarządy) sprzedają, a publiczność kupuje.
Publiczność jest co prawda nadzwyczaj jednomyślna, co jest trzecią przesłanką lokalnej górki. Wskaźnik strachu VIX spadł do minimów, wróżących rychłe zawirowania.
obrazek ze strony CBOE
obrazek ze strony Zero Hedge
To na które piętro jedzie ta winda? W nowym, wspaniałym świecie może pognać na górę, chociaż w zwyczajnych warunkach zwaliła by się ze dwa piętra na dół. Jeśli w tym tygodniu uda się jeszcze wymęczyć kierunek do niebios, hamulce będą wyłamane. Po chwilowym wahaniu będzie dalsza jazda na wyższe piętra. Jak sytuacja się nie rozwinie, widać po zachowaniu wskaźników, że będzie to chore, więc i skutki będą podobne. Zdrowa korekta się należała. Czemu jej nie ma? Bo tak ma być. No to zobaczymy jak ma być, bo - jak mawia porzekadło - co ma być to będzie, a co wisieć, nie utonie :)
niedziela, 17 maja 2009
Blackstone nie wierzy w lolary
W zasadzie nihil novi. Zapewne dlatego zezowaty przeoczył alarmistyczną notkę Davida Walkera o tym, że Stany to bankrut, a dolar to śmieć. Dla mnie to nic nowego, niemniej kosto podesłał ciekawego linka, z sugestią, że coś się szykuje. Coś się szykuje i to od dawna, ale na pewno nie wiemy wszystkiego.
Części na pewno nie wie także kosto, sądząc z jego reakcji - i chwała mu za nią. Nie sztuka dać się ogłupić jak bydlątko i przestać myśleć, dla świętego spokoju. Sztuką jest odfiltrować z potoku bzdur i śmiecia to, co naprawdę istotne. Tę uwagę dopisuję po jego skargach na swą bezradność, wziął do siebie uwagę o niewiedzy. Przepraszam, w tej sytuacji jesteśmy wszyscy, a ty jesteś szczęściarzem, bo się nie znieczuliłeś jeszcze.
Spójrzmy najpierw na chronologię zdarzeń, przy okazji polecam przestudiowanie zawartości.
poniedziałek, 4 maj 2009 18:56 Rozwolnienie dolara 2
May 4 2009 19:28 If China loses faith the dollar will collapse
May 12 2009 20:06 America’s triple A rating is at risk
czwartek, 14 maj 2009 12:31 Rozwolnienie dolara 3
14. Mai 2009 | Financial Times Deutschland Spada zaufanie do dolara
W ostatnim artykule jest alarmistyczny akapit, który przytoczę.
Na początek kim jest pan David Walker. Wieloletni szef ichniej NIK (comptroller general), zwolennik partii republikańskiej, zrównoważonego budżetu oraz bilansu handlowego. Jest szefem fundacji Petersona, prowadzącej od lat kampanię na rzecz uzdrowienia lolara, więc zezowaty patrzy na niego przychylnym okiem, ale tylko jednym. Wśród jego kolegów znajdują się Warren Buffett, Alan Greenspan, Paul Volcker oraz Robert Rubin. Założycielem fundacji jest Peterson, właściciel Funduszu private equity Blackstone, który do maluchów nie należy. Walker niedawno został wyróżniony przez NY Timesa za dzieło filantropijne. Przypomnijmy dla odróżnienia, że drugi bardzo znany ośrodek filantropów gromadzi się wokół CFR, w kręgu Georga Sorosa.
Walker zatem mówi to co zwykle, więc nie on załamał dolarka. Zanim Strażnik Teksasu mógł napisać swoje czarne proroctwa, ubiegł go Chińczyk z jeżącym włos na głowie raportem o utracie wiary przez Biuro Polityczne KPCh oraz Zhao Xiuchuana. Gorzej jeszcze: zezowaty ubiegł obydwu z meldunkiem, że dolar wyłamał się z trendu i leci na mordę, więc jest jakieś luzowanie. Jakby nie patrzeć na zegarki, coś się nie zgadza w teorii spiskowej.
Jeśli coś się nie zgadza, znajdźmy, co się zgadza. Otóż coś łączy panów Andy Xie oraz Davida Walkera, obydwaj pracowali dla Morgana. I to by było na tyle, drogie dzieci...
Alarmistyczne artykuły Financial Timesa budują wrażenie, że ostatnie załamanie dolara sprowokował albo Walker, albo ateizm Chińczyków. Z chronologii - przytoczonej powyżej, wynika niestety jasno, że oberwanie dolara zauważył najpierw zezowaty, poźniej były alarmistyczne artykuły o możliwości spadku dolara (kiedy sobie leciał), a na koniec zaciemnianie i szukanie winnych. Skoro taka był kolejność, to na pewno żaden Walker, nawet jeśli jest strażnikiem Teksasu, nie spowodował ruchu na walucie, które obudziło zezowatego. To było coś związanego z giełdą, bowiem jej zachowanie na tej podstawie zezowaty trafnie przewidział.
Przy okazji wychodzi, kto drukuje zaciemnienia do dolara. Życie uczy, że łapać złodzieja najgłośniej krzyczy, no kto? Wniosek z tego, że MS jest umoczony w wielkie operacje na dolarze, których spora ilość pojawiła się na początku maja. Ktoś wyrzucił 100+ mld, ktoś inny kupił.
Wersja alternatywna jest taka, że forex zareagował na Strażnika Teksasu z tygodniowym wyprzedzeniem, taki jest efektywny. A ty możesz wierzyć w co chcesz, nawet w Chińczyków, ale sprawdź najpierw zegar :)
Więcej o lolarze.
Części na pewno nie wie także kosto, sądząc z jego reakcji - i chwała mu za nią. Nie sztuka dać się ogłupić jak bydlątko i przestać myśleć, dla świętego spokoju. Sztuką jest odfiltrować z potoku bzdur i śmiecia to, co naprawdę istotne. Tę uwagę dopisuję po jego skargach na swą bezradność, wziął do siebie uwagę o niewiedzy. Przepraszam, w tej sytuacji jesteśmy wszyscy, a ty jesteś szczęściarzem, bo się nie znieczuliłeś jeszcze.
Spójrzmy najpierw na chronologię zdarzeń, przy okazji polecam przestudiowanie zawartości.
poniedziałek, 4 maj 2009 18:56 Rozwolnienie dolara 2
May 4 2009 19:28 If China loses faith the dollar will collapse
May 12 2009 20:06 America’s triple A rating is at risk
czwartek, 14 maj 2009 12:31 Rozwolnienie dolara 3
14. Mai 2009 | Financial Times Deutschland Spada zaufanie do dolara
W ostatnim artykule jest alarmistyczny akapit, który przytoczę.
Brak zaufania do zielonego
Na rynkach krytyka (Walkera - przyp.ZZ) odbiła się mocnym echem. "Dużo się mówi o artykule Walkera. Zadał dolarowi potężny cios", mówi podobno Greg Gibbs, strateg walutowy Royal Bank of Scotland. "Buduje się antynastrój wobec dolara".
Na początek kim jest pan David Walker. Wieloletni szef ichniej NIK (comptroller general), zwolennik partii republikańskiej, zrównoważonego budżetu oraz bilansu handlowego. Jest szefem fundacji Petersona, prowadzącej od lat kampanię na rzecz uzdrowienia lolara, więc zezowaty patrzy na niego przychylnym okiem, ale tylko jednym. Wśród jego kolegów znajdują się Warren Buffett, Alan Greenspan, Paul Volcker oraz Robert Rubin. Założycielem fundacji jest Peterson, właściciel Funduszu private equity Blackstone, który do maluchów nie należy. Walker niedawno został wyróżniony przez NY Timesa za dzieło filantropijne. Przypomnijmy dla odróżnienia, że drugi bardzo znany ośrodek filantropów gromadzi się wokół CFR, w kręgu Georga Sorosa.
Walker zatem mówi to co zwykle, więc nie on załamał dolarka. Zanim Strażnik Teksasu mógł napisać swoje czarne proroctwa, ubiegł go Chińczyk z jeżącym włos na głowie raportem o utracie wiary przez Biuro Polityczne KPCh oraz Zhao Xiuchuana. Gorzej jeszcze: zezowaty ubiegł obydwu z meldunkiem, że dolar wyłamał się z trendu i leci na mordę, więc jest jakieś luzowanie. Jakby nie patrzeć na zegarki, coś się nie zgadza w teorii spiskowej.
Jeśli coś się nie zgadza, znajdźmy, co się zgadza. Otóż coś łączy panów Andy Xie oraz Davida Walkera, obydwaj pracowali dla Morgana. I to by było na tyle, drogie dzieci...
Alarmistyczne artykuły Financial Timesa budują wrażenie, że ostatnie załamanie dolara sprowokował albo Walker, albo ateizm Chińczyków. Z chronologii - przytoczonej powyżej, wynika niestety jasno, że oberwanie dolara zauważył najpierw zezowaty, poźniej były alarmistyczne artykuły o możliwości spadku dolara (kiedy sobie leciał), a na koniec zaciemnianie i szukanie winnych. Skoro taka był kolejność, to na pewno żaden Walker, nawet jeśli jest strażnikiem Teksasu, nie spowodował ruchu na walucie, które obudziło zezowatego. To było coś związanego z giełdą, bowiem jej zachowanie na tej podstawie zezowaty trafnie przewidział.
Przy okazji wychodzi, kto drukuje zaciemnienia do dolara. Życie uczy, że łapać złodzieja najgłośniej krzyczy, no kto? Wniosek z tego, że MS jest umoczony w wielkie operacje na dolarze, których spora ilość pojawiła się na początku maja. Ktoś wyrzucił 100+ mld, ktoś inny kupił.
Wersja alternatywna jest taka, że forex zareagował na Strażnika Teksasu z tygodniowym wyprzedzeniem, taki jest efektywny. A ty możesz wierzyć w co chcesz, nawet w Chińczyków, ale sprawdź najpierw zegar :)
Więcej o lolarze.
Madoff: reportaż Frontline
Obiektywny reportaż o naszym pupilu Made-off.
Więcej u nas: http://zezorro.blogspot.com/search/label/Madoff
Więcej u nas: http://zezorro.blogspot.com/search/label/Madoff
sobota, 16 maja 2009
To gdzie w tej hossie jesteśmy?
Właściwie zezowaty powinien napisać bessie, ale przez przekorę, bo przecież wszyscy wiedzą, że znane porzekadło sell in may, go away jest prawdziwe, napisał hossie, taki złośliwy jest. Nie tak może do końca, bowiem z uważnego rozbioru jego stosunku do zapowiedzi Marca Fabera jednak wynika, że i nie całkiem wierzy tej bessie.
To w końcu jak jest, hossa czy bessa? Bessa jest jak diabli, deprecha, system się wali, ale przychodzą takie sobie zezowate mini-hossy ratunkowe, nazywane spekulacyjnymi, jak właśnie mieliśmy. Piękne odbicia, na których można wybornie zarobić, a które stymulowane są (tak to właściwe słowo) ratunkowymi pakietami banków, które - mimo że są niewypłacalne - forsy mają jak lodu, bo im brodaty Benek ją "z powietrza" i na niski procent drukuje. To jednak była mini-hossa, tak? Było piękne stymulowane odbicie w rynku niedźwiedzia, który charakteryzuje się tym, że jak raz przychodzi, to nie chce przez kilka lat odejść. Jak to, przecież tyle pieniędzy jest pompowanych do tych banków, biliony i to nie wystarczy na prawdziwą hossę, musimy takie nerwowe miniaturki znosić? Jak globalny produkt się kurczy, a model kredytowy staje się nieaktualny, to czego innego oczekiwać, nowej hossy? Ta nie nadejdzie, dopóki stara bessa się nie skończy, a to będzie widać z zakończenia procesu oszczędzania, redukcji zadłużenia, wreszcie nowego motoru wzrostu gospodarczego. Na razie mamy wpychanie kredytu do upadłych banków, które wcale nie mają ochoty go udzielać dalej, gorzej, w najlepszych gospodarkach nikt sensowny tego nowego kredytu nie potrzebuje, bo kto rozsądny pożycza na rozwój w recesji, kiedy i tak jest nadmiar podaży, zapasów i mocy? Owszem stado golasów, na krawędzi upadku, chętnie weźmie każdą sumę do pierwszego, tylko kto je później odda... Tak, pogorszenie nastroju konsumentów, a właściwe ich możliwości, jest kluczem do analizy cyklu koniunktury. Spadek zamożności (utrata oszczędności, pracy i kredytu) odbija się trwale na rynku w postaci zmiany wzorców konsumpcyjnych. Globalny popyt jest mniejszy, ludzie kupują i zużywają mniej wszystkiego, więc firmy mniej zarabiają i jest mniej pracy i zysków dla każdego...
Zezowaty wypatruje cały czas za ocean, jakby na Książęcej się nudził, taki zarozumiały jest. Nie do końca. Uważny obserwator tego skromnego bloga dostrzeże niezliczone, a skrupulatnie przemilczane dowody na to, że kluczem do giełdy warszawskiej, a szerzej wszystkich giełd europejskich (i pewnie azjatyckich) jest Nowy Jork. Ten kryzys został wywołany (sprowokowany) przez wielkiego brata i przez niego jest sterowany, więc gdzie ma zezowaty patrzeć, do Szanghaju? Dziesiątki bilionów w kredycie i czystej dolarowej fantazji (szary system bankowy, wymyślne derywaty, struktury, wehikuły i instrumenty) rozpłynęły się po świecie i rozmnożyły, a w ostatnim półroczu kilkanaście (kilkadziesiąt) bilionów z tego wyparowało. Magicy z banków centralnych dosypali kilka brakujących bilionów i zabawa trwa dalej, niemniej końca recesji ciągle nie widać, bo nie widać nowego motoru wzrostu.
Z powyższego, przydługiego - przyznaję - wstępu wynika jasno, że warto spojrzeć krytycznym okiem i dokładniej na to, co wydarzyło się do tej pory w Stanach, aby móc wyrobić sobie jakąś opinię na temat dalszych wydarzeń. Obecny kryzys, co łatwo sprawdzić w statystykach - jest zestawienie liczb w jednym z artykułów na temat wielkiej depresji - jest porównywalny tylko do dwóch wydarzeń w nowoczesnej historii, mianowicie Wielkiej Depresji oraz japońskiej dekady '90. Obydwa procesy były długotrwałe, systemowe i wiązały się z gruntowną przebudową systemu finansowego. Nastąpiły po przekroczeniu granicy kreacji długu (peak credit), po którym każda kolejna jednostka kredytu nie tworzy dodatkowego zysku (dochodu). Ma to przebieg podobny do tsunami, kiedy następuje gwałtowny odpływ i łodzie, jeszcze wczoraj cumujące w porcie, leżą nagle przytroczone do betonowego nabrzeża na suchej ławie piachu.
Obecnie dochodzi do tego jeszcze wymiar międzynarodowy, bowiem ten kryzys jest pierwszą synchroniczną recesją światową z epicentrum na Wall Street oraz City. Mamy globalną destrukcję długu oraz odnalezienie nowego stanu równowagi światowej znacznie poniżej dotychczasowego maksimum wydajności, produkcji, kredytu, konsumpcji itd. Słusznie zauważa Faber, że nie widać powrotu do tych szczytów, bowiem one były na kredyt, a kolejnego kredytu nie ma komu dać, owszem jest tylko komu wziąć.
Na stronie licencjonowanego doradcy inwestycyjnego Shorta (nie to żaden żart, ani sugestia) są aktualizowane na bieżąco wykresy sytuacji na nowojorskiej giełdzie na tle liczących się recesji światowych.
Pierwszy wykres daje obraz, gdzie - w stosunku do początku recesji - obecnie jesteśmy.
Jeśli przyjąć, że mamy podobną dynamikę rynku (a mamy co prawda o rząd wielkości realnie większy, ale za to także o rząd wielkości szybszy, więc dynamika układu podobna), porównanie na jednolitej skali czasu jest uprawnione. Wynika z niego, że co prawda jeszcze nie wychodzimy z recesji, co triumfalnie zapowiedział Obama, Cramer, CNBC oraz Kudlow, ale za to przekroczyliśmy jej półmetek.
To niestety nie koniec wiadomości. Jeśli Geithnerowi i Brodatemu uda się kupić czas na dalsze manipulacje (co prawda drogo, ale oni i tak nie mają zamiaru zwracać), czekają nas dłuższe zabawy na piasku. Dobrym przykładem jest tu Japonia, która dzięki swoim akcjom stymulacyjnym i ratunkowym, kosztem - oczywiście - bilionów i najwyższego długu publicznego w cywilizowanym świecie, kupiła sobie straconą dekadę. Otóż zamiast osiągnąć dno recesji po trzech latach, odwiedzała jeszcze poziom pierwotnego dna jeszcze kilkukrotnie, aby ostatecznie zaliczyć dno recesji zdecydowanie niżej po dziewięciu latach oraz ostatecznym oczyszczeniu systemu bankowego. Ten drugi warunek jest kluczowy. Tu znowu Faber ma rację, bez oczyszczenia systemu finansowego z wytworów Krainy Czarów Alicja będzie ciągle powracać, być może nawet dłużej niż w Japonii, chodzi dziś przecież o praktycznie o cały świat.
Kto chce postudiować jeszcze więcej porównań bess (w tych Short jest mistrzem, w końcu jego zawodem jest obrona przed ich skutkami) znajdzie je na interaktywnym grafie, gdzie można sobie kliknąć porównanie.
To w końcu jak jest, hossa czy bessa? Bessa jest jak diabli, deprecha, system się wali, ale przychodzą takie sobie zezowate mini-hossy ratunkowe, nazywane spekulacyjnymi, jak właśnie mieliśmy. Piękne odbicia, na których można wybornie zarobić, a które stymulowane są (tak to właściwe słowo) ratunkowymi pakietami banków, które - mimo że są niewypłacalne - forsy mają jak lodu, bo im brodaty Benek ją "z powietrza" i na niski procent drukuje. To jednak była mini-hossa, tak? Było piękne stymulowane odbicie w rynku niedźwiedzia, który charakteryzuje się tym, że jak raz przychodzi, to nie chce przez kilka lat odejść. Jak to, przecież tyle pieniędzy jest pompowanych do tych banków, biliony i to nie wystarczy na prawdziwą hossę, musimy takie nerwowe miniaturki znosić? Jak globalny produkt się kurczy, a model kredytowy staje się nieaktualny, to czego innego oczekiwać, nowej hossy? Ta nie nadejdzie, dopóki stara bessa się nie skończy, a to będzie widać z zakończenia procesu oszczędzania, redukcji zadłużenia, wreszcie nowego motoru wzrostu gospodarczego. Na razie mamy wpychanie kredytu do upadłych banków, które wcale nie mają ochoty go udzielać dalej, gorzej, w najlepszych gospodarkach nikt sensowny tego nowego kredytu nie potrzebuje, bo kto rozsądny pożycza na rozwój w recesji, kiedy i tak jest nadmiar podaży, zapasów i mocy? Owszem stado golasów, na krawędzi upadku, chętnie weźmie każdą sumę do pierwszego, tylko kto je później odda... Tak, pogorszenie nastroju konsumentów, a właściwe ich możliwości, jest kluczem do analizy cyklu koniunktury. Spadek zamożności (utrata oszczędności, pracy i kredytu) odbija się trwale na rynku w postaci zmiany wzorców konsumpcyjnych. Globalny popyt jest mniejszy, ludzie kupują i zużywają mniej wszystkiego, więc firmy mniej zarabiają i jest mniej pracy i zysków dla każdego...
Zezowaty wypatruje cały czas za ocean, jakby na Książęcej się nudził, taki zarozumiały jest. Nie do końca. Uważny obserwator tego skromnego bloga dostrzeże niezliczone, a skrupulatnie przemilczane dowody na to, że kluczem do giełdy warszawskiej, a szerzej wszystkich giełd europejskich (i pewnie azjatyckich) jest Nowy Jork. Ten kryzys został wywołany (sprowokowany) przez wielkiego brata i przez niego jest sterowany, więc gdzie ma zezowaty patrzeć, do Szanghaju? Dziesiątki bilionów w kredycie i czystej dolarowej fantazji (szary system bankowy, wymyślne derywaty, struktury, wehikuły i instrumenty) rozpłynęły się po świecie i rozmnożyły, a w ostatnim półroczu kilkanaście (kilkadziesiąt) bilionów z tego wyparowało. Magicy z banków centralnych dosypali kilka brakujących bilionów i zabawa trwa dalej, niemniej końca recesji ciągle nie widać, bo nie widać nowego motoru wzrostu.
Z powyższego, przydługiego - przyznaję - wstępu wynika jasno, że warto spojrzeć krytycznym okiem i dokładniej na to, co wydarzyło się do tej pory w Stanach, aby móc wyrobić sobie jakąś opinię na temat dalszych wydarzeń. Obecny kryzys, co łatwo sprawdzić w statystykach - jest zestawienie liczb w jednym z artykułów na temat wielkiej depresji - jest porównywalny tylko do dwóch wydarzeń w nowoczesnej historii, mianowicie Wielkiej Depresji oraz japońskiej dekady '90. Obydwa procesy były długotrwałe, systemowe i wiązały się z gruntowną przebudową systemu finansowego. Nastąpiły po przekroczeniu granicy kreacji długu (peak credit), po którym każda kolejna jednostka kredytu nie tworzy dodatkowego zysku (dochodu). Ma to przebieg podobny do tsunami, kiedy następuje gwałtowny odpływ i łodzie, jeszcze wczoraj cumujące w porcie, leżą nagle przytroczone do betonowego nabrzeża na suchej ławie piachu.
Obecnie dochodzi do tego jeszcze wymiar międzynarodowy, bowiem ten kryzys jest pierwszą synchroniczną recesją światową z epicentrum na Wall Street oraz City. Mamy globalną destrukcję długu oraz odnalezienie nowego stanu równowagi światowej znacznie poniżej dotychczasowego maksimum wydajności, produkcji, kredytu, konsumpcji itd. Słusznie zauważa Faber, że nie widać powrotu do tych szczytów, bowiem one były na kredyt, a kolejnego kredytu nie ma komu dać, owszem jest tylko komu wziąć.
Na stronie licencjonowanego doradcy inwestycyjnego Shorta (nie to żaden żart, ani sugestia) są aktualizowane na bieżąco wykresy sytuacji na nowojorskiej giełdzie na tle liczących się recesji światowych.
Pierwszy wykres daje obraz, gdzie - w stosunku do początku recesji - obecnie jesteśmy.
Jeśli przyjąć, że mamy podobną dynamikę rynku (a mamy co prawda o rząd wielkości realnie większy, ale za to także o rząd wielkości szybszy, więc dynamika układu podobna), porównanie na jednolitej skali czasu jest uprawnione. Wynika z niego, że co prawda jeszcze nie wychodzimy z recesji, co triumfalnie zapowiedział Obama, Cramer, CNBC oraz Kudlow, ale za to przekroczyliśmy jej półmetek.
To niestety nie koniec wiadomości. Jeśli Geithnerowi i Brodatemu uda się kupić czas na dalsze manipulacje (co prawda drogo, ale oni i tak nie mają zamiaru zwracać), czekają nas dłuższe zabawy na piasku. Dobrym przykładem jest tu Japonia, która dzięki swoim akcjom stymulacyjnym i ratunkowym, kosztem - oczywiście - bilionów i najwyższego długu publicznego w cywilizowanym świecie, kupiła sobie straconą dekadę. Otóż zamiast osiągnąć dno recesji po trzech latach, odwiedzała jeszcze poziom pierwotnego dna jeszcze kilkukrotnie, aby ostatecznie zaliczyć dno recesji zdecydowanie niżej po dziewięciu latach oraz ostatecznym oczyszczeniu systemu bankowego. Ten drugi warunek jest kluczowy. Tu znowu Faber ma rację, bez oczyszczenia systemu finansowego z wytworów Krainy Czarów Alicja będzie ciągle powracać, być może nawet dłużej niż w Japonii, chodzi dziś przecież o praktycznie o cały świat.
Kto chce postudiować jeszcze więcej porównań bess (w tych Short jest mistrzem, w końcu jego zawodem jest obrona przed ich skutkami) znajdzie je na interaktywnym grafie, gdzie można sobie kliknąć porównanie.
piątek, 15 maja 2009
Faber: poprawa nie przyjdzie szybko
Kontynuacja oglądu Marca Fabera, którego zezowaty ostatnio wspominał w zestawieniu z Sorosem. Nie było to przypadkowe, bowiem Faber z Sorosem razem zakładali pamiętny Quantum Fund, rekina finansjery. Oni wiedzą, skąd wieje i po co. Krótko mówiąc Faber podtrzymuje swoje zwięzłe stanowisko: odbicie gospodarcze nie będzie szybkie, bo nie widać do niego powodu. Jednym słowem długie szorowanie po dnie, czyli stagnacja. Nowy poziom równowagi gospodarczej rzeczywiście zdaje się leżeć zdecydowanie niżej od poprzednich poziomów, czyli czeka nas okres redukcji nadmiernych mocy i czas oszczędności. Wszędzie gdzie nie spojrzeć nadwyżki, tylko roboty brak.
Ostatnie odbicie na giełdach przypisuje zdecydowanemu drukowaniu pieniądza przez banki centralne, które wykazały niezłomną determinację reflacji pękniętego balona. Z tego powodu minima z listopada ub.r. są absolutnymi minimami (w sensie nominalnym), lecz o powrocie wzrostów, lub rozpoczęciu nowej hossy być mowy nie może. Nie ma do niej gospodarczych podstaw. Innymi słowy zwyżki na giełdach są efektem działań monetarnych. Co więcej, Faber widzi absolutny rekord prosperity (wierzchołek cyklu) w roku 2007, do którego powrotu w dającej się przewidzieć przyszłości nie widać. Dotyczy to także rynku akcji. Wedle niego czekają naz zatem odbicia, ale nie doprowadzą one do powrotu do maksimów, a tym bardziej ich pokonania.
Dzięki zdecydowaniu banków centralnych będziemy mieć zatem - według Fabera - minihossy inflacyjne, charakteryzujące się brakiem podstaw fundamentalnych oraz dużą zmiennością (volatility). Obecnie korygowane odbicie Faber widzi jako sukces FEDu, który przekonał sceptyków, że jest skuteczny. Szefowie funduszy, którzy nie wzięli udziału w tej mini-hossie muszą się dziś czuć podle. Akcje straciły od szczytu ponad połowę wartości, a oni stracili piękną okazję. Zatem na obecnej korekcie wielu sceptyków powróci na rynek i podniesie go znowu wyżej (ale ciągle nie za bardzo).
Najciekawsze zdaniem zezowatego zdania pojawiają się w drukowanym wywiadzie. Pada w nim znamienne zdanie: czy USA jest zatem bankrutem? - To mogę panu zagwarantować.
Stany (a z nimi reszta świata) weszły na drogę inflacyjnego rozwiązania problemu, z której nie ma już powrotu. Klamka zapadła, bowiem bilionowych deficytów - rosnących dodajmy - nie da się racjonalnie sfinansować, zatem istnieje tylko jedno wyjście.
Zdaniem Fabera kapitalizm upadnie dokładnie tak samo jak komunizm, załamie się, jeśli - na co się nie zanosi - "toksyczne aktywa" nie zostaną rozliczone. Najlepszym sposobem na ratunek jest pozwolić sprawę załatwić rynkowi, inaczej system może się załamać. Święte słowa, tylko kto ich posłucha? Mamy socjalizm bankierski, więc właściwie jesteśmy skazani na zagładę...
Tu oczywiście jakiś gamoń dał niepełny kod, więc jest zagadka, jak to ma wyglądać, żeby się wyświetlało. Jakoś nie mam nastroju na zagadki. FU.
Ostatnie odbicie na giełdach przypisuje zdecydowanemu drukowaniu pieniądza przez banki centralne, które wykazały niezłomną determinację reflacji pękniętego balona. Z tego powodu minima z listopada ub.r. są absolutnymi minimami (w sensie nominalnym), lecz o powrocie wzrostów, lub rozpoczęciu nowej hossy być mowy nie może. Nie ma do niej gospodarczych podstaw. Innymi słowy zwyżki na giełdach są efektem działań monetarnych. Co więcej, Faber widzi absolutny rekord prosperity (wierzchołek cyklu) w roku 2007, do którego powrotu w dającej się przewidzieć przyszłości nie widać. Dotyczy to także rynku akcji. Wedle niego czekają naz zatem odbicia, ale nie doprowadzą one do powrotu do maksimów, a tym bardziej ich pokonania.
Dzięki zdecydowaniu banków centralnych będziemy mieć zatem - według Fabera - minihossy inflacyjne, charakteryzujące się brakiem podstaw fundamentalnych oraz dużą zmiennością (volatility). Obecnie korygowane odbicie Faber widzi jako sukces FEDu, który przekonał sceptyków, że jest skuteczny. Szefowie funduszy, którzy nie wzięli udziału w tej mini-hossie muszą się dziś czuć podle. Akcje straciły od szczytu ponad połowę wartości, a oni stracili piękną okazję. Zatem na obecnej korekcie wielu sceptyków powróci na rynek i podniesie go znowu wyżej (ale ciągle nie za bardzo).
Najciekawsze zdaniem zezowatego zdania pojawiają się w drukowanym wywiadzie. Pada w nim znamienne zdanie: czy USA jest zatem bankrutem? - To mogę panu zagwarantować.
Stany (a z nimi reszta świata) weszły na drogę inflacyjnego rozwiązania problemu, z której nie ma już powrotu. Klamka zapadła, bowiem bilionowych deficytów - rosnących dodajmy - nie da się racjonalnie sfinansować, zatem istnieje tylko jedno wyjście.
Zdaniem Fabera kapitalizm upadnie dokładnie tak samo jak komunizm, załamie się, jeśli - na co się nie zanosi - "toksyczne aktywa" nie zostaną rozliczone. Najlepszym sposobem na ratunek jest pozwolić sprawę załatwić rynkowi, inaczej system może się załamać. Święte słowa, tylko kto ich posłucha? Mamy socjalizm bankierski, więc właściwie jesteśmy skazani na zagładę...
Tu oczywiście jakiś gamoń dał niepełny kod, więc jest zagadka, jak to ma wyglądać, żeby się wyświetlało. Jakoś nie mam nastroju na zagadki. FU.
czwartek, 14 maja 2009
Zakazane raporty
Zezowaty przedstawia zakazane raporty głównego analityka Merrill Lynch, które - jak zapewne niektórzy wiedzą - znikło jak duch w roli banku inwestycyjnego (największego na globie), połknięte przez fuzję Bank of America oraz Countrywide. Niedawno prezes BofA tłumaczył się przed zgromadzeniem akcjonariuszy oraz prokuratorem, że Paulson ps. "łysy" dał mu propozycję nie do odrzucenia. Musiał "kupić" Merrilla po grubo zawyżonej cenie, jeszcze przełykając wielomilionowe odprawy. Prezes się ostał w głosowaniu jednym (!) procentem, ale skandal i niesmak pozostają. W cieniu hałasu główny ekonomista Merrilla, niejaki David Rosenberg rozstał się z połkniętą firmą, bowiem jego prognozy grubo rozmijają się z oficjalnymi prognozami pracodawcy.
Tym bardziej należy je uważnie przestudiować, bowiem głównym ekonomistą Merrilla, a w ogóle jakiegokolwiek banku, nie zostaje się z przypadku. Niestety, pan Rosenberg, między starym biurkiem, a nowym miejscem w rodzinnym Toronto, publikował swe raporty na stronie Zero Hedge. Owszem, zezowaty czyta i docenia. Aktualna i wartościowa informacja.
Teraz BofA żąda zdjęcia tekstów ze strony Zero Hedge pod groźbą DMCA (digital millennium copyright act), bowiem zawierają dane objęte prawem autorskim, które posiada pracodawca Rosenberga, Bank of America.
Jakby nie było, zezowaty objęty deemceą nie jest, a jakby co, to ma dozwolony użytek. Przeczytał i poleca, ciekawe, warto ocalić od zapomnienia.
Zero Hedge_ Parting Thoughts From Rosenberg - Ver 1.0
Zero Hedge_A Look Back At The Week
Zero Hedge_Are Fed And Markets On Same Page
Zero Hedge_Busy Day For REIT Analysts
Zero Hedge_Shooting The Shoots
Zero Hedge_The Spin On-6 GDP
Tym bardziej należy je uważnie przestudiować, bowiem głównym ekonomistą Merrilla, a w ogóle jakiegokolwiek banku, nie zostaje się z przypadku. Niestety, pan Rosenberg, między starym biurkiem, a nowym miejscem w rodzinnym Toronto, publikował swe raporty na stronie Zero Hedge. Owszem, zezowaty czyta i docenia. Aktualna i wartościowa informacja.
Teraz BofA żąda zdjęcia tekstów ze strony Zero Hedge pod groźbą DMCA (digital millennium copyright act), bowiem zawierają dane objęte prawem autorskim, które posiada pracodawca Rosenberga, Bank of America.
Jakby nie było, zezowaty objęty deemceą nie jest, a jakby co, to ma dozwolony użytek. Przeczytał i poleca, ciekawe, warto ocalić od zapomnienia.
- Jesteśmy w 9 roku długiego, 18-letniego rynku niedźwiedzia
- Dołek recesji już był
- Efekty upadku Lehmana już się przetoczyły
- Mocne przesłanki odbicia cyklicznego w postaci wskaźników wyprzedzających
- Jednak brak potencjalnych nabywców akcji
- Deflacja z powodu spadającej zamożności i dochodów pokona inflację
Zero Hedge_ Parting Thoughts From Rosenberg - Ver 1.0
- Największy spadek realnego pkb od początków '80
- PKB nominalny spada 3,5% r/r
- FED nie jest po tej samej stronie, co uczestnicy rynku
- Najważniejszym czynnikiem ryzyka jest deflacja
- Wyniki sprzedaży detalicznej w marcu oznaczają słaby drugi kw.
- Ostatnia rajd ma podłoże techniczne, nie fundamentalne
- Moda na posiadanie domu się skończyła
- Wskaźnik optymizmu: nadzieja i modlitwa
- Spadek cen nieruchomości może jeszcze przyspieszyć
- Świńska grypa - nowy SARS?
Zero Hedge_A Look Back At The Week
- Rynek trzeba szanować, ale nie zawsze ma rację
- FED jest bardziej niedźwiedzi od rynku
- Takich spadków cen nie było od 60 lat
- Najważniejszym wrogiem dla FED jest deflacja
- Inflacja nie ma znaczenia przy tak dużych niewykorzystanym potencjale
Zero Hedge_Are Fed And Markets On Same Page
Zero Hedge_Busy Day For REIT Analysts
- Tuzy siedzą z boku
- Niewielu brokerów podziela optymizm ekonomistów
- Odbicie ma charakter czysto techniczny
- Giełda z trudem wyznacza punkty przełomowe
- Rynek raczej nie jest tani
- Nowe minima S&P nie przyjdą tak prędko jak oczekiwano
- Rząd jest gotowy na wszystko
- Zielone pędy wzrostu to mogą być chwasty, albo gorczyca
- Gospodarka przechodzi na model Europy lat '80
- Rynek pracy jeszcze będzie słabł
- Niespotykany spadek nadwyżki finansowej na głowę
- Wydatki konsumpcyjne pozostaną słabe
- Rząd nie tworzy dochodu, on go rozdziela
- Najgorsze za nami
- Błędy Wielkiej Depresji omijane
- Bezpieczeństwo i zysk za rozsądną cenę
Zero Hedge_Shooting The Shoots
- Otwarta głowa i szacunek dla rynku
- Najgorsza stytuacja makro od 50 lat
- Druga pochodna może się tylko poprawić
- Spadek zapasów jest pozytywnie odbierany
- Spadek zamówień rządowych, wydarzenie jednorazowe
- Pozytywna niespodzianka w konsumpcji
- Spadek pkb o 3,5% nominalnie
Zero Hedge_The Spin On-6 GDP
Rozwolnienie dolara 3
Luzowanie dolara - zauważone zezowatym okiem w porę - daje sporo do myślenia. Dość powiedzieć, że trendy walutowe trwają lata. Poprzedni długi trend - spadek od .840 do .640 - w reakcji na osłabianie pozycji handlowej i konkurencyjnej Stanów (chroniczny, rosnący deficyt handlowy, spadek konkurencyjności, spadek atrakcyjności aktywów amerykańskich), trwał ponad dwa lata, od stycznia 06 do marca 08.
W marcu ub.r. nastąpiła pierwsza dyslokacja na rynku międzynarodowym, mianowicie upadek Bear Stearns, rozpoczynający długotrwały (trwający znowu lata) proces delewarowania kredytu dolarowego. Tym samym długi trend dopasowania parytetu walutowego do równowagi handlowej (słabnący dolar automatycznie równoważy bilans handlowy, gdyż import staje się coraz droższy), został przerwany. Można z prawie absolutną pewnością stwierdzić, że do czasu załamania dolara jako waluty światowej (a jej koniec zezowaty przeczuwa do dawna, zresztą nie jest osamotniony) ustanowiony dołek w marcu ub.r. nie zostanie pobity w najbliższym czasie. Podobnie nie powinien zostać pobity rekord w drugą stronę, mianowicie .800.
Rozsądne jest zatem przypuszczenie, że do czasu załatwienia procesu delewarowania - a jest on w 1/3 do 1/2 zaawansowania (to do hurraoptymistów od zielonych pędów wzrostu) - waluta świata powinna poruszać się w korytarzu .700 - .800. Kiedy przymusowa likwidacja aktywów (presja deflacyjna) będzie rosła (upadki firm itd.), dolar będzie podciągany do górnej granicy, w trakcie odwilży (hossa, wzrost optymizmu, wzrost akcji kredytowej) będzie spadał do dolnej granicy.
Przy bliższym spojrzeniu widać, z jakimi ogromnymi przeciążeniami mamy do czynienia. Transatlantyk walutowy został zawrócony praktycznie w przeciągu miesiąca od krachu Bear-Stearns. Uspokojenia wydawały się działać, bowiem jeszcze w lipcu kierunek nie był zdecydowany, co znaczy że rynek nie był w mechanizmie deflacji. Niemniej w tle działały już niszczycielskie siły, które doprowadziły do zawalenia Lehmana i całej spirali, która trwa do dziś.
Spojrzenie na wykres burzy mitologię, jakoby ktoś dokonywał ataku, czy Lehman był wypadkiem przy pracy. Wykres mówi wyraźnie, że dolarowa deflacja zaczęła swoje ssanie z początkiem sierpnia 2008, półtora miesiąca przed upadkiem Lehmana. Ten długi okres pozornego spokoju był jednocześnie okresem olimpijskich igrzysk, wojny w Gruzji, hektycznych wizyt międzynarodowych i wielu innych ciekawych zdarzeń, niemniej mowa o zaskoczeniu tzw. rynków finansowych jest bajeczną przesadą.
Ciekawa jest reakcja dolara na pierwszą wieść o Lehmanie. Z początku zdezorientowani uczestnicy chcieli uciekać od dolara, widząc w Nowym Jorku czarną dziurę (ząbek na wykresie). Sytuacja szybko wróciła do nowej normy, ustanawiając na giełdach listopadowe minimum, przy równoległym wyznaczeniu szczytów dolara.
Od tego momentu giełdy mozolnie się odbudowują, by z przełomem roku zacząć dalej się osuwać. Bożonarodzeniowa euforia, której tak wyczekiwano, a która nie spełniła pokładanych w niej nadziei, miała bardzo mocne odbicie na rynku walutowym. Z początkiem grudnia dolar spadł jak kamień w kierunku .700, pokrywając się z grudniową minihossą, aby rozpocząć od stycznia marsz powrotny, równoległy do osuwania giełd w kierunku marcowego dołka.
Dołek giełdowy oraz szczyt dolara pokrywają się znowu prawie idealnie, co wyjaśnia dlaczego zezowaty z takim uporem gapi się na konkretny wykres. Jest jednak coś więcej. Luzowanie dolara wyprzedza wzrosty na giełdach. Obecna mini-hossa została zapowiedziana upadkiem dolara z 5 marca, który lotem kamienia spadł od .795 do .730 na przestrzeni niespełna dwu tygodni. Co się stało? Deflacyjny mechanizm został dosłownie zalany rzeką dolarowej płynności. Hossa.
Od ok. 20 marca dolar odbudowuje się, ponieważ wylana rzeka nie ma stałego dopływu, była jednorazową operacją. Dolary zą zasysane do ojczyzny, a ich cena powoli rośnie, zgodnie z siłą popytu przy wysychającym rynku. Powoli, aczkolwiek wolniej, niż w poprzednm cyklu, dolar podąża zatem od końca marca w górę, jednak już w kwietniu pojawia się nowe źródło płynności, albo też - jak utrzymuje Brodaty Benek - rynki kredytowe zostały skutecznie odetkane, dzięki odważnej polityce quantitative easing. Tak więc po miesiącu deflacyjnego zasysania od 20 kwietnia dolar zaczął się ponownie osuwać, co swym czujnym okiem dostrzegł zezowaty.
Przed tygodniem dolar śmiało spadł z poziomu .750 do 0.730, gdzie oscyluje teraz. Jednocześnie giełdy znajdują się tuż pod, lub właśnie przebiły granicę średniej 200ME, która jest silną barierą wzrostu. Rynki są wykupione, a euforii do dalszych zwyżek nie starcza. Czy ten spadek dolara oznaczał triumfalne pobicie tej granicy wzrostu i rozpoczęcie nowej hossy?
Zgodnie z logiką, sugerowaną w poprzednich odsłonach kryzysu - jak wykazano na przykładach - nagłe załamanie dolara o czymś świadczy. Zezowatym zdaniem było to masowe przygotowanie do przełamania bariery hossy, która - pomimo wygenerowania sygnałów technicznych - skazana jest na porażkę. Dolar ma więc teraz dwie drogi: albo kontunuacja spadku w kierunku .640 albo spokojny nawrót od .730 do .750 i być może dalej (jeśli zaostrzy się deflacja) do .800.
Którą opcję wybierasz? Jeśli wierzysz BB, wybierz spadek dolara, jest przecież śmieciem, płynność jest w bankach, więcej niż wystarczająca. Jeśli jednak spojrzysz na świat zezowatym okiem dostrzeżesz, że pompowana hossa właśnie się skończyła, a odkurzacz ssie wydrukowane dolary z powrotem do domu. Zezowaty mówi zatem: dolar powróci na .750
Co dalej, przecież to lollar? Ano właśnie, Chińczycy i Arabowie wiedzą już, że UST to nie jest dobry papier, niemniej dopóki handlują w dolarze, przyjmą każdego dolara, który jest oprocentowany i daje taką samą gwarancję jak gotówka. To oczywiście się skończy, ale nie od razu i nie tak prosto. Zezowaty widzi pierwsze kłopoty jesienią, a do tego czasu sporo może się wydarzyć.
W marcu ub.r. nastąpiła pierwsza dyslokacja na rynku międzynarodowym, mianowicie upadek Bear Stearns, rozpoczynający długotrwały (trwający znowu lata) proces delewarowania kredytu dolarowego. Tym samym długi trend dopasowania parytetu walutowego do równowagi handlowej (słabnący dolar automatycznie równoważy bilans handlowy, gdyż import staje się coraz droższy), został przerwany. Można z prawie absolutną pewnością stwierdzić, że do czasu załamania dolara jako waluty światowej (a jej koniec zezowaty przeczuwa do dawna, zresztą nie jest osamotniony) ustanowiony dołek w marcu ub.r. nie zostanie pobity w najbliższym czasie. Podobnie nie powinien zostać pobity rekord w drugą stronę, mianowicie .800.
Rozsądne jest zatem przypuszczenie, że do czasu załatwienia procesu delewarowania - a jest on w 1/3 do 1/2 zaawansowania (to do hurraoptymistów od zielonych pędów wzrostu) - waluta świata powinna poruszać się w korytarzu .700 - .800. Kiedy przymusowa likwidacja aktywów (presja deflacyjna) będzie rosła (upadki firm itd.), dolar będzie podciągany do górnej granicy, w trakcie odwilży (hossa, wzrost optymizmu, wzrost akcji kredytowej) będzie spadał do dolnej granicy.
Przy bliższym spojrzeniu widać, z jakimi ogromnymi przeciążeniami mamy do czynienia. Transatlantyk walutowy został zawrócony praktycznie w przeciągu miesiąca od krachu Bear-Stearns. Uspokojenia wydawały się działać, bowiem jeszcze w lipcu kierunek nie był zdecydowany, co znaczy że rynek nie był w mechanizmie deflacji. Niemniej w tle działały już niszczycielskie siły, które doprowadziły do zawalenia Lehmana i całej spirali, która trwa do dziś.
Spojrzenie na wykres burzy mitologię, jakoby ktoś dokonywał ataku, czy Lehman był wypadkiem przy pracy. Wykres mówi wyraźnie, że dolarowa deflacja zaczęła swoje ssanie z początkiem sierpnia 2008, półtora miesiąca przed upadkiem Lehmana. Ten długi okres pozornego spokoju był jednocześnie okresem olimpijskich igrzysk, wojny w Gruzji, hektycznych wizyt międzynarodowych i wielu innych ciekawych zdarzeń, niemniej mowa o zaskoczeniu tzw. rynków finansowych jest bajeczną przesadą.
Ciekawa jest reakcja dolara na pierwszą wieść o Lehmanie. Z początku zdezorientowani uczestnicy chcieli uciekać od dolara, widząc w Nowym Jorku czarną dziurę (ząbek na wykresie). Sytuacja szybko wróciła do nowej normy, ustanawiając na giełdach listopadowe minimum, przy równoległym wyznaczeniu szczytów dolara.
Od tego momentu giełdy mozolnie się odbudowują, by z przełomem roku zacząć dalej się osuwać. Bożonarodzeniowa euforia, której tak wyczekiwano, a która nie spełniła pokładanych w niej nadziei, miała bardzo mocne odbicie na rynku walutowym. Z początkiem grudnia dolar spadł jak kamień w kierunku .700, pokrywając się z grudniową minihossą, aby rozpocząć od stycznia marsz powrotny, równoległy do osuwania giełd w kierunku marcowego dołka.
Dołek giełdowy oraz szczyt dolara pokrywają się znowu prawie idealnie, co wyjaśnia dlaczego zezowaty z takim uporem gapi się na konkretny wykres. Jest jednak coś więcej. Luzowanie dolara wyprzedza wzrosty na giełdach. Obecna mini-hossa została zapowiedziana upadkiem dolara z 5 marca, który lotem kamienia spadł od .795 do .730 na przestrzeni niespełna dwu tygodni. Co się stało? Deflacyjny mechanizm został dosłownie zalany rzeką dolarowej płynności. Hossa.
Od ok. 20 marca dolar odbudowuje się, ponieważ wylana rzeka nie ma stałego dopływu, była jednorazową operacją. Dolary zą zasysane do ojczyzny, a ich cena powoli rośnie, zgodnie z siłą popytu przy wysychającym rynku. Powoli, aczkolwiek wolniej, niż w poprzednm cyklu, dolar podąża zatem od końca marca w górę, jednak już w kwietniu pojawia się nowe źródło płynności, albo też - jak utrzymuje Brodaty Benek - rynki kredytowe zostały skutecznie odetkane, dzięki odważnej polityce quantitative easing. Tak więc po miesiącu deflacyjnego zasysania od 20 kwietnia dolar zaczął się ponownie osuwać, co swym czujnym okiem dostrzegł zezowaty.
Przed tygodniem dolar śmiało spadł z poziomu .750 do 0.730, gdzie oscyluje teraz. Jednocześnie giełdy znajdują się tuż pod, lub właśnie przebiły granicę średniej 200ME, która jest silną barierą wzrostu. Rynki są wykupione, a euforii do dalszych zwyżek nie starcza. Czy ten spadek dolara oznaczał triumfalne pobicie tej granicy wzrostu i rozpoczęcie nowej hossy?
Zgodnie z logiką, sugerowaną w poprzednich odsłonach kryzysu - jak wykazano na przykładach - nagłe załamanie dolara o czymś świadczy. Zezowatym zdaniem było to masowe przygotowanie do przełamania bariery hossy, która - pomimo wygenerowania sygnałów technicznych - skazana jest na porażkę. Dolar ma więc teraz dwie drogi: albo kontunuacja spadku w kierunku .640 albo spokojny nawrót od .730 do .750 i być może dalej (jeśli zaostrzy się deflacja) do .800.
Którą opcję wybierasz? Jeśli wierzysz BB, wybierz spadek dolara, jest przecież śmieciem, płynność jest w bankach, więcej niż wystarczająca. Jeśli jednak spojrzysz na świat zezowatym okiem dostrzeżesz, że pompowana hossa właśnie się skończyła, a odkurzacz ssie wydrukowane dolary z powrotem do domu. Zezowaty mówi zatem: dolar powróci na .750
Co dalej, przecież to lollar? Ano właśnie, Chińczycy i Arabowie wiedzą już, że UST to nie jest dobry papier, niemniej dopóki handlują w dolarze, przyjmą każdego dolara, który jest oprocentowany i daje taką samą gwarancję jak gotówka. To oczywiście się skończy, ale nie od razu i nie tak prosto. Zezowaty widzi pierwsze kłopoty jesienią, a do tego czasu sporo może się wydarzyć.
Subskrybuj:
Posty (Atom)