Go To Project Gutenberg

czwartek, 14 maja 2009

Rozwolnienie dolara 3

Luzowanie dolara - zauważone zezowatym okiem w porę - daje sporo do myślenia. Dość powiedzieć, że trendy walutowe trwają lata. Poprzedni długi trend - spadek od .840 do .640 - w reakcji na osłabianie pozycji handlowej i konkurencyjnej Stanów (chroniczny, rosnący deficyt handlowy, spadek konkurencyjności, spadek atrakcyjności aktywów amerykańskich), trwał ponad dwa lata, od stycznia 06 do marca 08.


W marcu ub.r. nastąpiła pierwsza dyslokacja na rynku międzynarodowym, mianowicie upadek Bear Stearns, rozpoczynający długotrwały (trwający znowu lata) proces delewarowania kredytu dolarowego. Tym samym długi trend dopasowania parytetu walutowego do równowagi handlowej (słabnący dolar automatycznie równoważy bilans handlowy, gdyż import staje się coraz droższy), został przerwany. Można z prawie absolutną pewnością stwierdzić, że do czasu załamania dolara jako waluty światowej (a jej koniec zezowaty przeczuwa do dawna, zresztą nie jest osamotniony) ustanowiony dołek w marcu ub.r. nie zostanie pobity w najbliższym czasie. Podobnie nie powinien zostać pobity rekord w drugą stronę, mianowicie .800.


Rozsądne jest zatem przypuszczenie, że do czasu załatwienia procesu delewarowania - a jest on w 1/3 do 1/2 zaawansowania (to do hurraoptymistów od zielonych pędów wzrostu) - waluta świata powinna poruszać się w korytarzu .700 - .800. Kiedy przymusowa likwidacja aktywów (presja deflacyjna) będzie rosła (upadki firm itd.), dolar będzie podciągany do górnej granicy, w trakcie odwilży (hossa, wzrost optymizmu, wzrost akcji kredytowej) będzie spadał do dolnej granicy.

Przy bliższym spojrzeniu widać, z jakimi ogromnymi przeciążeniami mamy do czynienia. Transatlantyk walutowy został zawrócony praktycznie w przeciągu miesiąca od krachu Bear-Stearns. Uspokojenia wydawały się działać, bowiem jeszcze w lipcu kierunek nie był zdecydowany, co znaczy że rynek nie był w mechanizmie deflacji. Niemniej w tle działały już niszczycielskie siły, które doprowadziły do zawalenia Lehmana i całej spirali, która trwa do dziś.


Spojrzenie na wykres burzy mitologię, jakoby ktoś dokonywał ataku, czy Lehman był wypadkiem przy pracy. Wykres mówi wyraźnie, że dolarowa deflacja zaczęła swoje ssanie z początkiem sierpnia 2008, półtora miesiąca przed upadkiem Lehmana. Ten długi okres pozornego spokoju był jednocześnie okresem olimpijskich igrzysk, wojny w Gruzji, hektycznych wizyt międzynarodowych i wielu innych ciekawych zdarzeń, niemniej mowa o zaskoczeniu tzw. rynków finansowych jest bajeczną przesadą.

Ciekawa jest reakcja dolara na pierwszą wieść o Lehmanie. Z początku zdezorientowani uczestnicy chcieli uciekać od dolara, widząc w Nowym Jorku czarną dziurę (ząbek na wykresie). Sytuacja szybko wróciła do nowej normy, ustanawiając na giełdach listopadowe minimum, przy równoległym wyznaczeniu szczytów dolara.

Od tego momentu giełdy mozolnie się odbudowują, by z przełomem roku zacząć dalej się osuwać. Bożonarodzeniowa euforia, której tak wyczekiwano, a która nie spełniła pokładanych w niej nadziei, miała bardzo mocne odbicie na rynku walutowym. Z początkiem grudnia dolar spadł jak kamień w kierunku .700, pokrywając się z grudniową minihossą, aby rozpocząć od stycznia marsz powrotny, równoległy do osuwania giełd w kierunku marcowego dołka.


Dołek giełdowy oraz szczyt dolara pokrywają się znowu prawie idealnie, co wyjaśnia dlaczego zezowaty z takim uporem gapi się na konkretny wykres. Jest jednak coś więcej. Luzowanie dolara wyprzedza wzrosty na giełdach. Obecna mini-hossa została zapowiedziana upadkiem dolara z 5 marca, który lotem kamienia spadł od .795 do .730 na przestrzeni niespełna dwu tygodni. Co się stało? Deflacyjny mechanizm został dosłownie zalany rzeką dolarowej płynności. Hossa.

Od ok. 20 marca dolar odbudowuje się, ponieważ wylana rzeka nie ma stałego dopływu, była jednorazową operacją. Dolary zą zasysane do ojczyzny, a ich cena powoli rośnie, zgodnie z siłą popytu przy wysychającym rynku. Powoli, aczkolwiek wolniej, niż w poprzednm cyklu, dolar podąża zatem od końca marca w górę, jednak już w kwietniu pojawia się nowe źródło płynności, albo też - jak utrzymuje Brodaty Benek - rynki kredytowe zostały skutecznie odetkane, dzięki odważnej polityce quantitative easing. Tak więc po miesiącu deflacyjnego zasysania od 20 kwietnia dolar zaczął się ponownie osuwać, co swym czujnym okiem dostrzegł zezowaty.


Przed tygodniem dolar śmiało spadł z poziomu .750 do 0.730, gdzie oscyluje teraz. Jednocześnie giełdy znajdują się tuż pod, lub właśnie przebiły granicę średniej 200ME, która jest silną barierą wzrostu. Rynki są wykupione, a euforii do dalszych zwyżek nie starcza. Czy ten spadek dolara oznaczał triumfalne pobicie tej granicy wzrostu i rozpoczęcie nowej hossy?

Zgodnie z logiką, sugerowaną w poprzednich odsłonach kryzysu - jak wykazano na przykładach - nagłe załamanie dolara o czymś świadczy. Zezowatym zdaniem było to masowe przygotowanie do przełamania bariery hossy, która - pomimo wygenerowania sygnałów technicznych - skazana jest na porażkę. Dolar ma więc teraz dwie drogi: albo kontunuacja spadku w kierunku .640 albo spokojny nawrót od .730 do .750 i być może dalej (jeśli zaostrzy się deflacja) do .800.

Którą opcję wybierasz? Jeśli wierzysz BB, wybierz spadek dolara, jest przecież śmieciem, płynność jest w bankach, więcej niż wystarczająca. Jeśli jednak spojrzysz na świat zezowatym okiem dostrzeżesz, że pompowana hossa właśnie się skończyła, a odkurzacz ssie wydrukowane dolary z powrotem do domu. Zezowaty mówi zatem: dolar powróci na .750

Co dalej, przecież to lollar? Ano właśnie, Chińczycy i Arabowie wiedzą już, że UST to nie jest dobry papier, niemniej dopóki handlują w dolarze, przyjmą każdego dolara, który jest oprocentowany i daje taką samą gwarancję jak gotówka. To oczywiście się skończy, ale nie od razu i nie tak prosto. Zezowaty widzi pierwsze kłopoty jesienią, a do tego czasu sporo może się wydarzyć.
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut