Ostatnio zapowiedziałem tak przekonująco rysującą się wizję dotkliwej recesji za oceanem, która tak wspaniale odbudowaną przez ostatnie osiem lat spekulacyjną banię przekłuje, otwierając jednocześnie drogę do oczekiwanego nowego porządku monetarnego. Ten obecny, jak wiemy z licznych opracowań, zmierza do rychłego przetasowania, już choćby z tego powodu, że widać kruszenie jego fundamentów. Na czym opiera się ten porządek, wiedzą wszyscy: na petrodolarze. Dolar pozostaje jedyną funkcjonalną walutą rezerwową, dającą jego emitentowi bardzo realne profity strategiczne, stąd tak jego dominacja była zaciekle broniona. Wiedzą coś o tym wszyscy dyktatorzy tego świata, utrzymywani na krótkiej dolarowej smyczy. Korelacja długości życia dyktatorów i wierności petrodolarowi jest zbyt wyraźna, aby ją móc przeoczyć. Niedawne przykłady tej zależności to Muammar Kaddafi, założyciel panafrykańskiego złotego dinara oraz prekursor sprzedaży ropy za euro na giełdach europejskich, a także Saddam Hussein, zapowiadający podobny ruch. Jak pamiętamy pierwszym posunięciem gospodarczym po „wyzwoleniu” Tripolisu było ponowne otwarcie libijskiego pod nowym zarządem, już bez znienawidzonego złota, które – cóż za przypadek – właśnie wywożono w nieznanym kierunku. Coś zatem jest na rzeczy, ale każde imperium ma swój kres i patrząc na zamieszanie ostatniego dziesięciolecia ze strategicznej perspektywy monetarnej wypada dojść do konkluzji, że to nic innego, jak przymiarki do nowego porządku. Ten powstanie na zgliszczach petrodolara. Z konieczności zatem musi dojść do jakiejś poważnej z nim konfrontacji, skoro jest on nierozerwalnie związany z potęgą militarną. A to z kolei doskonale tłumaczy wielostronne parcie do regionalnych konfliktów zbrojnych, które tak naprawdę nie są niczym innym, jak wstępnymi fazami zapasów o nowy porządek ekonomiczny. Tak więc przemiany geopolityczne idą w ścisłej symbiozie z rywalizacją militarną i vice-versa. To wszystko w szerszej perspektywie konieczne elementy zmagań o nowy ład ekonomiczny. Bo że petrodolar chyli się powoli ku upadkowi wiemy już tymczasem. Ale przejście do nowego porządku nie odbędzie się ani łatwo, ani z dnia na dzień. Aby dojść do tego wniosku wystarczy spojrzeć na drżącą na krawędzi przepaści piramidę światowego długu: jakieś 300 bln $, czyli grubo ponad 300% pgb {globalny produkt brutto}, przytłaczająca większość w dolarze właśnie. Sygnalizuję od miesięcy osiągnięcie punktu szczytowego tej piramidy, z którego istnieje już tylko jedna droga: w dół. Świadczą o tym rosnące rentowności obligacji oraz zachowania banków centralnych. Prawdopodobnym sygnałem wyprzedzającym zmiany wieloletniego trendu było załamanie cen ropy przed dwu laty. Ropy, czyli podstawy petrodolara, gdyż odwróciły się w następstwie zmian technologicznych oraz finansowych kierunki handlu ropą. Niepostrzeżenie USA z importera paliw stał się ich eksporterem netto, w dodatku powstrzymującym dalszą ekspansję eksportu metodami administracyjnymi z obawy o stabilność dolara właśnie. Szczegóły znajdziesz w poprzednich opracowaniach na temat dolara i ropy. Tu powtórzę tylko, że realizuje się scenariusz deflacyjny zwijania dolara, to znaczy planowe wycofywanie wiodącej jego roli w światowym handlu na rzecz jakiejś alternatywy, zapewne pod auspicjami MFW {SDR}, z nieuchronnym jego wzrostem wartości. Powtórzę dla jasności, bo narosło tu całe morze nieporozumień i dezinformacji. Dolar umacnia się obecnie właśnie z powodu systematycznego wycofywania, czy też wypierania go z organicznego obiegu, tworzenia pkb. Coraz większy udział mają tu waluty narodowe, z wiodącą rolą chińskiego juana, zajmujące coraz większą część pkb świata. Ale dotyczy to nowej produkcji, a nie starych długów w dolarze. W dolarze przypomnijmy którego gospodarka stanowi zmniejszającą się część produkcji świata. Optymista powie tu, że to znakomicie, bo to znaczy że stosunkowo coraz większa wobec dolara reszta świata łatwiej go spłaci. Tu akurat sprawa nie jest tak oczywista, jak pokazuje choćby przykład malutkiej Szwajcarii, który powinien być przestrogą. Otóż ilość nowego dolara w obiegu {import netto USA} stanowi innymi słowy coraz mniejszy fragment światowego rynku. I stosunkowo do tego symetrycznie także obroty dolarowe, stanowiące coraz mniejszą część globalnego tortu. Znikający petrodolar jest bowiem wprawdzie walutą światową, ale także domową USA, czyli odnosi się organicznie do handlu i kapitału amerykańskiego: ziemi, bogactw, firm oraz produkcji. Skoro Fed nie może nijak zwiększyć i odwrócić tych proporcji, a jedynie zwiększyć dolarowy dług {emisja dodatkowego pieniądza na zbliżony do zerowego procent}, w efekcie dolarowy dług staje się względnie coraz droższy. Bo odnosi się w końcowym rachunku do realnego kapitału rodzimej gospodarki Stanów. Wiem, że potrzeba chwili, aby sens powyższego prawidłowo uchwycić, zatem powtórzę. Nagromadzony przez dziesięciolecia petrodolarowy dług staje się dziś coraz trudniejszy do spłacenia, bowiem w coraz większym stopniu wypracowywany jest w obcych walutach, a odnosi się w oczywisty sposób w ostatecznym rachunku do realnej gospodarki USA: ziemi, firm, maszyn, surowców. Żeby spłacić dolarowy dług, trzeba aby Amerykanin coś w zamian nabył za inne waluty, w których dochód jest wytwarzany: za juany, rupie itd. Tyle że drogi watsonie Amerykanin, a nawet wielkie firmy nic takiego nie robią. Nawet największe korporacje, wytwarzające dziś już większość swego dochodu za granicami, głównie w Azji, wcale nie przechodzą w swoich działaniach operacyjnych na juany i rupie, choć to właśnie w nich pracują. Jak to możliwe? Bardzo prosto, co widać na przykładzie Apple. Gadżety tej firmy w większości produkowane są w Chinach, ale myliłby się ten, kto by szukał fabryk Apple w Chinach. Produkcję zleca on podwykonawcy, tajwańskiemu potentatowi Foxconn, który w swoich fabrykach, zatrudniających na kontynencie okrągły milion Chińczyków te wszystkie cudeńka za juany wytwarza. Za znikome kilka procent ceny detalicznej, rozliczane w kontraktach za tajwańskie dolary, wymienialne na amerykańskie. Cała marża i większość zysku pozostaje tymczasem w rękach Apple na zagranicznych kontach, jakieś 80-90% całego obrotu. Nie ma mowy o przejściu w tych transakcjach na juana, ani nawet na zachwianie pozycją dolara. Pomimo tego, że formalnie import pogarsza bilans handlowy Stanów w postaci setek miliardów produktów z Chin, gospodarcze realia nie są wcale tak jednoznaczne, bowiem znakomita większość tego obrotu i marży zysku pozostaje w dolarach, tyle że poza granicami Stanów. Nie ma wszak wątpliwości, że politycznie i także gospodarczo Apple i im podobne koncerny powinny być prawidłowo wyceniane z całym majątkiem za dolary właśnie, jako firmy amerykańskie? Dolar niby powoli znika z obiegu, wypierany przez juana, ale to wcale nie jest jak widać proste. Kłopot z wyparciem dolara widać dobrze na przykładzie monstrualnych chińskich rezerw, które przed dwoma laty osiągnęły rekordowy poziom 4 bln dolarów, głównie w obligacjach. Niezbyt dobrze poinformowani już obawiali się rychłej plajty Stanów i oczyma wyobraźni widzieli opalonego prezydenta, wygłaszającego orędzie do narodu, wprowadzające chińskiego juana za amerykańskie długi. Tymczasem nic takiego się nie wydarzyło, a wręcz przeciwnie. Chińskie rezerwy stopniały tymczasem o okrągły bilion, podczas gdy po miesiącach wahań chiński bank centralny w końcu rozpoczął powolną dewaluację juana. Zauważ, że zapowiadaną przeze mnie jako nieuchronna dawno temu na podstawie analizy długoterminowej dolara. Bowiem wbrew potocznemu mniemaniu o rychłym wyparciu dolara przez chińskich komunistów z juanem rzecz w praktyce wygląda zgoła odmiennie. Jakoś tylko z wielkim trudem udało się juana wprowadzić do międzynarodowego koszyka walut rezerwowych MFW, co jest dopiero pierwszym krokiem w tym kierunku: cywilizowanej konwersji i handlu amerykańskim długiem {obligacje dolarowe} na juany. Bowiem całkiem odwrotnie od populistycznej narracji zarządcy Fed nie mogą się wręcz doczekać wypłynięcia juana na szersze międzynarodowe wody, aby pozbyć się w końcu kłopotów związanych z dolarem. Ich odwrotną stroną jest rekordowy spadek chińskich rezerw, wypalonych w obronie juana. Co więcej obrona ta w dużej mierze okazała się nieskuteczna, gdyż po krótkim jesiennym odprężeniu znów wzrasta ucieczka kapitału z Chin – już to zgadłeś – w dolara! Obejmuje dziś nie tylko średni biznes, ale także firmy małe. Innymi słowy nasila się napięcie na juanie. Nie oznacza to, że jutro się on zawali, ale tylko tyle i aż tyle, że pogłoski o śmierci dolara były w Azji mocno, ale to mocno przesadzone. Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 51/16 |
wtorek, 3 stycznia 2017
Stopy Żanety
-
blog comments powered by Disqus