Go To Project Gutenberg

środa, 25 marca 2020

Poczta: Standard złota a sprawa polska

-


Każdy przymusowo siedzący w domu, a posiadający jeszcze funkcjonalne synapsy pomimo nieustannego ich spięcia przez cyfrowy magiel tak zwanych mediów, grających światowy sitcom pt. “pandemia”, zastanawia się, jakie gospodarcze skutki ta cała zabawa będzie miała. W sensie gospodarczej aktywności raczej opłakane, o czym zwykle punktualny Markit zawiadamia we flash-PMI, ponuro zwisającym na całym świecie niczym w najgorszym koszmarze impotenta. Uruchomiono tymczasem bezprecedensowe w skali świata stymulacje monetarne i fiskalne, czyli mówiąc po prostu nieokiełznany druk pieniądza.

Całkiem wiarygodnie jawi się przed nami widmo Weimaru. Przewidywalnie złoto pnie się z animuszem do góry, wypełniając swą cichą obietnicę daną zezowatemu z końcem 2019 roku, że może skończyć kolejny przebijając 2000. I przewidywalnie powróciła dyskusja o standardzie złota, jako jedynym praktycznym zabezpieczeniem przed szaleństwami rządzących, w szczególności ewentualnej hiperinflacji, bo ten cały druk musi się w końcu tak skończyć, no bo jak inaczej?

Skoro zatem taki mamy potężny dylemat, a na dodatek dostajemy maila, potwierdzającego to wszystko, to wypada jakoś skrótowo, ale zbornie na to odpowiedzieć.

...
Poprzez powiązania gospodarcze PLN jest w dużej mierze zależny od EUR.
ECB zaczął zmasowany druk EUR.
Gdybyś był premierem i ministrem finansów Polski w jednej osobie, to:

Co zrobić, żeby jak EUR popłynie, to żeby PLN nie popłynął?
W ostatnim nagraniu mówiłeś, że: “Płyniemy na wspólnej łodzi w zglobalizowanym świecie”.
Co zrobić, żeby dodruk EUR (i inflacja na wskutek tego) jak najmniej dotknął PLN i Polskę?

Pytania:
1. Czy w obecnej sytuacji jest sens wprowadzać parytet złota na PLN w celu zatrzymania QE NBP i uchronienia Polski przed inflacją?
2. Jeżeli nie ma sensu wprowadzać parytetu (bądź nie jest to dobry pomysł z jakiegoś innego powodu - jakiego?), to co należy zrobić, żeby w obecnej sytuacji uchronić Polskę przed inflacją?
3. Jeżeli jest sens wprowadzać parytet, to w jak sposób przeprowadzić sprawnie i sprytnie (bo jest dużo oponentów) wprowadzenie parytetu?
...


1. Czy w obecnej sytuacji jest sens wprowadzać parytet złota na PLN w celu zatrzymania QE NBP i uchronienia Polski przed inflacją?

Właściwie nie ma dobrej na to odpowiedzi, gdyż to zależy wpierw od rozstrzygnięcia, czy takie rozwiązanie w ogóle byłoby dopuszczalne i realizowalne w świecie współczesnym. Ta kwestia stanowi od zawsze leitmotiv dyskusji w Niemczech, nieprzypadkowo kraju nr 1 w Unii Europejskiej desperacko trzymającego się “reliktów przeszłości” w postaci kruszców oraz bardziej współcześnie gotówki, pomimo odgórnych nakazów płynących z ECB oraz MFW. Sama postawa prezesa Bundesbanku Jensa Weidmanna, konsekwentnie prezentowana w ciągu ostatnich lat, wydaje się na pierwszy rzut oka czystą schizofrenią.

Weidmann, sąsiad Draghiego i obecnie Lagarde we Frankfurcie, zdecydowanie sprzeciwia się polityce ujemnych stóp procentowych [ZIRP], punktując jej zabójcze skutki dla oszczędności i funduszy emerytalnych, czyli długoterminowej stabilności całego systemu. Wydawałoby się, że w związku z tym zagrozi podobnie jak Mateusz Salvini wyjściem z euro, ale nic takiego nie miało miejsca. Buba może sobie do woli sarkać na politykę ECB, ale ani nie wyobraża sobie podważania strefy euro, ani nawet montowania w jej środku jakiejś koalicji przeciwko złej polityce. A o potencjalnym z niej “wychodzeniu” nie tylko nie może być mowy, ale jest to dla wszystkich zainteresowanych wręcz niewyobrażalne, bowiem to właśnie euro stanowi podstawowy mechanizm niemieckiej ekspansji gospodarczej [i politycznej] wewnątrz Unii.

Schizofrenia? Bynajmniej, po prostu twarda rzeczywistość szarości z kompleksowymi skutkami pośrednimi wad i zalet. Panaceum otóż nie ma, a każde rozwiązanie ma swe pozytywy i negatywy. Raz wszakże na jakieś się zdecydowawszy trzeba z zaletami cierpliwie znosić także wady… Tak właśnie jest z euro, wybranym strategicznie na zasadzie decyzji stricte politycznej hierarchicznie stojącej wyżej od wyboru prezesa ECB i polityki monetarnej. Z tej hierarchii wartości warto zdać sobie sprawę, bo euro może być dobre albo złe, ale nie ma obecnie żadnej politycznej i gospodarczej możliwości, aby go porzucić, a nawet jak widać z ostatnich lat poważniej zreformować… Wniosek? Bardzo jasny: będzie ono trwało aż do swego końca w obecnej postaci, a zarządzał nim będzie niezależny prezes.

Kiedy to już wiemy rozumiemy także, iż na podobnej klasy ograniczenia napotkać musiałaby każda reforma polskiego systemu monetarnego, niezależnie od jej własnych zalet, z powodu światowych powiązań, w szczególności z systemem euro. Bo chyba oczywistym jest, że musiałaby z nim być kompatybilna oraz zapewniać ciągłość zobowiązań, bowiem nie chcemy chyba ich zerwania, równoznacznego z ogłoszeniem bankructwa. Innymi słowy ewentualne zmiany musiałyby być stopniowe, ale jak wykonać stopniowo zmianę jednego systemu na drugi? Przypominałoby to zmianę skrzyni biegów z manualnej na automatyczną… w czasie jazdy.

Pomyślmy o tym w ten właśnie sposób: w czasie jazdy, bo nie zerwiemy już funkcjonujących zobowiązań. Teoretycznie możliwe, ale czy prawdopodobne? Przenośnia mam nadzieję tłumaczy sztywny konserwatyzm ortodoksów monetarnych, nie wyobrażających sobie żadnych zmian systemowych. Inaczej mówiąc raz w jednym systemie jadąc dojedziemy nim do samego końca – i tak właśnie było ze wszystkimi walutami w historii. Do końca, czyli ich upadku dodajmy celem wyjaśnienia. A potem ludzie zawsze się podnosili, otrzepywali z kurzu i ustawiali z należną pompą kolejny system, z samej swej zasady skazany od urodzenia na śmierć gdzieś tam w przyszłości. Bo nic nie trwa wiecznie, a już całkiem szczególnie systemy z parametrem wykładniczym u samych podstaw, a takim jest system fiat rezerwy cząstkowej. Są po prostu w sensie matematycznym funkcjonalnie niestabilne. Co jak widać nie przeszkadza wcale w ich masowym stosowaniu. Raz wdrożone działają aż do ostatecznego, nieuchronnego matematycznie załamania.

Czy zatem istnieje praktyczna możliwość radykalnej zmiany samego systemu, przestawienia go z elastycznej wersji inflacyjnej czystego fiat na sztywną wersję deflacyjną złota? Sądząc z powyższego oraz światowych doświadczeń zdecydowanie nie, podobnie jak nie da się zmienić skrzyni biegów w czasie jazdy. Aby zmienić system, trzeba dosłownie wymienić cały system, czyli zwyczajnie najpierw go zatrzymać, czyli załamać, albo jak chcesz zawalić. Nie ma innego wyboru. Ale to nam nie wystarcza, zastanówmy się nad teoretycznym sensem takiej zmiany.

Pomysł na jakieś poskromienie apetytów [i możliwości] zadłużania społeczeństwa w imię realizacji pożądanych celów społecznych i gospodarczych nie jest nowy i sam w sobie zasługuje na pochwałę, będąc przejawem odpowiedzialności oraz zdrowego rozsądku. Ale czy da się go w obliczu recesji zrealizować, przy narastającym, nieznośnym ciśnieniu społecznym, żądającym rozluźnienia, pomocy, dodatków itp? Nie oparł się takim żądaniom żaden rząd demokratyczny, a działania ratunkowe Morawieckiego stanowią tego wniosku doskonały wręcz przykład.

Użyłem wyżej kluczowego rozróżnienia: inflacyjny/deflacyjny. Standard złota w jakiejkolwiek postaci: czystej, albo hybrydowej, jest ze swej zasady deflacyjny, bowiem dzięki historycznej stabilności złota zachowuje on także w długim okresie stabilność siły nabywczej oraz parytet cen. Te stoją literalnie w miejscu, gdy naturalna wydajność pracy i tzw. naturalny wzrost gospodarczy [potencjalny] są dodatnie, powodując wzrost PKB. Ceny oraz pieniądz w obiegu nie zmieniają się, a jednak wszystkiego jest więcej.

Tkwi w tym zasadnicza sprzeczność, biorąca się z ograniczenia pieniądza w obiegu, skutkująca niewielką, ale systematyczną deflacją, czyli tendencją do stałego obniżania cen. Tak działał system parytetu złota i warto przy tej okazji przypomnieć, że Roosevelt skonfiskował złoto [czyli przełamał system światowego parytetu złota] i dokonał natychmiastowej dewaluacji dolara [złoto kupował po 20$, a nowy parytet, już bez prywatnego obrotu, tylko dla celów międzynarodowych na bodaj 30$]. Dzięki temu USA w tym jaskrawym posunięciu wojny walutowej wyrwały się w końcu z Wielkiej Depresji, a sam system złotego parytetu wytrzymał kolejne kilkadziesiąt lat, aż do 15 sierpnia 1971, gdy jednostronnie zerwał go Nixon.

Od tego dopiero momentu mamy na świecie aż do dziś system walut float, swobodnie wymienialnych bez żadnego widocznego parytetu, w odniesieniu właściwie do niczego. Pieniądz wcale nie musi mieć jakiegoś realnego parytetu, a nawet desygnatu, bo jak pokazują w praktyce kryptowaluty, może być nawet wirtualny, czyli być samą ideą. I świat przy tym zauważmy wcale się nie skończył, a właściwie na odwrót: rozpoczęła się dzięki temu epoka globalizmu i handlu bez granic. Ona jak wiemy ma się obecnie na ukończeniu i czeka nas teraz coś nowego, ale stanowi ten moment doskonałą okazję do zauważenia, że każda zmiana porządku monetarnego wymaga ex definitione radykalnej decyzji politycznej, bo zrywa ustalony porządek.

Istnieje przy tym dominujący czynnik ciągłości, gdyż choć standard złota został przez Roosevelta w 1933 złamany, to tylko wewnętrznie i przetrwał kolejne niespełna 40 lat w obrocie światowym aż do chwili, gdy opróżniające się gwałtownie skarbce zmusiły Nixona do zerwania układu. Zauważmy, że ta pierwotna dewaluacja wystarczyła aż na cztery dekady, czyli naturalna inflacja wynosiła wówczas zaledwie 1%, gdy obecnie zakłada się jej pożądany poziom na 2.5%, co samo w sobie już ukazuje w jakiej paranoi żyjemy. Tym niemniej co innego jest o tym wiedzieć, a co innego zaproponować realną alternatywę…

Przez te niemal cztery dekady dolar dzięki złamaniu złotego hamulca obowiązkowej wymienności na tyle się faktycznie zdewaluował [w wyniku radosnej emisji Fed], że w 1971 zajrzało w oczy Nixonowi widmo ogłoszenia bankructwa, co w końcu się stało, ale w wersji soft, to znaczy USA wprawdzie nie ogłosiły swej niewypłacalności według międzynarodowego układu o parytecie walut, tylko… go zerwały [it’s our money, but your problem]. Dzięki temu francuskie okręty de Gaulle, oczekujące na złoto, powróciły do Marsylii puste, a dziś Macron może wiarygodnie sugerować, że umowy z Amerykanami są do zasady wirtualne.

Podsumowując z powyższego praktycznie widać, że dla doraźnych celów koniunkturalnych zerwano parytet złota w 1933, co otworzyło przewagę konkurencyjną Stanom [wojna walutowa], ale wystarczyło tej manipulacji tylko na cztery dekady i trzeba było w efekcie zerwać cały monetarny układ światowy w 1971, bo dolar tak już był faktycznie zdewaluowany, że opróżnił amerykańskie skarbce złota. Sam sztywny system [z całkiem elastyczną walutą] trwał aż do samiutkiego końca, aż ku zaskoczeniu wszystkich został jednostronnie zerwany. W efekcie zaś – co warte jest szczególnego podkreślenia – sam dolar nie tylko nie zniknął, ale stał się niekwestionowaną walutą rezerwową świata numer 1.

Pomyślmy o tym z tej perspektywy. Waluta która jednostronnie zerwała “święte” umowy parytetu złota aż dwukrotnie: raz wewnętrznie, a powtórnie, bezczelnie wobec światowych wierzycieli, stała się w efekcie pieniądzem świata, do którego obecnie wszyscy wobec światowej recesji się uciekają. Czy to nam czegoś nie mówi? Powinno mówić nam wiele rzeczy. Po pierwsze że wojna walutowa jest zjawiskiem powszechnym. Po drugie że umowy może są “święte”, ale sami politycy już zupełnie tacy nie są i każdą z nich w krytycznej sytuacji zerwą. Po trzecie zaś – a dla nas najważniejsze – że parytet złota wcale nie był skuteczny, bowiem jak tylko zbyt stał się ciasny, to dla doraźnych celów gospodarczej koniunktury Roosevelt go ochoczo zerwał, a cała reszta, wraz z systemem float była konsekwencją tego inicjalnego aktu złodziejstwa.

Czy standard złota obecnie, abstrahując od jego możliwości działania w otoczeniu międzynarodowym, mógłby zatem ostać się dłużej? Śmiem bardzo głośno wątpić, wskazując na przywołany przykład Roosevelta. Zbyt duże są żądania doraźnych zysków koniunkturalnych, aby przyjąć model deflacyjny, dający wprawdzie długofalową stabilność, ale niestety skazujący eksporterów na stały handicap wobec systemowo tańszych konkurentów zagranicznych ze słabszą walutą [i w efekcie niższymi cenami]. Ten właśnie efekt kazał w 1933 zerwać standard złota: aby otworzyć emisję pieniądza, aktywizując produkcję i zarazem zdewaluować dolara, skokowo powiększając jego eksportową konkurencyjność.

Jak w takich warunkach może zachować się NBP poddany lobbingowi polskich eksporterów? Prezes Glapiński może być zaprzysiężonym goldbugiem, co nie zmienia obiektywnego przymusu utrzymania podwójnej konkurencyjności: aktywności wewnętrznej [stąd QE oraz zaopatrywanie w płynność] oraz zewnętrznej [konkurencyjny kurs walutowy]. Żaden z tych celów nie może być skutecznie realizowany w reżimie twardej waluty standardu złota. Jest to jednoznacznie wybór polityczny, ale także systemowy. Raz podjęty będzie się jak każdy system, a działający superzachowawczo ze strachu przed utratą kapitału monetarny całkiem szczególnie, utrzymywał wszelkimi środkami przy życiu. Aż go jakiś kryzys i w jego konsekwencji kolejna rewolucyjna decyzja polityczna nie przewróci. Świat się przy tym nie skończy, a słońce nie przestanie świecić. Business as usual.

Jaki jest ten biznes widzimy. Idzie kiepsko. Za to złoto podobnie jak wiosenne słońce świeci coraz mocniej. Trzeba nam z tego wyciągać wnioski, bo i słońce i złoto zachowują swe tradycyjne właściwości pomimo całego politycznego cyrku. Pandemium, a te świecą jak zawsze.
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut