Do gógla zezowaty podchodzi z uzasadnioną dozą nieufności, bo – po pierwsze – automatyczny zapis mu przed chwilą, po naciśnięciu jakiejś niewiadomej kombinacji klawiszy, o co w sumie dziś nietrudno, gładko zeżarł calutki tekst, razem ze zdjęciami, więc te szybkie łajzywygi edytory (z podglądem!) to sobie Eric Schmidt, albo Brin, powinni wsadzić (nawet mnie nie spytał skubany, szast, automatyczny zapis...) oraz – po wtóre – to praktyczny monopolista GOOG o kapitalizacji ponad 150 mld, więc uważać trzeba. Co nie przeszkadza zezowatemu trzymać choćby tego bloga u wuja gógla (blogspot), korzystać z obrazków picasa, poczty gmail, aczkolwiek zawsze z dozą nieufności. Dodam, że prawie codziennie korzystam z wyszukiwarki, a jest ona niezastąpiona w tak egzotycznych zastosowaniach, jak badanie aktualnych trendów (analytics), bowiem wyszukiwarka ma całe kopalnie wiedzy o tym, co ludzie wypisują, ale także czego szukają... wszystko natychmiast i prawie za darmo. Zatem jeśli czegoś zezowaty nie wie (a zawsze czegoś, choćby tego, czego jeszcze nie wie – taki sofizmacik wyszedł), to pyta wuja: wuju, co tam słychać, szukaj wuju! I wuj szuka. I znajduje. Co oczywiście nie przeszkadza wcale, że co drażliwsze tematy sobie zezowaty odpala na przeglądarce bez pamięci, albo przez proxy, albo w scroogle (co to jest proxy albo scroogle musisz sobie wygóglać - i drugi żarcik wyszedł).
Jedno z najlepszych narzędzi od wuja to góglomapy i atlas nieba, z bogatym zestawem narzędzi nawigacyjnych do rysowania i publikacji własnych map. Jedno z nich – wikimapię – zaproponowałem grupie poszukujących śladów smoleńskich, bowiem zawiera wiele ciekawych opisów obiektów w cyrylicy. Jednym z tych nieustających poszukiwaczy, nie zrażających się narracją o pancernej brzozie i odrzutowych fikołkach jest Albatros. Jego odkrycia traktuję poważnie od chwili, kiedy wykazał przy pomocy satelitarnych map meteo NASA, w kilku zakresach, że wokół lotniska Smoleńsk severnyi XUBS, szalało kilka małych ognisk pożarów... dnia 9 kwietnia 2010 oraz nic się nie paliło 10 kwietnia!
Otóż ostatnio Albatros odkrył na satelitarnej mapce gógla, w odległości ok. 100 km na zachód od Petersburga, nieopodal wioski Uutassola, figurę samolotu, przypominającą jako żywo tupolewa 154. Mało tego, przy pomocy satelitarnych zdjęć meteo NASA wykazał, że 10 kwie 2010 w tym miejscu szalał pożar, dokładnie w godzinach 11-14 (10-13 UTC), a pióropusz dymu sięgał co najmniej 245 kilometrów, słowem coś jakby na kształt prawdziwej katastrofy lotniczej.
Co do analizy meteo nie potrafię ani potwierdzić, ani zaprzeczyć, bo za mało wiem w tej materii, co nieco jednak mogę powiedzieć o mapie gógla, a jako się rzekło - kiedy wuj gógel mówi, nawet niepytany, zezowaty słucha, zawsze można się czegoś dowiedzieć (to już trzeci sofizmat, wystarczy).
Po pierwsze figura samolotu jest ewidentnie do mapy wklejona, nie jest to fotografia lecącego, bądź stojącego samolotu z satelity, ale obiekt z tzw. „gifa”, dodany do zdjęcia. Widać dość niechlujny kontur, zwłaszcza wokół zarysu wypuszczonego podwozia. Jak wygląda foto samolotu w locie można zobaczyć choćby na przykładzie tankowca boeing, pomalowanego ochronnie, a i tak wyglądającego w locie o wiele naturalniej.
Co robi zatem wklejona, szara figurka samolotu na satelitarnej mapie? Zapewne znalazła się tam świadomie i nieprzypadkowo. Ten wycinek mapy pochodzi z września 2005 roku. Okolica nie wskazuje, aby tam parkował jakiś samolot, bowiem musiałby najpierw wylądować (i zostawić ślady). Ktoś powie – przecież to absurd – taki samolot nie wyląduje w polu. I tu zaczyna się naprawdę ciekawie. Otóż pomierzyłem na zbliżeniu obrazek samolotu i wychodzi, że jest to rzeczywiście foto tu-154, na glebie, albo coś łudząco do niego podobnego. Rozświetlenie na dziobie wskazuje na prawdziwy kolor, który został usunięty i automatycznie zamieniony na jednolity szary, aby ukryć znaki rozpoznawcze. Według mnie oryginalna maszyna miała biały dziób. Na tym nie koniec niespodzianek, o wysuniętym podwoziu – na postoju, albo do lądowania - wspominałem. Trzeba dodać, że maszyna rzeczywiście stoi, ale z odłamanym ogonem, wyraźnie odstającym i odłączonym od reszty geometrii. Poza tym maszyna wydaje się być w jednym kawałku. Wygląda tak, jakby ktoś wyciął to zdjęcie z miejsca awaryjnego lądowania i wstawił w neutralne, „nieuszkodzone” otoczenie. Tupolew-154 wylądował awaryjnie w polu, co prawda przyziemił dość twardo, bo odłamał ogon, ale poza tym nic więcej. Wracamy znów do okolicy. Sceptyk powie – wykluczone, rozbiłby się w drobiazgi. Otóż tu kolejna niespodzianka. Właśnie to miejsce nadaje się to awaryjnego lądowania w terenie – szerokie, długie płasko zaorane pole, wzdłuż prostej szosy, idealnie nadającej się jako linia orientacyjna. Tupolew ma specjalnie wzmocnione podwozie i może bezpiecznie lądować na gruncie, a nawet z niego startować, tym odróżnia się od swoich młodszych braci.
Co zatem mówi nam wuj gógel? Wydaje się, że sugeruje, iż w tym miejscu po prostu jakiś tupolew dość awaryjnie wylądował. Zapewne był to rejs Petersburg-Tallinn, bowiem punkt leży na tej trasie. Możliwość, że obrazek pojawił się przypadkowo, albo przedstawia omamy, wykluczam. Brak dodatkowych śladów w okolicy oraz ewidentne odłamanie ogona świadczą, iż nie było go tam w roku 2005, a został wklejony z innego czasu. Czy również innego miejsca? Tu dochodzimy do sedna. Otóż wuj gógel pewne miejsca zaciemnia, wycina, kamufluje, niemniej zawsze zgadzają się współrzędne geograficzne oraz czas. Skoro tu ewidentnie nie zgadza się czas, to pozostaje konkluzja, że prawdopodobnie zgadza się miejsce, bo inaczej zresztą ta zabawa nie miałaby sensu. Wydaje się, iż gógel mówi nieoficjalnie - tu się rozbił biały tupolew 154, więcej nie możemy potwierdzić, a wy udowodnić, żadnych śladów, znaków identyfikacyjnych itd. Pozostaje zatem wsiadać w samochód i odszukać ten punkt: 59.6164261 N 28.92372978 E . Dlaczego? Ano dlatego, że ktoś wkleił tam figurkę połamanego tupolewa w satelitarne zdjęcie, a takie rzeczy w satelitach nie dzieją się same.
Na koniec: zawsze sprawdzaj kto mówi.
GOOG
DigitalGlobe
Geoeye
Na zjęciach satelitarnych na pewno nie ma nic, co mogłoby zagrażać interesom amerykańskim, zatem jeśli coś się pojawiło, jest z tym interesem niesprzeczne.
sobota, 29 października 2011
blog comments powered by Disqus