Go To Project Gutenberg

poniedziałek, 23 lutego 2015

Palimy mosty. Dlaczego?

-
Wszystkich zaskoczyła wieść o zamknięciu jednej z najruchliwszych przepraw w Polsce, mostu Łazienkowskiego, z powodu pożaru. Jeszcze większy szok przeżyli warszawiacy, gdy okazało się, że cudotwórczyni bufetowa potrzebuje półtora roku i kilkaset milionów... z powodu naruszenia konstrukcji. To jednak zaledwie wierzchołek aberracji, związanych z tym wypadkiem. Warto się mu bliżej przyjrzeć, zwłaszcza że od pierwszych właściwie minut – wychodząc z relacji mediów – wiedziałem, że „wypadek” jest sabotażem, pozostawałoby jedynie ustalić motyw oraz sprawców. Pierwsza hipoteza o ukrytej w moście telekomunikacji okazała się prawidłowa, jednak ze sprawcami mam większy kłopot, bowiem wytypowałem na gorąco dwóch podejrzanych – i od kilku dni próbuję się zdecydować.

Prześledźmy zatem bliżej arcyciekawy przypadek, zwłaszcza że dotyczy naszego osobistego podwórka {i setek milionów przy okazji}. Bardzo pomocny dokument źródłowy przesłał jeden z czytelników, za co niniejszym dziękuję, zachęcając innych do podobnej współpracy. Wiem, że mam bardzo inteligentnych i zorientowanych czytelników, skąd zresztą nieustanny stres, gdyż byle czego nie można im zapodawać {:-)}.


Chodzi o kable

Od początku było oczywiste, że chodzi o kable, bowiem po praskiej stronie Wisły, m.in. w kwartale Ostrobramska, mieszczą się od dekad ważne obiekty wojskowe, a wśród nich jak rodzynki poumieszczane rosyjskie {niedawno radzieckie} budynki, używane na podstawie USTNEJ umowy bezpłatnego użyczenia niemal od końca II wojny światowej, teoretycznie należące do Skarbu Państwa {dziś bufetowa udaje, że próbuje odzyskać należności z tytułu podatków, a ambasador Rosji prowokacyjnie zamyka polski konsulat}. Kto „badał” skrzynki tupolewa, który miał się rozbić pod Smoleńskiem? Firma ATM, o czym informowała słuchaczy telewizja TVN, w programach produkowanych przez jedną z ich firm {bodaj ATM-Media}, dzięki sieciom komputerowym, założonym także przez ATM. Kluczowe obiekty wszystkich wymienionych mieszczą się właśnie po praskiej stronie, a najkrótszy do nich dostęp od centrów rządowych, przylegających do Łazienek, biegnie właśnie mostem Łazienkowskim... Dodatkowo centrum bezpieczniaków cywilnych {wywodzące się z KBW}, a obecnie noszące miano policji, usytuowane jest tradycyjnie na Mokotowie, skąd znowu najkrótsza i najlogiczniejsza droga do praskich jednostek wojskowych biegnie... mostem Łazienkowskim.

Nie stanowi tajemnicy dla warszawiaków, że jakoś tak tradycyjnie wojsko w PRL rozlokowało się ze swoimi koszarami i poligonami głównie w lasach po praskiej stronie Wisły. Naturalnie obok nich poumieszczały się różne dowództwa, obiekty produkcyjne i usługowe {na przykład propaganda}. Zarówno wojsko musi mieć stałą i pewną łączność z obiektami rządowymi, jak i centrum policji, zatem z prozaicznych, geograficznych powodów główną, bezpieczną arterię komunikacyjną bezpieczniaków od lat stanowił niezmiennie most Łazienkowski, zarówno dla odłamu wojskowego, jak i cywilnego. Owszem, można położyć kable inną drogą, albo komunikować się przez radio, ale główna linia światłowodowa, odporna na podsłuch satelitarny {to decydujące}, łącząca prawo- i lewobrzeżną część miasta, z wymienionych powodów biegła od lat mostem Łazienkowskim właśnie.

Skąd taka predylekcja do pozostawania na praskim brzegu, czyżby nostalgia za wspomnieniami z Powstania Warszawskiego, kiedy krasnoarmiejcy „zdobyli przyczółek”, z którego bezpiecznie obserwowali rzeź na lewym brzegu? Poniekąd, a ściślej logiczny rezultat strategii Układu Warszawskiego, zakładającej w pierwszym rzucie wojny z NATO {na terytorium Polski zauważ dobrze watsonie} zlikwidowanie wszystkich przepraw na Wiśle, jako głównej i jedynej właściwie przeszkodzie geograficznej na poza tym płaskim jak stół i łatwym do transportu terenie. Innymi słowy wszelka właściwie łączność prawego i lewego brzegu Wisły, w tym w samej stolicy, zostałaby zerwana w pierwszych godzinach wojny, stąd i świadome lokowanie zaplecza produkcyjnego i logistycznego, newralgicznego w przypadku wojny, właśnie po praskiej stronie. Oto krótka odpowiedź na pytanie, skąd się na Pradze wzięła TVN {i sieci komputerowe ATM}.

Wiadomość o zapaleniu Łazienkowskiego przyjąłem zatem jako domyślny sabotaż telekomunikacyjny głównego, newralgicznego łącznika rządowo-wojskowego w stolicy. Dalszy przebieg wypadków potwierdził te ponure przypuszczenia.


Mosty się nie palą

Czy można spalić stalowo-betonowy most? Jak widać można. Tyle tylko, że nie jest to z raczej oczywistych względów możliwe w wykonaniu nawet pułku pijanych bezdomnych, wyposażonych w butelki z benzyną, a nawet napalm. Mostu konstrukcji żelbetowej nie można spalić tradycyjnymi metodami, podobnie jak nie można było spalić wież WTC paliwem lotniczym {czyli naftą} po prostu z powodu zbyt niskiej temperatury płomienia, nie będącej w stanie uplastycznić {stopić} stalowych dźwigarów i zbrojenia oraz skruszyć betonu. Wie to każdy inżynier z prawdziwego zdarzenia, nie tylko budowlańcy. Temperatura płomienia z napalmu jest po prostu za niska... Dlatego do wytopu stali potrzebne są specjalne piece, w dodatku ze specjalnym węglem, który nazywa się koks – dającym wystarczająco wysoką temperaturę powyżej 1500 C, bowiem tradycyjny węgiel – podobnie jak tradycyjne paliwa płynne – jest za słaby... Mówiąc inaczej: do zniszczenia oraz nawet naruszenia konstrukcji mostu Łazienkowskiego, podobnie jak i innych podobnych budowli inżynierskich na świecie, nie wystarczy „zwyczajny” pożar, bowiem „zwyczajny” pożar może owszem – zniszczyć asfalt, albo jakąś zabudowę, ale przecie nie zagrozi konstrukcji właściwej, wykonanej z betonu i stali, zatem nie jest w stanie zniszczyć konstrukcji nowych budowli, stawianych przeważnie w tej technice.

Tymczasem skonfundowana bufetowa, po przeprowadzeniu wizji lokalnej musiała przyznać, że „konstrukcja mostu uległa częściowemu zniszczeniu” i wymaga ok. 150 mln napraw oraz co najmniej 1,5 roku prac. Od razu, jednym cięciem pozbawię cię złudzeń, drogi watsonie. Nie 150 mln, tylko okrągłe pół miliarda, nie 1,5 roku, tylko minimum dwa lata jeśli przystąpią do robót natychmiast i nie „naprawy”, ale zbudowanie nowego mostu po prostu. Teraz przez kilka miesięcy będzie trwała radosna przepychanka, komu i jak wepchnąć do gardła tę wstrętną żabę, bowiem bufetowa jej nijak łyknąć nie chce... zatem te kolejne miesiące dolicz do rachunku. Na moje oko za jakiś rok ruszą prawdziwe prace „rekonstrukcyjne” mostu obok, czyli naprawdę nowego obiektu, zatem już w 2018 pojedziesz na Pragę skrótem. Zauważ, że wreszcie padło – jakkolwiek niechętnie i nieśmiało – rozstrzygające słowo „zniszczona konstrukcja”, przecinające dalsze spekulacje.


{tekst stanowi wstęp analizy z ostatniego wydania Summa Summarum}
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut