Go To Project Gutenberg

poniedziałek, 7 września 2015

W wojnie gangów - remis

-
Można na podstawie naszkicowanych i obserwowanych w politycznej naturze, dynamicznych wydarzeń ostatnich dni pokusić się o ocenę bieżących wyników zmagań, zwłaszcza w świetle gangu kelnerów. Wyniki tej wojny gangów, jak poprawnie należy te polityczne zapasy w błocie zaklasyfikować, nie są tymczasem jednoznaczne, ale biorąc pod uwagę ostatnie akapity nie powinno to dziwić. Systemowo bowiem na zjawiska politycznych zmagań patrząc, nie sposób uciec od ostatecznej konkluzji, że bez naruszenia fundamentów położonych pod „System” w Polsce przez bezpieczniacko-wojskowy duet Jaruzelski-Kiszczak nie da się rozstrzygnąć żadnych zmagań politycznych ostatecznie. Ten wniosek końcowy nie jest specjalnie budujący, ale niestety konieczny, sądząc po narastającym zacietrzewieniu autentycznie zaangażowanych w politykę ludzi dobrej woli, którzy wpadają w pułapkę myślenia partyjnego, tak jakby świat istotnie był płaski, a na parlamencie i przepychankach w nim polityka się kończyła. Zupełnie bezproduktywnie dają się wciągać w międzypartyjne podchody, rozgrywki i przepychanki, tracąc grupowo cenną energię i czas. Tymczasem polityka w parlamentarnych grach zaledwie się zaczyna, jak pokazuje choćby przykład barona Burego, a nawet gorzej: wirtualny świat na Wiejskiej jest zaledwie teatrem do masowej konsumpcji, a wszystkie istotne wydarzenia odbywają się za kulisami. Nie można zatem i nie wolno wyciągać ostatecznych i rozstrzygających wniosków formułować na podstawie spektaklu parlamentarnego, który jest jedynie dekoracją. Co więcej, nawet zajrzawszy głęboko za kulisy łatwo możemy ulec złudzeniu Wojtunika, że to tylko „pajęczyna”, gdy naprawdę struktura jest wielopoziomowa i nie da się jej po prostu usunąć bez całkowitego zawalenia państwa, gdyż jest z nim organicznie zrośnięta od całych dekad, od powstania polskiej państwowości po wojnie mówiąc całkiem dokładnie.

Można natomiast i wypada wyciągnąć wnioski co do aktualnej walki na przykładzie najważniejszych obecnie zmagań – gangu kelnerów. Tu wynik jest wybitnie remisowy, co prawda ze wskazaniem na awans jednej strony. Pomimo wydawałoby się druzgocącego ciosu w rząd i premiera osobiście, nie tylko partia PO wciąż się ostała jako funkcjonalna całość i nawet wystartuje do sejmu, tak jakby nic się nie wydarzyło, ba! - pod jej szyldem wystąpią takie tuzy intelektu i salonowych gier jak Dorn, Napieralski i Mazower – przepraszam, Mazowiecki junior. Nadal będzie straszyć swoją wieśniacką nowoczesnością, pazernością i stadem Sobiesiaków w każdym zakątku kraju. Skandal jej zatem nie przewrócił, jak sam oczekiwałem, a wygodniccy bonzowie partyjni nawet nie muszą zmieniać szyldów i wizytówek na ratunkowe logo Nowoczesnej.PL, przygotowane zawczasu w oczekiwaniu klęski. Tak więc o całkowitej porażce, a nawet zdecydowanej klęsce nie można mówić. W walce gangów, na poziomie poszczególnych branż i lokalnych sitw sytuacja jest jeszcze bardziej niezdecydowana, bo walka wciąż trwa. Najlepszą ilustracją tego stanu remisu jest aktualna walka w Przemyślu, bo żadna ze stron nie zamierza ustępować. To chyba najdobitniejszy dowód na błąd w koncepcji Michalkiewicza, spodziewającego się, że w jakiś magiczny sposób stronnictwo żydowskie, które ma tam nawet na koncie jakieś sukcesy i operacje, ponad trwającymi walkami o terytorium i konkretne biznesy ogłosi rozejm, nowy podział rynków, a walczące gangi w dodatku tego usłuchają.

Kto ma te gangi niby zmusić do posłuszeństwa? Komando Sayeret Matkal z Tel Awiwu? Tak realny świat niestety nie działa. Owszem, krzywonosi komandosi mogą kogoś bezszmerowo zdjąć, a nawet zorganizować całą serię prowokacji, nie są wszak w stanie, ani nie mają najmniejszego interesu w tym, aby wkraczać w roli arbitra do lokalnych konfliktów w rodzaju Przemyśla. Jak mieliby to niby zrobić w mieście, w którym żyje kilka tysięcy co najmniej utrzymujących się z przemytu mrówek, handlarzy, pośredników, urzędników, policjantów i złodziei, okraszonych stadkiem prostytutek? Jak ma niby wyglądać mediacja w sprawie dziesiątek i setek baronów w stylu Burego, zamieszanych niczym ojciec chrzestny we wszystkie lewe interesy na swoim terenie? Ma do nich zadzwonić Netaniahu z wieścią, że teraz będą się meldować u pułkownika Davida z ambasady Izraela? Przecież ze śmiechu dostaliby skrętu kiszek. Tak realny świat nie wygląda – co zresztą dobitnie widać po rozwoju wydarzeń.

Koncepcja Michalkiewicza może i wydawać się ponętna, tyle że brak jej substancji. W wojnie gangów trwa uwierający wszystkich remis i nie widać wcale szansy na trwały kompromis nie dlatego, iżby brak było po temu chęci. Ani poseł Bury nie chce do końca życia użerać się z podsłuchami i rewizjami, ani celnicy w Przemyślu nie są szczęśliwi z nękania ich kontrolami i patrzeniem im na ręce, ale przecież nikt swojego „chleba”, czyli kawałka udziału w co prawda nielegalnych, ale dochodowych biznesach nie ma najmniejszego zamiaru oddawać. Co więcej, jak zaznaczyłem wyżej, problem zwalczających się i przeciwstawnych interesów jest systemowy i tkwi u genezy systemu. Nie ma arbitra, który by rozstrzygnął spory, poza oczywiście Samsonem, o którym wydaje się wspominać nadredaktor Michnik, który tak by potrząsnął przegniłą budowlą, iż by ta się zawaliła. Tylko takie ozdrowieńcze rozwiązanie pozostaje. W jego braku nie pomogą żadne krajowe, ani tym bardziej zupełnie cudaczne i egzotyczne konstrukcje sił zewnętrznych, mających tu zaprowadzić porządek. A ja się praktycznie zapytam: jak? Korespondencyjnie, mailem, czy przez telefon te tysiące alfonsów, prostytutek, policjantów i złodziei, żyjących z przemytu w przykładowym Przemyślu, a których ojcem chrzestnym jest Bury? Raczej słabo widzę tę koncepcję, bo w realnym życiu działają tylko dwa sprawdzone mechanizmy, najlepiej działające jednocześnie: ktoś im każe to zrobić – i ten ktoś potrafi ich do tego zmusić, a ponadto im się to jeszcze opłaca. To drugie jest w rzeczywistym świecie o wiele skuteczniejsze i trwalsze, a w dodatku praktyka pokazuje, że rozkazy, zakazy i nakazy nie poparte ekonomiczną podstawą są na dłużej całkowicie nieskuteczne, a zatem praktycznie bezwartościowe. Nie wystarczy mieć racji, trzeba ją jeszcze zrealizować. Tak zresztą działają także wszystkie gangi, nie wyłączając bezpieczniaków i ich armii przyjaciół - kapusiów. Są oni nieodmiennie osobiście zainteresowani w powodzeniu działań swoich „opiekunów” i przełożonych, gdyż z tego żyją – i stanowi to podstawę ekonomiczną ich bytu. Oto tajemnica wojny gangów, nie będąca niczym w istocie tajemniczym, bowiem jak zwykle chodzi o forsę. Ekonomia drogi watsonie w stanie czystym, a już wydawałoby się, że polityka ma mało wspólnego z ekonomią, gdy tymczasem istnieje w praktyce tylko jedna dziedzina – ekonomia polityczna.

Po przedłużającej się ofensywie niebieskich na rozpoczętych w ubiegłym roku frontach energetycznym oraz przemytniczym sądząc, stan długiego remisu i pata jest względnie trwały i trudno spodziewać się dalszych przełomowych zwycięstw, o czym świadczą na różnych poziomach perypetie przemyskie, Burego oraz Kulczyka. Na wszystkich poziomach, podobnie jak we wspomnianej wielopoziomowej konstrukcji budowlanej, trwa walka. Zarówno na parterze, w konkretnych biznesach – vide Przemyśl. Tu zdjęto dawno rękawiczki i leje się realna krew. Na wyższym poziomie, tam gdzie rezyduje Bury, wciąż obowiązuje elegancja i raczej z racji zawikłania i skomplikowania powiązań szybko się to nie zmieni. Ani śledczy posła Burego definitywnie nie usuną z biznesu i polityki na niskim i średnim szczeblu, ani nie grożą mu porachunki mafii, bo on jest tylko ich usługodawcą – pomaga im w prowadzeniu biznesu, więc nic szczególnie z tej strony mu nie grozi, poza oczywiście kompromitującymi kontaktami. Na jeszcze wyższym piętrze także nie widać wieszczonego przez Michalkiewicza żydowskiego arbitrażu, bowiem nie ma kto go wprowadzić, przynajmniej do czasu, jak sejm zostanie inkorporowany do knessetu, a z tym, pomimo położonych wielkich wysiłków przez różne Hartmany, jeszcze bardzo daleka droga. Nie widać także rozejmu w kluczowych, największych i oczywiście najbardziej kosztownych biznesach, dotyczących zwłaszcza energetyki. Napisał to wyraźnie, choć aluzyjnie Michnik. Kulczyk zabiegał o ochronę swoich inwestycji na wschodzie przez ABW, ale przecież jej nie otrzymał. Z drugiej strony most energetyczny, pomimo niechęci oligarchów ukraińskich, jakoś jest tam realizowany, a przynajmniej widać do tego przymiarki. Remis – i to zgniły w dodatku, pat jak z podręcznika! Żadna ze stron nie może doprowadzić do pożądanego rozwiązania, a nawet nie widać rozsądnego kompromisu. To dlatego właśnie musiał umrzeć Kulczyk, gdyż sytuacja stała się nierozwiązywalna. Nie zbliża to do jej rozładowania – co zresztą wyczytaliśmy w kryptycznym artykule samego Michnika. Nie ma porozumienia w wojnie gangów, trwa bojowy remis, a inicjatorzy gangu kelnerów powoli tracą nerwy, co widać niczym złowieszczy napis na ścianie u Belszazzara – u Michnika. Mane tekel, fares. Jeśli nie ustąpicie, będzie trzęsienie ziemi, a Samson potrząśnie kolumnami... Gazetowymi zapewne.

No to niech trzęsie. Konstrukcja przegniłego bękarta Okrągłego Stołu zasługuje tylko na trzęsienie. Wedle proroczych słów Piłsudskiego: bić kurwy i złodziei, bo co nam innego pozostaje? I niech się naparzają w Przemyślu, stowarzyszenie MOST, Michalkiewicz, ani nawet sam arcymistrz podsłuchu i strażnik nadwiślańskich sumień Michnik, wieszczący koniec świata i samsońskie trzęsienie truchła RP, tego nie powstrzyma, bo to cecha SYSTEMOWA watsonie, jak wyłuszczyłem. Tym bardziej i ja ich nie powstrzymam. Bić kurwy i złodziei! A w razie braku możliwości, niech się tam biją sami. I pies...



Tekst stanowi podsumowanie bieżącej analizy Summa Summarum 36/15 pt. ”Sowa i wiedeńscy przyjaciele”
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut