Nie zauważyłem wśród głosów ostrzegających przed pokojową inwazją islamu na kontynent europejski, będącą śmiertelnym dla niego zagrożeniem kulturowym i ekonomicznym, bardzo istotnego wątku geostrategicznego. Sprowadza się on do kapitalnego znaczenia przemytniczego szlaku bałkańskiego, będącego obecnie szlakiem wędrówki ludów muzułmańskich na północ, a forsujących strategiczną barierę, przez tysiąclecia chroniącą Europę. Co prawda zauważyliśmy, że organizacja gigantycznego szmuglu ludzi z Bliskiego Wschodu przez Turcję bardzo źle wróży utrzymaniu się rządu Assada. Wybór Turcji jako punktu zbornego do przerzutu ludzi na północ wydaje się niedwuznacznie wskazywać na rychłą eskalację wojny w Syrii, do której Turcy z jednej strony obecnie z werwą wprowadzili swoje lotnictwo, a ostatnio także i siły lądowe, zatem inwazja wydaje się kwestią najbliższych dni. Tak przynajmniej sugerują z drugiej strony gorączkowe przygotowania Rosji do walk w regionie pod postacią dostaw do Syrii i Iranu systemów obrony przeciwrakietowej oraz nowoczesnych myśliwców, a być może – o czym donosi wywiad Izraela – nawet rosyjskich wojsk przeciwlotniczych i desantowych wprost. W takiej dość niewyszukanej konfiguracji wojskowej {wojskowi lubią prostotę} Turcja z jednej strony będzie dostarczała wojska i broń, a z drugiej równolegle będzie odpowiednio zagospodarowywać „ludzki urobek” wojny w postaci wzmożonej fali uchodźców w swoich ośrodkach wojskowych, przeładowując ich i oczywiście umieszczając w ich szeregach swoich agentów, prowokatorów i być może wywrotowców, gdyż nie stanowi tajemnicy, że zarówno Szare Wilki wciąż doskonale funkcjonują wewnątrz NATOwskiej, tajnej struktury Gladio, jak i współpraca z nowym tworem wielu wywiadów ISIS idzie znakomicie. Tak znakomicie, że wszystkie kilkaset „pomyłkowych” lotów zaopatrzeniowych rzekomo przeznaczonych dla „umiarkowanych rebeliantów” w Syrii, oczywiście wyszkolonych przez Amerykanów, dostało się w ręce ISIS. Inaczej by prawdopodobnie nie przetrwali... Z tureckiej bazy Incirlik odbywają się naloty na pozycje ISIS, Kurdów, a przede wszystkim na siły Assada. Co najważniejsze, to z baz szkoleniowych w płd.wsch. Turcji, blisko granicy syryjskiej i irańskiej, bojownicy ISIS wykonywali w początkowym okresie główne wypady i natarcia, dzięki nim mogli przetrwać, gdyż po nieudanych atakach chowali się w nich bezpiecznie, wiedząc doskonale, że Syria nie odważy się ścigać ich przez turecką granicę {było kilka takich incydentów, ze zmasowanym odwetem tureckiej artylerii i lotnictwa}. Oczywiście bazy ISIS nadal tam są, tyle że ta zbieranina operuje już w miarę swobodnie na wielkim terenie Iraku i Syrii, ale ma wciąż komfort bezpiecznego schronienia w Turcji. Do tego ta ostatnia, po czterech latach cichego wspierania wojny i prowadzenia jej cudzymi rękoma, wchodzi do niej otwarcie, co zasygnalizowałem ostatnio jako punkt zwrotny wojny bliskowschodniej. Odkrycie szeroko szlaku bałkańskiego wskazuje na ukryty dodatkowy cel tej wojny, a mianowicie masową migrację muzułmanów do Europy. Skoro odbyła się premiera przedstawienia cierpienia uchodźców i udane złamanie traktatu z Schengen, należy oczekiwać rychłego wzmożenia ruchu na tym szlaku, czyli innymi słowy zwiększonej produkcji uchodźców, co oznacza zarazem złowieszcze wzmożenie wojny. Tak przynajmniej świadczą działania wojskowe lokalnej potęgi – Turcji, gdyż inaczej głośna, można powiedzieć – uroczysta – inauguracja przemytniczego szlaku w Budapeszcie z jej punktu widzenia nie miałaby sensu, a skądinąd wiemy, że Turcy głupcami nie są, a ktoś tych „uchodźców” do pociągów w dość zorganizowanym szyku zapakował. Przy okazji przytoczę kolejny dowód praktyczny na zorganizowany charakter imigracji muzułmańskiej. Otóż poza dominacją w buntowniczej hordzie młodych mężczyzn, co podczas wojny samo w sobie stanowi pierwszorzędny sygnał alarmowy, rzucającą się w oczy cechą gatunkową obecnej fali migracji z południa jest to, że jest powszechnie wyposażona w telefony komórkowe z internetem. O ile nie stanowi to w dzisiejszych czasach wielkiego luksusu, nie stanowi wszak także artykułu pierwszej potrzeby i masowe wyposażenie w nie migrantów świadczy o tym, że czemuś one służą. Czemu – łatwo zgadnąć – stałej komunikacji ze swoimi klanami ziomków, a najprawdopodobniej także organizatorami przemytu, nie mówiąc już o takiej wygodzie, jak cyfrowych mapach i informacji turystycznej w kieszeni, takim nowożytnym bedekerem. Z drugiej strony „uchodźcy” wcale tacy całkiem biedni i bez środków być nie mogą, skoro skądinąd wiadomo, że taryfy komórkowe i internetowe na Bliskim Wschodzie, a także roaming, należą do najdroższych na świecie. Działające telefony komórkowe oznaczają aktywne i opłacone rachunki telefoniczne. Imigranci mają zatem stały kontakt ze swoimi rodzinami i klanami, a z tego z kolei wynika, że tacy beznadziejnie opuszczeni i zdesperowani także nie są, bowiem mają choć rodzinę i jakąś sieć kontaktów, a także parę groszy w kieszeni, nie wspominając już o opłaconej podróży – bo ktoś przemytnikom zapłacił. Tak więc, sądząc po działających i używanych telefonach, hordy muzułmańskie przybywają raczej w celach ekonomicznych, oportunistycznych, gdyż nie zagrażało im bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, skoro nadal aktywnie żyją ich rodziny. Z drugiej strony można zasadnie przypuszczać, że telefony te stanowią stały kanał komunikacji z organizatorami przemytu, podającymi poprzez nie instrukcje zachowania oraz na bieżąco kierujący operacją. Zapewne także są nitką, łączącą niepostrzeżenie umieszczonych wśród migrantów tajniaków i agentów z centralą. Nitka ta przyda się w przyszłości, gdy uchodźcy znajdą się bezpiecznie w swoich ośrodkach pomocy, a jeszcze bardziej gdy z nich wyjdą, gdyż wedle wszelkiej logiki będą za ich pomocą organizować dalsze akcje na docelowym miejscu: przemyt imigrantów, nielegalny handel, akcje sabotażu itp. W ten sposób bardzo tanim kosztem można przerzucić i sterować w Europie doskonale skoordynowaną siatką wywiadowczą, bądź wywrotową, przy użyciu całkiem niepozornego wydawałoby się kieszonkowego sprzętu. Organizator siatki naprawdę nie potrzebuje dziś tajnych nadajników i wyrafinowanej techniki. Wszystko czego mu potrzeba dla łączności, to opłacone karty SIM dla zespołu swoich agentów w terenie. Resztę dadzą hojne władze Unii, w płaczliwej histerii, rozpętanej za pomocą jednego zdjęcia. Mieszkania, naprawdę hojne zasiłki, pozwolenia na pracę, ulgi podatkowe, możliwość sprowadzenia rodzin i kolejnych grup uchodźców, zbudowania lokalnej społeczności... Możliwości jest bez liku. Jeśli z szerszej perspektywy spojrzymy na znaczenie szlaku bałkańskiego, zrozumiemy w końcu żelazną logikę i rozmach operacji migracyjnej. Oczywiście, tak jak piszę od lat, kolorowe rewolucje stanowią logiczny ciąg wydarzeń, których etapem prowadzącym do Iranu jest obecnie Syria. Efektem ubocznym tych wojen, naturalnie spodziewanym w wyniku masowego zniszczenia infrastruktury, jest równie masowa, liczona w miliony migracja. Tę – jak objawiło nam się obecnie w Budapeszcie – planiści wojenni postanowili wykorzystać w wojnie kulturowo-demograficznej w Europie. Będzie to wojna cywilizacji islamu z ustępującym i słabnącym chrześcijaństwem. Oczywiście wszelcy postępacy ze mną się nie zgodzą, ale nie ma to najmniejszego znaczenia, skoro arabski islam traktuje Europę en bloc jako „niewiernych” i odpowiednio do tego także się zachowuje. Nie jest to spekulacja i przypuszczenie, ale stwierdzenie aktualnego stanu rzeczy, poparte dodatkowo dowodami z historii. Islam w Europie nie asymiluje się – ani do chrześcijaństwa, ani do obojętności, ani buddyzmu ani do niczego w ogóle. Pozostaje czystym, w miarę nieskażonym islamem. Tak więc, - jakby neutralnie na sprawę migracji nie patrzeć – nie jest ona i nie może być kulturowo obojętna, gdyż ze strony islamskich najeźdźców, co prawda pokojowych tym razem, występuje historycznie znana już ze zbrojnych podbojów tureckich i tatarskich, ta sama, niewiele zmieniona religia i kultura. Mamy zatem do czynienia bezspornie z aktem inwazji kulturowej na Europę, zorganizowanej jako efekt uboczny, dodatkowy wojen na Bliskim Wschodzie i płn. Afryce. Patrząc historycznie na rolę Turcji i zmagań między chrześcijaństwem, a islamem, dostrzeżemy kluczową i wprost złowieszczą w niej rolę Konstantynopola. O tę metropolię na styku Azji i Europy rozegrały się wojny krymskie. Obecnie zbliża się główne starcie kolejnej wojny krymskiej, wydawałoby się niewinnej lokalnej utarczki między NATO a Rosją na Ukrainie. Najważniejszym fantem tych zmagań był Krym i flota tam zgromadzona. Krym, którego bramą do szerokiego świata jest... Konstantynopol, strzegący zazdrośnie cieśniny bosforskiej. I znów zaciemnia się horyzont do kolejnego zwarcia w okolicy Konstantynopola, w Syrii, dokąd coraz gęściej zmierza rosyjskie wsparcie najnowocześniejszej broni, na czele z mało nagłośnionym, a wielce złowieszczym przybyciem w okolice syryjsko-rosyjskiej bazy Tartus najpotężniejszego okrętu podwodnego świata z 400 głowicami atomowymi na pokładzie. Jest on w praktyce niewykrywalny, stanowi więc jednoznaczny atut w ręku Putina. W rozgrywce o Konstantynopol będzie użyta bez wahania broń atomowa – tak jest ważny. Obecnie Konstantynopol nazywa się naturalnie inaczej, ale zarówno cieśnina bosforska, jak i strategiczne wyznaczniki zmagań na skraju Europy i Azji pozostały niezmienne. Przez tysiące lat Bosfor stanowił nieprzekraczalną, niezdobytą granicę morską u bram Europy, skutecznie oddzielającą ją od Azji centralnej oraz Afryki i wędrujących po niej hord koczowników. Dzięki temu Europa ma dość twardo wyznaczony geografią zakres swego oddziaływania bezpośredniego, ale też w miarę trwałe bezpieczeństwo przed migracją od południa i naporem islamu w szczególności. Obecnie graniczne państwo NATO, warto dodać: muzułmańskie, z widomą radością realizuje podwójny plan wojny islamskiej na Bliskim Wschodzie oraz wojny demograficznej na północy. Oto bowiem Turcja szeroko otworzyła Bosfor dla islamskiej migracji na północ, szlakiem bałkańskim. Jak wskazałem jest to najwyraźniej logiczny komponent wojny bliskowschodniej. Przełamanie Bosforu jest z punktu widzenia strategicznego ważniejsze nawet od złamania traktatu z Schengen, gdyż traktat ma zaledwie kilkadziesiąt lat, a Bosfor skutecznie odcinał Europę od niechcianej i niebezpiecznej migracji islamu {i innych kultur z południa} przez tysiąclecia. Dzięki niemu Europa ma dziś obecny kształt, można bez przesady stwierdzić. Skoro zatem Turcja zdecydowała się obecnie na niemożliwą do tej pory migrację Bosfor otworzyć, to mowy o jakimkolwiek przypadku, czy działaniu doraźnym być nie może. Jest to jednoznacznie i niewątpliwie wynik decyzji i działań strategicznych – i takie, strategiczne i długofalowe będą jego skutki. Szlak bałkański ze źródłem u Bosforu oznacza w sensie strategicznym otwarcie wojny demograficzno-kulturowej w Europie. Kto twierdzi naiwnie inaczej, po prostu nic nie rozumie z historii i strategii. Bosfor przez tysiące lat był zamknięty. Było tak z powodów naturalnych i raczej wyraźnie widocznych na mapie. Obecnie Ankara tę nieprzekraczalną barierę świadomie dla migracji otworzyła, jest to więc zdarzenie bez precedensu – i także ewidentny akt wojny. Co z tego, że „pokojowej”? W Libii i Kijowie też byli „pokojowi” demonstranci, a pokojowy noblista prowadzi pół tuzina wojen jednocześnie. Takie mamy przeklęte, wojenne i zakłamane czasy. Wojna to dziś „operacja pokojowa”. Nie zmienia to wszak jej logicznego sensu – i spodziewanych, łatwych do przewidzenia efektów. Bowiem wojna to nie pokój, a pogrzeb nie wesele. O bezspornych faktach, przytoczonych wyżej, wiedzą z racji zawodowych wszyscy planiści i analitycy NATO, zasługujący na to miano, a także odpowiedzialni oficjele w Brukseli, w szczególności odpowiedzialni za sprawy wewnętrzne, wojsko i granice. Ich krytycznych głosów nie uświadczysz w szerszym obiegu z prozaicznych powodów: „narodowego bezpieczeństwa”, grożących więzieniem, a co najmniej utratą pracy za ujawnienie prawdy. Makrela ze zdjęciem Aylana w dłoni rozkazała, że mamy przyjmować setki tysięcy, a wkrótce miliony muzułmanów – bo tak nakazuje ona i już! Furda Schengen, furda Bosfor, hordy same załadowały się w zwartym szyku w Turcji do pociągów – takie dziś cwane są krasnoludki. Jeśli tym razem nie podniesiemy zbiorowo głosu przeciwko tym idiotycznym, łzawym opowieściom, szantażujących nas moralną odpowiedzialnością za CUDZE WOJNY i pozwolimy wojennym cwaniakom z Turcji z jednej strony bombardować Syrię, a z drugiej przyjmować ich wojenny „urobek” pod postacią hord islamskiej inwazji kulturowo-demograficznej, to sami będziemy winni ostatecznej zagłady naszej kultury, gospodarki i w końcu państw narodowych i całego kontynentu. Rozdepcze go z radością islam, wpuszczony przez Konstantynopol z nieodmiennym, acz tą razą zatajonym okrzykiem „allahu akbar!” Jeśli tego nie zechcesz zrozumieć, to jesteś durniem – i masz pełne prawo, a nawet moralny obowiązek poddania się muzułmańskiemu gwałtowi. Takie jest prawo dżungli i wojny. Podczas niej wykorzystuje się, czasem na śmierć, histerycznych i pompatycznych frajerów. Na wszystkie możliwe sposoby. Różne są oblicza wojny, tak jak różne są jej środki. Może być nim broń, ale także paliwo, żywność, edukacja, religia, kultura i naturalnie demografia. I to właśnie obserwujemy w działaniu. Tak trudno to zaakceptować? Takie są niestety fakty, drogi watsonie, a cała reszta to są bajki dla chcących w nie uwierzyć. Bajki z tysiąca i jednej nocy. Tekst stanowi podsumowanie bieżącej analizy Summa Summarum 37/15 pt. ”Wojna demograficzna, czyli bajki z tysiąca i jednej mocy”. |
poniedziałek, 14 września 2015
Wojna demograficzna, czyli bajki z tysiąca i jednej nocy
-
blog comments powered by Disqus