W tym tygodniu, w niezmiennie gorącej atmosferze totalnej nawalanki nad Wisłą, odbyło się końcowe czytanie projektu nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Ustawa przeszła, po pospiesznych zmianach, uzgodnieniach i nieodłącznych targach, jak choćby ze strony Kukiza, który w krytycznym momencie wezwał do jej bojkotu. Znowu mieliśmy niepowtarzalną okazję ujrzenia przez ulotną chwilę ukrytych starannie na zapleczu pilotów efemerycznego ugrupowania rockmana w działaniu. Znaleźliśmy się bowiem w samym oku cyklonu. Bo to nowelizacji ustawy o Trybunale właśnie tyczył operacyjny plan komorowsko-rzeplińskiego zamachu konstytucyjnego, opisanego już w dwu poprzednich odcinkach. W międzyczasie stało się całkowicie jasne, że nie tylko ten cały trybunał leśnych dziadków jest w istocie swoistą władzą zwierzchnią i ostatecznym arbitrem, ale i to, że jego immunitet całkiem już uderzył im do głów, tak dalece, że w ferworze walki wydają sprzeczne ze sobą, ale – co gorsza – sprzeczne z konstytucją orzeczenia. Pozwoliło to szerszej widowni do woli i we względnej swobodzie przez kilka tygodni dojść do podstawowego wniosku, że istotnie coś jest na rzeczy z tym całym trybunałem, skoro sami zainteresowani: wszędobylskie trio sędziowskie Zoll, Rzepliński, Przybył, najgłośniej gardłują o „zamachu stanu”. A i owszem: przełomowe orzeczenie Trybunału, wydane – co samo w sobie jest już kuriozum – we własnym interesie i sprawie, 5 grudnia określa, iż czerwcowa nowelizacja ustawy o Trybunale, a wprowadzająca nowe jego kompetencje, jest sprzeczna z konstytucją! Co prawda tylko w skromnym zakresie dwóch dodatkowych sędziów, których odchodząca z wygodnych sejmowych foteli większość zechciała „na chama” oraz „na zapas” dodać do kolekcji trzech, których kadencje się w listopadzie kończyły, aby udelektować wiecznie łasych na stanowiska „ludowców”. Ale już to samo daje formalną podstawę – jeśliby taka jeszcze była potrzebna – i uzasadnienie do pospiesznej noweli zepsutej ustawy i powrotu do jakiej takiej normalności. Sam trybunał to z niejakim ociąganiem i wstydem przyznał, więc cóż innego pozostało? Oczywiście Sejm, jako organ ustawodawczy i prawotwórczy jest władny zmienić prawo w każdej chwili, ale prezent od Rzeplińskiego, jak objaśniłem poprzednio sam w sobie sprzeczny z podstawowymi zasadami prawa łacińskiego, przyszedł w odpowiedniej chwili i przypuszczam, że nie był wynikiem li tylko gorączki samego rozbieganego prezesa TK, ale walnie mu w tym dopomógł tandem doktorów prawa Duda-Kaczyński. Tak się bowiem składa, że ci panowie są w dziedzinie prawa konstytucyjnego nie tylko mocno obeznani, ale jeszcze rozumieją doskonale ukryte tryby mechanizmu, montowanego pod szyldem trybunału konstytucyjnego przez odchodzącego prezydenta Komorowskiego. To jemu właśnie szef kancelarii Lecha Kaczyńskiego Andrzej Duda oddał do niej klucze w południe 10 kwietnia 2010, na telefoniczne polecenia do dziś niezidentyfikowanych osób. Zna zatem z praktyki i mechanizmy i zaplecze Komorowskiego, a zatem potrafi zapewne trafnie ocenić jego działania na swoim polu: prawa konstytucyjnego. Tą razą wydaje się „wypuścił” jego rycerza Rzeplińskiego na martwe pole. I dzięki temu na nic zdadzą się wycia i ujadania przyjaciół i sponsorów Komoruska, czy to w kraju, czy za granicą. Ustawa prawdopodobnie przejdzie gładko przez senat jeszcze przed świętami, zatem w sensie formalnym sprawa trybunalskiego zamachu zostanie zamknięta, ale oczywiście nie kończy to rozbuchanej w związku z nią wielkiej afery, a jedynie jej pierwszy akt. Wypada wszak ten decydujący akt podsumować, naszkicowawszy przy tej okazji prognozę dalszych wydarzeń. Wiemy już, że - jak to w klasycznej baśni - wszyscy mają żyć odtąd długo i szczęśliwie, choć z bliska przecież niekoniecznie jako Salomon albo Matuzalem... Przestaliśmy wierzyć w te smacznie lukrowane, niczym świąteczne pierniki, demokratyczne baśnie, podobnie jak i w legendarnego św. Mikołaja. Zamiast niego staje przed nadwiślańskimi oczyma legendarna Henia Krzywonos, która rzekomo rozbuchała strajk, a naprawdę zatrzymała tramwaj z powodu wyłączenia prądu – i poczłapała chcąc nie chcąc do bramy stoczni, przy której stali nieufni robociarze, znający tę legendę od drugiej strony: jako złodziejkę funduszy i łamistrajka. Co zatem dalej? Ano dalej baśnie zderzą się, jak to bywa w realnym świecie, z rzeczywistością. Likwidacja twierdzy rzeplińskiej Pierwszym, ale bynajmniej nie najmniej ważnym ruchem w trybunalskiej kampanii miękkiego zamachu stanu, było zawieszenie całej piątki nowo mianowanych sędziów przez prezydenta Dudę. Nie przyjął od nich ślubowania, czym zablokował możliwość rozpoczęcia pracy. To było brawurowe otwarcie po jego stronie, po którym cała medialna kampania „zamachu stanu” dopiero się rozpoczęła. Przedtem o żadnym zamachu po obu stronach nie było, a nawet nie mogło być mowy. I tak dosłownie z dnia na dzień obudziliśmy się w kraju oblężonym przez złych kaczystów, zamachujących się na świętą demokrację, a z każdego okienka począł nagle wyskakiwać idol postępowej młodzieży Petru, oczywiście na zmianę z sędziwymi sędziami o zatroskanych obliczach, ojcami chrzestnymi tej całej bantustanowej dymokracji Zollem i Rzeplińskim. I rozpoczęła się wojna... Dzięki zachowawczemu sposobowi prowadzenia kontrofensywy udało się doprowadzić nowej ekipie do utrzymania i umocnienia tego stanu początkowego aż do odwrócenia zmian w trybunale w postaci nowych reguł nim rządzących. Duda skutecznie utrzymał mianowicie wątpliwe na początku mianowanie trzech swoich nowych sędziów {i sędzin} wraz z dwoma jawnie nadmiarowymi, razem aż 1/3 składu trybunału. To wbrew pozorom nie było jedynie celem pobocznym całej walki, ale – paradoksalnie – głównym po jego stronie, gdyż na cóż mu byłby polityczny trybunał, złożony z czternastu sędziów, powołanych przez rząd oświeconej koalicji aferzystów PO-PSL? Tak więc taktyczne uznanie przez sam trybunał 5 grudnia, że dwójkę sędziów powołano z naruszeniem konstytucji {i dobrego obyczaju} było w zamyśle Rzeplińskiego jakimś wynegocjowanym ustępstwem i aktem dobrej woli {boć na gołe oko widać, że dokonano w czerwcu jawnego przekrętu}, ale ze strony Dudy posłużyło jako najlepsze z możliwych uzasadnienie oprotestowania całej piątki. Dzięki temu – że wadliwie mianowano w wyniku czerwcowych zmian dwóch sędziów – bezceremonialnie odrzucił całą tę parszywą piątkę. I mianował swoich, ignorując przy tym liczne głosy prawników, domagających się zaprzysiężenia trójki, którą powołano zgodnie z procedurą dotychczasową, obowiązującą także do czerwcowych zmian. Dość elastycznie rozciągając pojęcie „złego owocu”, zgodnie z którą ze złej nowelizacji nie może wynikać nic dobrego, Duda wszak uparł się i zastosował prawną taktykę Rzeplińskiego a rebours. I konsekwentnie ją utrzymał, przy pomocy rządu Szydło, co pokazało w praktyce, że pomimo pozornego bezładu w całym galimatiasie nagłych zmian personalnych i rewolucji w instytucjach państwa, rzecznik Witek i Magierowski ściśle realizują przemyślane dyrektywy. Przy okazji zamieszania wokół trybunału okazało się też, że sympatyczną rzecznik Dudy wydarzenia najwyraźniej przerosły i zastąpił ją starszy wyjadacz. I udało się utrzymać zmiany, powstrzymujące całkowitą i arbitralną swobodę trybunału, wbrew skoncentrowanemu atakowi mediów, wspieranych także z zagranicy, głównie z Niemiec, podtrzymujących bezwzględne poparcie dla PO. Co i nie stanowiło już wcześniej zaskoczenia, jako że sam KLD założono z niemieckich pieniędzy, a polityczny awans PO zawdzięczała m.in. wsparciu Fundacji Adenauera, ale dziś występuje to już w skrajnej, karykaturalnej wręcz postaci. Rozczarowany konstytucjonalista Rzepliński bezsilnie musiał biegać przez dwa tygodnie po telewizyjnych studiach, starając się jakoś wytłumaczyć ciemnemu nadwiślańskiemu ludowi, dlaczego dwóch sędziów było niekonstytucyjnych, a trzech było jednak konstytucyjnych. Wybranych na jednym posiedzeniu, przez ten sam sejm, w wyniku tej samej zmiany ustawy. Weź się zaweź i udowodnij! Oczywiście było to nadużycie ze strony Dudy. Widzę iskierkę zdziwienia w twoich oczach watsonie, bowiem rozleniwiłeś się ostatnio, czytając z zasady przychylne komentarze. Otóż nic z tych rzeczy drogi watsonie. Tym razem Duda dostaje pod choinkę rózgę za złamanie konstytucji oraz nagrodę za skuteczność. Takie podłe czasy – żeby jako tako obronić jaruzelsko-kwaśniewską konstytucję PRL-bis, trzeba było ją gdzieś skutecznie złamać, niczym piętrowy precel, nijak nie mieszczący się do pudełka. Duda odrzucając otóż trójkę sędziów, zaaprobowanych przez PO-PSL wedle wcześniejszych reguł i kalendarza w oczywisty sposób złamał zasady. Na jego obronę można i należy wskazać, że działał w stanie wyższej konieczności, bowiem miał przeciw sobie działający poza prawem, w warunkach praktycznego zamachu stanu trybunał, na czele z wrogim jego prezesem, autorem niebezpiecznych zmian. Wszak złamanie zasad mamy dziś już po obu stronach – i nic tego nie odmieni. Nie mogło być zresztą inaczej, skoro wokół trybunału nie ma stabilnej i logicznej otoczki prawnej, a on sam działa niczym jakiś trybunał anielski, poza i ponad wszystkim, będąc przy tym jedynie instytucją stricte polityczną. Czyli precel prawny, całkiem czerstwy i nie dający się nijak przekroić. Złamać go, precla złamanego, tacy jego ojcowie i mamusie! Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 52/15. |
poniedziałek, 28 grudnia 2015
Trybunalski KOD klęski, czyli wszystkiego najlepszego
-
blog comments powered by Disqus