poniedziałek, 22 lutego 2010
Czy Angela wykupi Grecję?
Jak pisałem ostatnio, jasnym dla wszystkich, jak słońce nad Adriatykiem, jest iż euro z powodu greckiej tragedii, przepraszam - farsy, się nie rozpadnie. Nie po to pokolenia euro- socjo- oraz biurokratów się trudziły, żeby toto się teraz ni z gruszki ni z pietruszki rozleciało. Skoro pozwolono, żeby Grecy tak pracowicie sobie 120% długu nastukali przez ostatnią dekadę, że teraz o własnych siłach z dołka się nie wygrzebią, to przecież nie na darmo. Nie można pozwolić, żeby zmarnował się taki kryzys (zgadnij czyje to słowa).
Z drugiej strony wiadomo, przynajmniej ludziom jako tako zorientowanym w nastrojach niemieckich, że jakiekolwiek zaangażowanie finansowe Niemiec wprost w ratowanie krajów peryferyjnych, jest dziś wykluczone. Pogłoski rozpuszczone przez Spiegla w piątek, iżby doszło do porozumienia na szczeblu brukselskim i już była gotowa wysmażona propozycja zrzutki w wysokości 25 mld ojro, są - mówiąc wprost - wyssane z brudnego niemieckiego palucha. Ministerstwo finansów natychmiast oficjalnie zdementowało pogłoski, co samo w sobie jest dobitnym świadectwem nastrojów w rządzie. Nic nie zostało ustalone. Nie żebym miał złudzenia, owszem giełdy się podniosą w poniedziałek, a ojro ładnie w piątek o 16 zjechało o 60 pipsów. Sygnalizuję tylko, że to nie jest koniec zabawy w udawanie Greka, a jedynie koniec początku.
Jak sygnalizowałem, Niemcy mają w parlamencie ekspertyzę Bundesbanku, zakazującą jakiejkolwiek pomocy finansowej innym członkom eurolandu, jako sprzeczną z traktatem. Jeśli rząd przeforsuje jakieś nadzwyczajne pomocowe rozwiązania - co jest politycznie dziś niewykonalne, zwłaszcza w świetle równowagi koalicyjnej oraz majowych wyborów w NRW - sąd najwyższy je zwyczajnie przewróci (a są już takie orzeczenia). Czas chyba uświadomić sobie, że oprócz typowej pazerności i przysłowiowego lenistwa Greków jest jeszcze jeden finansowy pewnik w Europie, mianowicie weimarska alergia Niemców na dług. Bolesna hiperinflacja, narzucona Niemcom traktatem wersalskim, odbiła się tak silnym piętnem, że niosą go kolejne pokolenia i nie chcą wcale zapomnieć. Przysłowiowa niemiecka oszczędność jest całkiem świeżej daty i nazywa się pryncypialne odrzucanie nadmiernego zadłużania. Niemcy są całkowicie odporni na inwazyjny kredyt, co można sprawdzić na wykresach europejskiej hossy budowlanej, która - o cudowny losie - całkowicie ominęła Bundesrepublik. Nie ominęła za to niemieckich banków, będących w awangardzie amerykańskiego subprime w osobie DB oraz wsród najaktywniejszych kredytodawców na hiszpańskim i greckim wybrzeżu. Wyjaśnienie tego dualizmu jest tylko jedno - alergia weimarska i mieści się nie w skarbcu bankowym, ale pod czaszką (co nie przeszkadza wcale zarabiać).
Skoro już wiemy, że Niemcy mają niezłomne postanowienie nie dokładania do darmozjadów, jak pisał zezowaty oraz Handelsblatt, a czemu zaprzecza Spiegel, a co jest niejako genetycznie zakodowane w niemieckich mózgownicach (i chwała im za to), to rozejrzyjmy się dalej. Otóż dla rozjaśnienia mroków niepewności warto zauważyć piątkową wypowiedź mojego ulubieńca, szefa międzynarodówki socjalistycznej oraz euroregionu Grecja, pana Papandreou (uwaga - ma ułańskie fantazje poprzez przodków z rodziny Mineyków), który dla ostudzenia atmosfery z poważną miną przypomniał, że Bruksela miała dość czasu, aby zauważyć że Grecja przekracza dozwolone limity zadłużenia i przez lata tolerowała je bez protestów. Brzmi to na polski tak: nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobi? Grecy przez co najmniej dekadę uprawiali kreatywną księgowość, ale winna jest oczywiście Bruksela, że czepia się dopiero teraz. Powinna była zgadnąć wcześniej (tu oczywiście ;) w Brukseli kretyni nie siedzą).
Papandreou wie naturalnie doskonale, że jego słowa w uszach berlińskich oraz frankfurckich brzmią jak najbezczelniejszy bluzg. Zyg-zyg. Ukradłem ci portfel niemiecki palancie i co? Zyg-zyg. Faszyści okupowali nasze gaje oliwne, zyg-zyg. Zapłacicie w końcu. Po co ta ostentacja? Domyśl się, jeśli potrafisz. Dla mnie jest jasne, że Papandreou świadomie podgrzewa atmosferę do czerwoności, mówiąc Niemcom, że muszą dawać kasę, bo się unia rozpadnie. Kłopot w tym, że Niemcy kasy nie dadzą, bo nie mogą, to znaczy ci co chcą, to nie mogą, bo ci co mogą, nie chcą. Nie ma takiej Angeli i takiego Axela. To zresztą Papandreou i wszyscy inni papowie z greckiej tragifarsy wiedzą też doskonale, więc akcja będzie wartka.
Grecka groteska nabrała właśnie nowego wymiaru, gombrowiczowskiego. Nie zmienia to oczywiście faktu, że endgame jest jasny - peryferia oderwą się na dobre. Druga możliwość, do której dążą ukrycie i wspólnie animatorzy, a mianowicie oddanie suwerenności fiskalnej i harmonizacja podatkowa, czyli euro-kołchoz, pod groźbą zamieszek właśnie i upadku rządu, nie przejdą choćby z powodów już rozpoczynających się festynów ulicznych. Co prawda jest na ich końcu także wariant siłowy, ale - przynajmniej w mojej ocenie - to nie jest ten historyczny moment. Jedno jest pewne, to jest ten kryzys, wystarczy przeanalizować słowa pana P, a zwłaszcza - co za zbieg okoliczności - ich timing oraz kontekst. Papa idzie całkiem spokojnie na zwarcie, co daje mu ostre punkty na ringu wewnętrznym oraz posuwa sprawę finansowego niewolnictwa na ringu centralnym.
blog comments powered by Disqus