Go To Project Gutenberg

wtorek, 28 października 2014

Total odlot. Kto zamiótł de Margerie?

- Drogi Watsonie, co to jest, kiedy człowiek wpada pod dorożkę?
- Myślę, że wypadek – zwłaszcza kiedy był pijany.
- Słusznie. Tym razem pijany jest dorożkarz, a pod koła wpada szef jednego z głównych dostawców armii, a trwa wojna – z jego głównym kontrahentem, z którym podpisał właśnie kontrakt. Co to jest teraz?
- Zbieg okoliczności?
- Jedna z potyczek wojennych, to raczej elementarne Watsonie.

Szefowie Totala z reguły nie są osobami tuzinkowymi, bowiem przewodzenie państwowym molochom i wielkim firmom prywatnym, w których państwo ma z reguły duże udziały, tradycyjnie należy do specyficznego, zamkniętego kręgu wielkiego biznesu i wielkiej polityki. Czy PSA [Peugeot, Citroen] jest firmą prywatną? Odpowiesz zdecydowanie, że tak – w odróżnieniu od Renault, które jest państwowe. W rzeczywistości w PSA państwo ingerowało ostatnio częściej i głębiej, niż w socjalistycznego Renault, któremu wcale to nie przeszkodziło w rozwoju technicznym... Tak to życie naśmiewa się ze stereotypu antagonizmów prywatne-państwowe i socjalizm-kapitalizm, które we Francji od dawna zajął praktyczny korporacyjny faszyzm, z silną nutą lokalnego patriotyzmu a la de Gaulle, który muszę zdradzić – szalenie mi imponuje i widziałbym go w działaniu nad Wisłą...


Polski ślad na Wnukowie

Zwróćmy przy okazji uwagę na nieprzypadkowe moim zdaniem lansowanie – dokładnie w tym samym dniu, co tragedia na Wnukowie – zapomnianej i marginalnej historii z amerykańskiej redakcji kuchni politycznej Politico. Otóż opublikowano w nim nieautoryzowany, stary wywiad z Sikorskim, który nieopatrznie wygadał się, że Putin już w 2008 roku, z okazji inauguracyjnej wizyty Tuska w Moskwie [po której został nazwany „naszym człowiekiem w Warszawie”] zaproponował mu rozbiór Ukrainy. Zarówno sama rozmowa jest autentyczna, bowiem potwierdzają ją inne źródła, jak i prawidłowa była ocena geopolitycznych realiów na Ukrainie, która była gotowa do rozbioru, a zresztą dalszych dowodów nie trzeba, bowiem w tym roku się on już faktycznie odbył – po majdanowym zamachu stanu z marca 2014. Po co zatem odgrzewanie starych kotletów przez Amerykanów [i zakłopotane dementi zdradka Sikorskiego, którego najwyraźniej wszyscy lubią robić w konia, tak cenią jego bufonadę]? Najwyraźniej po to, aby przypomnieć zainteresowanemu, że istnieją poważniejsze kwity – konkretnie w Warszawie. Po to został osobiście wskazany palcem premier Tusk i minister Sikorski – nie w celu wypominania planów rozbioru Ukrainy [bo ten Putin właśnie zrobił bez pomocy Tuska], ale w celu przypomnienia Putinowi tych dwu panów.

Co robi Tusk, Sikorski i Putin w polityce międzynarodowej? Zazwyczaj występują rzadko razem, ale jedna okazja połączyła ich na zawsze, nierozerwalnym węzłem: 10 kwietnia 2010, czyli zamach smoleński, a naprawdę prezydencki zamach stanu w Warszawie. Ktoś przypomniał właśnie Putinowi, że ma w szafie kwity na wspólną operację tego trio w Warszawie – i adresatem wydaje się być lokator Kremla, skąd wypływa wniosek dodatkowy, że tzw. mokrą robotę wykonał z tej okazji właśnie on, inaczej nawet wspominanie o tym nie miałoby żadnej wagi, bowiem polityczne wsparcie przewrotów jest dziś na porządku dziennym dyplomacji. Co innego udział w zamachu stanu z prezydentem państwa jako podstawowym celem... To inna ranga wydarzenia i konsekwencji. Innymi słowy można to odczytać, jako niedwuznaczną sugestię: wiemy dokładnie jak było, nic nie mówiliśmy, bo i po co? Teraz, kiedy wojna gazowa i naftowa jest w pełnym rozkwicie, a my w międzyczasie zrobiliśmy porządek w Warszawie [pisałem o tym na przykładzie Falenty], a także mamy całkiem nowe porządki w Kijowie, nie będziemy się bawić w konwenanse i zdejmujemy rękawiczki. Chcecie pogadać o Margerie? Proszę bardzo: mamy piękny, wzruszający materiał o zamachu smoleńskim.

To tylko z pozoru wydaje się skomplikowane i mało prawdopodobne. Otóż w świecie wielkiej polityki nikt nie mówi ważnych rzeczy wprost – bo za dużo jest podsłuchów, aby móc pozwolić sobie na szczerość. Z tego właśnie powodu taką popularnością cieszy się Sikorski, bowiem daje aż nadto okazji swoimi przechwałkami do używania go w charakterze nieświadomego posłańca wieści, których prawdziwego znaczenia nie rozumie, bowiem nie jest dopuszczony do tajemnic. Owszem – bardzo się stara robić wrażenie kogoś w dyplomacji ważnego, a to podstawowy wyznacznik wdzięcznego „jelenia”, bowiem prawdziwa władza lubi ciszę. I tak oto zapomniany wywiad, udzielony w przypływie szczerości w okresie, gdy nad Wisłą obowiązywała jeszcze narracja o Putinie przyjacielu, amerykańskiemu dziennikarzowi politycznemu, stałemu bywalcowi waszyngtońskich korytarzy, o prawdziwym obliczu moskiewskiego satrapy, który szczerze, aczkolwiek żartem zaproponował na otwarcie oficjalnej znajomości z nowym premierem Tuskiem [nieoficjalną znajomość za pośrednictwem informatorów oraz teczek na Łubiance kremlin zawarł już dawno temu] uporządkowanie sprawy „polskiego Lwowa”. Była to oczywista prowokacja, można powiedzieć szelmowska: Putin sobie zadrwił, a jednocześnie Tuska sprawdził, przekazując konkretny sygnał: Moskwa wie, że Ukraina jest państwem upadłym i tylko kwestią czasu jest, kiedy „sprawa Lwowa” zostanie rozwiązana, bowiem państwa anarchiczne nie funkcjonują samodzielnie zbyt długo. Sygnał ten oczywiście został przekazany dalej, a sprawa zapomniana, tymczasem także Sikorski ten sygnał przekazywał w nadziei, że trafi gdzieś punkt, na przykład w Waszyngtonie. Tusk oficjalnie nic w sprawie nie wykonał – i słusznie, bowiem reagować na takie prowokacje jest nie tylko głupio, ale w dodatku nieodpowiedzialnie, bowiem – wbrew uporczywym pogłoskom – Tusk oczywiście „rosyjskim człowiekiem w Warszawie” nie jest i być nie może, skoro Putin na przywitanie podaje mu taką sardoniczną prowokację! Ten żart ukazuje nie tylko usposobienie zawodowe czekisty do podstępu, ale głęboką pogardę, bowiem dla dyplomaty nie ma dobrej odpowiedzi na takie prostackie i cyniczne otwarcie znajomości. To coś w rodzaju „a może byśmy skoczyli do fajnego burdelu” na biznesowych negocjacjach. Innymi słowy zgniłe jabłko.

Tymczasem tę prawdziwą opowieść o prowokacji ktoś wygrzebał z amerykańskiego archiwum skandalistów waszyngtońskich i nagłośnił akurat w dniu tragedii na Wnukowie! Jeśli uważasz, że to przypadek, to nie wiesz jak działają media i że aby wypromować znikąd coś takiego na pierwsze strony, ktoś wysoko w redakcji jednego z głównych dzienników w USA [z dwójki NYT, WP] musiał podjąć taką decyzję: o przypomnieniu trio Putin-Sikorski-Tusk, że coś ich łączy. Publikator wiadomości jednoznacznie jest za oceanem i wysyła wiadomość raczej nie Sikorskiemu, ani Tuskowi, którzy rywalami, ani partnerami nie są. Jedynym możliwym adresatem mógł być zatem Putin i przypomniano mu nie o Lwowie, ani o szelmowskiej prowokacji [bo sobie tymczasem wziął cały Krym z gazowym i naftowym szelfem oraz ma kontrolę nad Donieckiem i Ługańskiem], tylko o dwóch panach z Polski. Za Atlantykiem ktoś wie coś – i jest to bardzo poważne, bowiem panowie Tusk i Sikorski odpowiadają przed szefami takich organizacji jak NATO i UE, choć obecnie to Tusk pono rządzi Unią, ale przecie tej maskarady nie sposób traktować poważnie. Jedyną sprawą wartą takiego zachodu jest Smoleńsk. Amerykanie wiedzą o Smoleńsku dużo więcej, a najpewniej wszystko, o czym piszę od czterech lat – i to jest wiedza dla Putina najwyraźniej zabójcza, a przynajmniej jej posiadacze tak sądzą.


Kanoniczne trio

Jakie mamy wersje wniosków z niniejszej analizy? Oto kanoniczne trio:
- wypadek
- zerwanie kontraktu groźnego dla petrodolara wbrew woli Kremla
- alternatywna wersja - propozycja nie do odrzucenia.

Pierwszą wersję odrzuciliśmy ze śmiechem już na wstępie – jako nieprawdopodobną. Istotnie, nie jest trudno zauważyć że Margerie znalazł się w samym środku petrodolarowej wojny gazowo-naftowej NATO-Rosja. Kto go zamiótł pługiem śnieżnym? Poszlaki wskazują na jednoznaczny motyw obrony petrodolara i zablokowanie dużych dostaw do strefy euro, zwłaszcza w zamian za francuską broń, konkurencyjną do amerykańskiej. Są jednakże i inne poszlaki.

Zauważmy, że szef Totala zginął natychmiast po owocnym zakończeniu długich negocjacji, z których jakieś przecieki informacyjne, zwłaszcza za pośrednictwem totalnego systemu globalnej inwigilacji PRISM, musiały do adwersarzy dotrzeć. Margerie zginął najprawdopodobniej wraz z podpisanym kontraktem. Co to nam mówi o wykonawcach potencjalnego zamachu? Zniszczyli oni najważniejszy przedmiot walki, jednocześnie rozwiązując ręce Kremlowi.

Całkiem dopuszczalna jest hipoteza, że ze względu na bezpieczeństwo ekonomiczne oraz militarne Rosja starała się w osobach szefów kompanii naftowych i zbrojeniówki doprowadzić do podpisania korzystnego kontraktu – i im się to udało. Tymczasem możliwa i prawdopodobna jest sytuacja „propozycji nie do odrzucenia” wobec lokatora Kremla, na przykład w postaci „kwitów za Smoleńsk”. Niedwuznacznie wskazuje na to dziwaczna historia z Sikorskim i Politico, rozdmuchana poza granice absurdu, a którą obaj panowie: Tusk i Sikorski zgodnie bagatelizują, jako niebyłą – a przecież wydarzyła się naprawdę! Możliwe jest, że Putinowi postawiono ultimatum: masz zerwać kontrakt z Totalem. On naturalnie na to odpowiedział, że nie może, bo jest zbyt wiele osób zaangażowanych i zainteresowanych. Co mogli zrobić organizatorzy? Mogli zaoferować drugą wersję ultimatum: dobrze, rozwiążemy kontrakt za ciebie. I ma być cisza.

Kontrakt z Totalem został skutecznie zerwany. Zniknął wraz z Margerie, o czym wszyscy wydają się zapominać. A może to właśnie ten dokument – jego fizyczna wersja – był prawdziwym celem? Teraz ręce Rosjan są rozwiązane. Kontraktu nie ma. I nagle pokazuje się an ekranach Sikorski i sprawa „polskiego Lwowa”. A może lwowskich profesorów, pogrzebanych w katyńskim lesie? Mamy na ten temat szczegółowe informacje...


{Pełna wersja artykułu pojawiła się w przeglądzie tygodnia Summa Summarum 25/10/14}
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut