Go To Project Gutenberg

środa, 12 października 2016

October Surprise

-



Zapewne znany ci jest tytułowy termin, na trwałe już ugruntowany w amerykańskim słowniku i kalendarzu politycznym. A skoro i nasze oczy z zaciekawieniem zwróciły się w stronę pierwszej debaty wyborczej Clinton-Trump, to i oczekiwaliśmy podskórnie jakiegoś wielkiego skandalu, skierowanego zwłaszcza przeciw Clinton. Wiemy bowiem, że jest wraz z mężem właściwie od zarania wspólnej kariery politycznej w dalekim Arkansas zamieszana w tak liczne i głośne skandale, że trudno byłoby je nam nawet skrótowo przedstawić, nie mówiąc o ich analizie. Słowem – zgodnie z zapowiedziami – kampania prezydencka z udziałem najbardziej skorumpowanej pretendentki w dwustuletniej historii urzędu prezydenckiego za Atlantykiem weszła właśnie w decydującą, ostatnią fazę. To w październiku, tuż przed samymi wyborami, wyznaczonymi na drugi tydzień listopada, wychodzą najcięższe działa i argumenty. I naturalnie skandale, ale o to akurat w przypadku Clinton możemy być spokojni, w końcu parę skandali z jej udziałem ujrzało szerokie światło dnia w tym roku, aczkolwiek były znane wcześniej. Czy przeżyjemy w tych decydujących dla świata wyborach jakieś dodatkowe zaskoczenie? Otóż wszystko na to właśnie wskazuje, bowiem czym byłyby najgorętsze, najdroższe i najbardziej skandaliczne wybory prezydenckie w historii bez prawdziwego, pełnokrwistego October surprise? Nie byłyby prawdziwymi wyborami, a szefowie kampanii dwójki kandydatów nie byliby prawdziwymi spindoctorami bez tego klasycznego punktu. Coś na ostatnią chwilę muszą trzymać w zanadrzu…

Nasze przypuszczenia nie są już nawet przypuszczeniami, bowiem z nastaniem października surprise już się objawiła i znalazła swoje miejsce w czytance. Jeśli ją śledzisz na bieżąco, to wiesz o co chodzi, ale nic straconego – za chwilę mam wrażenie dowiesz się więcej. Tymczasem jak powiadają jankesi whoa!, wstrzymaj konie. Rozejrzyjmy się najpierw po krajobrazie i naszkicujmy dotychczasowe wydarzenia, doprowadzające nas do tego decydującego momentu, tuż przed wielką batalią.


Media murem za Clinton

Zauważyliśmy już przy okazji tej dziwnej kampanii wyborczej niespotykaną wcześniej asymetrię stanowisk mediów wobec kandydatów. Media tzw. głównego nurtu, czyli dokładnie sześć wielkich ponadnarodowych korporacji medialno-rozrywkowych, do których należy ok. 95% rynku informacji: wydawnictw, telewizji, radia i internetu, w których wszystkie działają, opowiedziały się zgodnie za jednym kandydatem. Obserwując skandaliczne zachowania środków przekazu, operujące dziś poza granicami groteski, nietrudno wskazać przykłady i dowody cenzury na wielu poziomach. Pokazaliśmy to choćby na przykładzie gógla i innych operatorów internetu, aktywnie ukrywających treści i wydarzenia niewygodne dla Clinton, a z reguły unikające nawet wspominania o jej kontrkandydacie, chyba że w wyraźnie negatywnym kontekście. Przez całe tygodnie z początku kampanii, aż do samych prawyborów, do studiów i redakcji Trumpa nawet nie zapraszano na rozmowy, dziennikarze staranie go unikali, tak jakby był trędowaty. Postronni obserwatorzy, a nawet spora rzesza amerykańskich wyborców nie mieli okazji do tego momentu Trumpa zobaczyć w mediach, pokazywano tam bowiem wyłącznie jego kontrkandydatów. Niemożliwe? Ale prawdziwe, możesz sprawdzić w archiwach.

W jaskrawym kontraście do tego dziwnego zachowania mediów, zdecydowanie nie pasującego do „standardów demokracji”, pluralizmu i wolności słowa, Trump przebojem wygrał prawybory, z ogromnym, wręcz bezprecedensowym poparciem pokonał kilkunastu kontrkandydatów. Niedawno opisałem skandaliczne perturbacje, związane z prawyborami. Zarząd partii republikańskiej dosłownie do ostatniego dnia, do ostatniej chwili z głosowaniem podczas konwencji, pomimo dramatycznej przewagi Trumpa zwlekał z akceptacją jego kandydatury i jej ogłoszeniem. Jednoznacznie zarząd partii GOP, stary polityczne establishment był wobec Trumpa wrogi. Dlaczego nietrudno zgadnąć – w świecie wielkiej polityki Trump jest outsiderem. Wprawdzie robi duże interesy w towarzystwie politycznej elity, ale do niej nie należy. Co innego wspólne fotki, a nawet wizyty na wyspie uciech z nieletnimi prostytutkami u miliardera Jeffreya Epsteina, na pokładzie jego odrzutowca „Lolita express”, a co innego realne poparcie polityczne.


Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 41/16

© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut