Go To Project Gutenberg

poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Vive la France!

-



Tytułowe zawołanie znane jest powszechnie, a jednak wciąż modne i nośne, specjalnie w rozdeptanym nie do poznania przez śniadych przybyszów z południa Paryżu. Stolica świata? Jak najbardziej, ale tak jakby coraz wyraźniej trzeciego. Ten stan doskwiera dziś nie tylko tradycyjnej białej wydawałoby się przynajmniej optycznie mniejszości, ale także – kto by się spodziewał – przybyszom. Dla pierwszych niebywała degrengolada: społeczna, polityczna i wreszcie gospodarcza, stała się wręcz nie do zniesienia, a dla drugich równie nieznośna jest lekkość bytu na paryskich ulicach, wybitnie przejściowa, w oczekiwaniu na jakieś decydujące rozwiązanie. Chyba nie wzbudza już niczyich wątpliwości, że dzielnice i okolice skolonizowane przez przybyszów stanowią odmienną, obcą cywilizację, gdzie tradycyjne prawa coraz szybciej zastępuje z powodzeniem szariat. Tymczasem zmiany wydają się przybyszom zbyt wolne, bowiem wciąż nie są powszechne, a ograniczają się do gett, a przecież obca cywilizacja, tak jak każda inna żąda wyłączności i powszechności.

Mówiąc krótko zaczyna przejawiać w praktyce naturalne przecież dążenie do uniwersalizmu. Do niedawna królował tu wprawdzie uniwersalizm katolicki, ale każda cywilizacja przejawia takie dążenie, w tym szczególnie islam, wyraźnie podkreślający swój uniwersalny, a wręcz totalny charakter. A skoro dochodzi do czołowego zderzenia i rywalizacji dwóch uniwersalizmów, to chyba nie ma żadnej wątpliwości w tym, że to nie może być nic innego, niż zderzenie cywilizacji prorokowane przez Fukuyamę. Z tej walki tylko jeden uniwersalizm może wyjść zwycięsko, taka już definicyjna jago natura, wykluczająca jakąkolwiek konkurencję, a zatem wkroczyliśmy w decydujący etap historii Europy. No bo skoro stolica światowa, symbol wczorajszego uniwersalizmu cywilizacji zachodniej na własnym podwórku musi dziś widomie walczyć o utrzymanie swej dominacji i wyłączności, to kruszą się podstawy nie tylko Francji, ale całej Europy.

W takich oto nastrojach wkraczamy we wiosnę a.D. 2017, zapowiadającą się wybitnie ciekawie, z racji choćby rozstrzygających wyborów prezydenckich. Że będą one właśnie takie przekonywa kilka bardzo ważkich elementów, z których islamski najazd stanowi tylko jeden – i to być może wcale nie najistotniejszy z punktu widzenia polityki i gospodarki. Zobaczmy wpierw jakie one są, aby rozejrzeć się bliżej w ostatnich wydarzeniach, wyraźnie nabierających rumieńców i tempa. Co ciekawe wydarzają się one niezwłocznie po moim ostatnim ostrzeżeniu, tak jakby potwierdzając niepokojące przypuszczenia. Tym bardziej zatem wypada się im przyjrzeć, bowiem najwyraźniej czynniki sprawcze podążają podobnym tokiem myślenia.

Najważniejszym czynnikiem, predystynującym Francję do roli ogniwa decydującego o przyszłości Europy wydaje się być jej pozycja gospodarcza i polityczna wewnątrz Unii Europejskiej. Wprawdzie Francja nie jest już dawną wielką Francją imperialną i właściwie pozostaje zaledwie cieniem swej przeszłej świetności, a jednak wciąż trwałe są w niej i żywe jej ślady, bowiem wciąż są aktualne jej organiczne podstawy: geografia i historia. Francja była wielka i być może nie ma już szansy na odzyskanie tej pozycji, niemniej pozostanie krajem liczącym się. Ma to szczególne znaczenie zwłaszcza w kontekście zderzenia cywilizacji, bowiem Francja jest dziś państwem frontowym o wiele bardziej niż Niemcy i Szwecja. Dlaczego? Z tych samych powodów, dla których tak było w przeszłości. Rewolucja francuska wprowadziła system republikański powszechnie w całej Europie. Podobnie dziś islamska inwazja być może w najbardziej kontrowersyjnych przejawach dotyczy innych krajów Europy, ale warto spojrzeć na fakty. To Francja jest widownią pełzającej wojny domowej na przedmieściach, z regularnie palonymi samochodami i buntami w gettach, ze zmiennym natężeniem od jakichś dwudziestu lat. Niemcy, Szwedzi I Austriacy odkrywają dziś ze zdumieniem uroki masowej migracji, znane praktycznie Francuzom od dziesięcioleci. Stąd można wysnuć tezę, że jeśli ulegnie Francja, reszta Europy podąży jej śladem.

Warto przy tej okazji odnotować, że to we Francji po pamiętnych zamachach terrorystycznych wprowadzono stan wyjątkowy, systematycznie przedłużany. Ostatnia seria migranckich ekscesów, roztrąbionych w mediach, dotyczy właśnie Francji i posłużyła zresztą do postawienia hipotezy o planowanych kolejnych działaniach. Nie musieliśmy na nie czekać nawet tygodnia, gdyż się właśnie objawiły, tak jakby istotnie był w pośpiechu realizowany jakiś plan, ale o nim za chwilę. Skoro Francja jest poligonem walki cywilizacji, a ta wciąż nie jest rozstrzygnięta, to sądząc choćby po obserwowanej w niej głębokości zmian demograficznych wypada uznać Francję jako prekursora w niej za decydującą. Już z tego choćby względu wiosenne wybory prezydenckie z perspektywy europejskiej są tak ważne. A są i inne powody.

Drugim z nich jest relatywna siła gospodarcza Francji. Dziś, gdy brexit został ostatecznie już zatwierdzony do realizacji, w najbliższych dniach Teresa May zgłosi oficjalnie w Brukseli par. 50 traktatu stowarzyszeniowego, a w Rzymie odbędzie się pod przewodnictwem Donalda Tuska unijny szczyt rozwodowy, Francja jednoznacznie staje się drugą po Niemczech gospodarką eurolandu i Europy. Dotychczas drugą pozycję zajmowała Brytania, tradycyjnie rywalizująca zarówno z Francją, jak i Niemcami, co znakomicie dywersyfikowało animozje i sojusze wewnątrz UE. Obecnie – w paradoksalnym wręcz rozwoju wypadków – jednocześnie stały się bliższe dwie skrajne możliwości dalszej ewolucji tego centralnego dla przyszłości kontynentu tworu.

Po opuszczeniu pokładu przez Brytanię dominująca pozycja Niemiec staje się za sprawą zwykłej logiki arytmetycznej, jak i przetasowania sojuszy, jeszcze bardziej wyraźna. Brytania nie będzie już stanowiła czynnika mitygującego i konkurencyjnego dla poczynań państw kontynentalnych. Z tego też powodu, co wielu obserwatorów zwyczajnie przeoczyło, równolegle z kłótniami rozwodowymi, których prawdziwe zacietrzewienie niebawem poznamy, Londyn prowadzi niby nic bliskie negocjacje nowego sojuszu obronnego, mającego jeszcze bliżej związać go z Berlinem. Akurat teraz – gdy ma się odbyć przełomowa, rozwodowa konferencja w Rzymie o przyszłości Unii po brexicie – Berlin cementuje nowy sojusz z Londynem, tak jakby związki sojusznicze wewnątrz NATO nie wystarczały. O co chodzi?

Tę wymowną koincydencję trudno ocenić inaczej, niż widome przesunięcie hierarchii ważności za sprawą brexitu, skutkujące przesunięciami w geopolityce europejskiej, Tyle bowiem musi oznaczać bliższy sojusz Niemiec i Brytanii po brexicie. Jednoznacznie Niemcy wczoraj będące cichym kierownikiem Unii obecnie stają się nim całkiem wyraźnie. Wynika stąd pierwsza możliwość dalszej ewolucji Unii – w kierunku pruskiej IV Rzeszy, co bez zbędnej żenady objawił nam ubiegłej jesieni Frank-Walter Steinmeier, jako jedyny ratunek dla zagrożonej Unii – centralistyczne państwo federalne, naturalnie pod niemieckim przewodnictwem. Jest wszak z powodu brexitu i druga możliwość, boleśnie przez niego przybliżona, czyli rozpad Unii z powodu niszczących napięć ekonomicznych.

Wprawdzie nie przypisuję temu skrajnemu scenariuszowi największego znaczenia, ale trudno dziś nie dostrzec palącego wręcz problemu strefy euro, będącej w swej istocie niczym innym, niż ekonomicznym mechanizmem podporządkowania peryferiów niemieckiemu centrum. Dziś rola centrum wzrasta, a jednocześnie – jak na ironię – lawinowo wręcz narastają napięcia wewnątrz euro, prowadzące prostą drogą do jego rozsadzenia. Jak opisywałem, obecnie nie tylko Grecja funkcjonuje w swej depresji wewnątrz strefy euro wyłącznie dzięki finansowej kroplówce z Frankfurtu, ale w podobnym położeniu znajdują się Włochy, trzecia gospodarka Europy. Że ten stan jest wielce niestabilny, nie trzeba specjalnie przekonywać, zwłaszcza gdy jednym z czołowych haseł wyborczych faworytki francuskich wyborów Maryny Lepen jest… referendum w sprawie porzucenia euro i powrotu do franka. Referendum, które Maryna może realnie wygrać, podobnie zresztą jak i same wybory prezydenckie.

Że taki rozwój wypadków oznaczałby nie tylko diametralne przeoranie całej Unii, czyli jednoznaczne porzucenie jakichkolwiek mrzonek o europejskiej federacji, tej całej IV Rzeszy, nad którą Niemcy pracują już 80 lat, nie mówiąc nawet o takim drobiazgu jak rozpad strefy euro, chyba nie muszę dalej tłumaczyć, skoro Maryna dobitnie mówi to na wyborczych wiecach oraz w telewizyjnych debatach. To nie jest dziś ani temat tabu, ani domena marginalnych oszołomów, „skrajnej populistycznej prawicy”, jak nazywają FN gadające głowy. Sądząc po wynikach sondaży i mityngów jest to dziś mainstream polityczny we Francji, a wielkie zasługi w takim przesunięciu nastrojów położyła islamska inwazja, trudno zaprzeczyć. FN jest bowiem wyraźnie nacjonalistyczny i antyimigrancki. To te właśnie nastroje pchają Lepen do władzy, a nie krytyczny stosunek wobec Brukseli oraz euro. Przeciętny zjadacz bagietek nie ma zielonego pojęcia, jak to euro właściwie działa, choć ma niejakie podejrzenia, podobnie jak jego włoski sąsiad z południa, że euro to nic innego jak trochę miększa deutschmarka – i to za jego przyczyną ceny rosną, a płace wcale nie, podobnie jak i PKB.

Widzimy zatem, że we Francji szykuje się ni mniej ni więcej tylko rozstrzygnięcie trzech co najmniej wielkich, współzależnych wyzwań, stojących przed Europą: wyboru między federacją i konfederacją, przyszłość waluty euro oraz polityka migracyjna kontynentu. Mało? Przecież to fundamentalne wręcz, egzystencjalne wyzwania dla całej Europy. I wygląda – przynajmniej z praktycznego widzenia procesów politycznych – że brexit ich rozstrzygnięcie przyspieszył i wymusił, poprzez siłowe przełamanie dotychczasowej równowagi. W tym rozdaniu w braku Brytanii Francja odzyskała na swej drugiej pozycji decydujące w nich zdanie, wręcz rozstrzygające, co skądinąd wynika z teorii gier, a mnie powoduje do sformułowania hipotezy, że brexit został właśnie z tego powodu sprowokowany akurat teraz. Innymi słowy twierdzę, że brexit stanowi wyzwalacz całej serii procesów, a nie są one oczywiste tylko dlatego, że sprawczą rolę wypełni w nich Francja, nabierająca znaczenia dopiero w efekcie brexitu.

Warto się przez moment nad tak postawioną hipotezą przez moment zatrzymać, gdyż trudno w świetle powyższego zaprzeczyć, że wprawdzie Niemcy są dziś silne, jak nigdy wcześniej, to wszak ich plany na przyszłość zdecydują się nad Sekwaną. I to wcale nie dlatego, że Francja sama w sobie jest mocna – wręcz przeciwnie, dlatego że jest słaba. Ale bez Francji ani Unii, ani euro, ani wymarzonej federacji europejskiej Berlinowi nie uda się zaprowadzić. Czy to nie dostateczny powód dla Berlina, aby natychmiast związać się ściślejszym sojuszem wojskowym z tradycyjnym rywalem Francji: Brytanią? Jak by ta tradycyjna rywalizacja nie była historycznie oklepana, widzimy wciąż jej geopolityczną aktualność.

Wypada tu dostrzec jeszcze smakowity i wielce wymowny paradoks. Otóż pamiętamy głośne wybuchy wściekłości eurokratów pod przewodem Junckera, domagających się od Londynu płatności składek członkowskich oraz kosztów dodatkowych brexitu przed jego zakończeniem, a nawet po nim. Suma, o której mówił Juncker oscylowała wokół 50 mld euro, co jest wystarczające zarówno do skutecznego szantażowania Londynu, jak i niejako gwarantuje burzliwy rozwód, najbardziej szkodliwy gospodarczo, jaki można sobie wyobrazić – i to wszystko w sytuacji pełzającego na peryferiach euro kryzysu finansowego! Że to nie może się dobrze skończyć przynajmniej dla części zainteresowanych, a w końcu zainteresowani są wprost lub pośrednio wszyscy członkowie Unii, nie potrzebuje dalszego objaśnienia. Ani Brytania nie ma ochoty, ani możliwości zaspokojenia wybujałych roszczeń rozwodowych Brukseli, ani eurokratura nie wygląda wcale na chętną do ustępstw. Przeciwnie: zaporowa postawa negocjacyjna wobec brexitu, logikę której opisałem po brytyjskim referendum, wciąż jest aktualna i co więcej praktykowana przez Brukselę. Wprawdzie hałaśliwą retorykę wygaszono w mediach w okolicach Bożego Narodzenia i od tego czasu wydawało się, że Juncker złagodził swe stanowisko, ale były to pozory.



Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 12/17

© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut