sobota, 27 marca 2010
Rozwolnienie XXl, czyli podróże kształcą, albo brukselka po grecku
Na początek Korfu. Jak należało się spodziewać, Angela wcale nie zamierza kupować od Piergiorgio wysp na Cykladach w ramach reparacji wojennych. Jak się jednak okazuje - ku zaskoczeniu większości (patrz ankieta) - ratunek ze strony Niemiec wprost jest jednak wykluczony. Co więcej - ku jeszcze większemu zaskoczeniu - wiodącą rolę, zapewne nie tylko z powodów technicznych, na które wskazuje Angela, będzie miał w funduszach ratunkowych dla Grecji MFW. Stało się to pomimo rozpaczliwego oporu wewnątrz samego rządu Niemiec, a mianowicie choćby ze strony minfin Schauble, który jest polityczną postacią superformatu. Twierdzi on wprost, podobnie jak szef ECB Trichet i cały tabun eurobiurokratów, że wpuszczenie MFW do ECB jest porażką instytucjonalną, prestiżową, a co najważniejsze, wprowadza waszyngtońskiego konia trojańskiego do zagrody. Takie są jednak realia realpolitik i Angela swoich oponentów zwyczajnie przycisnęła obcasem do podłogi. Trybunał konstutucyjny w Karlsruhe z rozkoszą wysadziłby w powietrze każdą inicjatywę mówiącą wprost o pomocy finansowej dla jakiegoś członka strefy euro.
Arcyciekawa jest lektura komunikatu ze szczytu - ktoś z was przejrzał ten bełkot? Zakładam z dużą dozą prawdopodobieństwa, że nie. Dlatego streszczę. Porozumienie brukselskie dla Grecji (brukselka po grecku) to nic innego jak wielostronna umowa międzynarodowa, coś jak memorandum of understanding, między van Rompuyem ze strony Unii (nowa osoba prawna - Unia) oraz Strauss-Kahnem z MFW (stara osoba prawna z Waszyngtonu i Bretton Woods) w sprawie gwarancji kredytowych dla zagrożonej niewypłacalnością Grecji. Kiedy Papagiorgio w końcu się zdecyduje zwrócić o pomoc finansową (bo nie będzie go stać na paskarskie odsetki, a przecież dotychczas nikogo o pomoc nie prosił), będą na niego czekały dwustronne rządowe pożyczki konsorcjum krajów eurostrefy oraz MFW w wysokości bodaj 35 mld ojro, taka europejska wersja bazooki Paulsona (przypomnij sobie co było z bazooką dalej). Co ważne ze względów prestiżowych (i nie tylko) większość pieniędzy wyłoży Unia (w tym Niemcy 27%), ale zarządzać konsorcjum będzie MFW. Nie podano szczegółów technicznych c/d rozdziału, z czego wysnuwam wniosek, że udział MFW będzie można znacznie rozszerzyć. Łatwo to odgadnąć z rozmiarów dziury finansowej na Akropolu, która może pochłonąć awaryjne środki już do końca czerwca (w razie zamrożenia innych źródeł).
Bełkotliwy język komunikatu jest obcy nie tylko czytelnikom tego bloga ale tzw. rynkom finansowym sensu largo. Na wieść o osiągnięciu porozumienia na szczycie usdeur także poszybował na szczyt, aby odpuścić dopiero następnego dnia. Można to odczytać tylko w jeden sposób - ratunek dla Grecji jest tak pogmatwany i tak nieczytelny, że grozi stabilności unii walutowej. Po dniu zastanowienia okazało się, że jeszcze Hellada nie zginęła, póki Angela rządzi, euro na razie się nie rozpadnie i nie będzie końca świata. Jednak prognoza rozszczepienia unii, którą przedstawiłem na początku greckiej tragedii, właśnie posunęła się o milowy krok naprzód. Niemcy nie cofną się ani o jotę ze swego stanowiska czystości fiskalnej i będą dusić peryferia rosnącą dysproporcją strukturalnej nadwyżki hadlowej. W sytuacji słabego popytu peryferia, czyli PIGSy, a właściwiej GIPSy (chyba w tej kolejności domina), będą musiały dobrowolnie wystąpić ze strefy euro, w ramach regulowanej upadłości. W duecie z Merkel Schauble wspomniał mianowicie o konieczności uregulowania procesu występowania z unii walutowej (obecnie takiej możliwości nie ma), jako pendant do rozgrywki z MFW. To nie była łagodna uwaga dziadka na wózku, ale oficjalne przyznanie, że ścieżka do eurolandu jest od dziś drogą dwukierunkową.
Co z tą Grecją? Nie upadnie jutro, spokojnie. Jednak w obliczu nieoczekiwanych, a jednak przepowiedzianych wydarzeń, upadek projektu ojro jest przesądzony. Peryferia nie są w stanie sprostać wyśrubowanym kryteriom centrum, a z kolei centrum nie daje im możliwości manewru, kiedy już w nieuchronny sposób się zadłużą w tanim kredycie (i go przejedzą). Grecja, a w dalszej kolejności reszta GIPSów jest nadmiernie zadłużona i z pułapki eurowięzienia narodów w obecnej konfiguracji wyjścia naturalnego nie ma.
Teraz Tien An Men. Jak pewnie słyszeliście, propagandowe strzały, wydane po głośnej wizycie sekretarz Clinton, doprowadziły do faktycznego wyjścia gógla z Chin. Kliknij na adres google.cn, a zobaczysz oddział w Hong-Kongu. Oczywiście nie chodziło o żadną cenzurę, tylko o początek wojny handlowej (czyli cyberwojna, ochrona własności intelektualnej i prawo patentowe). Równolegle nasz ulubieniec nobliwy Krugman od listopada przekonuje, że Chiny muszą uwolnić juana (w domyśle go rewaluwoać). Tak się jakoś złożyło, że wraz z teatralnym przesileniem w góglowojnie doszło do paroksyzmu w postaci kilku oskarżycielskich artykułów Krugmana w NYT oraz listu stu trzydziestu senatorów do ministra skarbu, drugiego ulubieńca Tymona Geithnera, w sprawie nadania Chinom oficjalnego statusu państwa manipulującego walutą. Minister dwa razy do roku robi przegląd bilansu handlowego i ogłasza listę krajów, z którymi USA jest w stanie niekorzystnej konkurencji. Kolejny termin przypada na połowę kwietnia i wszystko wskazuje na to, że Chiny znajdą się na niechlubnej liście, co otworzy firmom drogę do licznych postępowań antydumpingowych, czyli realny początek wojny handlowej pełną gębą.
Rozprawiałem się już tu z chińskim kazaniem Krugmana, którego poważni fachowcy, na przykład Pettis (profesor na Xinhua), rozdzierają na strzępy, a jeden z publicystów w ub.tygodniu wręcz napisał, że trzebaby na niego wziąć kij bejsbolowy. Nie zmienia to faktu, że Krugman konsekwetnie realizuje kampanię dyskredytacji handlowej Chin pod chwytliwym hasłem nieuczciwej konkurencji, co doprowadzi do eskalacji barier handlowych. Co z tego, że argumentacja, iż Chińczycy rzekomo okradają Amerykanów, tanio dostarczając im całe góry produktów i jeszcze pożyczając im na to właśnie zarobione pieniądze, jest ex definitione idiotyzmem? Propagandowo jest chwytliwa, a grupa przekonanych senatorów jest dość liczna, aby przeforsować odpowiednie cła antydumpingowe.
Teraz wszystko w rękach Geithnera. W końcu na przypadkowego nie trafiło, Tymon studiował w Pekinie i chyba jest z całego waszyngtońskiego grona do czekającej go decyzji najlepiej przygotowany. Jaka ona będzie, mam swoje zdanie, a za rekomendację niech posłuży zestawienie wypadków wokół Krugmana, Clinton oraz Gógla.
Jeśli kogoś nie przekonują przypadkowe zbiegi okoliczności w działaniach noblistów, ministrów spraw zagranicznych mocarstw oraz największych spółek giełdowych świata (kap. ok. 165 mld), może przekona go ostatnia nagła wizyta delegacji chińskiego banku centralnego w USA oraz właśnie opublikowany wstępny bilans handlowy Chin za marzec (ci to mają GUS, znają dane, zanim się pojawią), który wykazuje pierwszy od wielu miesięcy deficyt. O ile można się spierać o merytoryczną wartość takiej pospiesznej prognozy, sam fakt jej przedstawienia jest bardzo znaczący.
Jak by na bilans juana nie patrzeć, czy jest niedowartościowany i jak bardzo, cała dyskusja i tak nie ma sensu, od kiedy wiadomo, że chińska gospodarka nie ma waluty stricte, bowiem jednostka monetarna CNY jest wymienialna tylko w jedną stronę, czyli jest tworem teoretycznym. Może mieć w centralnie sterowanej gospodarce dość swobodnie ustalaną wartość, co Polska przećwiczyła w schyłkowym okresie komunizmu (dolar od 3300 do 11000). Jak długo juan nie będzie uwolniony, dyskusja o parytecie walutowym jest czysto akademicka, a rozpętywanie kampanii oszczerstw o manipulację walutową jest zwykłym chuligaństwem (tu rozumiem intencje bejsbolisty). Równie dobrze ekipa Reagana mogła oskarżać rząd Rakowskiego o manipulacje walutowe złotym, w wyniku której pierwsze grube setki milionów zarobił na dumpingowej, śmieciowej złotówce Ingvar Kamprad w Ikea. Całkiem oszołomionym przypominam, że gros taniej produkcji IKEA w latach '80, która stała się trampoliną dalszego rozwoju sieci, pochodziła na przykład z zakładu w Radomsku. To uwaga dla zwolenników mocnej złotówki, warta uwagi. Czy złoty był wówczas niedowartościowany? Oczywiście. Ile? Nie wiadomo, a dokładniej pytanie nie ma sensu, bo złotówka była wówczas niewymienialna. W przypadku CNY kwestia jest zaledwie odrobinę jaśniejsza, bowiem jest on dobrze wymienialny w jedną stronę (stabilny kurs), czego nie można było powiedzieć o polskim złotym, który był niestabilny i miał we wspomnianym okresie kilka różnych kursów jednocześnie, więc był w porównaniu do CNY tworem całkowicie księżycowym (i może dlatego Kamprad się na nim wyżarł). Jaki był wóczas właściwy parytet walutowy? Nie wiadomo i nigdy się nie dowiemy dokładnie. Po prostu za dużo zmiennych i sztywnych barier.
Prawdopodobnie zatem - biorąc po uwagę jej fundamentalny ekonomiczny idiotyzm, prowadzony jednak przez noblistę, więc jednak na poważnie - cała dyskusja o juanie i tak jest już przesądzona, jak twierdzi np. Dylan Grice z Societe Generale, który przewiduje dewaluację CNY przy jego uwalnianiu. Mówiąc szczerze, to kurs usdcny obecnie nie będzie miał wyraźnego wpływu na bilans handlowy USA. Jeśli podrożą juana, to tanią produkcję z Chin wyprze taniocha z Indii, Laosu oraz Indonezji. Jeśli Chiny wbrew swoim interesom zrewaluują CNY, to owszem, bardzo szybko zepsują swój bilans handlowy, ale nie podciągną tym samym popytu wewn., tylko doprowadzą do stagnacji oraz utraty przewagi konkurencyjnej w regionie. Jednym słowem tragedia (i rozruchy wewnętrzne). Jeśli nie ugną się pod presją, rozpocznie się wyniszczająca wojna na cła zaporowe i kontyngenty, co doprowadzi do tego samego skutku, tylko pewnie dłużej to potrwa. Tak czy inaczej, decyzje najwyraźniej już zapadły, a oczekiwany efekt ten sam - stagnacja i rozruchy.
Co dalej z lolarem? Już ojro odbija, nareszcie spokój na morzu jońskim? Chińczycy rewaluują, dolar spada wreszcie do piwnicy? Chciałbym żeby tak było, ale ostatnia rekomendacja Goldiego na umocnienie eurusd okazała się oczywistą podpuchą. Zaraz potem był szczyt i ... nowy szczyt usdeur. Teraz Goldie podał zupełnie odmienną prognozę - docelowo eurusd 1,31. Moim zdaniem - sądząc z rozwoju tragedii greckiej oraz koturnowego wstępu do działań na dalekim wschodzie, lolar jeszcze nie pokazał całej swojej siły, a rozwinięcie akcji zapoczątkowanej w grudniu dopiero nas czeka. Gorączkowa (chciałem napisać biegunowa) wycena Goldiego jest dopalaczem krótkiego trendu i nic nie mówi naprawdę o zasięgu dłuższego. Popatrz zresztą na wykres, jak usdeur reagował na tańce Rompuya z Angelą i jak się teraz wyluzował. Jedno jest pewne - mniej stracisz wypełniając rekomendacje G na opak.
Ktoś tu sugerował, że czas by na jakiś kolejny odcinek rozwolnienia, że już już będą szorty na eurasie pękać... Ja na to że czekam na dalszy rozwój ale w drugą stronę. i były szczyty. Teraz dla jasności: szorty na eurusd są znowu na rekordowych poziomach, po tygodniowej przerwie na brukselkę po grecku. Ci niedobrzy spekulanci nie wierzą teorię bazooki? Najwyraźniej nie wierzą, nawet kiedy jest podpisana przez Rompuya i Strauss-Kahna z Trichetem w tercecie (greckim). Aha - dla przypomnienia - poprzednio o rekordach na szortach eurusd pisałem w grudniu.
blog comments powered by Disqus