Go To Project Gutenberg

piątek, 23 czerwca 2017

Cennik indywidualny

-



Każdy z nas właściwie używa już internetu do codziennych czynności. W przeciągu stosunkowo krótkiego czasu, gdyż zaledwie na przestrzeni dziesięciolecia, weszliśmy z impetem w całkiem nową epokę. Wprawdzie jeszcze nieco odstajemy od naszych zdecydowanie bogatszych sąsiadów z Unii, lecz zaledwie w zakresie droższego sprzętu, gdyż jeśli chodzi o akceptację technicznych nowinek niezmiennie znajdujemy się w czołówce. Niedawno wskazałem ten socjologiczny fenomen jako decydujący czynnik pokoleniowy w drastycznych zmianach społecznych, których jesteśmy świadkami w Polsce. I ma rację dość zgrzebna i ludowa premier Szydło z jej nadpremierem Morawieckim w Hanowerze, z dumą otwierająca u boku Makreli największe targi w Europie, słynne Hannover Messe. Pokazuje tam Polskę nowoczesną, szukającą swej szansy w przyszłości. Ma to zamierzenie wymiar socjologiczny, społeczny, a w sumie ekonomiczny, gdyż bez kolejnego cywilizacyjnego skoku Polska w nadchodzących dekadach zwyczajnie się rozpuści pod naporem zewnętrznych czynników, bez nawet jęku, bowiem podbój i ekonomiczna kolonizacja odbywa się bez strzałów armat, niezauważenie. A jednak niezwykle skutecznie, bowiem decyduje i wydaje polecenia ten, kto płaci. Mamy wobec tych wyzwań właściwie tylko dwa zasoby kapitałowe, ale za to najważniejsze: ludzkie w postaci millenialsów oraz bogactwa naturalne. Jeśli pozwolimy im sensownie pracować, mamy szansę w przyszłości.

Zmiany w kierunku przyszłości widzimy choćby na przykładzie internetu. Otóż korzysta z niego codziennie połowa Polaków, a przeciętny czas jego używania wynosi… 6 godzin. Czyli niepostrzeżenie internet stał się podstawowym, a wręcz najważniejszym narzędziem pracy, gdyż ze statystyk wynika, że na te sześć godzin składa się większość pracowników. Tak, tak – obecnie większość stanowisk pracy wymaga już podłączenia do internetu, dlatego nie budzi zdziwienia kategoryczne żądanie młodzieży, że wprawdzie nie musi być wygód, ale wifi obowiązkowo! Bowiem tak właśnie jest – i to nie potrzeba żadnego aparatu planistycznego, aby z absolutną pewnością stwierdzić, że internet stał się tymczasem najważniejszym narzędziem komunikacji i pracy. I takim pozostanie. Nie dziwi zatem cała seria burd, zamieszek wraz z podpaleniami w Niemczech, Szwecji i Francji w ośrodkach dla uchodźców, które zbuntowani kolorowi przybysze zdemolowali, bowiem „internet był zbyt wolny”. Serio, to nie pojedynczy przypadek, ale już cała ich seria, dająca nam pewien pogląd na masową akceptację internetu. „Uchodźcy” nie znają prawdzie lokalnego języka i nawet niespecjalnie starają się go poznać, gdyż najwyraźniej wystarcza im własny, zatem wypada uznać, że to nie skuteczna komunikacja z tubylcami stanowi ich priorytet. A jednak internet jest im niezbędnie potrzebny i traktują go jako coś w rodzaju usługi podstawowej, koniecznej podobnie jak pożywienie i woda do przeżycia, jako naturalne prawo człowieka. Zaiste coś to powinno nam powiedzieć o świecie, a już na pewno o internecie, czyli kierunku w którym zmierza. Nie do końca wiadomo, czym to się skończy, ale już wyraźnie widać, że jeśli czegoś w internecie nie ma, to znaczy… że nie istnieje.


Amazon, Ceneo i Allegro czyli internet 3.0

Dzisiejsi liderzy internetu byli nim także przed dziesięciu laty, niemniej na zupełnie odmiennej zasadzie. Aby to sobie uzmysłowić wystarczy zauważyć, że gigant internetu gógle powstał zaledwie pod koniec lat ‘90 ub. wieku, a ich obrazkowe dziecko youtube istnieje od roku 2005, czyli niewiele ponad 10 lat. Przez ten czas doprawdy wiele się zmieniło, tym bardziej na naszym lokalnym podwórku, a obecnie wczorajsi śmiali innowatorzy przechodzą w ramach światowej konsolidacji we władanie koncernów globalnych, jak na przykład największa polska platforma e-commerce Allegro. Nie – wcale nie znika, wręcz przeciwnie, rozwija się dalej w zabójczej konkurencji, tyle że w większym podmiocie, pracującym globalnie. Takie mamy czasy globalizacji. Nietrudno zauważyć, że internet jest jego podstawowym narzędziem, czy to do zwykłej komunikacji codziennej, czy tym bardziej handlowej. Kto dziś wysyła depesze i listy, kiedy prościej jest wysłać email ze skanami dokumentów papierowych i zdjęciem z komórki? Warto przy okazji zauważyć, że i podstawowa usługa internetu – email, tak nieodzowna dziś w rutynowej pracy, ma historię równie krótką, co wspomniany gógel. O ile może to wydać ci się niewyobrażalne, to warto przypomnieć, iż ta techniczna nowinka jest z nami niecałe dwadzieścia lat. Wcześniej go zwyczajnie i po prostu nie było! Jak ludzie wówczas żyli? - zapyta obecny nastolatek, nie mogąc zrozumieć, że w tamtych odległych czasach dobry dialup miał prędkość 56 kb, gdy obecnie dwudziestokrotnie większa przepustowość jest uznawana przez kolorowych przybyszów z Afryki pt. „uchodźcy” za minimum socjalne. Sporo się w tym krótkim czasie zmieniło, wczorajsi niszowi innowatorzy typu allegro obrośli w piórka i weszli w wiek dorosły, objawiając towarzyszące mu objawy. Nie oznacza to wcale ich końca, wręcz przeciwnie, tyle że zapewne będą działać już inaczej.

Dramatyczny wręcz rozrost firmy internetowych oraz obecna ich konsolidacja na świecie, w tym i w Polsce nie oznacza wcale zakończenia etapu wzrostu samego internetu, a jedynie widome zakończenie pewnego etapu. Nazywam go internetem 2.0, a dziś obserwujemy narodziny internetu 3.0. Przypomnijmy, że internet 1.0 powstał na euforii dot.com przełomu wieków i wyniósł na swej fali wszystkie dzisiejsze molochy w rodzaju gógla. Internet 2.0 to kolejna fala mediów „społecznościowych”, w rodzaju fejsbuka i twittera, których historia nie przekracza dziesięciu lat, jakkolwiek to może ci się wydać nieprawdopodobne. Owóż żyją jeszcze ludzie pamiętający nie tylko życie bez fejsbuka, ale nawet bez emaila! Tymczasem w tym galopującym postępie fejsbuki i podobne przeżyły już swe chwile największej chwały i walczą dziś zaledwie o przetrwanie, to znaczy utrzymanie swej widowni. Ich zarządy wciąż usiłują czarować inwestorów pozytywnymi statystykami klienteli, ale rzeczywistość jest bezwzględna. Duża część zarówno widowni, jak i statystyki oglądalności jest tymczasem fałszywa, co przyznają w poufnych raportach sami zainteresowani. I tak ok. ¼ ruchu na fesjbuku pochodzi dziś od tzw. botów, czyli komputerowych automatów, już to generujących sztuczny ruch dla potrzeb ogłoszeniodawców, już to realizujących zlecenia reklamowe poprzez fałszywe konta, udające prawdziwych internautów, a będących naprawdę bytami stricte wirtualnymi.

Wirtualne konta są na fejsbuku i innych prawdziwą plagą, ukrywaną dotychczas z powodów m.in. marketingowych, co i nie dziwota, gdyż wedle mojej oceny aż 50% ruchu na platformach „społecznościowych” generowanych jest przez boty. W rozmaitym celu, ale zawsze efektywnie z punktu widzenia zleceniodawców. Plaga jest tak wielka, że fejsbuk w ogniu obecnej kampanii prezydenckiej, w której uczestniczy podobnie jak w wyborach prezydenckich w Stanach w 2016, zlikwidował kilka tysięcy kont rzekomo „fałszywych”, należących do obozu Lepen, poprzez które prowadzono na jej rzecz agitację. Jak widać na tym przykładzie obóz walczącej „demokracji” nie cofa się już przed żadnym radykalizmem, włącznie ze zdradą tajemnicy poliszynela, że ten cały pejsbuk jest platformą „społeczną” na tej samej zasadzie, na której milicja była „obywatelska” oraz „ludowa”. Różnorakie wywiady hulają tam niepostrzeżenie i bez żadnej kontroli, prowadząc kampanie propagandowe oraz także wywiadowcze. Muszą mieć do tego stosowne przykrywki, bowiem trudno oczekiwać, że będą w tych celach używać prawdziwych nazwisk i stopni służbowych, podpisując się „sierżant Nowak”, nieprawdaż? Podobnie działają duże firmy PR, prowadzące pasywne badania rynkowe oraz nastrojów społecznych, tanim kosztem zakładając z użyciem komputerów tysiące martwych internetowych dusz – i zbierają poprzez nie informacje o społecznych nastrojach, ale łatwo zgadnąć że to zaledwie początek ich pracy. Jej kolejnym etapem jest aktywne kształtowanie tychże nastrojów i opinii, na przykład dla hojnych sponsorów. Margaryna „Maja” jest najlepsza na świecie! Wystarczy niewielka opłata, a znana agencja marketingowa „wykreuje” taki „wizerunek” w „mediach społecznościowych”. To cytat z witryny takiej firmy, zatem nie pora wątpić, kiedy internet staje się – sądząc po wydatkach reklamowych - wiodącym medium reklamowym. Wprawdzie wciąż pozostaje w tyle za telewizją, ale już pochłania 25-40% budżetów reklamowych i ciągle ten udział zwiększa.



Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 17/17



© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut