Go To Project Gutenberg

piątek, 23 czerwca 2017

Droga Gotówka czyli zawartość cukru w cukrze

-



Kiedy nadpremier Morawiecki coś mówi, to wiemy że należy słuchać, ale też – sądząc z wysokiej korelacji jego podróży zagranicznych z wydarzeniami geopolitycznymi – on także ma swoich szefów. Taki porządek tego świata. Kiedy zatem głos zabiera jego zastępca, to wiemy już dwie rzeczy: że należy uważnie słuchać oraz że słuchamy Morawieckiego, bo to on mówi. Zwracałem już kilkakroć baczną uwagę na działania naszego dzielnego modernizatora, szczególnie w dziedzinie finansów, ale to tautologia, bowiem wprawdzie nominalnie od rozwoju, a jednak jest także pełnoprawnym ministrem finansów – taki z niego siłacz. Mateusz Szczurek, poprzedni minister finansów zwyczajnie nie wytrzymał nadzwyczajnej presji ze strony niezwykłego umocowania Morawieckiego i honorowo zrezygnował ze stanowiska, choć sprawdził się na nim niezgorzej. Otóż Morawiecki jest bankierem i także nie potrzeba specjalnej lupy, aby dostrzec, że w swoim ministerstwie nominalnie rozwoju otacza się finansistami. Owszem rozwój musi kosztować, ale żeby aż tak ostentacyjnie? Niestety tak, bowiem ambitne plany, rysowane w powerpoincie ku radości poddanych, mają kosztować tymczasem setki miliardów i pchnąć nas niczym sanacyjny plan Eugeniusza Kwiatkowskiego w nowe czasy. Bez wielkich finansów nijak się nie obędzie, a skoro tak – to potrzebni są finansiści.

Wychodząc z takiego logicznego porządku rzeczy trudno nie dostrzec, że minister finansów musi z natury rzeczy podlegać ministrowi rozwoju, ale także – co bankowcy chętnie potwierdzą – bilanse muszą się zgadzać, czyli tym wszystkim muszą rządzić bankierzy, niekoniecznie w pierwszej linii. Nie zdziwimy się zatem, że ekipa morawieckich modernizatorów z MR składa się zasadniczo z zaufanych Morawieckiego. I tak jego zastępcą i prawą ręką jest dyrektor banku BZ WBK, w którym do niedawna Morawiecki szefował. Zaufanie zobowiązuje. I jak to w banku – procentuje. Skoro zatem oficjalnie wypowiada się wiceminister rozwoju Kościński, to mówi Morawiecki – jako modernizator i finansista zarazem. A co mówi? Ano zdradza nam oto wielką tajemnicę finansów, że mianowicie gotówka w obrocie strasznym jest dla nas hamulcem i obciążeniem, bo kosztuje jej utrzymanie przez NBP aż 17 mld rocznie, czyli cały 1% PKB!

Moi czytelnicy przypominają sobie dodatkowo, że nie tylko recenzowałem modernizacyjne plany elektronicznych rozliczeń morawieckich, ale także śledzę poczynania w tej mierze MFW. Dodatkowo, wiedziony wiosennym wzmożeniem w tej materii opisałem ostatnio wielki elektroniczny skok w Indiach. Tymczasem to nie wszystko, bowiem na domowym podwórku wszedł w życie pakiet drogowy, polegający na elektronicznym dozorze transportu towarów wrażliwych, z ewidentnie podatkowych pobudek. Z tych samych zresztą, dla których zlikwidowano kabaretowych funkcjonariuszy Inspekcji Transportu Drogowego, w ich zielonych mundurkach, ni to ze Służby Celnej, ni to z ruskiego GAIu. Modernizacyjne i podatkowe zmiany jak widać przyspieszyły tak bardzo, że ledwieśmy zdążyli przywyknąć do kabaretowych inspektorów na drodze, trzepiących truckerów na parkingach dla lubej mamonki, ci już muszą zniknąć pod ciosami kaczystowskich siepaczy i modernizatorów morawieckich. Wraz ze swym egzotycznym szefem, którego oburzeni funkcjonariusze powinni zaciągnąć na czoło pochodów KODu w zastępstwie schetanego Kijowskiego. Zawsze mogą liczyć na wsparcie GW i feministek, no bo jakże to – zwalniać z takiego wygodnego stołka osobę z ewidentnej mniejszości, w dodatku egzotycznej – toż to straszna ksenofobia.

Tymczasem morawieckie zmiany w finansach przynoszą nadspodziewanie dobre rezultaty na kontach MF, bowiem w przeciwieństwie do ITD i podobnych realnie działają. I nawet niespecjalne ma tu znaczenie ich efektywność, ważne że w ogóle mają dodatnią, zamiast większość swej energii i środków zużywać na bizantyjskie biurokracje. Tu wypada pochwalić stworzenie KAS w miejsce kilku konkurencyjnych urzędów. Ale pochwały pochwałami, a istota rzeczy polega przecie na tym, aby te udogodnienia pozwoliły lepiej strzyc potulne stado, dla niepoznaki nazywane „obywatelami”. Takie słowne ozdobniki doprawdy niewiele kosztują w zamian za absolutny przymus urzędniczy i niewolę feudalną, ale dobre choć to, że widomie zmniejsza się i cywilizuje jej aparat ucisku.

Kiedy zatem pochwaliliśmy jak należy, zauważmy że tydzień przed wielkim objawieniem wiceministra Kościńskiego, uświadamiającego nam, jak bardzo uciążliwe dla państwa są nasze zacofane nawyki i przywiązanie do gotówki, z tą samą misją wystąpił MFW, publikując studialny materiał w tej właśnie kwestii: likwidacji gotówki w obiegu. Nazywa się to oficjalnie de-cashing i warto sobie ten termin zapamiętać, gdyż dopiero wchodzi do obiegu. Wprawdzie pisałem o planach i przygotowaniach już rok temu, ale wówczas jeszcze tego terminu nie było – oto jak szybko czas dziś pomyka w pewnych segmentach. Coś się dzieje, ale pomysłodawcy nawet nie zdążyli nadać nowym zjawiskom nazwy. No bo skoro są tajne i poufne, toteż i nie ma na nowe terminy specjalnego zapotrzebowania. Co innego gdy postanowiono nowe pomysły wdrożyć i upublicznić – tu konieczna jest, choćby dla wynajętych agencji PR jakaś wyrazista nazwa. De-cashing się toto nazywa.

A z faktu, że modernizator Morawiecki dyrektywy MFW w lot poprzez swego zastępcę podchwytuje, wypada wyciągnąć nie tyle wniosek co potwierdzenie, że Polska stanowi istotny poligon wdrożeniowy tego całego de-cashingu. W innym wypadku pan Kościński nie odezwałby się jak kukułka na dość marny w swej merytorycznej zawartości raport {analizę?} młodego adepta centralnej bankowości z MFW. No bo że to kolejny nieoczekiwany przypadek i czasowy zbieg okoliczności nikt w naszym towarzystwie nie uwierzy, zresztą takie przypuszczenie byłoby niegrzeczne, boby oznaczało w praktyce, że polskie ministerstwo rozwoju {i finansów} jest gorzej poinformowane o aktualnej modzie i działaniach MFW niż zezowaty, a to nawet w całej swej pysze dla autora już za wiele. Wiemy zatem na czym stoimy: w Paryżu zmieniły się właśnie dyrektywy mody centralnych bankierów na odcinku gotówki, a nasz pan Kościński, pilnujący rozwoju z poruczenia samego nadpremiera Morawieckiego, wiodącego nas do raju nowoczesnej szczęśliwości {na szczęście bez nowoczesnego Rysia, ale kto wie…} od razu wie, co wypada mu czynić. To całe Ministerstwo Rozwoju jest krótko mówiąc au courant, w odróżnieniu od czołówki naszych pożal się Boże „analityków”. Jakkolwiek brzmi to krzepiąco, nie ciesz się za bardzo, bowiem mamy poważne powody do obaw przed tą całą modernizacją centralnych bankierów. Tymczasem pora na szczegóły.

Wprawne użycie w analizie MFW wyświechtanych niczym stara wycieraczka klasycznych terminów może wprawić w należny zachwyt niezbyt biegłego znawcę ekonomii, ale kogoś potrafiącego czytać bilanse jedynie rozśmieszy. Tego interesuje sens tej publikacji, a ten jest dość obleśnie i boleśnie jaskrawy: rozpoczęcie publicznej „dyskusji” nad de-cashingiem. Zauważamy owóż w MFW taki trend i postanowiliśmy się nim jako fachowcy zająć, wicie rozumicie. Taką mamy w MFW modę i charter, badamy trendy wicie rozumicie – no to i publikujemy tzw. „analytical papers”. Dość niezręczna wymówka na toporny materiał marketingowy, zważywszy jego merytoryczną zawartość. Ale ta, zwłaszcza że licha, dostarcza nam bezcennych wskazówek co do dalszych planów, tyle że dotarcie do nich wymaga nieco wysiłku.


Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 16/17



© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut