Go To Project Gutenberg

piątek, 23 czerwca 2017

Unia się reformuje

-



Za sprawą „właściwego wyboru”, podjętego w imieniu Francuzów przez siły „postępu i demokracji” Europa wygląda chwilowo na uratowaną, gdyż jej dalszemu instytucjonalnemu trwaniu nie wydają się zagrażać – amerykańskim wzorem – ani ruscy hakierzy, ani wikileaks i podobne przecieki. Wszystko wydaje się być pod doskonałą kontrolą, gdyż wprawdzie nowy prezydent Macron skarżył się podczas kampanii na podobieństwo amerykańskich demokratów nie tylko na włamania komputerowe do swego sztabu, ale także na fałszywe dokumenty z raju podatkowego na Kajmanach, gdzie pono poukrywał milionowe wziątki. Ruscy hakierzy są owóż dobrzy na wszystko i obarczono ich winą za pierwsze, a za drugie, skoro nie widać możliwości ich obwinienia, bowiem dokumenty wyglądają nad wyraz prawdziwie i jeśli ktoś je wykradł, to tylko dodatkowe potwierdzenie ich autentyczności. Ale od czego są siły prawa i porządku, strzegące demokracji w trakcie trwającego stanu wyjątkowego? Mikry kandydat Macron tak się domniemanych fałszerzy swych tajnych dokumentów wystraszył, że uciekł się o pomoc do prokuratora generalnego republiki, a ten w lot pojął, jak przystoi bronić mu czci męża stanu i leciwej żony przed pomówieniami – i od ręki je wszystkie zdelegalizował. I tak czujni bezpieczniacy piorunem zamykali wszelkie internetowe zaułki internetu w języku francuskim, w których inkryminowane treści się pojawiały, a ich publikatorom świecili w oczy stosownym nakazem i paragrafem: treści nielegalne, kilka lat paki! I to w zupełności wystarczyło, aby nie śmiał o milionowych kwitach na Macrona jakikolwiek dziennikarz nawet się zająknąć, gdyż skoro kwity są oficjalnie nielegalne, to jak o nich legalnie mówić?

Jeszcze lepiej wyszły wyniki samych wyborów, jak numerologiczne zamówienie dające Macronowi 66,06% głosów, ani centyma mniej, ani więcej. Warto zauważyć, że Macron, polityk raczej drugiego szeregu, choć już niedawny minister u Vallsa, swój wynik formalnie zawdzięcza niezwykłemu sukcesowi nowiutkiej partii „En marche!”, która choć rzekomo centrowa, to jakoś tak dziwnie roi się w jej sztabie od młodych socjalistów, wśród których – jakżeby inaczej – rej wodzi sprawdzony druh Valls. I tak cudownie zbudowana na zgliszczach tradycyjnych partii, niczym francuska „Nowoczesna” En marche nie spoczywa na laurach i zamierza w nadchodzących wyborach parlamentarnych zdobyć najwyraźniej „przynależne” jej jako „centrowej” 2/3 parlamentarnych foteli. Sądząc z energicznej krzątaniny Vallsa wypada wyciągnąć wniosek, że stachanowskie plany sprawnie przekuwane są właśnie w czyn, a koronowana ostatnia nadzieja Francuzów będzie miała niebawem karne zastępy deputowanych w parlamencie, pod wodzą sprawdzonego druha. Czyż tak trudno dostrzec, że desygnowanym na zarządzanie polityką parlamentarną jest oczywiście drugi młody socjalista z tandemu – Valls?

Raczej trudno to z oddali przeoczyć, choć sami Francuzi wydają się ulegać złudzeniu, że z tą demokracją to wszystko naprawdę na poważnie. A skoro głosy powątpiewania są urzędowo nielegalne, to i nie wolno o nich publicznie mówić. Kwity z raju podatkowego są przecie wedle prokuratury oczywistym fałszerstwem i nie wypada nawet ich sprawdzać, a co dopiero publikować! Podobnie z wynikami prezydenckich wyborów. Rozgoryczona Maryna może sobie po kątach utyskiwać, że wybory ordynarnie sfałszowano, a nawet pokazywać na to dowody, ale któż brałby takie jęki poważnie? Na pewno nie generalny prokurator, zakazujący mówieniu o rajach podatkowych Macrona. Maryna tymczasem jeszcze póki co może mówić, co o tym myśli, bowiem chroni ją immunitet z PE, który notabene z wielkim wigorem prokuratora starała się jej w trakcie kampanii odebrać, ale co innego normalni zjadacze bagietek.

Sądząc z treści dyskusji publicznej pokazywanie dowodów na fałszerstwa i w ogóle poważne o nich mówienie jest dziś we Francji, podobnie jak kajmańskie interesy Mikrona, oczywistym tabu, a kto tabu złamie, temu czujni bezpieczniacy zrobią kuku. Czy to z zakresu mowy nienawiści, czy nawoływania do nienawiści i terroryzmu, czy rozpowszechniania „fałszywych informacji” {fake news}, repertuar możliwości wciąż rośnie, a instrumentarium ostre jak brzytwa, w końcu trwający stan wyjątkowy skutkuje realnymi możliwościami praktycznymi i wielce naiwnym jest ten, kto przypuszcza, że z tych nowych i wygodnych możliwości bezpieczniacy, uczuleni na punkcie demokracji i obywatelskich swobód nie skorzystają. W takich warunkach sprawnie działającej demokracji widać, że swobody swobodami, ale plan ratowania Francji i Europy przed „pochodem faszyzmu” koniecznie trzeba wykonać. I dzięki temu planowi, a zwłaszcza czujności oficerów jego strzegących, unijna, francuska demokracja święci dziś triumfy, świeci nareszcie pełnym blaskiem wiosenne słońce, a Europie niegroźny jest nawet Pucek ze swoimi hakierami, kryzys w euro, czy rozgromione siły „faszyzmu” w osobie Lepen. Zdrowe siły w Europie krzepko dzierżą ster spraw, gładko przejęło inicjatywę jak za pięknych czasów ZMS młode pokolenie eurokratów pokroju Vallsa i Macrona, a Unia wydaje się tymczasem otrzepywać z szoku brexitu.

Wszystko idzie jak najlepszym torem, co wydaje się nawet potwierdzać zachowanie euro, niechętnie ale jednak podążające ku testowi oporu w okolicach eurusd 1.13. Znasz już w tej mierze moje zdanie i wiesz, że euro nie pokona tej poprzeczki, gdyż fundamentalnie jest chore. Nie przeszkadza to wszak w niczym radości i nawet euforii eurokratów, otwierających w okolicy zwycięstwa Macrona najgorszy z wariantów negocjacji brexitowych. Pod wodzą Merkel Unia ustami Junckera nie tylko zaserwowała Londynowi najtwardsze z możliwych podejście do jego otwierających propozycji, ale dodatkowo wzmocniła je podwajając roszczenia rozwodowe do wysokości 100 mld euro. Wedle Merkel Londyn nie powinien robić sobie jakichkolwiek złudzeń i nadziei na korzystne negocjacje. Chwilowo zatem londyńskie banki pospiesznie ewakuują się w związku z tym do kontynentalnej centrali, głównie Frankfurtu i Brukseli, aby po brexicie w ogóle mieć dostęp do wspólnego rynku, relokując przy okazji dużą część operacji backoffice, bowiem wymuszone wielkie przemeblowanie jest wymarzoną okazją do restrukturyzacji i optymalizacji kosztów.

Trafnie zauważył nasz nadpremier Morawiecki że brexit stanowi paradoksalnie szansę dla Polski, gdyż już napłynęło w jego wyniku do nas ok. 40 tys. miejsc pracy, a spodziewane jest wkrótce podwojenie tej liczby. Nietrudno zauważyć, że na przenosiny do Polski znaczącej części operacji bankowo-ubezpieczeniowych miały decydujący wpływ trzy czynniki: pozytywne doświadczenia z młodą polską emigracją, pracującą w brytyjskim sektorze finansowym, rosnąca pozycja regionalna Polski jako lidera regionu zwanego Międzymorzem, czego formalne i praktyczne przejawy niezmiennie podkreślam, oraz na koniec elektryzująca i polaryzująca decyzja Merkel o hard brexicie. Z perspektywy londyńskich bankierów wygląda to następująco : jeśli nie teraz, to kiedy, oraz jeśli nie Polska, to kto inny? Powinniśmy zatem zamiast naśmiewać się z Makreli uczciwie jej za ostatnie działania podziękować, gdyż to jej wydaje się zawdzięczamy obecny szybki awans w percepcji atrakcyjności gospodarczej. Owszem fundamentalne przesłanki istnieją i narastają od co najmniej dwu lat, niemniej ktoś musiał je dobitnie i głośno zakomunikować, a któż zrobi to lepiej niż londyńskie City?

Odpowiednio szybko zareagowała na tę wiosenną odmianę złotówka, umacniając się odczuwalnie, a nawet wzbudzając podejrzenia o jakiejś wielkiej spekulacji. Tymczasem nie ma w tym żadnego przypadku, gdyż mówimy o oczekiwanym i nieuniknionym jej umocnieniu, wraz z rosnącym eksportem oraz rosnącej systematycznie atrakcyjności Polski. To trend długoterminowy i ku zmartwieniu eksporterów mocna złotówka jest niestety tego koniecznym rezultatem. Nie wolno przy tym zapominać, że drugim wyznacznikiem naszej pozycji jest gospodarcza sytuacja w euro, a głównie w Niemczech. U naszego zachodniego sąsiada koniunktura tymczasem bije rekordy, a humory dopisują, zatem drugi filar naszego standingu, czyli dobra kondycja eurolandu, wydaje się chwilowo niezagrożony. Dopiero te dwie przesłanki łącznie prawidłowo wyjaśniają obecne nastroje wobec Warszawy. Pierwsze to polskie perspektywy rozwojowe, a drugie subiektywna ocena sytuacji w UE i euro. Polityczne, a zwłaszcza gospodarcze kłopoty w Unii będą miały oczywiście na standing Polski wpływ negatywny.


Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 20/17


© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut