... Biorąc pod uwagę powyższe, trudno obalić rzucającą się w oczy z jaskrawością śledczej lampy Wolińskiej hipotezę, że faktycznie Kukiz wykonuje strategię wyborczą Schetyny, obliczoną na maksymalizację szans Komorowskiego. Tak przynajmniej zadziała pozostanie w domach ogromnej rzeszy 20% niezadowolonych z obecnego kierunku młodych wyborców, kontestujących istniejący nad Wisłą porządek rzeczy. Tych procentów tymczasem zabraknie Dudzie, bo przecie z pewnością nie Komorowskiemu, który przez młodych jest postrzegany już nie tylko jako środek establiszmentu, ale wręcz dinozaur. Teraz wystarczy dosypać na dole parę procent głosów korespondencyjnie i za pomocą centralnie drukowanych spisów wyborców, z całymi zagonami martwych dusz, aby być spokojnym o wynik lokatora Belwederu. Tak przynajmniej wygląda generalny zarys planu. Nie wszystko jednak musi przebiec zgodnie z nim, dzięki sprawnie w końcu uruchomionemu ruchowi kontroli wyborów, który wychwyci masowe oszustwa, a dodatkowo potwierdzona ostatnimi działaniami ostentacyjna bierność PKW, która awaryjny wariant „ruskich serwerów” najwyraźniej naprawdę po ostatnim skandalu – i moim zdaniem pod naciskiem zza oceanu – tym razem zarzuciła. Tak więc dosypanie głosów – tak, ale w mocno ograniczonym zakresie, rzędu 10-15%. Cała nadzieja zatem Komorowskiego w słabej frekwencji, a właściwie w uniemożliwieniu za wszelką cenę udziału w wyborach niezadowolonym, bo ci w przytłaczającej większości zagłosują przeciw urzędującemu prezydentowi, już nawet abstrahując od jego wdzięku króla Ubula. Tak już bowiem jest, że niezadowoleni z reguły głosują przeciw obecnej władzy a za nową: młodszą, inteligentniejszą i bardziej wymo-wną. Taki jest spójny i logiczny plan negatywnej kampanii Kukiza. Oczywiście z opisanych szczegółów taktownie ani myśli on się tłumaczyć, opłakując w gronie „oburzonych” stan nadwiślańskiej demokracji, w której „nie ma żadnego wyboru”. Taki już sceniczny żywot grajka i faceta od happeningów. Gra role, do których się najął, ku uciesze gawiedzi. Czy wie, co robi? Oczywiście, że wie, przecie nie jest już dawno nastolatkiem, dla których szarpie druty swej elektrycznej gitary oraz bezcenne struny głosowe. Mam nadzieję, że ty także już wiesz, więc jeśli jesteś niezadowolona/y, to chociaż idź na te @!#$## wybory, wbrew mędrkowi – grajkowi. Bo nieobecni nie mają racji. Czy możliwa jest zmiana scenariusza czarnego konia? Oczy-wiście, gdy trwają targi i umizgi do czarnego konia, a lepiej poinformowani walą wprost do Schetyny, celem uzgodnienia warunków poparcia swego kandydata. W końcu wybór nie jest taki duży: chodzi wyłącznie o jednego – Andrzeja Dudę. Czy w ostatnich 10 dniach przed kluczowym głosowaniem obóz izraelsko-amerykański zaoferuje coś specjalnego Schetynie? Niewykluczone, zwłaszcza gdyby z rachunków faktycznie wynikało, że dużo młodych posłuchało łabędzich śpiewów Kukiza i miało pozostać w domach. Wszelako prawdopodobieństwo otwartego poparcia przez Kukiza Dudy i zachęcenia do wzięcia udziału w wyborach uważam za nikłe. Oznaczałoby bowiem zdradę przez Schetynę Komorowskiego, ale nie takie rzeczy się w polityce wydarzały, a taśmy mają wszyscy na wszystkich, z tym że wypada taktownie zauważyć niejaką techniczną przewagę jankesów, przynajmniej w kwestii przemysłowej skali i zakresu podsłuchów, więc i odpowiednio bogatych archiwów. Jakieś tam atuty i zapewne też może jakieś konfitury by się znalazły, choć z tym na nadwiślańskim terytorium etnograficznym krucho, od kiedy gros wysiłków idzie na wschód, do Kijowa i dalej. Na koniec dość pouczających występów sceniczno-politycz-nych Kukiza warto odnotować lodowatą w swoim scepty-cyzmie uwagę architekta PO i jak ostatnio opisałem zapewne także i planowanego następcy tonącej Platformy. Zauważył on z przekąsem, że błyskawiczna propozycja referendalna Komorowskiego faktycznie bliższa jest tere-fere-kuku, a nie referendum, bo już na początku kariery PO już jedno takie wielkie przedsięwzięcie było pt. „4 razy tak”, pod którym zebrano bodaj milion podpisów w malowniczej stercie pudeł, a które następnie... przemielono. Taki jest koniec polskich referendów. Niekoniecznie coś z nich musi wynikać, ale hałas z ich okazji zawsze skuteczny. Nic też Komorowskiego taka pusta obietnica referendum nie kosztuje, bo nawet kiedy coś z niego wyniknie, to jaki to ma związek z wyborem na urząd prezydenta? Żaden. Zmiany ustaw – jeśli referendum miałoby do nich doprowadzić – przygotuje i przegłosuje Sejm. Oczywiście, jeśli coś z referendum wyniknie, a co samo w sobie już jest w oczach doświadczonego praktyka wysoce wątpliwe. Warto wszelako odnotować aktywność Olechowskiego, który ponownie potwierdza nie tylko trafność prognozy, że Platforma ostatecznie tonie, bo-wiem nie widzę innego powodu tak konsekwentnego wyciągania jej wstydliwych tajemnic, a ponadto z całą pewnością szykowana jest jej następczyni, gdyż aktywność wyborcza Olecho-wskiego wykracza mocno poza osobiste animozje wobec Komorowskiego. Mówiąc krótko Olechowski obrazowo i dosadnie nie tylko zdemolował samo meritum propozycji wyborczej referendum, ale przy okazji kopnął tonącą Platformę, z lekko zwapniałym Komorowskim, kurczowo trzymającym się przekrzywionego masztu, siarczystym kopniakiem w przegniłą burtę, robiąc przy tym najwyraźniej z zadowoleniem kolejną wielką dziurę. Platforma musi zatonąć, skoro kopie jej ledwie unoszący się na powierzchni wrak sam jej twórca. Czy istnieje inna możliwość? A skoro tak, to „wiatr odnowy wiał, darowano reszty kar, znów się można było śmiać” - wraca nowe, na które pora się przygotować. Z komentarzy Olechowskiego wynurza się bowiem drugie dno, w zawoalowanej formie lekkiej przestrogi. Pomyślmy przez chwilę: czy naprawdę przezornie jest bezwarunkowo i ślepo trzymać się starszawego i niezbyt lotnego pana, uczepionego masztu tonącej platformy, kiedy wieje wiatr przemian? Platforma i tak jesienią zatonie, bo zatonąć musi. Jak będzie wówczas wyglądał krąg platformianych przyjaciół obecnego prezydenta? Przerzedzi się. Być może dlatego pani Szczepkowska wydaje się w porę oznajmiać koniec prezydentury króla Ubula, tak samo punktualnie jak zaanonsowała w TVP koniec komuny {proszę państwa: dziś skończył się w Polsce komunizm}. Właśnie zrezygnowała z członkostwa w komitecie wyborczym Komorowskiego. Pamiętając zatem publiczne komunikaty Szczepkowskiej, nb. córki najdłużej urzędującego szefa Radiokomitetu, czyli szefa propagandy na kraj nadwiślański z ramienia Politbiura w Moskwie, wypada zauważyć ich ścisłą zawartość merytoryczną i prognostyczną. Tak już ma Szczepkowska, że nieomylnie czuje „wiatr odnowy”, a nam wypada to odnotować. Duda będzie następnym preziem, bo taki jest wymóg historii i kampanii kijowskiej. I prognoza zezowatego, aczkolwiek nie ma na tym świecie złości i podłości pełnym niczego już doskonałego. Poza oczywiście Joanną Szczepkowską, która w obliczu wiatru porzuciła właśnie króla Ubula. Wyciągnijmy tedy z tego wnioski. Na koniec wydarzeń z polskiego podwórka, zdominowanych siłą rzeczy przez kampanię prezydencką, zauważmy desperacki kontratak lokatora Belwederu. Obok tradycyjnie jedynie słusznej i ponętnej kiełbasy wyborczej – a to „konstytucji dla przedsiębiorców”, a to nowej ordynacji podatkowej, a to gwiazdki z nieba, do roboty zagoniono wszystkich: żywych i umarłych, gdy bronkowa platforma tonie. Co prawda w zbawczych pomysłach, jak to nadwiślańskim indianom przychylić nieba kontrkandydaci nie próżnowali, a Duda wyciągnął właśnie swą ciężką armatę w postaci przewalutowania kredytów frankowcom {która na marginesie jest jedyną z kiełbasowyborczych, dającą się realnie zastosować, co pokazał Orban na Węgrzech – ale Duda wcale nie ma zamiaru jej realizować, boby PIS już ją wystawił dawno temu, działania Orbana opi-sałem sam, więc nie stanowią wielkiej ekonomicznej tajemnicy}. Czas w obronie tonącej platformy {szalupy} bronkowej wytaszczyć i odkurzyć z lamusa wszystkie ałtorytety. I tak już wstępnie wybudzony z letargu za sprawą nowej partii, której zarysy dzielnie projektuje Olechowski, pojawił się na scenie dr Balcerowicz, idąc już na całkowite skróty mentalne i wzywając do jedności rodem z Frontu Jedności Narodowej wobec zagrożenia nawracającym kaczyzmem, przecie Duda był zastępcą złowrogiego Ziobry w ponurych czasach reżimu kaczystów. Nie jest to występ z jakiegoś kabaretu, ale ostatnie popisy ex ministra finansów i nadwiślańskiego świątka, okrzykniętego prorokiem i „ojcem transformacji”. Jako że zezowaty nie patyczkuje się z nikim i niczym zapraszam niniejszym do otwartej debaty w sprawie tego „geniusza finansów” z komunistycznego SGPiS z ZEROWYM dorobkiem naukowym. Niech mi ktoś zacytuje in extenso dokonania tego geniusza teorii ekonomii, a ja je z radością rozniosę na strzępy, w sosie szyderczo-sardonicznym. Tak więc prorok Balcerowicz postponuje publicznie zastępcę Ziobry w reżimie kaczystowskim, jak wiadomo, będącego w samym centrum upadku obyczajów, gospodarki i powszechnej korupcji. Musimy zgodnie poprzeć Bigosława, bo inaczej wrócą kaczyści Ziobry i Dudy! Dla słabujących z historii najnowszej dopowiem, że to wszak typowa kłótnia w rodzinie, gdyż zarówno zły tyran z zaplecza i czołowy kaczysta Jarosław siedział przy Okrągłym Stole z Mimimichnikiem, Kiszczakiem i Jaruzelskim, jak i tatuś złowrogiego kaczysty Ziobry był ciut wcześniej sekretarzem wojewódzkim PZPR w nowo utworzonym nowosądeckiem. Sami swoi! Tymczasem z alarmistyczną diagnozą proroka Balcerowicza nie zgadza się najwyraźniej nie speszony jego aureolą z tombaku promotor nowej partii Olechowski, który z całkowitą dezynwolturą {bez obciachu} obwieścił, że prezydenckie referenda w sprawie JOW, to takie dyrdymałki i ćwiczenia dla naiwnych, z których nic, ale to literalnie NIC nie wynika. Dlaczego taka szarpanina w rodzinie? Prosta odpowiedź: Olechowski jest z innej gałęzi patriotycznej rodziny, która nam sufluje „zgodę i bezpieczeństwo”. Z bezpieczeństwa cywilnego konkretnie, podczas gdy prorok finansów został namaszczony przez samego Kiszczaka-Jaruzelskiego po uzgodnieniach podczas nocy stanu wojennego, w gronie ojców założycieli obecnej formacji demokracji nadwiślańskiej: Sorosa, Brzezińskiego i Geremka, czyli przez bezpieczeństwo wioskowe. Jak widać, lojalność w interesach, a na pewno w interesie bezpieczeństwa zobowiązuje, jednak nie wyklucza współpracy przy zakładaniu nowej partii i rekonstrukcjach truchła mumii wolności. Kłótnia w rodzinie, smrodliwa i będąca najwyraźniej miarą popłochu w szeregach najważniejszego kandydata, który jest już nie tyle poważny, co poważnie żałosny. Nie jest bezpiecznie, gdy kłócą się bezpieczeństwa, ale z pewnością śmiesznie, jak śmieszna jest parodia i farsa. Ubu Król. I grówno nam z tego. Tekst stanowi fragment aktualnego komentarza Summa Summarum 20/15 |
niedziela, 17 maja 2015
Kto podaje rytm łabędziej pieśni Kukiza?
-
blog comments powered by Disqus