| | Jako pierwszy był przesłuchiwany Piotr K., niegdyś analityk rynków finansowych WGI, obecnie twarz jednej ze spółek grupy Banku Pekao. W WGI pracował od końca 2004 do wiosny 2006 r., choć dat miesięcznych już sobie nie przypominał.
Stwierdził, że W WGI pracował 16 miesięcy. Dom maklerski (DM ) powstał w czasie jego zatrudnienia. Problemy miały się pojawić 2-3 miesiące przed jego odejściem .
Piotr K.: Moja praca polegała na analizie rynków finansowych, przedstawianiu w mowie i piśmie opinii na ten temat zarówno pracownikom firmy jak i zainteresowanym osobom spoza firmy. Podkreślam, że były to moje opinie na temat rynków, a nie wytyczne dla działu inwestycyjnego. De facto nie miałem więc żadnego wpływu na działalność inwestycyjną firmy. Oczywiście jeśli koledzy nie sugerowali się moimi opiniami. W firmie obowiązywała zasada chińskich murów tj. oddzielenie sfery analitycznej od inwestycyjnej. Dlatego i wtedy teraz nie interesowałem się wynikami inwestycyjnymi.
Pytany o to czy nie dostrzegał nic niepokojącego zaprzeczył:
- Zakładałem, że skoro firma działa, wypłaty są na czas, to nic złego się nie dzieje. Poza tym, przez cały 2005 r. trwała kontrola KPWiG (poprzedniczka KNF –red.). To wręcz uspokajało, skoro trwa kontrola i nic nie znajduje. Nic o tym nie słyszałem, że w momencie przekształcenia WGI w WGI DM prowadzona była podwójna księgowość – inna dla klientów, inna dla KPWiG. A jeśli chodzi o odczucia, to wydaje mi się, że skoro trwała kontrola KPWiG to oni powinni pierwsi to wykryć.
Piotr. K stwierdził, że za strategię inwestycyjną odpowiadał zarząd „jako, że zarząd odpowiadał za wszystko”. Padło też pytanie o to czy zdawał sobie sprawę, że swoją osobą i autorytetem uwiarygadniał WGI.
- Zastanawiałem się nad tym dziewięć lat temu. Twierdzę, że po zatrudnieniu przez tę firmę częściej zacząłem się pojawiać w mediach. Więc to raczej firma uwiarygadniała mnie. Przynajmniej na początku. Jeśli ktoś z tego powodu, że zaufał mojej osobie, przyszedł do firmy i stracił pieniądze, to jest mi z tego powodu przykro, ale po dłuższym okresie myślenia nad tą sprawą stwierdzam, że nie mogę się czuć winnym.
Piotr K. podkreślał, że nigdy nie widział raportów dla klientów i samego ich przygotowywania. Bezpośrednim powodem jego odejścia z WGI miało być odebranie licencji na dom maklerski, choć oskarżyciele posiłkowi wytknęli mu pewne nieścisłości między datą odejścia a odebrania licencji.
Piotr K. pokusił się też o uwagę dość ogólnej natury, odnośnie tego co zaszło w WGI:
- Znane jest mnóstwo przypadków na świecie, gdy nieudane inwestycje prowadzą do takiego stanu umysłu, że za wszelką cenę chce się odrobić straty. Obawiam się, że im człowiek młodszy tym chętniej idzie w tym kierunku i myślę, że zarząd WGI zapędził się w ślepy zaułek. Nie wiedział kiedy powiedzieć „stop”, ogłosić bankructwo, i wszedł na ścieżkę przez którą się tu dzisiaj spotykamy.
Czy zarząd WGI oszukiwał klientów?
- Nie jestem sadem by wy dawać wyrok w tej sprawie.
Po Piotrze K. sąd przesłuchiwał świadka Marek N., który w WGI pracował w latach 2000-2004. Początkowo jako specjalista ds. sprzedaży, potem jako analityk, a na końcu jako kierownik działu analiz. Zarówno on jak i Piotr K. podkreślali jednak, że była to bardzo mała struktura – w zależności od okresu pracowały w niej 2-3 osoby.
Marek N. opowiedział o sensie istnienia działu analiz. Według niego stanowiska analityczne to były bardziej stanowiska PR niż analityczne. Chodziło o trafianie do mediów, żeby budować rozpoznawalność i przekonywać, że w WGI pracują ludzie, którzy wiedzą co robią. Tylko mniejsza część pracy działu analiz miała dotyczyć analizy ryzyka kursowego i doradztwa w tym zakresie klientom firmowym.
- Czy to w WGI, czy w funduszu inwestycyjnym, czy innym domu maklerskim, nie spotkałem się z sytuacją by zarządzający kierowali się materiałami przygotowywanymi przez firmę. Ogólnie zarządzający uważają, że są nieomylni. Może któryś zarządzający brał nasze analizy i je czytał. Ja tego nie wiem. Na pewno dział analiz to nie był dział, który produkował materiały wskazujące działowi inwestycji co miał robić. Jeśli takie sugestie padały to tylko w stosunku do firm.
Marek N. miał odejść z WGI ze względu na przeciążanie pracą i otrzymanie lepszej propozycji finansowej. Podobnie jak Piotr K, twierdzi, że raportów dla klientów nie widział. W czasie swojej pracy w WGI za miarodajne wyniki inwestycji uważał te podawane na stronie internetowej. O stratach klientów też nic nie wiedział
- Oczywiście rozmawialiśmy o rożnych rzeczach, ale żaden diler nie przychodził i się nie chwalił, że dzisiaj zarobił albo stracił – mówił Marek N. |