Zagadnął mię czytelnik o zauważalne dęcie w Dudę oraz wiosenną nowalijkę w postaci ożywienia całkiem wydawałoby się już martwego truchła mumii wolności {Unii Wolności}, które spadło na krajowe podwórko, zakręcone w podrygach kampanii wyborczej z efektem i wdziękiem padliny padającej w basen zapasów w błocie. Te dwa wątki wydają się pozornie całkowicie rozłączne, poza marginalnym wspomnieniem o młodzieńczym stażu czeladniczym Dudy w Unii Wolności, ale pod spodem jest dużo więcej, niż widać na wierzchu. Czyli jak zwykle – temat na zezowate drążenie detali, coś jak praca tokarza, ale zupełnie inaczej. Zacznijmy może od operetkowej wydawałoby się inicjatywy zakładania kolejnej partii, przez „guru finansów” i powszechnie zaakceptowanego „ojca” transformacji polskiej Balcerowicza. Cieszy się on dzięki firmowaniu polskich reform, kiedy w krytycznym czasie stał na czele ministerstwa finansów oraz banku centralnego, powszechną rozpoznawalnością w kraju i za granicą – i z tego choćby względu idealnie wręcz nadaje się na figuranta, firmującego nową partię. Kiedy pokazuje się zatem taka właśnie inicjatywa w wirze kampanii prezydenckiej oraz pół roku przed bardzo istotnymi wyborami parlamentarnymi, wypada przyjrzeć się jej z uwagą. Z całą pewnością stoją za nią poważne siły, aczkolwiek nie sposób odgadnąć, na jakim etapie planowania ta inicjatywa się znajduje. Może być zaledwie balonem próbnym i lansowaniem wstępnej propozycji, a może już znajdować się w pierwszej fazie organizacyjnej, już po uzgodnieniu generalnych założeń między liderami i ich zapleczem. Pół roku do jesiennych wyborów to jest właściwy moment na start nowej partii, jakkolwiek mogłoby się dziś wydawać, że polska scena polityczna na wieki jest już zabetonowana. Jeśli obserwator, albo co gorsza „politolog” tak twierdzi, to oznacza że nie uważa, albo zwyczajnie nie ma pojęcia o realnym przebiegu wydarzeń. Polska scena polityczna nie była tak niestabilna jak dziś, chyba nigdy w okresie ostatniego ćwierćwiecza. Aby dojść do tego wniosku wystarczy zauważyć niepodważalny fakt znikania w oczach wiecznego obrotowego koalicjanta, czyli partii „ludowców” PSL. Ich występy z masowym fałszowaniem ostatnich wyborów samorządowych wydają się być ostatnimi, kiedy dziś do kolejnych lokalnych „baronów” zgłaszają się agenci CBA z kajdankami i nakazami aresztowań. Wieczny koalicjant i zwornik systemu z charakterystycznym zapachem walonek nieubłaganie odchodzi dziś ze sceny. Coś innego zatem powstanie w jego miejscu, bo natura nie znosi próżni. Co to będzie konkretnie, jeszcze nie wiadomo, bo właśnie trwają targi, ale nowa platforma Balcerowicza, odnosząca się do młodych źródeł polskiego kapitalizmu z pewnością jest wariantem możliwym i logicznym. Stąd warto uważnie się tej inicjatywie przyjrzeć – i dostrzec, skąd oraz dokąd to logicznie prowadzi. Balcerowicz, czyli kto? Aktywność polityczna premiera Balcerowicza utrzymywana jest co prawda na małym ogniu, ale przez cały czas w głównym nurcie wydarzeń, za pośrednictwem jego stowarzyszenia Forum Obywatelskiego Rozwoju. Jakby na ironię oto obywatel pozostaje ciągle w modzie – od czasów Milicji Obywatelskiej, kiedy to przed ponad ćwierćwieczem pałowała, gazowała i polewała demonstrantów na dole, w Al. Niepodległości, a obiecujący adept ekonomii, z właściwymi korzeniami sprawował na górze ważną funkcję sekretarza Podstawowej Organizacji Partyjnej w centralnej kuźni kadr nadzorczych gospodarki polskich komunistów, warszawskiej Szkole Głównej Planowania i Statystyki. Dziś co prawda prof. Balcerowicz, rektor SGH, czyli tej samej, ale już odnowionej w duchu balcerowiczowskich reform uczelni, epizodu z POP woli nie pamiętać, ale przecie jest on faktem. Jak wiele musi się zmienić, żeby wszystko pozostało na starym miejscu... Na SGH przynajmniej obywatel Balcerowicz pilnuje porządku nieprzerwanie od ponad trzech dekad – mimo zawirowań historii, a może właśnie dzięki nim... Taki z niego geniusz ekonomii, prowadził kuźnię ekonomii socjalizmu, poprowadzi i kapitalizmu. Obywatel Balcerowicz znów dziś jest najwyraźniej potrzebny, kiedy przewodnia siła narodu, Platforma Obywatelska, nie tyle wydaje się tonąć, co zwyczajnie jest całkowicie rozbita, a sterta unoszącego się na wierzchu złomu pływa nie z powodu jakiejś wewnętrznej organizacji, ale siłą przyzwyczajenia i naturalnej wyporności {jak wiadomo g zawsze na wierzch wypływa}. Jest ponadto faktem, że FOR jest trzymany w zamrażarce także nie bez powodu. Teraz wydaje się nadszedł jego czas. Warto zauważyć, że poprzednia aktywizacja przebiegła równolegle z aktywnością gen. Petelickiego, a przecięta została jego "samobójstwem". Chodziło wówczas o spekulacje w sprawie kwietniowego zamachu stanu, gdy Petelicki zmontował Zespół Ekspertów Niezależnych, z czołowym ekonomistą prof. Rybińskim, także z SGH, na czele. W gremialnym chórze wujów, gaszących tę inicjatywę siłom i godnościom osobistom, wyróżnił się przez moment Balcerowicz. ZEN znikł z pierwszej sceny wraz ze śmiercią głównego aktywisty {zatem zarówno jego „samobójstwo” nie było przypadkowe, jak i zapewne sama inicjatywa nie taka nieważna, jak mogłoby się z pozoru wydawać}. Obecnie Balcerowicza wyciągają z szafy zawsze przy okazji spraw banków - frankowców, podatków, KNF, NFI, SKOK... Zawsze broni on zawzięcie status quo przekręciarzy zza kurtyny, więc naprawdę nietrudno zgadnąć, kto go opłaca: międzynarodówka lichwy. Tak się bowiem składa, że kiedy dla przykładu prof. Modzelewski występuje z merytorycznymi argumentami z dziedziny prawa podatkowego {a jest autorem polskiej ustawy o VAT} przeciwko oszukańczym „kredytom walutowym”, Balcerowicz pryncypialnie gasi go swoim olimpijskim autorytetem szefa NBP, że sama dyskusja stanowi zamach na podstawy wolności gospodarczej i jest ekonomiczną herezją. Zamiast rzeczowej dyskusji, znana indianom i do przesytu przećwiczona nawalanka na „autorytet” w sprawach, z których z racji komplikacji co prawda nie wszystko rozumieją, ale po efektach przecie widzą, że są dosłownie na chama goleni do skóry. Balcerowicz najwyraźniej jest osobiście wyznaczony do łańcuchowego pilnowania indian nad Wisłą przez Sorosa, w tandemie z do czasu ukrytym Rostowskim. Stanowiłoby to naprawdę sensacyjny wątek szpiegowski jakiejś powieści, gdyby nie był on historycznie prawdziwy. Uruchomienie "reformy Balcerowicza" nadzorował bowiem naprawdę Rostowski, niedawny minister finansów, wysadzony z siodła machinacjami Belki, bo "guru ekonomii" nie miał żadnego pojęcia o międzynarodowych finansach, kiedy piął się pracowicie po szczeblach uczelnianej kariery na socjalistycznej SGPIS. Jego „plan Balcerowicza” to naprawdę standartowy program terapii szokowej MFW, podyktowany Polsce przez młodego jej pracownika Sachsa, a w szczegółach uzgodniony, w więc faktycznie opracowany przez Georga Sorosa. Tekst stanowi wstęp do analizy z Summa Summarum 18/15 |
poniedziałek, 4 maja 2015
Ożywienie mumii wolności, czyli dęcie w Dudę
-
blog comments powered by Disqus