Go To Project Gutenberg

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Gang Kelnerów: marsz stonogi czyli zonk czasu

-
Burza to mało powiedziane. Że wieje wiatr przemian, w porywach dochodząc do huraganu, wiadomo od roku, kiedy chorągiewki na dachu przekręciły się tak nagle po wizycie opalonego prezydenta. Od tego czasu nie może być żadnych już wątpliwości, że nie mogą mieć żadnego kręgosłupa. Zaczęły się zatem na dole zapasy w błocie – zapasy płazów, gadów i bezkręgowców... I zaraz otwarły się wrota czeluści, a tam... ch**, d*** i kamieni kupa. I nic już nie jest takie samo. Że wiatr historii na tutejszym terytorium etnograficznym po detronizacji komoruskiego Brąka przemienił się w szkwał, zaświadczył w niedzielę symbolicznie w nowej Świątyni Opatrzności Bożej w warszawskim Wilanowie, notabene na włościach wielkich przekrętów żony byłego prezia pn. Royal Wilanów, wyrywając hostię z rąk celebransa. Tę wyskoczył łapać i podniósł prezydent-elekt Duda. Właściwy człowiek na właściwym miejscu? Tak jakby. Cicha nadzieja zawiedzionych i milionów chcących jeszcze ją mieć. Już dzień później wypełzł ze swej niszy Stonoga i rozpętało się na całego, pracowicie zalane tonami betonowych słów politruków z „wiodących mediów”, całe piekło z gangu kelnerów. Przypadek? Nie sądzę. Raczej znak - znak czasu. Albo zonk. Zonk czasu.

Nie trzeba zbytniej przenikliwości, aby zauważyć związek przyczynowy, między ubiegłoroczną aferą gangu kelnerów i porywistą zmianą wektora miłości nadwiślańskich prominentów z Moskwy na Waszyngton, gdzie urzędujący prezydent pogniewał się na moskiewskiego satrapę i postanowił go pognębić na bliskiej mu Ukrainie, w całości popierając majdanowy przewrót, a zwłaszcza jego skutki w postaci rządów ekipy Jaceniuka i Poroszenki. W tym duchu poszły też moje analizy objawów ostrej walki buldogów pod warszawskim dywanem ubiegłego lata, oparte na objawach i szczątkowych relacjach. Dziś mogę z satysfakcją zauważyć, że były trafne, choć było to dość trudne, wziąwszy pod uwagę skomplikowanie i dynamikę sytuacji. Mogłem to właśnie zweryfikować poprzez lekturę prokuratorskich akt afery, opublikowanych przez Stonogę. Co innego jest o sprawie mieć pojęcie nawet faktyczne i praktyczne, ale tylko wyrywkowe, a co innego jej dotknąć syntetycznie, zorganizowanymi rękoma dziesiątek i setek fachowców, nawet politycznie sterowanych. Pełne akta otóż dają wiedzę nie tylko o różnorakich tajemnicach, ale przede wszystkim o przebiegu oficjalnych zabiegów wokół skandalu, a które siłą rzeczy musiały mieć odbicie w aktach prokuratury. To wszystko może – i zapewne jest – zupełnie niezrozumiałe nawet dla prawnika, bez rozeznania w zakulisowych grach politycznych i sztuczkach tajnej policji, a co dopiero typowego widza telewizji. Mam na szczęście ten atut, że rozumiem, co w sensie prawnokarnej procedury akta oznaczają oraz – co tak dumnie zaznaczyłem – że ogarniam niejako sens wybuchu afery sprzed roku. Nie muszę zatem dodawać, że Stonoga oddał mi właśnie, choć zapewne nie to było jego intencją, sporą przysługę, za co mu dziękuję. Chciałbym się tu podzielić jej istotniejszymi składnikami.


Kto stoi za Stonogą?

Pierwszą i właściwie jedyną przesłanką niniejszej analizy jest założenie, że przeciek Stonogi jest ściśle związany i stanowi kontynuację rozgrywki zeszłorocznej, która wcale się nie zakończyła, a przeciwnie – trwa. Mimo że jest to założenie intuicyjne i trudno się z nim nie zgodzić, bo przecie Stonoga wywalił do internetu całe praktycznie śledztwo w sprawie podsłuchów polityków, zatem rzeczowo dotyczy to afery podsłuchowej, jednak wcale nie musi być prawdziwe. Osoba nie ogarniająca szerszego kompleksu obecnej rozgrywki, toczącej się w dodatku przecie w cieniu właśnie ukończonego pierwszego etapu politycznych przetasowań w Polsce – wyborów prezydenckich, a zaraz jesienią czekają nas wybory parlamentarne, jeszcze ważniejsze – może całkiem poważnie twierdzić, że być może Stonoga realizuje jednostkową prowokację, na przykład polegającą na próbie usunięcia prokuratora generalnego Seremeta. Istotnie przecież zagrożony wysadzeniem z siodła Seremet otrzymał drugi, druzgocący cios w postaci gigantycznego przecieku dosłownie kilka dni po tym, jak agenci CBA wjechali do jego centrali, badając korupcję przy przetargach na informatyzację. Że komputery i oprogramowanie prokuratura Seremeta kupiła w wyniku przetargu przekrętu wie tymczasem w Warszawie każdy informatyk, gdzie wielka trójka, czy tam piątka grubasów rozstawia od lat przetargi – i udziela tłustych 20% prowizji. To wszak nie o Seremeta chodzi, a przynajmniej nie tylko, choć ten z ogniem w oczach tłumaczył się w Sejmie następnego dnia po wielkim przecieku. Chwilowo i niemal ostatkiem sił Seremet się ostał, gdy cała drużyna ministrów złożyła z rządu dymisje. Nie może być wątpliwości, że to rozpaczliwe wręcz próby premier Kopaczki odcięcia się i pozbycia smrodliwego balastu afery podsłuchowej, aktorzy której bronili się dzielnie przed oderwaniem od koryta całymi miesiącami. Nawet złotousty minister Sienkiewicz, który w pierwszej fali skandalu usunął się na mniej eksponowane stanowisko, obecnie bez wahania i jakby z niejakim strachem zapowiedział natychmiastowe wycofanie z życia publicznego. Muszę powiedzieć, że – jak rzadko – żal mi tej dymisji, gdyż w odróżnieniu od reszty cynicznej zgrai u niego widać i słychać autentyczne zrozumienie wagi spraw wspólnych. Tak naprawdę wystawiono go za kilka gorzkich słów prawdy. Nie jest to fair, a i faceta szkoda.

Z lawinowego wręcz rozwoju sytuacji po przecieku Stonogi wynika zatem niezbicie, że afera ma co najmniej drugie dno i ma szerszy zakres i kontekst, niż doraźne walki polityczne. Jest także bezpośrednią i logiczną kontynuacją prowokacji zeszłorocznej, której rozbiór logiczny i faktyczny przedstawiłem w swoich analizach. Bowiem obecne działania Stonogi w niezaprzeczalny sposób wpływają na dalsze skutki tamtych działań {i zaniechań}, zatem akcja Stonogi nie może być inaczej rozpatrywana – ze względu na zasięg skutków – niż w kontekście afery kelnerów. Nawet gdyby Stonoga nie miał o tym pojęcia, a prawdziwe cele jego działania były mu nieznane, bądź obojętne. Prawdopodobna bowiem jest sytuacja, gdy ten notoryczny skandalista, reklamujący się krzykliwym napisem na swej wypasionej bryczce „pierydole fiskusa i złodziei z Wiejskiej” {pisownia oryginalna}, chce tylko rozgłosu, budując swój wizerunek alternatywnego, antysystemowego kontestatora, a może nawet lidera kolejnego ruchu „oburzonych”. Że tacy są potrzebni, widać po oszałamiającej wręcz karierze inaczej dość mizernej gwiazdy estrady Kukiza. Że Stonodze bliżej do urbanowego Nie niż do Wprost wcale przy tym nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie – pomaga, gdyż społeczeństwo mamy wciąż dość zgrzebne, a i czytelników „Nie” ma wciąż więcej niż Wprost. Z tego PR-owskiego punktu widzenia patrząc, obniżenie poprzeczki intelektualnej na tym etapie wydaje się ruchem bardzo przebiegłym. Akt prokuratorskich i ich istotnej zawartości nie zrozumieją naprawdę – co właśnie zaznaczyłem – nawet prawnicy, bo nie mają na przykład pojęcia o praktyce pracy policji i stosowaniu Kodeksu Postępowania Karnego, o implikacjach walk frakcyjnych i kulisach miliardowych przekrętów nie wspominając. A co dopiero typowy Kowalski, dla którego Stonoga istotnie może być objawieniem na miarę Wildsteina, wynoszącego indeks tajnych akt IPN. Bo to właśnie po to inspiratorzy Stonogi popychają go do działania – i w tym sensie go medialnie kreują, co można było sprawdzić na naprędce zwołanej, na krótko przed jego aresztowaniem konferencji prasowej.

Stonoga nie wyjaśnił, ani nawet nie starał się wyjaśnić, dlaczego złamał tajemnicę prokuratorską właśnie teraz, dlaczego zagroził, a właściwie skutecznie sparaliżował śledztwo prokuratury na krytycznym etapie, najważniejszym wręcz – tuż przed sformułowaniem aktu oskarżenia. Jak możesz przekonać się z akt, śledztwo właściwie zostało bowiem zakończone, a dowody są nie tyle mocne, co wręcz przygważdżające. Falenta i jego wspólnicy: kelner Nurzyński z kompanami naprawdę miesiącami podsłuchiwali w kilku warszawskich restauracjach {czytali książki wedle ich szyfru} i założyli prawdziwe wydawnictwo fonograficzne na wzór Polskich Nagrań {biblioteka w ich slangu}, a poszczególne woluminy do biblioteki przekazywali zleceniodawcy Falencie na różnych nośnikach, których wiele odzyskano z otoczenia Falenty oraz na przykład z Wisły i okolicznych sadzawek. Nie zostały wcale zniszczone. Dysk komputerowy może leżeć w wodzie bez utraty danych całymi latami. Nie wiedziałeś/aś, prawda? Podobnie nie wiedzieli kelnerzy.

Stonoga twierdzi, że „naród ma prawo wiedzieć”. Bez wątpienia. Tylko że Stonoga nie mówi, co ma prawo wiedzieć – i kiedy. I dlaczego. Bo że nawet prawnik nie zrozumie wszystkich zawiłości i „smaczków” właśnie ujawnionych, prawdziwej kopalni wiedzy, jest po chwili zastanowienia raczej jasne. Co ty na przykład rozumiesz z przeprowadzonej procedury? Są duże szanse że nic, a wnioski które zaprezentuję za chwilę będziesz musiał/a przyjąć na wiarę, bo choć masz dowody na nie przed oczami, nie rozumiesz... I nic w tym zaskakującego, w końcu ci wszyscy fachowcy do czegoś służą i są potrzebni. Dlaczego więc Stonoga teraz właśnie, po zakończeniu śledztwa, między wyborami prezydenckimi i parlamentarnymi, to wszystko niejako wywrotką wysypał hurtowo do internetu? Pomyślmy.


Napęd Stonogi

Z racji zastosowania podstawowej hipotezy, że mamy do czynienia z kontynuacją afery gangu kelnerów sensie ścisłym, nawet jeśli Stonoga jest tego nieświadomy, bowiem ukryci aktorzy będą w wyniku jego kroku mogli przeprowadzać dalsze działania w aferze/prowokacji, możemy wysnuć dwie właściwie tylko możliwości, które przedstawię. Wnioski wyciągnę na koniec, tobie zostawiając swobodny wybór. Zauważ także, iż pierwotna hipoteza zostanie w trakcie objaśniania udowodniona niejako sama przez siebie, bowiem stanie się jasne, że „takie przypadki się nie zdarzają” - i wówczas niniejsze nabierze cech w miarę mocnego logicznego dowodu. Inaczej mówiąc dość mocnej analizy aktualnego stanu naszej polskiej „demokracji”.

Pierwszą, narzucającą się – szczególnie po przemyśleniu poprzednich odcinków na temat afery i Falenty osobiście – hipotezą jest, że podobnie jak i poprzednio stoją za nią te same interesy i ci sami inspiratorzy: szeroko rozumiane lobby gospodarcze i polityczne, skupione wokół paliw, węgla, energetyki, a zdominowane od dekad przez wywiad wojskowy z moskiewskimi powiązaniami. Pierwsza odsłona sprzed roku miała za cel wyprzedzający atak na rząd, zmuszając go do negocjacyjnych ustępstw wobec masowego skandalu, w który zamieszane są czołowe osobistości, z ministrem spraw wewnętrznych na samym czele! Umożliwiła także – na wzór niemal dokładnie tak samo rozegranej afery Rywina, co pokazałem w swoich analizach – nieoficjalne, ale jednak publiczne zademonstrowanie dalszych, nieujawnionych dotychczas ani co do zakresu, ani tym bardziej treści, jeszcze bardziej kompromitujących nagrań. Wiemy, że one istnieją – i tym bardziej boleśnie zdają sobie z tego sprawę sami zainteresowani. Powinni zatem – i pewnie będą – zachowywać się odpowiednio grzecznie. Oto istota medialnego szantażu podsłuchowego sprzed roku. W jego wyniku dokonano bardzo pospiesznych i nerwowych roszad rządowych, ale także poczyniono – jak widać mało skuteczne – pewne ustalenia faktyczne na początku lipca ub.r., które miały ugasić pożary i pogodzić zwalczające się koterie. Tak wszakże się nie stało.

{Tekst stanowi wstęp do aktualnego komentarza Summa Summarum 24/15}
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut