| | Deutsche Bank jest zanurzone po uszy we wszystkich "innowacyjnych" produktach zza Atlantyku, a jeśli chodzi o portfel kredytowy, to bije na głowę nawet JPM, mając ogólne lewarowanie rzędu 80x. Deutsche jest obecne na wszystkich okolicznych rynkach peryferiów: Hiszpanii, Grecji, Ukrainie, a także należy do największych w samych Stanach. Bowiem jest to stricte bank globalny, zależny od światowej koniunktury. Obecne kłopoty zaczęły się nie tego lata, z nową turą rewelacji o skandalicznych powiązaniach z rosyjskim biznesem, któremu DB pomagał omijać sankcje, ale dużo wcześniej. Kiedy? Ano popatrzmy.
Z zegarmistrzowską precyzją wycofywanie się z akcji DB zaczęło się 1 stycznia 2014. Wiąże się ono bez wątpienia z planowaną restrukturyzacją i wyjściem z rynków wschodzących. Wyjście jak wyjście - nie robi się tego z dnia na dzień, ale już wiadomość o tym natychmiast elektryzuje posiadaczy akcji. Niebawem jak pamiętamy rozgorzała rewolucja majdanowska na Ukrainie, a po roku DB ogłosił zamknięcie placówek w Rosji. Jednak sądząc z wykresu działania w tym kierunku podjęto co najmniej rok wcześniej. Odbyło się to najprawdopodobniej wedle następującej kolejności.
Najpierw DB stwierdził, że rynki wschodnie przestały być obiecujące i straciły impet wzrostowy, chwilę później pojawiły się pierwsze symptomy iskrzeń na linii Rosja-USA. Wówczas zarząd DB podjął decyzję o wychodzeniu ze wschodu, oczywiście bez żadnej paniki, z powodu wzrastającego ryzyka politycznego. Zachował przy tym oczywiście główne, złotodajne aktywa i koneksje, które przydały się i zostały niedługo potem wykorzystane do prania wielkiej forsy dla Putina. Zauważ, że wszystko to nastapiło zanim cokolwiek objawiło się na Majdanie. Oczywiście "analitycy" będą nas przekonywać, że nic z tych rzeczy, że załamanie kursu DB, naprawdę dynamiczne, jest spowodowane albo wewnętrznym skandalem, albo wydarzeniami w Grecji. Obydwa wyjaśnienia są wszelako nietrafne, gdyż nijak nie pasują do kalendarza. Owszem pasują, tylko w ten sposób, że Deutsche wie o zbliżającym się kryzysie na wschodzących - Grecji i Rosji {i okolicznych} z co najmniej półrocznym wyprzedzeniem. To w końcu pocieszająca wiadomość w świecie, w którym wszyscy są przez kryzysy zaskakiwani.
Kuracja przeczyszczającego strachu w DB przewaliła się już w ub. roku, gdy zarówno podjęto najpilniejsze decyzje restrukturyzacyjne oraz przeprowadzono najważniejsze transakcje. To one sprowadziły wycenę banku do niemal połowy jego niedawnej wartości i ponowny "kryzys grecki" w porównaniu był już mało znaczący.Nie zdołał wywołać większego wrażenia, podobnie jak i ulga z ostatecznego podbicia Grecji przez ministra Schauble niewiele zmieniła. Wszystko najważniejsze już zostało rozegrane wcześniej. Patrząc z tej perspektywy trudno przykładać duże ryzyko do dalszego przebiegu. Deutsche najpewniej nie przebije już dołka, choć jak zwykle wszystko zależy od koniunktury na świecie. W obecnej sytuacji komunikat o masowych zwolnieniach, rzędu kiludziesięciu tysięcy, jest z punktu widzenia ekonomicznego dla zysków i perspektyw banku bardzo pozytywny, zwłaszcza że najważniejsze, kluczowe decyzje dwno temu podjęto i są właśnie na ostatnim etapie realizacji. Stąd też wielka strata kwartalna. Otóż każda reforma kosztuje. Tyle że wielbłąd bez zbędnych ciężarów biega o wiele raźniej i wiele dalej.
Warto w związku z chronologią zauważyć, że sygnały o bliskiej przyjaźni niemiecko-rosyjskiej znamy od co najmniej roku i są one jak najbardziej wiarygodne. Ich dalsze rozgłaszanie nie tylko straciło już swoją użyteczność w sensie biznesowym, jak i politycznym. Co najwyżej można wymienić jednego wiceprezesa, a bank będie spokojnie podążał dalej swoją drogą. Bo forsa jest najważniejsza. A także przyjaźń niemiecko-radziecka, przybierająca dziś nowe formy, ale przecież istota pozostaje niezmienna.
Owszem, Deutsche ma poważne kłopoty, ale są one w przeważającej mierze zależne od globalnej mody na spekulację, a już bańkę nieruchomości szczególnie. DB jest zakładnikiem ECB pod wodzą Draghiego, ale też na odwrót: ECB jest w praktyce zakładnikiem europejskiego wieloryba finansów pt. Deutsche Bank, bowiem jeśli on poważnie zachoruje, to całe euro i złote sny brukselskich biurokratów się zawalą. Być może właśnie taki jest plan? Być może, ale zanim to nastąpi, Makrela pod rękę z Draghim raczej zaduszą gołymi rękami Grecję z Hiszpanią, niż na to zezwolą. Zresztą wcześniej wyprowadzą wojsko na ulice, co z taką ochotą i błyskiem w oku zapowiadał niedawno komisarz Schulz... Tak czy inaczej wieloryb nie wygląda na tonącego, przynajmniej chwilowo.
Z Volkswagenem, największą firmą niemiecką, a zarazem największym europejskim producentem samochodów, jest podobnie, ale odrobinę odmiennie. Oto widzimy systematyczny i bardzo równomierny zjazd wartości tego koncernu od połowy marca. Trwał on całe pół roku, w trakcie którego można wręcz na wykresie wykreślić linię prostą. Regularny proces wychodzenia. Czy wynika to ze strukturalnych problemów tej drugiej globalnie działającej firmy? Może. Bardziej prawdopodobne jest wszakże to, że VW jest po prostu miernikiem kondycji całej eurostrefy, której przemysł utracił swój powab w konkurencji światowej i rozpoczęty wiosną exodus ujawnia dominujący kierunek kapitału, który co prawda zdąża z peryferiów do Niemiec, ale w perspektywie świata wychodzi z euro. Potwierdza to trwające równolegle umocnienie dolara, które jest odwrotną stroną tego procesu. Z euro dokądś najwyraźniej się wychodzi- i jest to chyba dolar.
Tak czy siak głośny skandal ze spalinami odbił się naturalnie na wycenie koncernu - i to bardzo dynamicznie, ale znów nie stanowi końca świata. Owszem, akcje osiągnęły dołek poniżej połowy wycen sprzed pół roku zaledwie, ale większość spadków zaliczono już wcześniej. Inaczej mówiąc obecna strata bilansowa jest co prawda dość dotkliwa, ale umożliwiła błyskawiczną zmianę zarządu oraz wymuszoną restrukturyzację, a wycena spółki spadła szybko, ale już raczej nie ma gdzie spadać dalej. Chyba że zawiedzie Draghi, a rynek samochodowy w Europie załamie się całkowicie...
Wygląda z grubsza na to, że podobnie jak DB, także i VW najważniejszą część kuracji przeczyszczającej ma już za sobą i dalsze męczenie skandalami ze spalinami niewiele może mu zaszkodzić. Choć z drugiej strony wszystko w ręku speców od PR, bowiem o to tu w istocie chodzi. Jak objaśniłem w SS, księżycowych norm amerykańskich EPA nikt nie przestrzega i pomiary są powszechnie fałszowane, przez wszystkich bez wyjątku. Że padło akurat na VW i akurat teraz, firma zawdzięcza swej wielkości i prominentnej pozycji. Jak mało kto nadaje się do chłopca do bicia, kiedy wielki brat chce przypomnieć, kto tu rządzi. Pani Makrela za bardzo się zaprzyjaźniła z rosyjskim niedźwiedziem i jego paliwami... Paczpan- za dużo te szwabskie wynalazki palą. I jeszcze oszukują!
|