Mamy jeszcze przed oczami wielce podejrzane obrazki z brukselskiego lotniska Zaventem oraz pobliskiej stacji metra, które miały być widownią krwawego zamachu. Jak tam naprawdę było, wiedzą pewnie tylko sami bezpośredni uczestnicy, nie pozostawiają natomiast wątpliwości, oczywiście tylko w ściśle zezowatym sensie – same bulwersujące obrazki oraz cel właściwy całej operacji. Otóż zdjęcia oraz filmiki pochodziły bezspornie… z mińskiego metra oraz moskiewskiego lotniska Domodiedowo, na których przed paru laty wydarzyły się szeroko komentowane zamachy. Zapewne nasz ulubieniec wyciągnie stąd swój kanoniczny wniosek, że za wszystkim musiał stać sam zły Putin, któż bowiem inny? Dowody na to wskazują… My na taką łatwiznę nie pójdziemy, widząc i wiedząc z daleka, że po listopadowych zamachach w Paryżu wysypią się w Europie nowe przepisy „antyterrorystyczne”. I faktycznie - wysypały się jak z rękawa, konkretnie wyjechały w obu europejskich stolicach na ministerialne stoły akuratnie w dzień po zamachach, zatem przypuszczenie o jakimś zaskoczeniu i nieprzygotowaniu wygląda na kpinę z elementarnej logiki. Czy mogło być inaczej, gdy realizowany jest plan paneuropejskiego państwa policyjnego, w jego wersji soft, opartej na wszechobecnej inwigilacji elektronicznej? Jakieś bulwersujące zdarzenia do końcowego ruchu, unieważniającego i anulującego w praktyce republikańskie przesądy o „wolnościach obywatelskich”, były ewidentnie konieczne. I wydarzyły się, a zaraz potem we Francji udało się w końcu złamać anachroniczne, wiekowe przesądy, zagwarantowane w konstytucji. W innych krajach Europy jest odrobinę łatwiej, ale też nie do końca, gdyż tubylcza ludność dziwnie jakoś przywykła do swoich i tak całkiem iluzorycznych „praw”, a nawet upiera się wciąż z nich aktywnie korzystać, tak jakby naprawdę obowiązywały. Jak widać terapia szokowa była im potrzebna, aby w końcu zrównać stan prawny i faktyczny. Nawet niekoniecznie całkiem obalając „wolności” i cały hokus-pokus „państwa prawa”, bo przecie mają się one znakomicie, tylko wprowadzając do tej pięknie wyglądającej prawnej konstrukcji teoretycznej specjalne wyjątki, legalizujące cały arsenał procedur i środków, stosowanych dziś powszechnie przez bezpieczniaków na skalę międzynarodową co i rusz doprowadzając do bolesnego dysonansu poznawczego „obywateli” „państwa prawa”. Postęp techniki i taktyki wyszedł już stanowczo za daleko poza dozwolone ramy, trzeba zatem było koniecznie zaktualizować prawo do powszechnej praktyki. Właśnie pokazałem to na wymownym przykładzie ustawy inwigilacyjnej. Nowe przepisy są najpierw testowane i wdrażane w praktyce, a dopiero na końcu formułowane w okrągłe paragrafy, które już dawno działają. Nie odwrotnie, jakbyś w swej naiwności i prostoduszności przypuszczał i pragnął. Ja też chciałbym, aby tak było, ale jest dokładnie na odwrót. Ponadto upieranie się przy twoich pobożnych życzeniach nie tylko przypomina wspomnianą don Kichotową walkę z wiatrakami, co samo w sobie musi prowadzić do gwarantowanej porażki, ale jest ponadto bardzo niebezpieczne, mówimy bowiem – wbrew groteskowych okoliczności – o sprawach śmiertelnie poważnych. Bo bezpieczniacy naprawdę mogą ci zrobić krzywdę. Choćby z tego powodu warto rozumieć, co się naprawdę dzieje i wyjść poza ludyczny teatrzyk. Na naszym nadwiślańskim terytorium etnograficznym podążamy wiernie za europejskimi trendami i dzielne bezpieczeństwo także nie zasypia gruszek w popiele, zgodnie z nakazem chwili korzysta z natchnienia antyterrorystycznego, wiejącego w Europie. Pierwszym poważnym ruchem w tej mierze była niedawna i wielce kontrowersyjna nowelizacja przepisów policyjnych w ustawie inwigilacyjnej, opisana w poradniku „Wielki Brat”. Druga – ustawa antyterrorystyczna - jest właśnie przedmiotem końcowych prac legislacyjnych i wszystko wskazuje na to, że już od czerwca zacznie obowiązywać. Jeśli nie widzisz tu jakiegoś powszechnego trendu europejskiego w działaniu, to po prostu nie uważasz. Ale przynajmniej będziesz musiał/a zaznajomić się z jego przejawami osobiście, gdyż te także ciebie drogi watsonie nijak nie ominą. Bowiem to ty jesteś naturalnie celem tych wszystkich troskliwych, opiekuńczych i bezpiecznych przepisów, a nie żadni mityczni terroryści. Bo to ty zostaniesz ”terrorystą”. Jeśli jeszcze koniecznie musisz znaleźć jakieś dowody na „teorię spiskową” że te wszystkie zamachy wysypują się jak na komendę w realizacji konkretnego, precyzyjnego planu, to prześledź koniecznie groteskowe perypetie „mózgu zamachów”, przypominające współczesną wersję wyprawy Don Kichota. Ten mózg, nazywany pogardliwie przez samych paryskich policjantów „przygłupem” okazuje się być naprawdę alfonsem i pokątnym handlarzem narkotyków, czym parał się wraz ze swoim bratem w swej knajpie w brukselskiej dzielnicy muzułmańskiej. Pewnie dlatego, że jest policyjnym kapusiem Francuzi nie mogli go po zamachach w Paryżu odnaleźć w Brukseli, choć gustowne zdjęcia „przygłupa” zdobiły wszystkie gazety i ekrany, barwnie opisując przypuszczalny szlak ucieczki terrorysty: do Brukseli. Jakżeby jego policyjni opiekunowie mogli go znaleźć przed zamachami w Brukseli, skoro miały się one odbyć w terminie i bez zakłóceń? Nie mogli. Ale naturalnie jak tylko zamachowy plan został wykonany, dzielni bezpieczniacy go natychmiast „ujęli” w groźnie wyglądającej akcji – jakżeby inaczej – antyterrorystów z długą bronią i w kominiarkach, wyłuskując zaspanego „przygłupa” z jego znanej od lat „kryjówki”, czyli po prostu domu, w którym od lat mieszkał i zresztą był znany w całej dzielnicy, co skądinąd także nie może dziwić, skoro działa w branży rozrywkowej i jakby nie było publicznej. Mogli go tam zresztą odnaleźć także i dziennikarze, gdyż rozpoznawało go tymczasem każde okoliczne dziecko, a jak wiadomo dzieci mają dziś nie tylko bystry wzrok, ale także internet i potrafią skojarzyć nagłówki w gazetach z konkretnym alfonsem z sąsiedztwa. Ale opiekunowie i nadzorcy Abdeslama z jakowyś wielce tajemnych powodów miesiącami nie mogli go „złapać”, ani nawet się z nim w tej Brukseli spotkać, choć wiedzieli przecież, że tam właśnie się „ukrywa” – taka to wielka i przepastna metropolia, że nawet policaje z tymi wszystkimi GPSami, kamerami ulicznymi i podsłuchami literalnie się gubią, razem ze swoimi konfidentami. Nijak nie mogą ich odnaleźć, dopóki ci nie zmajstrują kolejnego zamachu i w jego wyniku w całkiem naturalny sposób nie zmienią się radykalnie przepisy. Teraz to już całkiem inna sprawa! Nareszcie, kiedy zdjęto z rąk dzielnego bezpieczniactwa krępujące je kajdany anachronicznych przepisów, mogą ująć i groźnego Abdeslama i wszystkich innych. I ciebie także, jeśli się odrobinę wychylisz. Oczywiście jeśli chcesz w te groteskowe bajdoły o „muzułmańskich terrorystach” wierzyć, to nie nalegam. Informuję tylko, że w prasie francuskiej przetoczyła się tymczasem wielka burza w związku z Abdeslamem, jako „mózgiem” terrorystycznej siatki i dziś nad Sekwaną nikt z dwoma funkcjonalnymi synapsami nie wierzy w te bzdury. Tak więc „teorie spiskowe” zezowatego stały się tymczasem domeną powszechnej wiedzy, a ty już rozumiesz, dlaczego nie zechciałem nawet specjalnie farsy tego przedstawienia false-flag rozdrapywać, tak marnie zostało zainscenizowane. Teraz zatem, kiedy już z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością wiemy, o co chodzi, możemy zabrać się za analizę celu właściwego, czyli drugiego już w następstwie europejskich zamachów kagańca, zakładanego w imię twego bezpieczeństwa - jakżeby inaczej – na twą twarz, boć wiemy z praktyki, że diabeł tkwi w szczegółach. Nie inaczej z przebiegłym diabłem terroryzmu. Przy uważnym spojrzeniu okazuje się znów, że to ktoś zupełnie inny, niżbyś przypuszczał. Oto terrorystą, a przynajmniej „podejrzewanym” zostajesz ty sam/a. Przypuszczam że to wyróżnienie niespecjalnie musi ci przypaść do gustu, zatem tym bardziej musisz się z nowymi przepisami oswoić, aby kaganiec dobrze leżał i niezbyt mocno uwierał. Takie czasy – i ty zostałeś w końcu terrorystą. Podejrzewany czyli nowa, gustowna kategoria Wiesz już z przeglądu kilku ustaw, że język w nich używany nie jest przypadkowy i zazwyczaj nie tylko znaczy co innego, niż w języku potocznym, to także jest w miarę ścisły. Te przepisy piszą po prostu prawnicy dla innych prawników i siłą rzeczy używają swojego slangu. Nieprzypadkowo większość parlamentów na świecie opanowały dziś stada prawników. Pilnują ich oczywiście watahy bezpieczniaków, ale ktoś te wszystkie ustawy musi w końcu prawidłowo sklecić, a pierwszym i nieodzownym do tego krokiem jest opanowanie instrumentarium. Tak więc z samej natury prawnicy piszą te ustawy dla prawników – i tak należy na przepisy patrzeć w sensie praktycznym. Od tej strony mamy w przygotowanej przez rząd i przekazanej pod koniec kwietnia 2016 do sejmu ustawie antyterrorystycznej wiele arcyciekawych konstrukcji formalnych i językowych, zdradzających zamiar i istotę sprawy, obnażających bowiem sposób myślenia. Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 21/16 |
poniedziałek, 23 maja 2016
I ty zostaniesz terrorystą
-
blog comments powered by Disqus