Go To Project Gutenberg

sobota, 19 grudnia 2009

Kopenhaga, 34,6C



Pokojowy noblista podpisał końcową deklarację konferencji klimatycznej w Kopenhadze Copenhagen Accord Copenhagen Accord (najedź myszą). Całkowita porażka to nie jest, co samo w sobie powinno cieszyć, zważywszy planetarne snafu z "badaniami" CRU. Ankieta po prawej jeszcze trwa, ale widać w niej pewną tendencję zwątpienia w krzywą hokejową, trudno zaprzeczyć.

Obama jednym słowem uratował jakieś przedłużenie wygasającej umowy z Kioto, bez żadnych konkretów (przeczytaj porozumienie, ciekawe słownictwo), w tym określonych limitów oraz kwot dla państw rozwijających się. Zobowiązano się do obniżenia temperatury globu o dwa stopnie C. Zezowatemu temperatura natychmiast spadła do 34,6 co w sumie nie dziwota, bo za oknem -15 (zima panie dziejku jak ta lala, globalne mrożenie w Europie). Od tej strony patrząc, to jest prawdziwy sukces. Nie ma odmrożeń, nie ma przegrzania, jest jak było, tylko lepiej.

Polecam postudiowanie umowy i sprawdzenie, z jakimi to cukierkami bananowy laureat przybył na negocjacje klimatyczne. W obliczu całkowitej medialnej klapy proroka Gore wraz z kolegą Pachauri z IPCC, Stany przybyły z rześką propozycją redukcji swych limitów emisji CO2 w wysokości... 4%, podczas gdy od reszty rozwiniętego świata oczekują cięć w wysokości 40-60%. To się nazywa wrodzony optymizm. Z drugiej strony jednak przecież grozi nam katastrofa, więc sam fakt wystąpienia Stanów z inicjatywą Kopenhagi jest epokowym sukcesem, po kilkunastu latach odmów zakończenia negocjacji Kioto. Jednak premia za zgodę trochę jakby za duża. Mamy więc tzw. sukces i zobowiązanie obniżenia średniej temperatury o dwa stopnie. Piękna umowa, równie dobrze można ustalić międzynarodową zgodę dot. redukcji ofiar głodu. Zmniejszamy o 50%! Szczytny cel.

Znowu pobieżny ogląd sprawy niczego nie wyjaśnia. Obama może jest noblistą, ale nie imbecylem. Przeleciał Atlantyk drugi raz w ciągu tygodnia nie dla jednego rautu. Kopenhaga jest sukcesem właśnie z samego powodu podpisania protokołu. Nie dlatego, że podpisał Obama i wielkie dzwony klimatyczne. Mógł on dotyczyć rozrodu rzekotek, to bez znaczenia. Pomimo koszmarnej porażki klimatologów podpisany tekst porozumienia zawiera dla kliki Gore'a i Blankfeina wszystko o co zabiegali.

Znajduje się w nim bowiem kluczowe dla dalszych czarodziejskich poczynań uznanie "naukowej zgody" według czwartego raportu klimatycznego IPCC oraz zobowiązanie do redukcji planetarnej emisji gazów cieplarnianych o 50%. To wystarczy do dalszych akcji. Drżyjcie narody. Co prawda nie wiadomo, kto i ile będzie musiał obciąć o 50% (i co), ale za to wiadomo kto ustala kryteria i kto będzie to liczył. To jest ukryty przez media sens dziwnego ni to sukcesu, ni to porażki Kopenhagi. Naukowy konsens czarów klimatycznych właśnie został zatwierdzony umową międzynarodową. Zezowaty zawsze mówił, że nauka to potęga.

© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut