Go To Project Gutenberg

poniedziałek, 29 lipca 2013

Białas miele zeZorrem (2)

-
Druga część wywiadu dla Zygmunta Białasa



Zygmunt Białas: Mamy coraz więcej sposobów i narzędzi do poznania tego świata, który jednak wydaje się nam coraz bardziej nierozpoznawalny. Dochodzi niepewność i przeczucie końca. Pisałeś: "Bo że koniec wszystkiego zawsze nadchodzi, to jest akurat pewne. Pytanie czego, dla kogo i kiedy?" - A więc?

zeZorro: Zacznijmy od mojego ostatniego odkrycia, które spięło się w jednym obrazku, symbolizującym doroczne święto wiodącej demokracji świata, która jej dobrodziejstwa zaszczepia mniej miłującym pokój, mniej wartościowym narodom tubylczym w odległych zakątkach, przy użyciu rakiet z zubożonego uranu, z bezzałogowych samolotów sterowanych zdalnie z drugiego końca świata. Przypomina to działania pewnego niewysokiego pana z wąsikiem, który swój [czy aby na pewno jego] naród doprowadził do pięknej katastrofy, przedtem podpalając pół świata, w tym całą Polskę. Teraz wszystko wskazuje na to, że rolę faceta z wąsikiem odgrywa dziś równie podejrzanego pochodzenia pokojowy noblista, bo dla uważnego obserwatora nie stanowi zagadki, iż buduje on za oceanem nowoczesną wersję faszyzmu, którą zgrabnie ktoś podsumował tytułem United Stasi of America.

Oto twe odpowiedzi na trzy pytania z poprzedniego odcinka: o nowoczesną globalizację, korporacje międzynarodowe i powstanie spółki akcyjnej w nowożytnej postaci.

Nowoczesna globalizacja wytworzyła się na przełomie XV i XVI wieku w wyniku m.in. odkryć geograficznych.
Międzynarodowe korporacje mogły powstać wraz z rozwojem kapitalizmu. Stawiam na XVI lub XVII wiek.
Instytucję spółki akcyjnej wprowadzono najprędzej w W. Brytanii lub w Niemczech. Może w XVII wieku?

Wszystkie trzy odpowiedzi powinny wskazywać moim zdaniem na początek wieku XVII, kiedy to założono dwie potężne spółki międzynarodowe, będące właściwym instrumentem ekspansji imperialnej i kolonialnej Wielkiej Brytanii: East India Company [podbój i eksploatacja Indii] oraz Virginia Company [podbój i eksploatacja Ameryki]. Globalizacja bowiem nieodłącznie jest związana z kolonialną eksploatacją, czyli z podbojem ekonomicznym. Jej bezpośrednią kontynuacją jest obecny, powojenny porządek w postaci Bretton Woods, gdzie rolę hegemona finansowego pełni dolar.

Jestem pozytywnie zaskoczony, że prawidłowo umieszczasz w kontekście historycznym korporacje międzynarodowe, bowiem zwyczajowo uważa się ich powstanie w nowoczesnej postaci gdzieś w wieku XX, podczas gdy naprawdę od samego początku były zorganizowane w swojej oryginalnej postaci, znanej nam dziś, ze swojej handlowej natury, przekazującej kapitał i surowiec w jedną stronę, a wyroby przemysłowe w drugą.

Wróćmy do kluczowego obrazka. Jest nim oryginał, brudnopis Deklaracji Niepodległości, naszkicowanej piórem Tomasza Jeffersona, który – poza nadzorowaniem wojny secesyjnej - był także sekretarzem Virginia Company. Otóż na tym dokumencie wyraźnie widać frazę UNITED STATES OF AMERICA napisaną kapitalikami, dla wyróżnienia od pozostałego tekstu. Tekst zmieniono w wersji podpisanej do „all United States of America unanimously assembled”, bowiem nie istniał wówczas podmiot prawny Stany Zjednoczone, a jedynie pojedyncze Stany, które zebrały się w celu utworzenia Stanów Zjednoczonych właśnie. Tak mówi wersja oficjalna, jeśli ktoś zwróci uwagę na tę rozbieżność.

Kłopot z tą opowieścią jest taki, iż po pierwsze Jefferson był biegłym prawnikiem, doskonale zdającym sobie sprawę z zakresu pojęcia osoby prawnej Stany Zjednoczone Ameryki i właśnie dlatego zastosował rutynowy wyróżnik osoby prawnej [kapitaliki w odróżnieniu od pojęć potocznych]. Twierdzę, że w momencie uchwalania Deklaracji Niepodległości osoba prawna pod taką nazwą już istniała, zarejestrowana właśnie w Virginii, inaczej nazwa tej osoby nie pojawiłaby się na piśmie. Jefferson nie popełnił żadnego błędu, zresztą tok jego rozumowania doskonale widać na szkicu, odzwierciedlającym wielorakie i wszechstronne przygotowanie sprawy. Jefferson po prostu wyskoczył przed szereg. Nie można było jednak ogłosić nowego podmiotu szczęśliwym indianom przed zrzeczeniem się suwerenności przez Stany [czyli państwa udziałowców] na rzecz federacji zwanej Stany Zjednoczone Ameryki, boby sprawa się rypła na samym początku.

Tzw. wojna secesyjna, czyli uwolnienie się od Londynu oznaczało nie tyle oswobodzenie zbuntowanego ludu od swego króla i założenie nowego państwa, tylko usamodzielnienie się podmiotu dokonującego podbój – Virginia Company spod kurateli królewskiej, a to mogło się odbyć tylko poprzez zerwanie więzi płatniczej ze spółką matką – Virginia London Company, która miała królewski przywilej na eksploatację terytoriów zamorskich w pasie stu mil od brzegu i za ten przywilej musiała corocznie płacić dywidendę [czyli podatek] liczony w złotych funtach, bitych w królewskiej mennicy, a więc cały obrót handlowy kolonii był kontrolowany centralnie, przez angielski bank centralny.

Pragnienie dalszej ekspansji bogatych nowych ziem wymagało jednakże nakładów, więc udziałowcy Virginia Company, aby ją sfinansować, postanowili wypowiedzieć umowę spółki z królem, co też zrobili. Wywołali miejscowe zamieszki, podczas których naobiecywali tubylcom, jak zwykle, gruszek na wierzbie i inne cuda o wolności i osiągnęli to, co zamierzali. Przestali się opłacać londyńskiemu udziałowcowi na nowych terenach na zachodzie [dziki zachód], poza pasem stu mil nadmorskich, na których akcje osiedleńczą sfinansowali już we własnej, lokalnej walucie, czyli dolarze, zyski z której po stu latach, gdy struktury regionalne na wielkim terytorium na dobre okrzepły, zaczęły przepływać przez nową centralną spółkę UNITED STATES OF AMERICA Inc. z siedzibą w prywatnym folwarku Washington D.C. Tak więc – jak widzimy – zarówno wojna, jak i jej towarzyszący powojenny porządek był sterowany wymogami biznesowymi, a ściślej mówiąc monetarnymi, bo tzw. niepodległość Stanów to po prostu usamodzielnienie się banku centralnego nowego podmiotu terytorialnego od najpotężniejszego banku tamtych czasów, czyli Banku Anglii, innymi słowy oderwanie się od łańcucha funta i utworzenie dolara. Jest to tak proste, że aż poraża, ile pracy trzeba włożyć, aby zakryć tę oczywistą prawdę stertami romantycznych opowieści o niepodległości i innych dyrdymałach, kiedy zawsze i wszędzie chodziło o biznes, czyli o pieniądze.

Opisuję to tak rozwlekle, bowiem epoka dominacji USA na naszych oczach dochodzi do swego oczekiwanego końca, a źródła tego sięgają samych początków, czyli czterysta lat wstecz. Wszystko było planowane i nie było przypadków. Oszustwo jest na samym początku drogi, więc i koniec będzie nie lepszy. Czy świat się skończy? Bynajmniej. Przecie epoka wschodzących Stanów trwała czterysta lat, nie da się jej zakończyć tak z dnia na dzień. Nawet dwie kadencje Busha i dwie opalonego Kenijczyka to za mało. Warto się zatem przyglądać, dokąd to zmierza, bo bałagan widać już gołym okiem.

Pojawi się coś nowego, w wyniku zapewne wielopokoleniowych już, nieustających wysiłków we wprowadzeniu Nowego Porządku Świata. Zapewne przez wojnę, bo tak stoi napisane w planach. Jednak wojny nie daje się tak łatwo rozniecić. Syria broni się przed rozniesieniem najemniczych walk lokalnych na sąsiednie terytoria, jak tylko może, wraz z sąsiadami, którzy doskonale wiedzą, że wojna to kiepski pomysł. Próbowano z Egiptu, z Turcji i cały czas w Syrii. Na razie bezskutecznie. Ostatnią ofiarą jest nowy, wspaniały prezydent Egiptu, który po zaledwie roku swych rządów brodaczy został usunięty ze stolca, bo szykował wojsko do interwencji w Syrii. Widać zatem, że - pomimo ogronych nakładów i wysiłków - rozsądne chłopaki wciąż są górą i nie dają się podjudzić do bratobójczych wojenek, choć niezmiennie, cały czas chętnie biorą bakszysz za wyświadczone przysługi. Jak tak dalej pójdzie, to Stany zbankrutują szybciej od Europy, bo na Bliskim Wschodzie mają przepastne kieszenie, ale żadnej ochoty do wojaczki. I bardzo dobrze. Splajtowane imperia są bardzo pacyfistyczne.




ZB: Dużo piszesz o rynkach finansowych. Podziel się z Czytelnikiem spostrzeżeniami! Nie zapomnij też o swej uwadze dotyczącej Europy: "Z mojej perspektywy tylko centrum jest dodatnie, to znaczy zdrowe teutońskie serce Rzeszypospolitej, a i to niedługo"..

zeZorro: Zdrowe serce IV Rzeszypospolitej to symbol ekonomicznego zjednoczenia Europy przez biurokratyczną walutę. Od samego zarania wiadomo było, że to chybiony pomysł, co niedwuznacznie, dosłownie na inauguracji – żeby nikt nie miał żadnych złudzeń - zdradził Romano Prodi. Nie będzie działać, bez dalszych zmian, zatem powołano do życia potworka, dla osiągnięcia politycznych celów, wymuszających zmiany w pożądanym kierunku. Czy myślisz, że mądre głowy nie wiedziały tego, co wie zezowaty? Oczywiście że wiedziały. Frazesy o wygodnej, wspólnej walucie to zasłona dymna, propaganda z Ministerstwa Prawdy, dla przeprowadzenia zamierzenia zjednoczenia Europy [wielkie dzieło]. Projekt ten wypromował założyciel Grupy Bilderberga, która ostatnio błyskawicznie przeszła zdaje się z dziedziny teorii spiskowej do spiskowej praktyki, Józef Retinger, prywatnie adiutant generała Sikorskiego. Już to samo nakazuje najwyższą ostrożność do tego pomysłu. Ta grupa dyskusyjna została założona właśnie do wdrożenia projektu zjednoczenia Europy i – podobnie jak zniknięcie Sikorskiego – projekt ten został sprawnie przeprowadzony, zatem jego wykonawcy to są poważni ludzie, skoro ich dziwne pomysły mają zwyczaj wchodzenia w życie.

W Europie występuje stała, systematyczna nadwyżka eksportu krajów centralnych [Niemcy, Luksemburg, Austria, Holandia] nad peryferiami, bowiem są one tradycyjnie bardziej uprzemysłowione, bogatsze i wydajniejsze. Istniejące mechanizmy nie zmniejszają wcale dysproporcji, tylko przeciwnie – je wzmacniają – tak że nadwyżka eksportowa [a zatem deficyt peryferiów] coraz bardziej się pogłębia, co doprowadza na końcu procesu wymuszoną restrukturyzację długu peryferiów wobec centrali, czyli przymusowy wykup i przejmowanie peryferiów, albo innymi słowy ich ekonomiczny podbój, erozję i wykupywanie ich suwerenności od komornika. Obserwujemy to dziś w Grecji, Hiszpanii, a ostatnio bliżej bo już w Sofii, gdzie właśnie palił się parlament.

To wszystko jest zaplanowane i łatwo przewidzieć skutki, bo trudno się dziwić Niemcom, że nie chcą darować długów Grekom, a z kolei Grecy nie mogą zapłacić więcej odsetek, niż zarobią. Jest to doskonały zaklęty krąg wspólnej waluty i efekt jest wiadomy od samego początku, dlatego po prostu, że zarobek Niemca jest z definicji długiem Greka. Niemiec produkuje coraz więcej i coraz więcej sprzedaje Grekowi. Ten kupuje [inwestuje] na kredyt od Niemca [bo ten ma odłożone z zarobionego] dopóki może spłacać. Niemiec się cieszy, produkuje coraz więcej i zarabia coraz więcej, coraz więcej ma też odłożone w oszczędnościach, które muszą przecież pracować, więc wykorzystuje je Grek [póki może], aż pewnego pięknego poranka okazuje się, jak na Cyprze, że kasa jest tak pusta, że trzeba ukraść depozyty klientów.

Tak w skrócie wygląda krąg euro i widać gołym okiem, że efektem jest oczekiwana wymuszona centralizacja ekonomiczna peryferiów, czyli ich ekonomiczny podbój. Warto trzeźwo się nad tym zastanowić, bo chyba nie jest w naszym interesie awans na Cypryjczyków, a prostą drogą tam właśnie zmierzamy, pod światłym przewodem magistra geografii bez pesela Wzrostowskiego. Lichwiarze wszystkich krajów łączą się. Czy musimy iść z nimi? Raczej wręcz odwrotnie. Pilnować swojego, a ojrokołchoz zostawić swojemu losowi. Muszą sobie poradzić bez nas.

Doszliśmy do etapu, gdzie następuje już kanibalizacja peryferiów, bo nie są w stanie spłacać starych długów, a żyć przecie trzeba. Skraca to i tak kusą kołdrę i ogranicza się sektor rządowy, to z kolei ogranicza konsumpcję i tak depresja peryferiów się nakręca. Dziś peryferie coraz mniej kupują w Niemczech i doszło do tego, że nawet centrum jest obecnie w lekkiej recesji. Tymczasowo na czas kanikuły, a dokładniej do wyborów, Makrela podtrzymuje sztucznie nastroje przez centralne zakupy, ale wszyscy wiedzą, że – jak mówią Anglicy – jest to szminka na świni i we wrześniu nastroje w Niemczech znakomicie się pogorszą, czyli depresja z peryferiów i do nich zawita. Tak to już jest, zarobek jednego to wydatek drugiego. To tautologia. Nie biorą pod uwagę tej podstawowej prawdy różnej maści uzdrawiacze i szarlatani, którzy mają cudowną receptę na wszystko, która zawsze kończy się opróżnieniem kieszeni frajera. Do rasy uzdrawiaczy zaliczam tutejszego szefa od drenowania kieszeni Wzrostowskiego, którego pochodzenie [nazwisko rodowe Rothfeld] i koneksje z czasów tzw. planu Balcerowicza, czyli naprawdę Sorosa [londyńskie City] jest tematem tabu, a przecie to doskonały materiał na powieść szpiegowską i to w dodatku opartą na współczesnych faktach. Na dobry początek dam tytuł [kilka sloganów było udanych] O szmondakach, co ukradli Polskę, pro publico bono.


ZB: Europa w kryzysie. W ciągłym kryzysie. Kobiety nie chcą rodzić, a faceci nie mogą (pracować, bo nie ma pracy). Europa stacza się i marginalizuje. Umiera?

zeZorro: Zależy, jak na to patrzeć. Centrum jest zadowolone, bo zjednoczenie pod teutońskim butem postępuje według planu. Tubylczy indianie masowo wyjeżdżają do roboty, w związku z czym stabilność polityczna peryferiów jest niezagrożona. Dopóki trwa, można kontynuować drenowanie zasobów i wielkie projekty inżynierii społecznej, w postaci całkowitego zeszmacenia kultur narodowych [oszczędności w oświacie itd.], promocję nowych modeli życia [pedalenie w domu i zagrodzie] itd.

Nie jest to takie wszystko proste, bo nie da się przebudować wielowiekowej, głębokiej świadomości historycznej, która przetrwała ponad stulecie zaborów, PRL I i obecny, ryży PRL II, tak szybko. Masz przykład z nas dwóch – obaj jesteśmy świadomi tych mechanizmów. Nie jesteśmy wyjątkowi, a jeśli to obecne pokolenie dwudziestolatków przetrzyma, wygramy. Dlatego takie rozmowy są niezmiernie ważne. Oni wiedzą, że coś jest nie w porządku. Bardzo nie w porządku. Nie do końca wiedzą co, i jak głęboko wiedzie tunel, ale - co ważne – są uważni. Trzeba dać im szansę. Jestem dobrej myśli, ale będzie trudno. Nie ma łatwych rozwiązań, bo sprytni wandale ukradli nam większość fundamentów Europy, ledwie to wszystko zipie, a ostatnio zaatakowali rodzinę i wcale nie wydają się zatrzymywać w swej pasji niszczenia wszystkiego, co podtrzymuje nas przy życiu.

ZB: Piszesz dużo o Wielkim Bracie, który mocno, coraz mocniej przytula nas do swej włochatej piersi. "To że Wielki Brat podsłuchuje wszystko, co może, to nie jest żadna nowość". - No nie jest!

zeZorro: Ale jakie praktyczne z tego wnioski? Co zrobiłeś, aby chronić swoje dane? To, że Snowden wrzeszczy o tym, że PRISM zbiera dosłownie cały ruch telekomunikacyjny świata, jak odkurzacz, nie jest żadną nowiną. Wiem o tym od dziesięciu lat. Wiedzą tysiące innych i co? I nic. Życie biegnie dalej, na każdym kroku kamera zapisuje wszystko, rozpoznając twoją twarz i rejestracje samochodu. Wszystkie poważne państwa masowo podsłuchują swoich „suwerenów”, osobiście, bądź przy pomocy przyjaciół [na zasadzie wzajemnych usług – ja podsłuchuję u ciebie, a ty u mnie], a wiele central i producentów znajduje się nad Morzem Śródziemnym. Myślisz, że to przypadek? Ja myślę, że wprowadzane jest globalne państwo policyjne. Nazwijmy to po imieniu. Rozprawmy się z tym mentalnie.

Tydzień bodaj przed rewelacjami Snowdena napisał u mnie oburzony internauta, że to przecież niemożliwe technicznie, żeby zbierać wszystko. Napisał epistołę, jako wieloletni pracownik telekomunikacji. Typowy przypadek wyparcia. Niemożliwe. Ale prawdziwe watsonie. Trza się z tym oswoić. A pierwszym krokiem do racjonalnego działania jest racjonalnie rozeznanie. Podsłuchują? Podsłuchują. Podglądają? Podglądają. No to przestań się zachowywać, jak „dumny Europejczyk”, a zacznij jak obywatel drugiej kategorii PRL II. Mamy wprawę, czas odświeżyć najlepsze, sprawdzone wzorce i jazda do przodu. Bez wstydu i zahamowań. Robić swoje, odwrotnie do tego, co mówią w okienku i piszą w Gwnianej i jak najmniej im o tym mówić, a najlepiej zawsze im kłamać, tak jak oni to czynią. Mów ostrożnie, nie ogłaszaj wszędzie swoich tajemnic, używaj szyfrowanej poczty i telefonu itd. Nie chodzi o to, żebyś coś złego robił, ale o to, że ktoś może kiedyś zechcieć coś tam z przepastnej pamięci komputerów wygrzebać.

ZB: Dezinformacja, manipulacja to - według Ciebie - zjawiska, które występują nie tylko w krajach postkomunistycznych. Mają się dobrze w cywilizowanym świecie zachodnim. Przypomnij więc Czytelnikowi o wydarzeniach w Bostonie, a także w Wielkiej Brytanii, gdzie "czarnoskóry młodzieniec podobno uciął główkę na ulicy w centrum miasteczka żołnierzowi".

zeZorro: A wierzysz, że w Bostonie miał miejsce zamach Putina, jak wierzy „wiodący analityk opozycji”? Bo ja nie, z prostego powodu, że – jak zwykle z okazji tzw. operacji false-flag – akurat w tamtym miejscu i czasie przeprowadzano ćwiczenia wydarzeń, które miały mieć rzekomo miejsce. Analitykowi nie przeszkadza, że dwóch podejrzanych braci pracowało dla amerykańskiego wywiadu - od lat, a jeden nawet był wżeniony w rodzinę bezpieczniackiego pułkownika. Nie przeszkadza mu, że cała ekipa aresztująca rzekomego zamachowca, w komplecie zginęła w podejrzanej operacji po kilku dniach, a kolega domniemanego zamachowca zginął od kilkunastu ran postrzałowych podczas przesłuchania.

To wszystko – jak to mówią znawcy – jedynie poszlaki. Ale zebrane z mediów materiały to już całkiem poważne, choć w większości także groteskowe dowody. Widać na nich różne fazy odegranego przedstawienia podczas maratonu, gdzie na miejscu „wybuchu” najpierw pojawiają się psy poszukiwacze ładunków wybuchowych z antyterrorystami, z megafonów ogłaszają ćwiczenia i wzywają do zachowania spokoju, aby po poru minutach wzbiły się tumany kurzu. Po paru kolejnych w miejscu zdarzenia pojawia się znikąd brygada aktorów z teatralnymi rekwizytami, które rozkładają z wieloma błędami, rozrzucając na przykład bezładnie torebki z fuksyną, oraz gubią z pośpiechu „zakrwawioną” protezę nogi człowieka na wózku, aby ją pospiesznie przyłożyć na miejsce. Kabaret nie tragedia.

Niemożliwe powiadasz? Ale prawdziwe. Wojna psychologiczna jest stosowana masowo na całym świecie. Zamachy są prawdziwe, a często całkiem sfingowane, co jest przecie bardziej humanitarne, a nawet wesołe. W telewizji ludziska oglądają i wierzą, że to czerwone na obrazkach to krew, a naprawdę to Hollywood-bis, ba nawet specjalne związki aktorów „kryzysowych” istnieją . Naprawdę istnieją, bo istnieje rynek takich przedstawień – do ćwiczeń i do telewizji. Wszystko wygląda, jak naturalne. Możesz poszukać w internecie. Najwyższej jakości profesjonalizm.

I humor także. Bo przecież trzeba mieć poczucie humoru, żeby dać prztyka niepokornemu Putinowi w postaci wystawienia braci Czeczenów, którzy zapewne szczerze go nienawidzą, ale dla bezpieczeństwa osobistego pracowali też dla przeciwnika, bo wiadomo że bracia często podróżowali w rodzinne strony, pod krwawą okupacją mordercy siedzącego na Kremlu, wykonując zadania służbowe.

Jednak to, że na Kremlu siedzi zbrodniarz [a siedzi] wcale nie znaczy, że w Białym Domu nie siedzi równy mu w rzemiośle bandziorek. Taki jest świat. Nie wolno wierzyć żadnemu politykowi, bo przecie pragnie naszego dobra. Skoro pragnie i pożąda naszego, musimy je zacząć bronić. Tu widać operację hoax terror, z prezentem osobistym dla Putina, jak głowa ryby. Mieliśmy waszych dwóch kolesiów, a tu popatrz pan, jacy niegrzeczni, zamach zrobili. Rozumiesz Włodek? Bomba. Bumbum. U ciebie też może być bumbum, jak będziesz przeszkadzał w wielkim polowaniu, co to na niego się wybiera twój koleś w tym dziwnym kraju, co takiego cool papieża miała, wiesz – ten co ma tę okazałą żonę. On na to polowanie się tak napalił, że nawet samoloty kupił u nas specjalne, z dostawą na tę pustynię obok, gdzie mają odbudować świątynię Sulejmana, bo źli ludzie z Rzymu ją zburzyli, a ty teraz w poprzek? Nieładnie. Polowanie musi być, bo inaczej bumbum. Czeczeni to źli ludzie są, sam mówiłeś, a dajmy na to twoje metro nie w kij dmuchał, dwa razy większe niż u mnie. Myślisz, że Czeczeni mają plany?

Podobnie przedstawienie w Woolwich miesza znów tragedię z groteską. Czarnoskóry młodzian spaceruje sobie naprzeciwko przystanku autobusowego, na ulicy leży kształt przypominający człowieka. Przechodnie chodzą normalnym, niespiesznym krokiem, czarny młodzieniec wznosi okrzyki 'allach akabar', wymachuje rękami, gestykuluje i udziela wywiadów. Nikt nie ucieka, wszyscy zachowują przysłowiową angielską flegmę.

Najwyraźniej przechodnie traktują to jako coś w rodzaju Monthy Pytona. Całe zajście – dosłownie przed bramą wjazdową do koszar wojskowych – trwa trzy kwadranse spacerów i gestykulacji. Po tym czasie zdjęciowym podjeżdża spokojnie policja i grzecznie zaprasza czarnego dżentelmena do samochodu, a ten grzecznie wsiada. Nikt go nie goni, nie obezwładnia, nie rzuca na glebę, choć ponoć trzyma w rękach [ociekające krwią!] tasaki, którymi właśnie rzekomo uciął główkę postaci leżącej cały czas na asfalcie. Wszystko przy spokojnej obecności oczekujących na przystanku i przechodniów. Monthy Pyton do kwadratu.

Wszystko może byłoby do przełknięcia, w końcu tubylczy indianie wierzą w telewizyjne obrazki. Obetnie się dłużyzny, da się machanie rękami, 'allach akbar', podkoloruje rączki na czerwono i jazda do BBC! Jest jeden kłopot – zdjęcia i filmy przechodniów zadają kłam tej krwawej opowieści, ale to nie wszystko. Czarnoskóry młodzian przyjechał właśnie z centralnej Afryki do nieopodal położonych koszar. To też nie wszystko, choć już sporo, bo ponoć to ofiara miała być z tych koszar, znaczy jest dokładnie odwrotnie, niż w skrypcie. Jest gorzej, bo młodzieniec dostał wizę służbową, zwerbowany do roboty przez... wywiad jej królewskiej mości. Myślisz, że czarnoskóry bezpieczniak odstawiał przedstawienie, bo zwariował? Fakty wskazują, że tragediofarsę odgrywał [dynamicznie, trzeba przyznać, bardzo odróżniał się od flegmatycznych przechodniów] służbowo.

ZB: Pisałeś do mnie: "Wdawanie się w walki z żydostwem w tle jest zawsze na rękę którejś frakcji i w ostatnich stu latach wszystkie takie walki kończyły się zwycięstwem szczurów". Pytał Cię kiedyś bloger "To już można krytykować Żydów (i homoseksualistów)? - Odpowiedziałeś: "Nie wolno, ale można". - Jak to więc jest z tym żydostwem?

zeZorro: Ano właśnie. Jak to jest, że prominentny filantrop i pierwszej wody grandziarz był w latach młodzieńczych szmalcownikiem w Budapeszcie, sprzedającym swoich ziomków Gestapo, która to współpraca była przepustką do późniejszej kariery, a na pewno do wielkich pieniędzy? Nie słyszałem o oskarżeniach go o antysemityzm, choć występuje w wielu procesach o malwersacje [i często przegrywa o dziwo]. Jest dumny ze swego pochodzenia, a haniebne procesy nie przeszkadzają mu paradować na terytoriach lokalnych w roli dobroczyńcy i nawracać indian na demokrację. Wystarczy sprawdzić fakty.

Czyżby nie wolno było o tym mówić? Mnie się wydaje, że wszyscy wiedzą, że nie wolno być antysemitą, bo to straszna zbrodnia jest, więc w efekcie nikomu nic nie wolno o Żydach mówić, bo to myślozbrodnia. A jest zupełnie przeciwnie. Ja zauważam, że na każdym kroku żydostwo wrzeszczy na czterdzieści cztery fajerki, 24/7 że są takim narodem wypranym, przepraszam – przebranym – przepraszam, myli mi się, bo jak mówi pewien abiturient zwany profesorem, czas skończyć nazywać bydło niebydłem. No więc z tym narodem wybranym to jest tak, jak mówi znawca zwany profesorem, który jest naszym krajanem, ale nie ziomkiem, bo urodził się był w Warszawie pod nazwiskiem Bartman, a teraz każe się nazywać inaczej.

Czas skończyć nazywać bydło niebydłem i odwrotnie. Złodziej i przekręciarz to złodziej i przekręciarz, a czy jest rzezany, czy w ząbek czesany to nas nie powinno obchodzić, skoro jego przodkowie żyli tu z nami w zgodzie. Skoro zatem taki przebrany wrzeszczy, że my jesteśmy antysemici i bardziej się nas bał, niż kulturalnych esesmanów, to niech stąd wypieprza pod palmy, aby tam sprawdzić, ile tysięcy bohaterów zginęło ratując jego ziomków przed kulturalną opieką jego ulubionych esesmanów. Ile drzew posadzili wdzięczni ocaleni i potomkowie, cisi i sprawiedliwi przedstawiciele niebydła, których przed niechybną śmiercią uratowali przedstawiciele dumnego narodu, który nigdy bydłem dotychczas nie był, choć pewna szemrana grupa mocno nad tym od wojny pracuje. Zrobili tak, pomimo tego, że za to groziła śmierć całej rodziny. Niech tam pod palmami nauczy się dokładnie różnicy między bydłem i niebydłem i nie wraca, dopóki nie zrozumie, po co ma się dalej męczyć.

Zauważ przy tym, że aby docenić dowcip Bartmana – jego wypowiedź ma podwójne znaczenie - musisz postudiować Talmud, bo to stamtąd pochodzi określenie gojów jako bydląt nierozumnych. Nie staraj się być bieglejszy w ich fachu. Wystarczy, gdy pojmiesz, że pan Bartman mówi niejako do dwóch ludów – tego co rozumie rzeczy dosłownie i tego, co rozumie ukryty sens bydła i niebydła. Dopóki nie wiesz, że Bartman jest przebrany, a bydło ma oczywiste odniesienie talmudyczne, jesteś wobec jawnej obelgi bezbronny. Dlatego przede wszystkim, zanim dasz się któremuś przebranemu skutecznie podjudzić, musisz trochę postudiować. To nie boli i jest wspaniałą rozrywką, a poza tym zapobiega Alzheimerowi.

Czy bydłem jest ten, kto kala groby przodków i bohaterów? Jak najbardziej jest. Jeśli chcesz zachować godność tych bohaterskich przodków, to kiedy bydło wrzeszczy, że jesteś antysemita, odpowiadaj, że twoi przodkowie ginęli ratując semitów. Byli bohaterami. I ty czcisz ich świętą pamięć, razem z rodzinami ocalałych semitów. Ani jedni, ani drudzy nie są bydłem. Jeśli to jest antysemityzm, to jesteś z niego dumny. Bo tak należało postąpić. Niezależnie od tego, co powie jakiś oszalały, zdrajca, przebrany czy bydlak. Bo czynić należy drugiemu to, co sprawiedliwe i każdy to rozumie: biały, żółty i czerwony. Swojego należy bronić, ale cudzego nie niszczyć. Czy to trudne? Trudne, ale jeśli nie dasz rady, to wybrani zrobią z ciebie bydło w trymiga, niewiele już do pełnego sukcesu brakuje, co widać, słychać i czuć.

A zaczyna się wszystko w twojej głowie. Jeśli uwierzysz, żeś bydło, będziesz się też tak zachowywał, a oni to już tysiące lat temu przećwiczyli i nam nawet w Piśmie zapisali. Czytasz trochę pisma? To poczytaj ze zrozumieniem. Jest tam dużo o człowieku, nie tylko o tym, co to jest, a przez niego wszystko się stało. Wiadomo nam oto, że pan Jezus chodził i nauczał maluczkich, jednak uczeni w piśmie się z nim nie zgadzali, a nawet zapałali wielkim oburzeniem i wznosili okrzyki. Wzniecili takie zamieszanie, że w końcu po pokazowym procesie, jak za najlepszych czasów prokuratora Wyszyńskiego, ukrzyżowali go.

Czy coś się zmieniło? Nic zgoła. Uczeni w piśmie cały czas są oburzeni, wznoszą okrzyki, a nawet organizują pokazowe procesy. Naprawdę nie potrafisz ich odróżnić? Tak ładnie są opisani w starej księdze, że aż wstyd po tysiącu latach tego nie rozróżniać. Po to właśnie jest nam potrzebny kościół w nowoczesnym świecie, żeby takie rzeczy nauczyć biegle i w lot pojmować. Miałeś tysiąc lat na studia, a jednak ciągle wydajesz się być tym zaskakiwany. Nie wydaje ci się, że sztuczka studiowana tysiąc lat powinna się zestarzeć? A jednak działa, bo ty przez tysiąc lat nie skończyłeś studiów, za to banda przybłędów dziś robi z ciebie bydło we własnym domu. Wróć zatem do klasyki.

ZB: Byłem pod wrażeniem, gdy czytałem Twój tekst z końca czerwca pt. "Alarm! Rudy olsen nie żartuje". Wspomniałeś o kilkunastoletnich chłopcach, którzy w czasie okupacji z narażeniem życia pisali: "Wszystkie świnie siedzą w kinie". "Teraz rudy nie rozumie, że jego wysiłek jest całkowicie próżny, bo potomkowie tamtych bazgrzących pod karą śmierci, będą bazgrać w Internecie obraźliwe i kolące w parszywe, złodziejskie ślepia, hasła - Jeszcze Polska nie zginęła, matole! Bo polskość to nienormalność. Chce być wolna ponad wszystko". - Czy skazani jesteśmy na tę nienormalność?

zeZorro: A nie mam racji? To jest mój test na polskość. Jak Rosjanin rozumie to, co najważniejsze, to jest spolonizowany. Podobnie ma Żyd i Niemiec. Bez wahania potwierdzi moją definicję. Wiesz, kto był według mnie największym bohaterem XX-lecia? Generał Jordan-Rozwadowski. On wiedział, co to znaczy wolność. Popatrz na konotacje etniczne i co z nich wynika. Geniusz militarny, bohater, wierny i skuteczny. Za to został zamordowany, bo bydło nie znosi bohaterów. Ale bydło nie jest czyste etnicznie. Bo bydło to bydło. Pogromca bolszewików wiedział, z czym się mierzy, także w kluczowej warstwie duchowej, dlatego był skuteczny. Bo duch istnieje realnie.

Nie zrozumie tego nigdy umysł bydlęcy. Dla bydlęcego umysłu polskość to nienormalność dosłownie. To ginąć za nic, bez sensu, za jakieś abstrakcyjne pojęcie. Takie podejście prezentuje rudy olsen oraz Norman Davies, wcześniej Churchill, Bertrand Russell i cała ta lewacka frankfurcko-londyńska tłuszcza wyrobników szmalcu. Ci „myśliciele” mają myśli głębokości kałuży i podobny horyzont. Pouczająca jest zwłaszcza lektura Davisa. Najśmieszniejsze, że właśnie ta nienormalność to jest broń, jedyna broń dzisiaj, która nas może obronić. Oni mają całą forsę i władzę. Jednak nie szanują i nie rozumieją naszego ducha, a dopóki on istnieje, będziemy żyli, bo jeśli zechcemy, to nikt nas nie powstrzyma. Więcej – oni, żeby nas pokonać – muszą nas przekonać do rezygnacji z tej nienormalności. Wciąż pracowicie przekonują do jej porzucenia. Dlaczego zapytam – się nią zajmują, skoro jest taka do niczego? Odpowiem bardzo prosto: bo choć są tacy mocarze i władcy świata, nie mogą tej nienormalności pokonać ani siłą, ani nakazem, ani przekupstwem. Muszą przez lata ją zohydzać serialami, zapełnionymi debilną menażerią w stylu Świat według Czerskich. A propos scenariusz tego paszkwilu pisze gość kojarzący się fonetycznie z Chamem z Kiłą, to dość fortunna zbieżność, zważywszy na zawartość. Nie zwróciło to twojej uwagi? Powinno, bo to znaczy, że nienormalność ma potężną, magiczną siłę. Wystarczy ją pielęgnować, zamiast dawać obsrywać byle zasmarkanemu przybłędzie, klaskając i zaśmiewając się z przyciężkich dowcipów.

ZB: Nie masz dobrego zdania o Donaldzie Tusku i jego rządzie. Jakie są Twoje główne zastrzeżenia?

zeZorro: A czy nie można znaleźć mniej niekompetentnego figuranta? Pamiętasz Donka i Waldka z lat '90? Nic się nie zmienił, poza kolekcją zmarszczek na przebiegłej twarzy. Przecież on nawet nie wstydzi się przyznać, że nie czytał ustawy, którą podpisał, nic o niej nie wie, ale może w razie czego zawiesić jej wykonanie. To nie jest nawet polityk w rozumieniu powszechnym. On nie może udawać, że o czymś decyduje, bo niewiele rozumie ze szczegółów, a większość polityków współczesnych mimo wszystko pełnymi marionetkami nie jest, bo – pomimo ukrytego sterowania – z zasady znają doskonale kulisy podejmowanych decyzji, a nierzadko formułują konkretne przepisy i rozwiązania. Ten rząd to banda złodziejaszków, która sprzeda matkę, a jak się uda, to nawet dwa razy, jeśli znajdzie się klient, który da więcej.

ZB: Ale też jesteś krytyczny wobec naszego społeczeństwa. W tymże tekście piszesz: "Przecież tutejsi indianie łyknęli agenta Bolka na przywódcę, a teraz muszą znosić cmentarnego wytrzeszcza, olsena spod budki z piwem jako zarządcę". - Tu zapytam: A czy ten Polak jeszcze coś może?

zeZorro: Mieszkańców tutejszego terytorium etnograficznego traktują włodarze jak indian, bo pozwalają się tak traktować. Pora przestać się dawać tak traktować, wyłączyć telewizornie i zakwestionować sztuczny porządek, w którym ustalono podział na naszych i waszych na zawsze. Pora nauczyć się najmocniejszego słowa: NIE. Pytasz, czy może. Ja ci odpowiem, że nie tylko może, ale musi, bo jeśli dalej będzie się bezradnie przyglądał, to banda rudego ukradnie nawet ziemię spod stóp, powietrze nad głową i wodę z opadów. Ty myślisz, że podatek od CO2 to co innego jest, niż podatek od powietrza? Globalne ocipienie! A rudy to podpisał.

Pora zacząć używać mocnego słowa NIE, zawsze i wszędzie, gdzie potrzeba. Jest profanacja warszawskiego święta powstania przez występy podstarzałej skandalistki? Mówić NIE! Nie zgadzam się, Piszę protest, rozmawiam z ludźmi. Ja zrobiłem wykład w środkach komunikacji. Kilkadziesiąt osób stało w ciszy i nikt nie zaprzeczył. Zgadzali się ze mną. Nie godzi się profanować święta tysięcy ofiar miasta, zniszczonego niemal całkowicie. Nie ma znaczenia polityka, przekonania, narodowość. To nie było bydło. W zakłopotaniu ludzie odwracali oczy. Bali się prowokacji. Jednak gdzieś jest granica lęku. Kiedy przyjdą po ciebie, warto, by ktoś cię obronił. Wiedzą o tym kibice. Popatrz na nich. Proste chłopaki. Oni wiedzą i rozumieją, bo do tego nie potrzeba uniwersytetów. NIE. Nie jesteśmy bydłem. NIE. Nie pozwalamy się tak traktować. NIE. Nie prześladujemy pederastów. NIE. Nie pozwalamy na pedalskie „małżeństwa”. NIE bo NIE. Nie będziemy się ze swoich przekonań tłumaczyć. Są nas miliony. A wy szykujcie wygodne buty.

Dokuczyła warszawiakom bufetowa. Jest referendum o odwołanie tego wstrętnego babiszona. No to trzeba wszystkim tłumaczyć wokoło – idź, podpisz, powiedz NIE niekompetentnej pokrace. NIE bój się, to twoje miasto, masz jeszcze okazję korzystać ze swojego prawa, to korzystaj – masz szansę zmienić choćby tylko tyle, pozbyć się jednej bufetowej. Magiczne słowo ma jednak moc.

ZB: Naród PiS-owski wierzy po pięciu (bodajże) przegranych bojach, że gdy PiS dojdzie do władzy, zmieni się nasze życie, ruszy śledztwo smoleńskie do przodu i Polska będzie rosła w siłę i potęgę. Coś mi się zdaje, że krytycznie odniesiesz się do tych marzeń (tylko proszę Cię - nie za ostro!).

zeZorro: Wiele się zmieni, żeby wszystko pozostało po staremu. Przecie ślepy i głuchy rozumie, że Kaczyński jest konstruktywną opozycją, czyli bezpiecznym składnikiem systemu. Jeśli trzeba jakiegoś dowodu, to pracowite wysiłki, aby pod żadnym pozorem nie wygrać z ruskim faworytem, a i tak leningradzkie serwery musiały pomóc, jest wystarczająco gromką ciszą.

Uważasz, że partia pilnująca przede wszystkim, aby nie naruszyć podstaw systemu, może wiele zmienić? Ja nie wierzę. Wszyscy precz [oryginalnie dosadniej]. Nie ma negocjacji i porozumienia dupy z batem. Kto twierdzi inaczej, jest harcerzem, którego wykorzystają bez wynagrodzenia.

Pokazał to choćby gen. Kiszczak, wyrzucając redaktora w trakcie wywiadu za drzwi, kiedy ten śmiał zadać pytanie wykraczające odrobinę poza stokrotkowy kodeks dworski. Zapomniał się chłopina, bo i temat powodował do stawiania pytań. A tu buch! O tym nie będziemy rozmawiali. Dlaczego? Bo tak ustalono. Taki jest porządek fundamentalny i koniec. Zręby tworzonego porządku poświęcono rytualnie w zbiorowym seansie strachu, w którego wyniku ksiądz męczennik znalazł się we włocławskim zbiorniku, aby naród, na czele z biskupami, nie śmiał nawet pomyśleć o wyjściu poza wyznaczone ramy. Bo pomyślenie o tym to zbrodnia, jak powiada agent Bolek. Myślozbrodnia. Nie wolno pewnych rzeczy myśleć, bo zacznie się wojna domowa, polowanie na czarownice i ludzie zaczną znikać. Jeśli wyjdziesz poza wyznaczone granice, spodziewaj się, że naprawdę możesz zniknąć. Praktycznym przykładem działania systemu był ostatnio Smoleńsk.

Dlatego właśnie, że generał może wyrzucać dziennikarza, bo o pewnych rzeczach nie będziemy rozmawiali, nic w systemie, na którego straży stoi goła przemoc, nie może się zmienić, chyba że dojdzie do rozruchów. Znajomy, skądinąd niegłupi gość, obruszył się na zachowanie Kiszczaka, że przecież dziadkowi musiało się w głowie pomieszać, że taki niegrzeczny. Nie może ciągle się z tym pogodzić, że generał to naprawdę jest człowiek honoru, tylko że to honor specyficznego, gangsterskiego typu. Umowa była taka i taka. Nie chcesz się zgodzić – wynocha. Kto złamie zasady – czapa.

Czy to naprawdę tak trudno zrozumieć, że rządząca banda zorganizowała sobie gangsterskie państewko z przynależnością kierowniczą do NATO, jako bezpośrednią kontynuację państewka policyjnego z przynależnością kierowniczą do bloku moskiewskiego? Przecież miała wszystkie do tego instrumenty, które troskliwie zachowała, tubylczym indianom dając możliwość swobodnego nabywania paciorków. Koncesje na produkcję i obrót paciorkami oczywiście obsługują dzieci sprawdzonych towarzyszy, więc gdzie jest problem? Tam gdzie zawsze – u podstaw.

ZB: Szybko działasz, narzucasz tempo, poglądy i wymogi. Przyznam Ci, że lepiej mi się współdziałało np. z Anielką czy Izalettą, które zresztą mnie tak zawiodły (ale ja mam czasem krótką pamięć). Powstały jednak dwa świetne (jak inaczej powiedzieć?) wywiady, za które Ci w imieniu Czytelników i swoim serdecznie dziękuję.

zeZorro: Dziękuję , nie wiem, czym zasłużyłem, ale na zapas przepraszam. Ponadto zawsze zapraszam.






{(C) Przedruki mile widziane, z podaniem linkującego źródła, w całości, wyłącznie z poniższym sprostowaniem}
[W poprzednim wywiadzie wydawca zmienił personalia na wniosek inż. Leszka Kensboka 23.07.2012; odmówił zamieszczenia ustawowego sprostowania, bez uzasadnienia]
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut