| |
Zapewne znany ci jest kultowy obrazek Economista, prezentujący nową walutę światową, pod obrazoburczym tytułem feniksa. Nosił on całkiem czytelną datę jego premiery: rok 2018. Tak się składa, że zbliżamy się do tego roku, zatem wypadałoby sprawdzić na jakim etapie obecnie się znajdujemy. Czy Economist wie coś, czego my jeszcze nie wiemy? Czy przyszły rok naprawdę będzie zaplanowanym końcem petrodolara? Czy feniks będzie cyfrowy, a może nawet będzie kryptowalutą? Tyle pytań, tyle niejasności… Żeby podlać to wszystko dodatkowo sensacyjnym sosem warto zauważyć, że to prorocze wydanie ukazało się niespełna 20 lata temu, w roku 1998. Sugerowałoby to niebywałą zgoła wiedzę planistyczną autorów. Wydaje się zresztą że rok 2018 powstał w wyniku prostego dodania dwudziestoletniego okresu przejściowego transformacji, koniecznego w każdym wielkim projekcie i stąd nie jest zafiksowaną datą sztywną. Ma to rozumowanie pewne podstawy, ale są one wątłe. Jeśli autorzy Economista podają liczby i daty, to zwykle mają po temu wyraźne podstawy. Innymi słowy przypuszczenie, że 2018 to jest zaledwie 1998+20, jest z gruntu błędne, gdyż wiele bardziej naturalna byłaby przed dwudziestu laty decyzja podjęta w ścisłym gronie centralnych bankierów w bazylejskim BIS o powołaniu następcy dolara w ciągu tych dwudziestu lat. Przez ten czas banki i międzynarodowe instytucje finansowe opracują, przygotują i wdrożą podstawy nowego systemu, a gdy nadejdzie w końcu długo oczekiwany moment, przełączą się na niego.
Gorączkowe i wielowątkowe prace różnych gremiów, idące właśnie w tym kierunku, potwierdzają tę hipotezę aż nadto czytelnie. Czymże innym był głośny eksperyment monetarny w Indiach sprzed roku, polegający nominalnie na demonetyzacji najwyższych nominałów gotówki, niż testem uruchomieniowym nowego systemu pieniężnego, wyłącznie cyfrowego? Możemy oczywiście łudzić się, że ten eksperyment faktycznie był desperacką próbą premiera Narendry Modiego ograniczenia szarej strefy drogą drakońskiej wymiany pieniądza, znanej nam z komunizmu, ale fakty temu przeczą. Okazało się, że szumnie głoszone ograniczenie plagi unikania podatków nie zmaterializowało się, za to wielka akcja fiskusa ujawniania „nadmiernych” oszczędności w gotówce i złocie powiodła się nad wyraz dobrze w ponadmiliardowym państwie. Co więcej ostatnio otrzymaliśmy w wyniku porewolucyjnych remanentów potwierdzenie, że te efekty przewidział były szef indyjskiego banku centralnego i że w ramach protestu przeciw planowi akcji z eksponowanej funkcji zrezygnował. Ostrzegał on, że demonetyzacja nie dotknie w istotny sposób szarej strefy, za to zniszczy wiele małych firm wiejskich, pozbawiając je możliwości funkcjonowania, a rodziny z dnia na dzień oszczędności i jednocześnie źródła utrzymania. To z punktu widzenia gospodarczego i społecznego koszty zbyt wysokie, jak na wątpliwe efekty walki z szarą strefą. Efekty, których w rzeczywistości nie było. Skoro opłakane efekty monetarnej rewolucji Modiego przewidział bank centralny, to musimy odpowiedzieć sobie przy tej okazji na dwa narzucające się pytania: dlaczego Modi swój eksperyment przeprowadził mimo to oraz gdzie wypada nam szukać jego mocodawców, skoro sprzeciw własnego banku centralnego był dla niego zbyt słabym argumentem? Te dwa pytania w istocie są retoryczne, gdyż zawierają w sobie jedyną możliwą odpowiedź. Zlecenie na indyjski eksperyment monetarny przyszło z jakiejś potężnej organizacji ponadnarodowej, zapewne MFW, a jego celem właściwym, jak trafnie odgadli indyjscy bankierzy, było nie tyle uzdrowienie poboru podatków, co przymusowa, masowa digitalizacja operacji finansowych.
W efekcie demonetyzacji przed bankami ustawiły się tasiemcowe kolejki, pragnące skonwertować zdelegalizowane banknoty na prawidłowe. Skutkiem ubocznym, a właściwie zasadniczym operacji był skokowy wzrost o kilkaset milionów elektronicznych kont indywidualnych w bankach, bowiem nowych banknotów nie wypłacano w bankowych okienkach, ale całkiem nowocześnie – w bankomatach. Tu zresztą akcja obnażyła swój dyletancki charakter, bowiem nowe banknoty nie pasowały do bankomatów! Chaos panujący wśród milionów drobnych przedsiębiorców, pozbawionych dostępu do pieniędzy, łatwo sobie wyobrazić. Rząd zdawał się dobitnie mówić wieśniakom: koniecznie musicie przejść na nowocześniejsze, bardziej niezawodne metody rozliczeń, krótko mówiąc na pieniądz elektroniczny. Indie, o czym w świecie rozwiniętym niewiele osób wydaje się pamiętać, znajdują się w ścisłej czołówce pieniądza elektronicznego, z powszechnym dowodem biometrycznym, umożliwiającym zdalną identyfikację, założenie elektronicznego konta i wszelkie operacje. Wszystko z pominięciem wszechobecnej dotychczas gotówki. Demonetyzacja ten trend, przy poważnej destabilizacji organicznej gospodarki, mocno posunęła naprzód, skokowo podnosząc procent ubankowienia społecznego oraz zarazem elektronizacji obrotu finansowego. Jasnym stało się przy okazji, że ludnościowo drugie państwo świata zamierza w krótkim czasie zminimalizować i zlikwidować gotówkę, zastępując ją jej ekwiwalentem elektronicznym. A skoro pieniądz elektroniczny jest możliwy w Indiach, to jest także możliwy wszędzie indziej. Test z demonetyzacją był przy okazji sprawdzianem społecznej reakcji na prawdziwą, zasadniczą demonetyzację gotówki jako takiej. Skoro dało się bez wojny domowej usunąć z obiegu największe banknoty, stanowiące gros obrotu i co jeszcze ważniejsze oszczędności, to z powodzeniem i bez wielkiego ryzyka można w dowolnej właściwie chwili ogłosić delegalizację gotówki. Pod pozorem walki z terroryzmem, szarą strefą, pandemią grypy – uzasadnienie jest drugorzędne. Co istotne w perspektywie nowej światowej waluty, to sprawdzone w praktyce, w realnych warunkach trzeciego świata publiczne przyzwolenie na taki krok. Można z dnia na dzień zdelegalizować gotówkę i zmusić miliard ludzi do jej konwersji przez konta elektroniczne – i da się to wykonać bez rewolucji, większych zamieszek {mniejsze naturalnie były} i wojny domowej. Niech cię nie zmyli fakt, że nowe banknoty można było w końcu po wielu perypetiach wypłacić z bankomatów, tak więc prawdziwe okazały się zapewnienia, że uczciwym nie stanie się krzywda, bo nic im nie zginie. Sam fakt przeprowadzenia takiego gigantycznego eksperymentu, z minimalnymi skutkami podatkowymi, które miały pono być głównym celem, wystarcza za dowód, że właściwym celem końcowym zarządców finansowych, sprawujących pieczę nad Indiami, jest eliminacja gotówki i zastąpienie jej e-money. Piszą o tym dość otwartym tekstem w analizach BIS i MFW, wypada zatem im w końcu uwierzyć. Czy to nastąpi już w 2018 roku? Dobre pytanie.
Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 45/17
|