Go To Project Gutenberg

wtorek, 30 stycznia 2018

Huragan Harvey Weinstein, czyli pomówmy o dzieciach

-


Jak wykazują badania socjologiczne w okresie przerwy świątecznej znacznie wzrasta aktywność seksualna, co widać w statystykach urodzeń. Nie tym wszak ludycznym aspektem się zajmiemy, ale widomą falą skandali w najwyższych kręgach, tuż za fasadą których odbywa się zacięta walka bardzo poważnych przeciwników. Dość wskazać, że nasze wielokrotne wycieczki na zaplecze tzw. Russiagate, czyli wielkiej akcji propagandowej z czołową rolą specjalnego prokuratora Muellera, byłego szefa FBI oraz innych tuzów bezpieczniackiego światka: Clappera, Comeya itp. w rolach głównych, niezawodnie prowadziły zawsze przy okazji w mętne rewiry seksualnych zboczeń, handlu niewolnikami, pedofilii i satanizmu. Jakoś tak się zawsze okazywało z towarzyskiego kontekstu i słynny medialny biznesman i pedofil Jeffrey Epstein ze swoim „Lolita Express” gościł na jego pokładzie Billa Clintona i całą czołówkę senatu. Wszystko to wiemy z wikileaks Assange, z przecieków maili z centrali partii demokratycznej, które ukazały drugie i trzecie dno otoczenia klanu Cilntonów.

Ta swoista koteria zmowy milczenia została chyba ostatecznie przełamana, gdyż w wyniku splotu wydarzeń, wątków śledztw i powiązań towarzyskich doszło pod koniec 2017 roku do połączenia starych i zapomnianych wątków działalności Hillary Clinton w Libii {Bengazi}, zakopanych z wielkim wysiłkiem przez poprzedniego szefa FBI Comeya oraz prokurator generalną Lorettę Lynch. Jak pamiętamy wieczorem w przeddzień słynnej konferencji prasowej Comeya, opowiadającego o skrajnej beztrosce Clinton {extreme carelessness} w traktowaniu tajnych informacji, ale odstępującego od jej ścigania, doszło do tajemniczego spotkania na lotnisku. Formuła ‘extreme carelessness’ wedle każdego logicznie myślącego człowieka stanowi synonim rażącego niedbalstwa, czyli ‘gross negligence’, spenalizowanego w amerykańskim i także polskim kodeksie karnym karami długiego więzienia – i nic do rzeczy nie ma tu zamiar i wola sprawcy. Liczy się sam obiektywny fakt niedbałego obchodzenia się z tajnymi danymi. A tak się nieszczęśliwie dla Hillary Clinton składa, że nikt ze śledczych nie uwierzył, iż rozmowa prokurator gen. Lynch z Billem Clintonem na lotnisku dotyczyła „dzieci”, choć jak za moment dostrzeżesz akurat w tej sprawie Clinton wyjątkowo nie skłamał, tylko paradoksalnie szantażował swoich kolegów z deep state. Twierdził on, że lotniskowe pogaduszki były o dzieciach, a wszyscy zrozumieli, że to były ich osobiste, gdy minimum intelektualnego wysiłku wystarczy do zauważenia przy tej okazji wierzchołka odrażającej góry lodowej pedofilii elit, istnienia której nie da się już ukryć. Owszem, była mowa o dzieciach, a dzień później Comey nie znalazł nic nagannego w działaniach Clinton, wynoszącej tajne depesze z Departamentu Stanu.

W toku śledztwa FBI odzyskała ich ze zniszczonych nośników dziesiątki tysięcy. W ich otoczeniu pojawiła się po raz pierwszy postać informatyka ze sztabu partii demokratycznej Setha Richa, który zginął ponad rok temu w podejrzanych okolicznościach, tuż po przecieku maili ze sztabu demokratów na wikileaks. W tych mailach ukazały się po raz pierwszy zarysy wielkiej pedogate, zwanej Pizzagate, z najważniejszym nazwiskiem bliskiego współpracownika Hillary Johna Podesty, szefa wyborczego sztabu i patentowanego pedofila. Ale był to dopiero początek wielkiej burzy, gdyż równoległe wątki afery mailowej Bengazi, pracowicie zasypywanej przez FBI Comeya, ujawniły się podczas śledztwa w sprawie podejrzenia pedofilii przeciw zboczonemu półgłówkowi z amerykańskiego senatu Anthony Weinerowi, a prywatnie mężowi osobistej asystentki i także kochanki Hillary Clinton o nazwisku Huma Abedin, a pochodzącej z Arabii Saudyjskiej. Na marginesie zauważę, że moim zdaniem ten właśnie wątek znakomicie pomógł Mahmudowi bin Salmanowi w jego ostatnim pałacowym przewrocie na dworze królewskim w Rijadzie. Poruszamy się zatem w kręgu polityki międzynarodowej, z nieodłącznymi bezpieczniakami w tle.

Maile Clinton trafiły na komputer Weinera dzięki automatycznej synchronizacji z tabletem i telefonem Humy Abedin, która – jak każda szanująca się asystentka – miała dostęp do korespondencji Clinton. I tak oto śledczy badający seksualne upodobania Weinera, korespondującego z opuszczonymi gaciami z nastolatkami, trafiły w ręce NYPD i nijak nie dało się ich stamtąd FBI zakopać, po prostu były i już! Tak więc Weiner przyznał się do winy i został skazany, a śledczy zajęli się latem tego roku na poważnie jego żoną i z konieczności znów samą Clinton. Kolejne kopie coraz bardziej skandalicznych maili nie dawały się wyciszyć, zatem wszystko wskazywało na podskórną grę o wytypowanie winnych. I tak miniony rok upłynął pod znakiem skandalu hakerskiego, w którym Mueller zarzucał ekipie Trumpa współpracę z Rosjanami – bo to oni mieli wykraść maile ze sztabu demokratów – ale jak widzimy nic póki co z tego nie wyszło, a wręcz przeciwnie.

Oto koordynatorem całej akcji z tzw. tajnym dossier przeciwko Trumpowi okazał się agent FBI Peter Strzok, a którego działalność w procesie typowania winnych właśnie wyszła w całej okazałości na światło dnia. Wszystko wskazuje na to, że zwierzchnicy, w tym Comey osobiście, wytypowali Strzoka na kozła ofiarnego, a ten jak to bezpieczniak nie w ciemię bity się broni i jak to mówią w tym towarzystwie sypie jak z nut. Jest czym się zajmować w osobie tego akurat agenta, bowiem znów – cóż za przypadek – prowadził on jako zaufany szefa FBI Comeya najgorętsze politycznie sprawy ostatnich lat, a wśród nich sprawę maili Hillary Clinton oraz … Russiagate.

Chyba nie trzeba już żadnego dodatkowego dowodu, że nadzwyczajna wprost aktywność tego agenta miała wielce solidne zaplecze i błogosławieństwo z samej góry. Oto notatki do sprawy Clinton dla szefa Comeya przygotował on osobiście tak starannie i dogłębnie, że to on był jak się okazuje autorem i wynalazcą zacytowanej frazy ’extreme carelessness’, która posłużyła jako wytrych bezpieczeństwa dla przyjaciela Clinton Comeya. Prawdziwy ze Strzoka Falandysz amerykańskiego prawa w pomroczności jasnej! Gdyby nie nieprzewidziane powikłania na skrzyżowaniu ze śledztwami pedofilskimi z otoczenia Clinton prawdopodobnie sprawa zostałaby skutecznie pogrzebana w FBI, ale obecnie – za sprawą m.in. nie cichnącego pokłosia nieudanego Russiagate oraz pedofilii – znów wychodzi na wierzch pod postacią nowych śledztw, wybijając ich smrodem wokoło.

Drugą sprawą, którą badają obecnie śledczy, są ruscy hakierzy, tak pilnie poszukiwani przez specjalnego prokuratora Muellera. Warto wiedzieć, że jego aktywność została sprowokowana raportem ikogo innego, tylko agenta Strzoka, uruchamiającego całą procedurę. Stało się tak za sprawą dętego dossier wywiadowczego, przygotowanego na zlecenie ministerstwa sprawiedliwości oraz innych „przyjaciół” przez zewnętrzną firmę Fusion GPS. To ten dokument stał się formalną podstawą do śledztwa FBI przeciwko Trumpowi, a tajne operacyjne działania, w tym wieloraką inwigilację postanowił na wniosek Strzoka sąd FISA, kontrolujący tego rodzaju środki nadzwyczjne. W raporcie zawarto mocne przekonanie, że ruscy hakerzy pomagali Trumpowi w kampanii wyborczej, a on sam i ludzie z jego otoczenia kontaktowali się z czynnikami w Rosji. Wielomiesięczne śledztwa wprawdzie niczego takiego nie dowiodły, a nawet całkowicie obaliły konfabulacje z raportu, ale było już za późno, mleko się rozlało. Ekipa Trumpa miesiącami musiała znosić zarzuty spiskowania z Rosjanami, a co gorsza efekty samych podsłuchów i ich starannie wykorzystanych politycznie medialnych przecieków, których źródło tkwiło oczywiście w otoczeniu Strzoka.

Cała roczna już gehenna i walka bezpieczniaków przerodziła się tymczasem w wielką prawną batalię, bowiem atak na najwyższy urząd w państwie nie pozostał przecie bez echa. I tak z jednej strony specjalny prokurator Mueller wciąż szuka mitycznych ruskich hakierów, a nawet udało mu się ostatnio skazać kandydata na doradcę do spraw bezpieczeństwa gen. Flynna za składanie fałszywych zeznań przed FBI, bo Flynn skłamał w sprawie swoich kontaktów z rosyjskim ambasadorem Kiseliowem w najgorętszym momencie kampanii przeciw Trumpowi, aby zatrzymać rozkręconą w mediach na niego nagonkę. Ta ofiara chyba ekipie Trumpa się opłaciła, gdyż – co za ironia! - Muellerowi nie udało się postawić Flynnowi ani innym członkom sztabu Trumpa poważniejszych zarzutów, w tym kolaboracji z Rosjanami.

Otóż meritum rozmów między Flynnem oraz ambasadorem Rosji nigdy nie zostało podane w wątpliwość, choć pełne z nich nagrania jak się okazało miała FBI. Panowie rozmawiali o oczekiwanych staraniach z obu stron ocieplenia i normalizacji stosunków między USA i Rosją tuż przed inauguracją Trumpa – co mieści się doskonale zarówno w obowiązkach doradcy obejmującego stanowisko prezydenta, jak i tym bardziej ambasadora obcego państwa, którego podstawowym obowiązkiem jest utrzymywanie jak najlepszych, bieżących kontaktów z administracją. Tak więc sukces Muellera okazał się wielce kłopotliwy i pyrrusowy. Ceną za niego była całkowita demaskacja zarówno raportu Fusion GPS, jak i jego sponsorów.


Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 52/17
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut