Go To Project Gutenberg

wtorek, 19 stycznia 2010

Hazardzista ocenzurowany



Dziś nasi rządziciele dyskutowali jak by tu okiełznać hazard. Pisze prawna

Przy okazji zaostrzania przepisów antyhazardowych może zostać wprowadzona cenzura prewencyjna. Nad projektem nowelizującym ustawę o grach hazardowych i prawo telekomunikacyjne będzie dziś dyskutować Rada Ministrów. Projekt przygotowany w Ministerstwie Finansów i Ministerstwie Infrastruktury przewiduje utworzenie przez prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej Rejestru Stron i Usług Niedozwolonych. Policja, ABW, wywiad skarbowy i służba celna razem z prezesem UKE będą w sposób dość arbitralny decydować o uniemożliwieniu dostępu polskim użytkownikom internetu do stron określonego rodzaju – ostrzega Marek Szydłowski, radca prawny z kancelarii Wardyński i Wspólnicy.
Zakazane treści

Pierwszym rodzajem treści, do których dostęp będzie blokowany, są materiały pornograficzne z udziałem małoletnich i zwierząt.

– Utrudnienie dostępu do treści o charakterze pornograficznym jest konsekwencją penalizacji w kodeksie karnym tego typu zachowań – mówi Magdalena Kobos z Ministerstwa Finansów.

Będą także blokowane strony zawierające treści umożliwiające uzyskanie informacji mogących służyć do dokonania operacji finansowych bez zgody dysponenta środków finansowych. Trzecim rodzajem niepożądanych treści są treści umożliwiające urządzanie gier hazardowych bez udzielonego zezwolenia.

– Utrudnienie dostępu do wymiany takich informacji będzie miało charakter działania prewencyjnego – zaznacza Magdalena Kobos.


Oczywiście chodzi w pierwszym rzędzie o to, aby przykryć aferę hazardową. Rząd działa, rząd robi, rząd chroni. Nie będzie żadnego hazardu, a ten najgroźniejszy to my go całkiem zlikwidujemy. Kaganiec na internet i spokój. Oczywiście jest to nachalna próba cenzury prewencyjnej, po której przejechali się - prewencyjnie, a juści - na wszystkich portalach IT, prawnych i innych. Rzecz w tym, że ausgerechnet teraz, jak na ironię wielkie duże G idzie na wojnę z Chinami. O cenzurę. O wolność słowa. Gógle, które cenzurowało potulnie jak baranek, zgodnie z zaleceniami KC, staje okoniem i nie chce dalej cenzurować. A Tusku nie słyszał, bo akurat koledzy na cmentarzu, Rychu i Zbychu o tym rozmawiali. Więc żeby nie było problemu, to wpiszemy te wszystkie niewłaściwe witryny cmentarzy i innych zadymiarzy na centralną listę blokowanych i spoko. Żadnego hazardu, żadnych przypadkowych wiadomości. Gdyby to nie było śmieszne, to byłoby tragiczne. Tragikomiczne.

Wielkie G walczy bohatersko, jak donosiła gazeta (małe g)

- Nie chcemy dłużej cenzurować wyników wyszukiwania. Będziemy rozmawiać z władzami, czy zgodnie z prawem możemy w ogóle prowadzić wyszukiwarkę w Chinach - napisał w blogu David Drummond, główny radca prawny Google.

Jeśli do porozumienia nie dojdzie, Google zrezygnuje z chińskiej wersji wyszukiwarki, a nawet zamknie lokalne biura w Chinach, gdzie zatrudnia ok. 700 osób, głównie programistów.

To nagła zmiana strategii koncernu. Google przez cztery lata współpracował z chińskim reżimem, wycinając wiele niewygodnych dla rządu stron z chińskiej wersji wyszukiwarki (dostępnej pod adresem www.google.cn). I powszechnie był za tę współpracę krytykowany - tym bardziej że motto koncernu głosiło: "Nie czyń zła". Google broniło się, twierdząc, że z ocenzurowaną wyszukiwarką i tak internauci zyskają większy dostęp do informacji.

Dlaczego teraz chce się wycofać z cenzurowania sieci? Tłumaczy to... cyberatakami - w grudniu ub.r. chińscy hakerzy włamali się na serwery ponad trzydziestu firm z różnych branż - internetowej, technologicznej, finansowej czy chemicznej, wykradając poufne dane. Także z serwerów Google. Ale Drummond przekonuje, że głównym celem ataków były skrzynki pocztowe Gmail należące do chińskich aktywistów. Ujawnił, że kilkadziesiąt kont e-mailowych obrońców praw człowieka z Chin, Europy i USA było regularnie monitorowanych przez hakerów z Chin. Oficjalnie nikt tego nie mówi, ale między wierszami padają sugestie, że ataki były inspirowane przez rząd w Pekinie.


Żeby nie było niedomówień. To jest centralne zwarcie dotyczące cyberwojny. Na cenzurę panowie z dużego G dotychczas kładli małe g. O co chodzi? O wzmożone włamania, wywiad elektroniczny itd. Gógle występuje w imieniu kilku wielkich koncernów, na które atak wykrył. Stanowisko potwierdza sekretarz stanu Clinton. Brzmi znajomo? Akcja jest uzgodniona na poziomie MSZ i nie chodzi o drobiazgi. Cyberwojna jest faktem. Teraz albo Chińczycy ustąpią i otworzą swój internet, czyli zrezygnują z cenzury niewygodnych treści (nie zrezygnują, żaden komunista nie oddał władzy dobrowolnie), albo ogłosimy cyberwojnę na całego panie pierwszy sekretarzu. I o to chodzi. Zezowaty o tym tak jakoś niedawno pisał w kontekście szefa CIA zawodowca Leona. Prorok jakiś, czy co?

Z tej perspektywy dziecinne gierki internetowo-cenzurystyczne Tuska, który śmiga sobie z zięciulem na stoku (ach ta zazdrość) wygladają jakby tak żałośnie, ale cóż, każdy ma cyberatak i cybercenzurę na jaką zasłużył. Duża wojna i mała wojenka, duże G i małe g, duża cenzura i mała cenzurka. Ta ciągła niepewność to zdaje się jest istota hazardu...

© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut