Go To Project Gutenberg

czwartek, 27 sierpnia 2009

Konnichi wa, Obama-san

Tegoroczny noblista Paul Krugman odtrąbił na swoim blogu w NY Timesie koniec recesji. Jest dobrze. Giełda uratowana, pompiarz-ratownik Benek mianowany na następną kadencję (Krugman przyłączył się do jego kampanii pochwał), słowem wszystko idzie ku lepszemu. Hosanna.

W jednym z ostatnich felietonów Krugman rozprawił się nawet z mitem rosnącego pod niebiosa długu publicznego i katastroficznymi zapowiedziami o upadku dolara itd. Wręcz ośmieszył zaniepokojonych błyskawicznym nadęciem państwowego balona ekonomistów, przypominając że Stany miały już większy dług publiczny i z niego swobodnie wyszły. Co z tego, że tegoroczny budżet będzie wypełniony dziurą 1/8 PKB (tak - deficyt budżetowy=12,5%), co z tego, że US zaciągnie przez nabliższe kilka lat dodatkowych 9 bilionów? Co to jest 9 bilionów? Dług publiczny nie sięgnie nawet 100%, a w Europie i Japonii od dawna obsługuje się długi o tych rozmiarach...

Krugman zapomniał dodać, że od ubiegłorocznego krachu, który - co za zbieg okoliczności - pokrył się z peak debt, następuje deflacyjna destrukcja długu i na razie proces ten nie ma szansy się zatrzymać, dopóki gospodarka się nie oczyści z nadmiernych mocy produkcyjnych, wadliwie alokowanych zasobów, wszystko powróci do zdrowych proporcji, gdzie będzie można mówić o ekspansji kredytowej na normalnych podstawach. Potrwa to kilka ładnych lat, w ciągu których absurdalne ceny za księżycowe trzecie domy wrócą do normy, rozdmuchane do granic możliwości powierzchnie handlowe się pozwijają, a przy okazji rozpasany sektor finansowy wróci na swoje skromne miejsce w tworzeniu pkb.

Co to jest peak debt? Ano całkiem proste zjawisko dojścia bąbla kredytowego do takich rozmiarów, że więcej długu stworzyć się nie da. Benek helikopter doprowadził Stany do zaszczytnego rekordu 375% PKB! Tyle kredytu udało się wsączyć w gospodarkę. Jest to prosta suma kredytu prywatnego i publicznego. W chwili kryzysu, kiedy balon pękł z hukiem, reanimacyjna akcja polega na tym, że kurczący się kredyt prywatny jest zastępowany kredytem państwowym. Co prawda klasyk Keynes mówi o substytucji popytu prywatnego przez popyt państwowy, ale to złudzenie. Tak samo, jak iluzją jest kreacja pieniądza przez Benka. Wystarczy spojrzeć na wykresy. Kosmiczny zastrzyk M0 (obecnie ponad bilion), zamiast kreaować pieniądz w obrocie M1 - zgodnie z teorią monetarystów - spokojnie siedzi na rachunkach uratowanych banków jako rezerwy nadzwyczajne w FED. Nie wypływa na rynek. Co zatem wykreował Benek? Iluzję. Prawdziwy pieniądz w obrocie jest kredytem, który ktoś zaciąga w banku. Na razie ten kredyt, po osiagnięciu rekordu, się kurczy, a keynesowska akcja zalepia największe dziury. Nie jest w stanie jednak wskrzesić popytu, który spowoduje nabranie chęci na kolejne inwestycje i powrót na drogę ekspansji kredytu. Na razie nie można jeszcze nikogo do wzięcia kredytu zmusić.

W ostatniej fazie wzrostu krańcowa użyteczność długu wynosiła ledwie 20%. Aby osiągnąć dodatkowego dolara dochodu, trzeba było zainwestować (pożyczyć) aż pięć dolarów! Łatwo policzyć, że tak dochodowe inwestycje niestety skazane są na plajtę, bo nie zarobią na kredyt, co właśnie nastąpiło. Więcej naprawdę kredytowego balona napompować się nie dało. Reelekcja Benka w tym świetle to jest ponury żart. Człowiek, który świadomie napompował balona, żeby go później klajstrować, występuje w roli zbawcy!

Benek rzeczywiście jest zasłużony, bo pobił rekord Japończyków, kórym udało się wcisnąć zaledwie 345% PKB długu. Od szczytu japońskiego minęły dwie dekady męczącej stagflacji i końca męki nie widać. Czy Stany podążają ich śladami? I tak i nie.

Przede wszystkim rzeczywiście poziom długu państwowego rzędu 100% PKB można przetrzymać, kłopot jednak w tym, że nie dzieje się to w próżni. Keynesowska substytucja oznacza w świecie kredytu - a ten jest motorem i kreatorem pieniądza, a nie brednie Benka - konieczność zabrania konsumentom. Żeby sfinansować deficyty, trzeba będzie podnieść podatki, a to zatrzyma skutecznie jakikolwiek wzrost. Legendarny efekt mnożnikowy Keynesa natomiast warto zobaczyć w krzywym zwierciadle Christiny Romer (ze sztabu ekonomicznego Obamy, więc prawomyślna), która wyliczyła efektywność substytutywną podatków w inwestycjach na -3! Państwowe inwestycje za dolara zabierają z rynku (crowding-out) prywatne inwestycje za trzy dolary. Taki jest efekt mnożnikowy państwowej stymulacji. Podobnie z rynkiem finansowym sensu largo. Jak mają firmy zdobyć pieniądze przez emisję swego długu (obligacji), kiedy państwowy mastodont wysysa z rynku wszystkie środki?

Stany czeka teraz dekada stagflacji i rosnącego długu państwowego. Wzrost będzie żaden, albo ujemny, przy kurczącym się długu prywatnym. Spadną inwestycje, B+R, płace. W słabej koniunkturze firmy nie będą inwestować w ekspansję, a klienci w konsumpcję. Wszystko musi powrócić do długofalowej normy i będzie to bolało. Peak credit już był. Teraz czas na jego spłatę. Konnichi wa, Obama-san.
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut