Stenogramy? Przepraszam – z czego? Ze śmietnika?
Swego czasu, po pełnym bizantyjskiego namaszczenia, zadęcia i dymów kadzideł ogłoszeniu tzw. raportu MAKu, czyli literackiego dzieła sygnowanego przez panią generał KGB w wieku przedemerytalnym Anodinę, byłą zausznicę i wieloletnią, oficjalną kochankę szarej eminencji Kremla Eugeniusza Primakova, na temat rzekomej katastrofy polskiego rządowego samolotu w okolicach nieczynnego lotniska wojskowego Seviernyi w Smoleńsku, wiedziony wrodzoną ciekawością, a także niemal religijnym lękiem, jaki towarzyszy każdemu nadprzyrodzonemu objawieniu, wobec którego klękają wszystkie miejscowe ałtorytety dziennikurestwa w niemym podziwie, ściągnąłem go natychmiast z eksterytorialnych serwerów MAKu w Petersburgu, jakby przeczuwając, że już niebawem będę miał z tymi serwerami, a konkretniej ich administratorami, do czynienia.
| Te trzy obrazki w zupełności wystarczają do podważenia wiarygodności zawartości nagrań [niezależnie od pewności ich nieprawego pochodzenia – nie ma poświadczenia ich autentyczności], bowiem dokumentują oczywistą ingerencję w te nagrania, innymi słowy mówiąc montaż, czyli ipso facto fałszerstwo. Montaż dowodu w sprawie jest jednoznaczny z fałszerstwem, to logiczna tautologia. Nie ulega bowiem wątpliwości nawet najmniej biegłego technicznie obywatela, że zapis na taśmie magnetycznej z zasady jest ciągły i z tego powodu powyższych śladów cięcia na oryginalnej taśmie być nie może. Dowód nieprawości zawartości stenogramów, nagrań, raportów i pochodnych może być – i powinien być, jeżeli Polska miałaby choć jednego honorowego prokuratora w sprawie – aż tak prosty! Bo jest. Rozumowanie jest tak proste, że niepodważalne. Z uwagi na powyższe, nie ma żadnego sensu robienie z ewidentnie sfałszowanych kopii nieznanego pochodzenia taśm jakichkolwiek stenogramów i raportów, bowiem ich zawartość nie ma nawet minimum wiarygodności, wręcz przeciwnie – są w oczywisty sposób fałszywe! Badania takich ewidentnie fałszywych „dowodów” są pośmiewiskiem z elementarnej logiki i wszelkich zasad uczciwego postępowania. Causa finita. Zajmowanie się końcóweczką bardziej oryginalną nie ma żadnego sensu i wartości, poza humorystyczną. Jeśli komuś podoba się robienie z siebie idioty – proszę bardzo. Moim zdaniem jednak, poważne badania ewidentnie fałszywych „dowodów” nie mogą doprowadzić do żadnego konstruktywnego skutku, poza śmiechem zbrodniarza. A co nagrali Rosjanie? Po uważnym prześledzeniu nagrań z MAKu okazuje się, że na opublikowanych kopiach jest co najmniej kilkanaście głównych cięć - i z takiej liczby kawałków skompilowano nagranie. Słychać na nim znane głosy załogi oraz obsługi naziemnej, które pochodzą z wcześniejszych, najprawdopodobniej kilku lotów. Wykonanie takich nagrań komunikacji między samolotem, a wieżami kontroli nie stanowi żadnej trudności, wystarczy do tego dograć tło z autentycznego kokpitu innego tupolewa, a tych Rosjanie mają setki - i zadanie wykonane! Tak jest jednak tylko na pierwszy rzut oka. Nagranie na odsłuch jest prawdopodobne, to znaczy jest podobne do wykonanego w realnych warunkach, z użyciem prawdziwych głosów załogi, jednak przemieszanych w taki sposób, że nie da się z nich stworzyć logicznego, spójnego ciągu podróży. Czyżby Rosjanie byli aż tak głupi? Bynajmniej. Na tym właśnie polega ponury żart i dlatego tak znęcałem się przed chwilą nad pisarzami stenogramów. Jeśli bowiem nagranie celowo stworzono w sposób alogiczny, mieszając prawdę i fikcję, pisarze stenogramów będą dosłownie miesiącami studiować zawartość nagrań, nigdy nie mogąc dojść do zadowalającego rozwiązania. To idealny cel dezinformacji – doprowadzić przeciwnika do stanu całkowitej dezorientacji, bez możliwości rozeznania, co się stało. W takiej właśnie akcji – twierdzę że celowo – brali udział badacze nagrań i pisarze stenogramów. Mamy nagranie nieznanej długości, złożone zapewne z kilkunastu kawałków. To widać już na pierwszy rzut oka i na tym powinno się zakończyć etap oficjalny. Na podstawie sfałszowanego nagrania nie da się dojść do materialnej prawdy, a jedynie zamieszać ludziom we łbach. Można jednakowoż także poznać warsztat i cele fałszerza, bo każdy artefakt to kopalnia informacji o twórcy... Dlaczego Rosjanie tak nieudolnie sfałszowali nagrania z kokpitu? Czy nie potrafili lepiej? Twierdzę, że celowo sfałszowali tak, aby było to oczywiste na pierwszy rzut oka fachowca [ja stwierdziłem je bez trudu od razu, więc nie było to trudne] i zmusili w ten sposób polskich urzędników [a w następstwie wszelkie laboratoria typu CLK i podobne] do bezczelnego kłamania od samego początku, czyniąc z nich od pierwszego kroku wspólników kłamstwa, bowiem nikt o zdrowych zmysłach nie uwierzy, że zainteresowani nie wiedzieli o fałszerstwie od samego początku, skoro było ono oczywiste. To jest właśnie dobra, praktycznie paraliżująca strona zuchwałego, goebbelsowskiego kłamstwa. Wspólnicy muszą być bezwzględnie posłuszni i konsekwentni w monstrualnym kłamstwie, dzięki temu nie będzie żadnych odstępstw i wahań w dalszym kłamaniu. Tak właśnie działa zmowa przerażającego, monstrualnego kłamstwa. I dlatego między innymi – z powodu wymuszonej solidarności kłamców – im bardziej kłamstwo zuchwałe i monstrualne, tym lepiej. Wie to każdy specjalista od propagandy. Czy Rosjanie ograniczyli się do niedbałej kompilacji nagrania z kilkunastu części, tak aby fałszerstwo było widoczne i niezaprzeczalne, a potem kibicowali miesiącami przedstawieniu tworzenia stenogramów, z wieloma zakrętami narracji i zmianami nagrań [kolejne wersje nagrań i stenogramów]? Otóż na pozór tak – i to wystarcza do spójnego wytłumaczenia zaplanowanej dynamiki zachowania protagonistów, jednak prawda jest jeszcze dużo bardziej ponura. Morda bestii w słuchawkach Prawdziwy mistrz zawsze pozostawia na pracy swój podpis i fachowiec, wiedząc że ma do czynienia z innym fachowcem, właśnie tego indywidualnego podpisu szuka. Otóż nagrania MAKu są autorskie i wiele na nich słychać, ale są tam także wiadomości, których nikt nie zdoła ująć na stenogramach, bo są zawarte w ułamkach słów i widać je dopiero pod mikroskopem. Czy zastanawiałeś się, dlaczego identyfikacja słuchowa załogi tupolewa była taka kontrowersyjna i nie można było dojść do porozumienia, kto co mówi? Przecież nie tłumaczy tego ruski bałagan i nerwowa atmosfera. Głos znajomego, a co dopiera krewnego, rozpoznasz w każdych warunkach – przez telefon i radio – po jednym słowie. Jednak w tym przypadku było to trudne. Dlaczego? Otóż dlatego, drogi watsonie, że kiedy przyjrzeć się bliżej poszczególnym wypowiedziom, to widać w powiększeniu, że są częstokroć posklejane z kilku, a nawet kilkudziesięciu kawałków. W jednym ze słów odkryłem na przykład z zadziwieniem, że jest pracowicie poskładane z drobnych urywków głosu kilku osób – w tym konkretnym wypadku czterech – w różnym wieku, różnej płci. Zostało to wykonane na poziomie subfonemowym, czyli posklejano kawałki głosek [fonem to głoska, charakterystyczna dla każdego indywidualnie, człowiek nie potrafi wyartykułować dźwięków mowy krótszej długości, zatem są to elementarne cegiełki mowy ludzkiej]. Fonemy, ich charakterystyka, dają dobre pojęcie o morfologii osoby – można określić mniej więcej wiek, korpulencję i na pewno płeć. W przypadku nagrań MAKu mamy zatem do czynienia ze świadomym stworzeniem horrendalnego potworka, w którym słychać całkowicie sztuczne głosy ze stajni Frankensteina. To nie żart, to podpis zbrodniarza, który popisuje się swoim dziełem. Mógłby zrobić bez trudu o niebo lepszą kompilację, w której cięcia nie byłyby widoczne od razu, ale nie zechciał. Chciał, aby cięcia były słyszalne, a nie tylko widoczne w specjalistycznym programie. I tak jest – na nagraniu słychać liczne „kliki” w miejscach cięcia, które wcale nie muszą być słyszalne, ja na przykład mógłbym zrobić montaż nierozróżnialny słuchowo, więc jest to praktycznie możliwe. Skoro twórca tak uczynił, chciał aby tak było – konfrontacyjnie i bezczelnie, bezspornie, słyszy to każdy, kto ma uszy do słyszenia. Posunął się jednak dalej, bo ukrył w sposób zdradzający rękę fachowca [i kosztujący sporo pracy] ukrytą wiadomość dla polskich stenografów. Jak ona brzmi, chcesz zapytać. Oto tajemnica: nigdy się nie dowiecie, kto i gdzie był w tym samolocie. Nie dowiecie się, bo pracowicie, z namaszczeniem i śmiertelną powagą będziecie miesiącami odsłuchiwać i zapisywać to, co zdaje wam się, że usłyszeliście, a co w istocie jest wyrafinowanym zlepkiem urywków słów i wręcz głosek różnych ludzi, słowem – dźwiękową chimerą, która istnieje tylko w waszej wyobraźni. Uważni czytelnicy i badacze wykonali ze mną te ćwiczenia na słuchową wyobraźnię już w kwietniu 2010, gdy jako pierwszy wykonałem i opublikowałem stenogramy z „filmu Koli”. Można się było wówczas praktycznie przekonać o wartości stenogramu z fałszywki – każdy słyszał, co chciał usłyszeć. Po to pracowicie pokiereszowano i zmiksowano mikroskopijne urywki głosów różnych osób, aby powstały trudności w ich identyfikacji [dezinformacja], ale też, aby dokonać rytualnej zemsty, podobnej do profanacji zwłok Anny Walentynowicz, o symbolicznym znaczeniu którego pisałem w innym artykule. Podobnie do zwłok zmarłych, których szczątki celowo pomieszano, aby zadać ból rodzinom, a zmarłych poniżyć, ale także zadać poniżający ból zbiorowości i ich świętym zwyczajom [w kulturze łacińskiej zwłoki są nietykalne, jak relikwia, nie wolno ich brukać], odzierając i plugawiąc jej świętości, głosy zmarłych, żywych ludzi poddano podobnej, wampirycznej przemianie. Otóż badając jedno ze słów, wypowiadanych przez pilota odkryłem, że zawiera skrawki głosu młodej Rosjanki, a także Rosjanina w średnim wieku i obszernej postury [pewnie misiowatego wojaka]. Wówczas poczułem bez wątpliwości, że znów dotknąłem bestii, tym razem w słuchawkach. Stąd moje złośliwości do stenografów, którzy – mam taką choćby nadzieję – zrozumieją, że grzebanie w ruskich śmieciach kończy się zazwyczaj nieprzyjemnie, bo można wygrzebać wampira. Dlaczego Rosjanie mieliby robić taki zaawansowany, dwupoziomowy przekaz, przecież wiadomo, że to prymitywy – zapyta szarak nieborak. Otóż dla tego samego, czemu powtykali w zwłoki rękawice, śmieci i szmaty, a zwłoki starannie pomieszali. Jeśli tego nie rozumiesz, nie znasz zapewne też Puszkina, Dostojewskiego i Sołżenicyna. Polecam. Rosjanie są równie zaawansowanymi zbrodniarzami, jak wyrafinowanymi szachistami. Do tej partii zaangażowali dodatkowo wybitnych socjologów, psychologów i techników. Nie są bynajmniej prymitywni, choć swe bestialstwo odprawiają na prymarnym, głębokim poziomie stepowej zemsty. Bestialstwo jest jednak także narzędziem wojny psychologicznej, służącym do upokorzenia i psychologicznego zaprogramowania ofiary. Niniejsza analiza stanowi na te zabiegi racjonalną odtrutkę. Bo terapia skutków przemocy bestii – psychologicznych i moralnych – jest tylko jedna – snop jaskrawego światła i zrozumienie, co i jak się wydarzyło. Bestia boi się słońca, jak najgorszego przekleństwa. Dlatego taki jazgot i zgrzytanie zębów rozległ się przy ujawnieniu „drastycznych zdjęć”. Oto praktyczna próbka cierpień bestii w świetle dnia. Warto częściej stosować, bo wrażenia z fototerapii są wręcz bezcenne :-) Polecam. {(C) Artykuł do swobodnego rozpowszechniania, wyłącznie w całości, z podaniem klikalnego źródła http://zezorro.blogspot.com/2013/09/kod-bestii-slady-dzwiekowe.html} |