Go To Project Gutenberg

niedziela, 1 września 2013

Dlaczego Petelicki musiał zginąć. Gladio

-
W niniejszym artykule przedstawiam dwie szokujące dla przeciętnego czytelnika i obserwatora polityki tezy. Są one moim osobistym dziełem, bazującym na wieloletnich studiach historii najnowszej, z wielu, najczęściej powszechnie nieznanych, niekonwencjonalnych źródeł. Odważam się je przedstawić i wypromować w powszechnej opinii, bo choć bazują na jawnych informacjach, są absolutnie nieznane.





















































Przesłanki hipotez są poszlakowe, ale – przynajmniej w mojej opinii – w praktycznym życiu na tyle mocne, że można je uznać za pewne. Nie zamierzam dyskutować w jakimkolwiek zakresie z tzw. „uznanymi autorytetami”, które w swojej przytłaczającej większości są zwykłymi ałtorytetami, a co zobrazuję za chwilę anegdotyczną relacją, a propos tematu. Nie interesują mnie ich oceny, pochwały, uparte milczenie, ani wyniosłe połajanki.

Dobry dowód musi polegać i bronić się sam, na podstawie swej merytorycznej zawartości. Jeśli takiej nie ma, upadnie wspierany nawet armią klaskaczy i mlaskaczy, bo nie polega na prawdzie. Legitymacją do stawiania śmiałych hipotez w sprawie Petelickiego są upublicznione przeze mnie odkrycia, na przykład fakt braku badań rejestratorów mitycznego Tupolewa przez amerykańską, państwową komisję NTSB [na które to badania z takim zacięciem powoływał się szaman Macierewicz], cenzura zdjęć satelitarnych okolic lotniska Severnyi z dnia 10 kwietnia 2010 [czyli współudział amerykańskiego wywiadu w ukrywaniu śladów prawdziwych zdarzeń], czy zburzenie hangaru obok terminala rządowego zaraz po tragedii [co wskazuje na aktywny udział wojska w przeprowadzonych działaniach i ich późniejszym ukrywaniu]. Są to bezspornie odkrycia z dziedziny wiedzy jawnej, choć powszechnie nieznanej, a ich implikacje na tyle znaczące, że w normalnych warunkach zasługujące na pierwszą stronę, marzenie każdego pismaka. Do tej samej kategorii należy niniejszy artykuł. Jestem tego naturalnie świadom, a ty będziesz po gruntownym przemyśleniu, co z niego wynika.

Tezą pierwszą jest twierdzenie, że Polska wstąpiła do NATO z uformowaną i działającą strukturą Gladio. Uważam, że jest to oczywiste i zaprzeczanie tej oczywistości w świetle faktów historycznych świadczy albo o całkowitej ignorancji, albo o złej woli. Druga teza jest daleko bardziej poważna, a mianowicie, że szefem polskich struktur Gladio był gen. Petelicki, a był przygotowywany do tej roli [i sam aktywnie o nią także zabiegał] przez kilka kluczowych lat końca lat '90. Z dwu uprzednich tez wypływa trzecia, posępna i paraliżująca: gen. Petelicki musiał zginąć właśnie z powodu szczegółowej znajomości struktur osobowych, technik operacyjnych polskiego Gladio i w następstwie także nieuchronnie wiedzy na temat zamachu kwietniowego w r. 2010. Z chwilą podjęcia działań politycznych, w których zamierzał wykorzystać swoją elitarną wiedzę, stał się śmiertelnym zagrożeniem dla wszystkich uczestników międzynarodowych. Jeśli przyjmiemy tradycyjną optykę antagonizmu NATO-Rosja i założymy, że musiało dojść do jakiegoś praktycznego kompromisu w sprawie zamachu [nie zajmuję się tu wskazywaniem na inicjatorów, jedynie wyciągam oczywisty wniosek z przebiegu i efektów działań], to konieczna obecność Petelickiego na przecięciu tego kompromisu w świetle jego dowództwa GROMu, staje się oczywista.

Nie przesądzam w niniejszym, kto stał za decyzją o usunięciu generała, jednakowoż uważny czytelnik moich tekstów analitycznych dostrzeże, iż są tworzone według pewnego schematu strukturalnego, pozwalającego na dalsze rozszerzenia [zwykle dwa], pogłębiające konkretne wnioski i stawiające następne tezy. To, że nie zostaną tu przedstawione od razu, wynika z braku miejsca, konieczności jasności wywodu, ale - i to przede wszystkim - z potrzeby samodzielnego przejścia przez czytelnika pierwszego etapu. Na trzecie piętro wchodzi się z parteru, przez pierwsze i drugie, taka jest natura rzeczy. Każdy wykona swoją podróż samodzielnie, bowiem można co prawda doprowadzić konia do wodopoju, ale zmusić go do picia już nie sposób. Wymaga to zazwyczaj, oprócz intelektualnego wysiłku [wymagającego przełamywania steretypów], po prostu czasu. Zapewniam, że na piętro trzecie można wejść i wrócić, korzystając ze starożytnych praw logiki i fizyki, które niezmiennie i powszechnie obowiązują, a ja tę fascynującą podróż wykonałem, bez potrzeby uciekania się do zjawisk nadprzyrodzonych, więc jest ona w zasięgu zwykłego człowieka. Nie jest to jednak przygoda łatwa, gdyż wymaga zdecydowanego odrzucenia stereotypów i sporego nakładu studiów, a na to stać dziś zaledwie garstkę.

Sauelios opracował znaczące kalendarium historyczne, które obrazuje podstawę faktograficzną stawianych tez. Jest ona z natury rzeczy pośrednia, poszlakowa, jednakże – właśnie z powodu niezaprzeczalnej i przytłaczającej logiki spójnych poszlak, nieodmiennie wskazujących zawsze ten sam kierunek – w istocie dużo mocniejsza praktycznie od jednego, urywkowego dokumentu, który zawsze można podważyć, zarzucić mu fałszerstwo, fragmentaryczność, bądź wyjątkowość kontekstu. Naturalnie nie oczekuję w najbliższej przyszłości nagłego odtajnienia dokumentów, które w niepodważalny sposób wykażą prawidłowość rozumowania.

Jest niezaprzeczalnym faktem, że w wyniku ostatnich śledztw prowadzonych wewnątrz organów Unii Europejskiej, z inspiracji kolejnej edycji powracającej niczym refren zdartej płyty afery w Parlamencie Europejskim pt. "Amerykanie nas biją", wypłynęły na światło dzienne wstydliwe szczegóły istnienia tajnych więzień CIA w krajach postkomunistycznych, m.in. w Polsce i Rumunii, gdzie nie tylko bez wiedzy i poza kontrolą władz Amerykanie dokonywali przerzutu porwanych w innych częściach globu podejrzanych o terroryzm, ale także dokonywali w nich przesłuchań z użyciem tortur, które nazywają w swoich podręcznikach "wzmocnionymi technikami". Zarówno tortury, jak i tajne więzienia są całkowicie nielegalne, co nie przeszkadzało Kwaśniewskiemu i Millerowi je usankcjonować i dziś wiemy z całą pewnością - a potwierdzają to dokumenty PE - że w Polsce działa nieopodal lotniska Szymany na Mazurach, co najmniej jeden taki tajny ośrodek. Twierdzę, iż w oczywisty sposób stanowi on element polskiej sieci Gladio, czyli równoległej, tajnej siatki wojskowej, działającej poza kontrolą oficjalnych krajowych władz cywilnych i wojskowych, jednakże z nimi współpracujący i posiadający [tajne] pozory legalności. Siatka ta współdziała z wywiadami natowskimi, w szczególności z CIA i MI6.

Publicznych śledztw, pomimo ogromnego nacisku opinii publicznej i zaangażowanych w walkę polityczną ugrupowań, w przeważającej mierze ofiar tajnych operacji, nie udało się przeprowadzić skutecznie w żadnym z krajów Europy, nawet w tych najpoważniejszych, jednak opublikowane materiały, zwłaszcza z Włoch, Holandii, Belgii i Turcji, a będące wynikiem szoku opinii publicznej, w zupełności wystarczają do autorytatywnego potwierdzenia istnienia i działania tajnych struktur podziemnych, alternatywnych sił zbrojnych, wykonujących działania terrorystyczne, dywersyjne, wojny psychologicznej, wywiadu i pokrewne, we wszystkich europejskich państwach NATO, pod centralnym zarządem z Brukseli.

Gladio, założone nominalnie na potrzeby dywersji w trakcie wojny, działało od samych początków NATO już w czasach pokoju, aktywnie przeciwdziałając wejściu sił lewicowych do parlamentów i przejęciu rządów w krajach południa [Włochy, Grecja], organizując zamachy bombowe, zamieszki, a także zamachy stanu. Przykładem jest choćby operacja Piano solo, gdzie wojskowy pucz przekonał socjalistów do zrzeczenia się udziału w formowaniu rządu. Gladio aktywnie wspierało przez całe dziesięciolecia stabilne partie chadeckie, co w dużej mierze tłumaczy niesamowitą trwałość ich rządów w Europie. Przestaje dziwić skuteczność koalicji chadeckich, kiedy zauważymy, że stała za nimi zarówno mafia, jak i wojsko, tajna policja i wywiad, a taka właśnie charakterystyczna sieć powiązań wytworzyła się praktycznie we wszystkich europejskich krajach NATO, naturalnie wszędzie z regionalnym kolorytem, już to z tego powodu, że na przykład północne Niemcy i Holandia opierała się na chadecji luterańskiej, a na południu wręcz przeciwnie – katolickiej, a nawet gorzej niż przeciwnie, bo faszystów islamskich w przypadku Turcji. Pragmatycy wojskowi są elastyczni w sferze wiary, traktują ja instrumentalnie, jak każdą inną ideologię, jest to zaledwie instrument do zarządzania masami, więc nie powinna dziwić ta niespójna mozaika pozornie zwalczających się idei. W praktyce militaryści islamscy doskonale współpracują z chadekami i robią interesy na przemycie, handlu bronią a także nawzajem zlecają sobie mokrą robotę, kiedy koniecznie trzeba usunąć jakiegoś niewygodnego przeciwnika.

Niepodważalny fakt istnienia takiej organizacji, upubliczniony szerzej w wyniku serii zamachów i skandali, prowadzących w końcu do bestialskiego zamordowania byłego premiera Włoch Aldo Moro, został potwierdzony w trakcie śledztwa Parlamentu Europejskiego, który ku swemu całkowitemu zaskoczeniu i oburzeniu publicznie odkrył oczywistą dla każdego pragmatyka polityki praktykę traktowania tej instytucji przez prawdziwych decydentów jako wyłącznie użytecznej fasady, bez prawa do wiedzy, co tak naprawdę się dzieje i jakie siły w razie czego zostaną skutecznie użyte. Dzięki skandalowi wokół Giulio Andreottiego, jego półoficjalny raport, w następstwie ujawnienia w prasie potem urzędowo utajniony i ocenzurowany, jednak wypłynął do masowego obiegu i dzięki niemu mamy nazwę tej tajnej sieci – po włosku Gladio. W rzeczywistości w każdym kraju organizacja miała odrobinę inny charakter i sposób działania, autonomiczną strukturę z jednym tylko wspólnym wyznacznikiem – współpracą z lokalnymi tajnymi służbami, wojskowymi i cywilnymi oraz organizacjami paramilitarnymi. Dzięki skandalowi po wypadku samochodowym w Sucurluk w Turcji, wstrząśnięta opinia publiczna odkryła, że lokalne komórki miejscowego Gladio aktywnie współpracują z przemytnikami i handlarzami narkotyków i broni, szefem tajnej policji, generalicją armii i dowództwem NATO. W rozbitej luksusowej limuzynie odkryto bowiem zwłoki poszukiwanego międzynarodowego bandyty, szefa organizacji terrorystycznej Szare Wilki, w towarzystwie urzędującego ministra oraz generała, wszystkie noszące ślady świeżej konsumpcji kokainy. Najwyraźniej podróżowali sobie w interesach, racząc się przyjaźnie swoim produktem. Generał NATO, minister i bandyta razem wciągają kokę. Niemożliwe? Ale prawdziwe.

Warto przy okazji zaznaczyć nasz polski ślad w tej całej historii, do zapamiętania. Oficjalni historycy pieczołowicie zapominają nazwę Szare Wilki, a z niej wywodziło się gros tajnej organizacji Gladio w Turcji w latach '80 ub. wieku, nie bez wielce znaczącego powodu. Otóż zastępcą zabitego w Sucurluk szefa tureckiej narkotykowej mafii i tureckiej młodzieżówki faszystowskiej był Ali Agca, niedoszły zabójca Jana Pawła II. Niech ktoś powie, że to przypadkowa zbieżność.

Jeżące włos na głowie, terrorystyczne działania grup Gladio opisał w praktyce m.in. Szwajcar Daniele Ganser oraz Amerykanka Sybille Edmonds. Polecam zainteresowanym ich książki i wywiady, są prawdziwą kopalnią wiedzy na temat historii najnowszej, umożliwiając myślącym samodzielne połączenie pozornie odległych i rozrzuconych wydarzeń w logiczną, spójną całość. Życie jest dużo bardziej wstrząsające i ciekawsze od powieści szpiegowskich, trzeba tylko odwagi, by to dostrzec.














































Tajne struktury militarne, przygotowane na wypadek wojny, były wykorzystywane przez całe dekady do faktycznej walki politycznej, w tym w operacjach tzw. strategii napięcia, dokonując w wielu krajach zamachów bombowych, morderstw politycznych, różnorakich aktów wywiadowczych i wywrotowych. Sądzę, iż istnieją uzasadnione przesłanki do twierdzenia, że ostatnie zamachy, nazywane „terroryzmem islamskim” w Barcelonie i Londynie, noszą wszystkie charakterystyczne cechy operacji Gladio, na czele z uprzednim, bądź równoległym przeprowadzeniem ćwiczeń z lokalnymi antyterrorystami oraz doskonałą synchronizacją perfekcyjnie przygotowanej akcji propagandowej w środkach masowego przekazu, podczas zamachów i bezpośrednio po nich. Jakkolwiek by to obrazoburczo nie brzmiało, jest jednakowoż faktem: identycznie jak w przypadku zamachu na WTC lokalne, wyspecjalizowane służby antyterrorystyczne cywilne i wojskowe były obecne na miejscu zdarzeń bezpośrednio przed, w trakcie i po zamachach. Jeśli może być to przypadkiem, to mam do wynajęcia wierzącym w takie przypadki jedną z wież WTC, która została właśnie odbudowana.

W efekcie rewelacji z początku lat '90 oficjalna linia, zatwierdzona do wierzenia po „śledztwie” w Parlamencie Europejskim stanowi, że z początkiem ostatniej dekady ub. wieku struktury Gladio, działające do tej pory w ścisłym kontakcie z lokalnymi dowództwami wojska [potrzeby materiałowe, zaopatrzenie osobowe, utrzymanie] w krajach członkowskich, jednak pozostające poza kontrolą władz państwowych i zarządzane bezpośrednio z brukselskiej centrali NATO, za pośrednictwem lokalnych oficerów łącznikowych na etatach oficjalnych w państwowych jednostkach, zostały cudownie rozformowane.

Kto chce wierzyć, niech wierzy, ja pomimo starań, nie natrafiłem na żaden ślad tego rozformowania [a coś takiego powinno choćby ułamkowo wypłynąć na powierzchnię, pomimo tajności struktur, w końcu samo istnienie Gladio jako takiego zostało zdemaskowane pomimo tajności, więc fakt jego fizycznej likwidacji tym bardziej powinien być zauważalny]. Twierdzę zatem, jak choćby Sybille Edmonds, że jest niedorzecznością wierzyć w te bzdury, bo wszystko wskazuje na to, że Gladio nie tylko działa w najlepsze, ale nie zmieniło swego emploi ani na jotę, a nawet nie przeniosło swych biur, bowiem pracuje w tym samym sektorze centrali NATO, co uprzednio, zmieniło jedynie tabliczki na drzwiach. Polska zatem, wstępując do światowej organizacji wojskowej pod tą nazwą, weszła do organizacji z działającą strukturą nieoficjalną, równoległą do oficjalnej i w dużej mierze, zwłaszcza w krajach o słabszej państwowości, nad nią niebezpiecznie górującą.

Nie ulega bowiem wątpliwości, że o ile w pewnych krajach, o większej kulturze zarządzania, skrytobójstwo na przykład wielkiego przemysłowca, bądź szefa banku, jest łatwe do wyobrażenia – tu choćby można przywołać przykłady Niemiec i Holandii, to już regularne zamachy stanu już nie. A właśnie taki, mafijny charakter zarządzania militarną przemocą, ma miejsce choćby we Włoszech, czy Turcji. Kraje te są notorycznie nękane nie tylko plagą korupcji, przemytu i ogromną czarną sferą, czy plagą politycznych zabójstw. Nęka je strukturalny deficyt instytucjonalny, bowiem to mafia i czarna sfera w nich rządzi, a kiedy zdecydowana siła polityczna w końcu dopnie swego i wymiecie jakąś zorganizowaną grupę, korzystając z aparatu państwowego, musi za to zapłacić ogromną cenę serii zabójstw swoich urzędników: policjantów, prokuratorów i sędziów, bowiem przeciwnik wydaje się wszechpotężny. Pomimo przejściowych sukcesów, kiedy nawet udaje się wyplenić jakąś mafię, na jej miejsce wyrasta po kilku latach nowa. Podręcznikowym przykładem jest tu postać Silvio Berlusconiego, który swój ogromny majątek osobisty, a także karierę polityczną zawdzięcza właśnie wypełnieniu pustki po poprzedniku. Wszechogarniająca korupcja wydaje się niezwyciężona. Jednak skompromitowane po wielekroć rządy, w szczególności chadeków, w najlepsze formują się i rozpadają w rytm kolejnych afer, co kilka miesięcy nawet, a jednak wewnętrzny i zewnętrzny porządek jest niezagrożony, ciągłość najważniejszych instytucji nie podlega żadnym wahaniom. Dlaczego tak się dzieje nietrudno zrozumieć, jeśli zauważyć, że ten bałagan, korupcja i przestępczość zorganizowana nie jest w krajach południa wyjątkiem, ale regułą i struktury równoległe, dla których stabilność odgrywa najważniejszą rolę, najwyraźniej czują się w tej sytuacji zupełnie komfortowo.

Dlaczego, nietrudno zgadnąć. Fasadowe i przeżarte do cna korupcją struktury oficjalne w państwach drugiej kategorii są stabilne dlatego, że naprawdę są sterowane z tylnego siedzenia przez struktury równoległe [na czele z Gladio], co daje niebywałą swobodę w podejmowaniu działań niekonwencjonalnych, absolutny brak kontroli przez aparat oficjalny i niespotykaną w krajach pierwszej kategorii możliwość załatwiania ciemnych interesów przez zarząd Gladio. Jeśli sytuacja polityczna dojdzie do fazy krytycznej, zagrażającej stabilności dotychczasowego porządku, wystarczy kilka skrytobójstw, bądź kolejny zamach stanu, a najczęściej dobrze rozegrany skandal, przy użyciu materiałów od zaprzyjaźnionego szefa tajnej policji, bądź z zasobów własnych [a po co ten globalny system inwigilacji PRISM, przecie nie dla podglądania Kowalskiego, to jest wywiad elektroniczny państwa przywódcy NATO]. W ten sposób kraje drugiej kategorii, typu mafijnego, jak Włochy i Turcja, nie wydostaną się nigdy z pułapki pozornej, fasadowej demokracji, bowiem ich stabilność militarna zależy od nieoficjalnych sił bezpieczeństwa, które – z powodów pragmatycznej wygody, ale także dla zysku – pielęgnują i korzystają w swej pracy z lokalnych struktur nieoficjalnych, czyli po prostu mafii.

Jakim krajem jest Polska, nietrudno zgadnąć. Komuniści nigdy nie pozwolili zbudować jakichkolwiek struktur państwowych, które nie byłyby kontrolowane przez bezpiekę [pod czujnym okiem szefów z Moskwy], zatem kiedy Moskwa hojnym gestem ustąpiła z krajów podbitych w czasie II wojny światowej w Europie środkowowschodniej, zachowała w nich wszystkie aktywa osobowe oraz – co ważniejsze – teczki osobowe o dosłownie całej populacji. Dzięki temu nadal może skutecznie nie tylko na bieżąco śledzić poczynania w byłej prowincji, ale – co ważniejsze – śledzić i nadzorować jej plany, a także wpływać na ich kierunki i nimi pośrednio – przez swoją agenturę – sterować. Taką samą taktykę, tylko w przeciwnym kierunku, stosuje wobec Polski NATO. Skoro sprawdziła się ona w przypadku takich tytanów porządku demokratycznego, jak Włochy i Turcja, sprawdzi się praktycznie także i nad Wisłą.

Po uświadomieniu, że Włochy ze swoją mafią i burleskowym premierem Burlesconi, mogą być dla nas niedoścignionym wzorem co najwyżej, właśnie z racji zadżumienia nie tylko prawicą, ale i najprawdziwszą lewicą z gatunku czekistowskiego, przychodzi otrzeźwienie i racjonalny ogląd sytuacji. Patrząc realnie, stabilności instytucjonalnej nawet na poziomie Włoch, nie jesteśmy na przestrzeni pokolenia osiągnąć, bowiem w interesie bezpieczeństwa militarnego NATO jest kultywowanie systemu mafijnego. Stąd taka bezczelność rudego olsena i takie bezczelne kłamstwa po zamachu kwietniowym 2010. Spójrzmy na wydarzenia z perspektywy dowództwa wojskowego. Dla doraźnych wyników i spokoju będą opierać się na posłusznych bandytach tak długo, jak to tylko możliwe. Nie jest w ich interesie budowanie struktur państwowych, walka z przestępczością, wychowanie itd. W ich interesie jest równowaga militarna, bezpieczeństwo strategiczne i długoterminowe wspieranie przyjaznych sił politycznych. Takiego wyboru dokonano w Europie zachodniej, wskazując na chadecję. Jednak dowództwo wojskowe nie angażuje się w żadne spory ideologiczne, ani nie staje po żadnej stronie. W krajach o przewadze islamu do współpracy angażuje islamistów, bowiem stanowią stabilną bazę strukturalną.

Jaką siłę polityczną wybrali do współpracy w Polsce? Żadną. Bo w Polsce nie ma tak naprawdę żadnej prawdziwej partii. Nie powstało dotychczas żadne ugrupowanie o wyrazistej ideologii, bowiem wszystkie organizacje polityczne są tak dalece zinfiltrowane przez agentów wszelakich interwentów – nowych i starych, ruskich i pruskich, czerwonych i niebieskich – że Polacy przez dwadzieścia z górą lat nie stworzyli żadnej organicznej partii z wyrazistym programem, wszystko co mają to jakieś popłuczyny przeszłości, poprzetykane jak wielkanocna baba rodzynami – agenturą, której rodowód można wyczytać z pazerności gąb polityków oraz miałkości ich „przekonań”, dokonań i osiągnięć.

Co może zrobić sojusz wojskowy, stosujący do efektywnego sterowania polityką tajną strukturę militarną, pracującą na co dzień z mafią w kraju typu Włochy, w Polsce, przeżartej czerwoną korupcją i bez żadnej kultury politycznej i upadłą kulturą materialną? Może powołać strukturę militarną na wzór włoski, pracującą na co dzień z mafią utworzoną przez bezpieczniaków miejscowych, a więc osobliwym melanżem trepów z WSI z geniuszami SB, których przedstawicieli widzimy w osobach Dukaczewskiego, Olechowskiego i Czempińskiego. To ze stajni tego ostatniego, czyli ze starej dobrej esbeckiej tradycji pochodził pan generał Petelicki.

Sformował elitarną jednostkę do zadań specjalnych, wzorowaną na brytyjskim SAS [Special Air Services], czyli polskie zielone berety, oficjalnie do pilotowania ewakuacji tysięcy Żydów z Moskwy do Izraela za czasów Jelcyna. Szlify bojowe i uznanie Amerykanów uzyskuje podczas operacji Samum, w której w brawurowy sposób wyłuskuje zagrożonych amerykańskich żołnierzy z Iraku, przy wykorzystaniu rutynowo zinfiltrowanych przez wywiad pracowników kontraktowych na budowie. Warto zauważyć, że właśnie tajne, błyskawiczne operacje zagraniczne [w tym przypadku było to klasyczne exfiltration] są domeną zielonych beretów i wszystkich lokalnych odmian Gladio.


























Gladio? Zajrzyjmy do kalendarza, kiedy ma urodziny


1989-1990:

  • układ Jaruzelski-Geremek, dla niepoznaki zwany okrągłym stołem;
  • liczni oficerowie służb cywilnych i wojskowych przewerbowuje się z Moskwy na Londyn/Waszyngton, a wśród nich generałowie Czempiński i Petelicki, gorliwi inwigilatorzy opozycjonistów krajowych i zagranicznych;
  • powstaje GROM na czele z generałem Petelickim a pierwszym poważnym zadaniem jednostki jest transportowanie Eskimosów z upadającego raju chłoporobotników do Palestyny;
  • początek restrukturyzacji polskiej armii;
  • jesienią 1990 premier Boski Juliusz Andreotti z trybuny parlamentu włoskiego potwierdza istnienie Gladia; następują śledztwa w parlamentach włoskim, belgijskim, szwajcarskim i europejskim; jednostki Gladia oficjalnie zostają rozformowane (nieoficjalnie przeformowane?);

1991-1992:

  • rozwiązanie RWPG i Układu Warszawskiego;
  • następują zmiany rządów RP, ale szaman Antek Macierewicz ani inny minister SW nie rozwiązują GROM-u pod wodzą generała Petelickiego;
  • rząd Jana Olszewskiego deklaruje chęć wprowadzenia Polski do NATO;
  • powstaje Północnoatlantycka Rada Współpracy (NACC), namiastka członkostwa;
  • ujawnienie rabunku polskich finansów publicznych, dla niepoznaki zwanych aferą FOZZ-u (jedna z łapówek danych w ramach transformacji ustrojowej?);

1993-1995:

  • prezydent Jelcyn godzi się na rozszerzenie NATO o państwa Europy Środkowej, a potem pohukuje na Waszyngton, że w żadnym razie się nie zgodzi;
  • powstaje program "Partnerstwo dla Pokoju" bez wzmianki o rozszerzeniu NATO;
  • włączenie perspektywy natowskiej do planów restrukturyzacji polskiej armii;
  • powstają "Zaproszenie do Partnerstwa" i "Dokument ramowy", które zawierają możliwość rozszerzenia NATO, coraz liczniejsze ćwiczenia polskich wojsk z amerykańskimi i innymi należącymi do NATO;
  • pod koniec 1995 roku generał Petelicki kończy dowodzenie GROM-em;
  • kraje ubiegające się o członkostwo w NATO otrzymują ofertę zacieśnienia współpracy;

1996:

  • generał Petelicki zostaje pełnomocnikiem premiera Cimoszewicza do walki z przestępczością zorganizowaną;
  • RP składa "Narodowy program integracji" w NATO;

1997:

  • uchwalenie ustawy o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich w RP, uchodzącej za jedną z łapówek danych w zamian za wstąpienie RP do NATO;
  • oficjalna oferta wstąpienia do NATO dla RP, Czech i Węgier, część niejawna oferty zapewne obejmuje plan utworzenia tajnej armii typu Gladio;
  • pod koniec roku Petelicki wraca na stanowisko dowódcy GROM-u, w 1998 roku dostaje awans na generała brygady - czyżby wtedy zajmował się tworzeniem tajnej armii?;

1999:

  • 12 marca Polska, Czechy i Węgry oficjalnie wstępują do NATO; kalendarium pełniejsze tu: http://www.poprzedniastrona.premier.gov.pl/archiwum/7810_7965.htm
  • 17 grudnia generał Petelicki odchodzi ze stanowiska dowódcy GROM-u, oficjalnie przechodzi na emeryturę i zaczyna karierę w biznesie, nieoficjalnie dowodzi polskim Gladiem?;

NATO oficjalnie (Gladio nieoficjalnie) wchodzi w fazę gorącą, w której strachem na wróble nie są terroryści czerwoni, tylko islamscy. Ważniejsze uderzenia:





















































  • 11 września 2001 roku
  • niedługo potem NATO powołuje się na artykuł 5 paktu, by najechać Afganistan
  • wiosną 2003 roku najazd na Irak
  • 11 marca 2004 roku oficjalnie islamskie zamachy bombowe w Madrycie
  • 7 lipca 2005 roku oficjalnie islamskie zamachy bombowe w Londynie

2005:

- podwójna wygrana wyborcza PiS-u;

2007:

  • PO wygrywa wybory parlamentarne;

2008:

  • katastrofa lotnicza w Mirosławcu o niejasnych przyczynach (przygotowanie do 10 kwietnia?);
  • tak zwana wojna w Gruzji, przyjazd prezydentów z Lechem Kaczyńskim na czele do Tbilisi i pozorowany zamach na niego (?);

2010:

  • 10 kwietnia tak zwana katastrofa smoleńska, czyli zabójstwo prezydenta RP, dowódców wojsk, biskupów, ministrów, parlamentarzystów, prezesa NBP, prezesa IPN i wielu innych;
  • Gladio zapewne uczestniczy w 10 kwietnia, a generał Petelicki już nim nie dowodzi;
  • chmura pyłu medialnego nie pozwala przybyć do Krakowa znacznym ludziom z natowskiej strony dawnej żelaznej kurtyny, ejdetyczna reaktywacja Układu Warszawskiego;
  • generał Petelicki atakuje rząd PO-PSL za postępowanie w sprawie 10 kwietnia, żąda postawienia premiera i ministra ON przed Trybunału Stanu;

2012:

- 16 czerwca generał Petelicki dołącza do ofiar seryjnego samobójcy;

2013:

- w czerwcu prokuratorzy umarzają śledztwo w sprawie śmierci generała z powodu braku dowodów na udział osób trzecich (badali też udział osób drugich?).

Kalendaria dają wartość, np. w 1525 roku powstało pierwsze państwo protestanckie, w 1526 roku padły Węgry, w 1527 roku Rzym został złupiony i spalony przez landsknechtów cesarskich, rzymianie wyrżnięci, a papież sprowadzony do parteru. Czy dyplomowany historyk połączy owe wydarzenia? Żaden, tylko schizofrenik bezobjawowy.


Gladio? Oczywiście, a co innego?

Struktury Gladio, co wykazały badania Gansera i Edmonds, działały [czyli działają nieprzerwanie nadal] we wszystkich krajach Europy, nawet niezrzeszonych w NATO, ale objętych efektywną kontrolą [tam skarb twój, gdzie serce twoje], na przykład Szwajcaria, Finlandia i Szwecja. Z powodów opisanych powyżej, w szczególności komunistycznego wyjałowienia kapitału społecznego i instytucjonalnego, NATO nie miało innego wyboru, jak tym bardziej – z powodów stabilności – oprzeć się na strukturach mafijnych, charakterystycznych dla krajów kolonialnych. Struktury tego rodzaju wykazują jednak tendencję do długotrwałego powielania i uporczywego trwania, co widać na przykładzie stabilności włoskiego modelu politycznego.

Ponadto odziedziczone w spadku po komunistach dosłownie tabuny „wyszkolonych specjalistów od bezpieczeństwa”, czyli czerwonej agentury, nie wymarły nagle po objawieniach Okrągłego Stołu, lecz przeszły „w biznesy”, zakładać firmy ochroniarskie, bądź dorabiać do pensji wykonując swe zwykłe czynności – pisanie regularnych donosów, zwanych raportami i wykonywanie drobnych przysług. Coś im trzeba było realnego przeciwstawić. Co takiego? Dobrze wyszkoloną i sprawnie dowodzoną jednostkę, w oparciu o którą zbuduje się równoległą, nieoficjalną sieć rzędu kilkunastu tysięcy ludzi, zdolnych przeprowadzić w dowolnym miejscu kraju w zasadzie dowolną operację małej skali – porwanie, wzięcie zakładników, opanowanie budynków rządowych, zamach stanu, dywersja w rodzaju wysadzenia elektrowni itp.

Szczegółów na temat struktury organizacyjnej, powstałej na mocy politycznej decyzji o wejściu Polski do NATO, należy szukać wśród kontaktów i działań organizacyjnych gen. Petelickiego w kluczowych latach przełomu wieków. Nie widzę wśród nich [na razie] organizacji typu Szare Wilki, ale na pewno należy rozejrzeć się w środowiskach typu Stowarzyszenie Krav-maga itp. Jest ich zapewne cała konstelacja, mają wspólne zamiłowanie do broni i sztuk walki, może to być szkółka strzelecka, kursy nurkowe i spadochronowe itd.

Co ważne, skoro organizacje tego typu działają we wszystkich krajach Europy, naprawdę nie ma żadnego powodu, dla którego Polska miałaby być wyjątkiem. Z całą pewnością sprawdzone rozwiązania zostały w Polsce wprowadzone, z biurokratyczną bezwzględnością i konsekwencją. Proszę zwrócić uwagę, że Petelicki utworzył GROM tuż po podjęciu strategicznej decyzji o powzięciu kierunku na zachód. Twierdzę, iż warunek utworzenia takiej struktury padł na samym początku negocjacji i ramowe warunki zostały postawione jasno od samego początku. Stąd taka konsekwencja i sprawność organizatorska Petelickiego. Niczego nie musiał wymyślać od początku, dostał gotowe podręczniki, które należało tylko przetłumaczyć. Zauważ, że od samego początku kontakty obejmowały szkolenia z trzech kierunków: Londyn, Waszyngton i Jeruzalem. To wielce wymowne. Przed oficjalną akcesją do NATO na terenie Polski działała już wojskowa struktura, ciesząca się zaufaniem Amerykanów i Żydów. Jeśli uważasz, że to jest przypadek, odbudowana wieża WTC ciągle czeka na szczęśliwego najemcę.

Zwróć teraz uwagę ma wyraźne trzy okresy: pierwszy okres formacyjny 1989-1995, gdzie pod wodzą Petelickiego budowana jest struktura podstawowa, lata 1996-1998 rozbudowa bazy o konstelację organizacji wokół GROMu, 1999 wejście do NATO, 2000 i dalej normalna aktywność wewnątrz NATO.

Na pierwszym etapie Petelicki nadzoruje i kieruje wszystkim jednoosobowo według wytycznych amerykańskich. Etap ten kończy się w r. 1995, tuż przed ogłoszeniem zbliżenia z NATO [czyli rozpoczęciem bliskich kontaktów technicznych]. GROM jest już w pełni sprawny i może ten proces bliskiej, technicznej współpracy, z racji faktycznej choćby potrzeby wzmożonych kontaktów z oficerami zza granicy, ochraniać i kontrolować. Petelicki odchodzi na tym etapie z GROMu na jakieś niejasne stanowiska rządowe ds. walki z mafią. Te trzy lata uważam za kluczowe, bo to jest okres budowy właściwej struktury Gladio w Polsce. Co oznacza „walka z mafią”? To co słychać. Walkę z czerwoną mafią, zorganizowaną przez czerwono-zielonych trepów, czyli handel bronią, paliwem i narkotykami i zastąpienie ich swoimi, przyjaznymi kontaktom amerykańskim. Nie łudźmy się, doświadczenia tureckie i włoskie pokazują, że Amerykanie nie znoszą konkurencji w tych dziedzinach, tacy z nich wyznawcy wolnego rynku. W ramach walki z czerwoną mafią budowane są też – z racji rychłego wejścia do NATO – prawdziwe terenowe struktury. Z pewnością działania antymafijne oznaczają budowę tajnych ośrodków szkoleniowych, skrytek broni itp. Uważne prześledzenie kontaktów generała [a zwłaszcza inwestycji na których bywał] właśnie w tych trzech latach ujawni strukturę terenową organizacji i jej bazy terenowe.

W roku uroczystego wejścia do NATO Petelicki jest z powrotem u steru GROM, aby z jego końcem, po pomyślnym przejściu przez oficjalną inaugurację, przejść na emeryturę. Jeśli wierzysz, że mężczyzna w sile wieku, u szczytu swojej kariery przechodzi po dziesięciu latach wytężonej i emocjonującej pracy, ot tak na emeryturę, bo jest zmęczony, wieża WTC czeka. Oczywiście Petelicki nigdzie się nie wycofał i z niczego nie zrezygnował. Przecież jest ciągle aktywny dwanaście lat później. Zatem co robił po formalnym opuszczeniu GROMu? To bardzo dobre pytanie. Moim zdaniem, po dziesięciu latach pracy przy organizacji struktury podstawowej [GROM] i satelickiej [organizacje stowarzyszone], przeszedł do biznesu, czyli tam, gdzie kręci się prawdziwe lody, w trzeciej warstwie, pomiędzy organizacjami stowarzyszonymi, różnymi firmami, mafiami i podmiotami zagranicznymi [wszystko oczywiście w rodzinie].

Na tym stanowisku, w jakimś biznesie luźno powiązanym z bezpieczeństwem zastał Petelickiego zamach 2010 r. W jego wyniku radykalnie zmieniła się struktura zależności, do łask wrócili starzy specjaliści od paliw i energii. Putin najwyraźniej dostał przyzwolenie NATO na przywrócenie tradycyjnej hegemonii na obszarze byłego RWPG w dziedzinie energetyki, co z wyprzedzeniem zasygnalizowano w Waszyngtonie 17 września 2009, w rocznicę napaści Stalina na Polskę, poprzez rezygnację z tzw. tarczy antyrakietowej. Równolegle toczyły się skuteczne zabiegi Rosjan o odzyskanie kontroli nad rurociągiem Jamał, co uzyskali z pomocą polskiego rządu poprzez zmuszenie udziałowca Europolgazu, operatora polskiego odcinka gazociągu w osobie Aleksandra Gudzowatego, starego dobrego przyjaciela SB i Ameryki, do odstąpienia udziałów.

Tak się nieprzypadkowo składa, że Gudzowaty i Petelicki mieli identyczne sympatie międzynarodowe. Obaj byli przykładnymi esbekami, zdeklarowanymi sympatykami i zaufanymi Ameryki i Izraela. I tak się nieprzypadkowo składa, że obaj niedawno zmarli. Bowiem zmieniły się wiatry historii i przyjaciele Ameryki i bezpieczniacy cywilni nie są dziś na topie. Na wznoszącej fali są za to starzy, sprawdzeni bezpieczniacy wojskowi, którzy na swojego faworyta pod żyrandolami wybrali Komoruskiego, lubią czastuszki i nie lubią imperializmu amerykańskiego, a jego odmianę bliskowschodnią traktują z wielką nieufnością. Bezpieczniacy wojskowi tradycyjnie zajmują się energetyką w każdej postaci, czyli budową i eksploatacją elektrowni, sieci przesyłowych, rurociągów, handlem paliwami – gazem i ropą i wszystkimi z tym związanymi branżami, w tym transportem paliw. Z tego tradycyjnego zainteresowania oraz tradycyjnej animozji cywili z wojskowymi, które wychynęło na powierzchnię publicznej debaty w osobliwej postaci odbierania pośmiertnie Petelickiemu zasług wojskowych [haniebne publiczne wypowiedzi, iż generał nie był nigdy żołnierzem – w domyśle był gliniarzem w odróżnieniu od „prawdziwych” wojskowych] wynikają wszystkie ostatnie boje o nowe projekty energetyczne, skandaliczny, niewolniczy kontrakt na dostawy gazu, projekty budowy elektrowni jądrowej, walka o Jamał II, korytarz energetyczny do Kaliningradu itd. Wszystkie mają bezpieczniaków w zielonych mundurach i Rosję w tle.








































Petelicki? Oczywiście, a któż inny?

Z harmonogramu tworzenia i działania GROMu niezbicie wynika, że został on nieprzypadkowo wybrany do spełnienia tej ważnej misji, ale nie ukrywajmy bezspornego faktu, że nie była ona łatwa. Co prawda niejako egzamin bojowy w postaci operacji Samum został zdany celująco, ale nie ulegajmy złudzeniom, serwowanym w literaturze szpiegowskiej dla kucharek i pryszczatych studentów, a wypromowanych przez samego zainteresowanego, że gdyby nie ta operacja, to nie byłoby bliższej i tak poufnej współpracy Polaków z Amerykanami w tajnych misjach. Taka optyka zakłada równorzędność partnerów oraz możliwość wyboru po stronie polskiej. Obydwa założenia są całkowicie błędne, bowiem operacja Samum nie była ani jedyna, ani najprawdopodobniej przełomowa, poza tym Amerykanie nie potrzebowali żadnego zaufania, gdyż zasadą systemu Gladio jest właśnie totalny brak zaufania do sojuszników, który sprowadza się w praktyce do tworzenia na ich terytorium i za ich pieniądze tajnych formacji całkowicie poza kontrolą lokalnego rządu i parlamentu, a mówiąc wprost i brutalnie: poza ich wiedzą. Naturalnie lojalność takiej organizacji nie leży w kraju, gdzie ma siedzibę, ale za granicą, a konkretnie w europejskiej kwaterze głównej NATO w Brukseli.

Petelicki etap wstępny – utworzenia i rozruchu jednostki – przeszedł celująco, co znalazło wyraz w serdecznych kontaktach z amerykańskimi przełożonymi oraz błyskawicznym awansem. Zaowocowało też licznymi animozjami kolegów, którzy z zazdrością patrzyli na karierę Petelickiego. Zgodnie z pragmatyką służbową, do momentu bojowego uruchomienia polskiego Gladio, czyli do chwili wstąpienia formalnego do sojuszu, można było myśleć o zmianie Petelickiego na innego kandydata, gdyby on popełnił jakiś znaczny błąd, bądź nie radził sobie z postawionym zadaniem.

Oceniając harmonogram rozwoju GROMu z siecią przyległości [te z całą pewnością istnieją] zamiana Petelickiego po okresie wstępnego rozruchu 1989-1995, czyli w okresie nasilonych bieżących kontaktów i ciągłej wymiany tajnych informacji oraz praktycznej budowy nowych, tajnych struktur, co jest oczywiste przy faktycznej integracji wojska w systemie sojuszniczym, pomijając już nawet zależności Gladio, tajne nawet dla „normalnego” wojska, jest całkowicie nierealna. O ile do roku 1995 włącznie Petelicki był zaledwie dowódcą nowoczesnej jednostki specjalnej typu komando SAS, o tyle po tej dacie stał się istotnym ogniwem wielkiej, tajnej, międzynarodowej operacji Gladio, zatem jego pozostawienie w funkcji dowódcy GROM niosło za sobą poważne konsekwencje międzynarodowe. Petelicki de facto stał się nadzorcą wojskowym Polski z ramienia NATO, czyli czymś w rodzaju namiestnika wojskowego. Co prawda jego oficjalna ranga i tytuł tego nie zdradzała, jednak funkcja krajowego szefa Gladio tyle w praktyce oznaczała.

Z racji sześcioletniego doświadczenia w tworzeniu, rozruchu i doskonaleniu GROMu Petelicki był w zasadzie jedynym kandydatem, liczącym się w tajnym wyborze na szefa polskiego Gladio. Jako jedyny miał doświadczenie w jednostkach specjalnych szybkiego reagowania, po pełnych szkoleniach w Ameryce oraz z rozległą, żywą i różnorodną siecią kontaktów krajowych. Cieszył się zaufaniem przełożonych i został wszechstronnie sprawdzony pod kątem zagrożeń. Jednak na świecie nie ma ludzi niezastąpionych, więc moje twierdzenie może wydać się na wyrost. Praktycznie nie ma jednak widocznych kontrkandydatów do pozycji Petelickiego, na pewno nie z porównywalnym doświadczeniem.


GROM? Naturalnie, a co innego?

Jeśli przyjrzeć się rozwojowi GROMu nie z perspektywy lansowanej elitarnej jednostki specjalnej, ale z punktu widzenia pragmatyki Gladio, to od razu stanie się jasne, że nie tylko nie było innego wyboru na instytucję wiodącą tego systemu w Polsce, ale wręcz na samym początku tzw. transformacji wyznaczono kierunek integracji z NATO, co pociągało za sobą konieczność utworzenia sił specjalnych typu SAS. Przypuszczam, że prawdziwy cel utworzenia GROMu został ujawniony Petelickiemu i ścisłej drużynie współpracowników tworzonej tajnej organizacji stopniowo, w miarę czynienia postępów, a być może nawet sam Petelicki zadał pytanie o Gladio na pierwszym etapie, bo w końcu to był bardzo bystry oficer.

Jakby na historię powstania, rozwoju i zajęć GROMu nie patrzeć, to była to jedyna organizacja na terytorium zarządzanym do tej pory niepodzielnie przez Rosjan [mówię tu o zarządzaniu strategicznym, a nie pilnowaniu krawężników], zdolna do ochrony i aktywnej obrony wybranych ludzi, obiektów i instytucji, a także do ich aktywnej infiltracji i ataku na nie, w postaci działań tajnych, ukrytych, terrorystycznych i pokrewnych [porwania, wymuszenia, zabójstwa, wywiad osobowy i elektroniczny itd.]

Nie widzę innego kandydata instytucjonalnego do roli polskiego Gladio, zwłaszcza w kontekście zaprezentowanego harmonogramu. Naturalnie nie jest prawdą, że organizacja tego typu musi niezbędnie być jednostką wojskową. Praktyka Gladio wygląda w tym względzie bardzo różnorodnie w poszczególnych krajach. Jest jednak regułą, że organizacja Gladio musi mieć, z racji wypełnianych zadań, prawidłową i działającą przykrywkę wojskową, to znaczy działającą aktywnie, w znaczącym zakresie jakąś strukturę wewnątrz armii, bowiem nie da się ukryć militarnej z zasady operacji inaczej, niż wojsku.

Drzewo ukrywa się w lesie. Kiedy nie ma lasu, trzeba go posadzić. To elementarne. Owszem, akcje wywrotowe może przeprowadzić jakaś lokalna mafia przemytników narkotyków, ale broń i wskazówki da im jakiś wysokiej rangi wojskowy. Operację będzie osłaniał informacyjnie zapewne kontrwywiad wojskowy, a medialną osłonę, w tym osłonę dezinformacyjną [rozsiewanie plotek, fałszywych tropów] i propagandową [właściwy wydźwięk medialny, na przykład wzniecenie oczekiwanej psychozy strachu po serii zamachów] wypełnią sprawdzeni medialni funkcjonariusze, zwani przeze mnie dziennikurestwem, bo wystarcza im dziś kilka słów przez telefon i parę skanów dokumentów oraz zdjęć, a oni już fachowo opiszą sprawę tak, jak chce zleceniodawca.

Mówiąc krótko, na początku lat '90 nie było w Polsce innej organizacji militarnej, bądź pokrewnej, której Amerykanie mogli powierzyć tajne zadania, wymagające w dodatku całkowitego zaufania. Skoro takie zaufanie było konieczne, a było w sposób oczywisty, bo posiadanie dosłownie wszystkich wojskowych tajemnic paktu wojskowego [a do tego sprowadzała się osłona procesu akcesji do NATO], to GROM musiał być faktycznie dowodzony poufnie przez Amerykanów od samego początku. Skoro tak, to naprawdę kontrkandydatów do polskiego Gladio nie było. Jedynym wyborem był GROM. Po to został utworzony. To jedyny, narzucający się wniosek, przy założeniu, że w Polsce Gladio musiało powstać. Twierdzę, że założenie to jest oczywiste.










































Dlaczego Petelicki musiał umrzeć

Co prawda w Europie było kilka zamachów stanu, w których Gladio nie uczestniczyło, a jedynie biernie się im przyglądało. Zmiany w rządowych posadach, sprowadzających się do licencji na legalny rabunek wybranego sektora gospodarki, a nie mających żadnego wpływu na stabilność polityczną kraju, nie mówiąc nawet o stabilności wojskowej, a do tego w istocie sprowadzają się drastyczne zmiany wektorów bezpieczeństwa energetycznego [zwróć uwagę, że skandaliczny „perfekcyjnie wynegocjowany” kontrakt na dostawy gazu z Rosji zmieniła nam na siłę Unia Europejska, właśnie ze względu na bezpieczeństwo energetyczne głównie Niemiec], muszą z zasady wywołać jakąś reakcję obronną, w tym ukrytych struktur Gladio.

Z samej natury naruszonego w wyniku zamachu porządku [choćby przywołane bezpieczeństwo energetyczne, będące dobrem wojskowym], który uruchomił całą lawinę prorosyjskich inicjatyw gospodarczych, szczególnie w sferze energetyki, a nie tylko – jak chcą nam przedstawić „niezależni dziennikarze” w sferze symbolicznej, musiało wywołać reakcję kontrwywiadowczą NATO, a zwłaszcza przy użyciu zaufanych aktywów miejscowych, czyli mówiąc wprost – odkrytej w niniejszym artykule sieci Gladio. Nie było czasu na zbudowanie jej alternatywy. Dziesięć lat od wstąpienia do paktu to stanowczo za mało na zbudowanie czegoś sensownego w liczącym się rozmiarze. Pamiętaj, że Polska to dość spory kraj, jak by na to nie patrzeć, zarówno terytorialnie, jak i ludnościowo i ekonomicznie także. Garstką harcerzy nie da się takiego kraju nawet dobrze rozeznać, aby na bieżąco wiedzieć, co się w nim dzieje, nie mówiąc o jakimkolwiek działaniu.

Zaproponowana liczba kilkunastu tysięcy ludzi w elitarnej, tajnej sieci to doprawdy minimum do jakiegokolwiek praktycznego działania. Pamiętaj ponadto że Petelicki potrzebował sześciu lat na wstępny rozruch GROMu, zanim podjęto decyzję o faktycznym wejściu z prawdziwymi żołnierzami i sprzętem. W ciągu dziesięciu lat od wejścia do NATO nie mogła zatem powstać żadna licząca się alternatywa do sieci GROMu, mogąca ją zastąpić.

Skoro zgadzamy się, że Petelicki nie był młodym emerytem, a przeciwnie – zajmował się według medialnych rewelacji jakimiś biznesami w branży bezpieczeństwa w 2010 roku, to narzucający się wniosek, że był w tym momencie faktycznym szefem polskiej sieci Gladio [w odpowiedniej randze generała], bez widocznego zastępstwa, jest w miarę oczywisty. Ktoś tą siecią musiał rządzić, to dla wojskowych rzecz pierwszorzędna, a skoro nie było innego, to był Petelicki. Prawda, jakie to proste? Po wojskowemu, ale oni naprawdę tak myślą, proszę poczytać ich prace doktorskie, zatem tę tezę uważam za udowodnioną na zasadzie uzusu.

Co robi szef misji Gladio w wypadku zamachu stanu? Najpierw zbiera informacje, potem analizuje, przekazuje i czeka na rozkazy. Wiemy, że nieprzekraczalną granicą we Włoszech było wejście lewicowców do rządu, co objawiło się praktycznie w jedynym wyznaniu sekretów prac rządowych przez Aldo Moro jego żonie. Po jego tragicznej śmierci zdradziła ona, że mąż z zasady nie mówił jej nigdy o prowadzonych politycznych rozmowach, dla bezpieczeństwa rodziny. Jedyny wyjątek poczynił, gdy z ust ówczesnego ministra SZ USA, Heinza Kissingera otrzymał lodowate ultimatum, zakazujące mu w kategorycznych słowach wpuszczenie komunistów do rządu, mimo znaczącej liczby zdobytych mandatów w parlamencie. Moro usłyszał, że jeśli nie usłucha, zapłaci straszną cenę. Rozmowa wywarła na nim takie wrażenie, że z detalami ją opowiedział żonie. Istotnie, kiedy po latach komuniści weszli do rządu, doszło do serii zamachów, których pierwszą ofiarą był były już premier Moro, więc wyjątek poczynił nie bez powodu, rozumiejąc zarówno powagę słów Kissingera, jak i praktyczny ich sens.

Jeśli spojrzeć na usunięcie szefa polskiego Gladio w kategoriach strategicznych, to wydaje się, że należy ją paradoksalnie zaliczyć na plus NATO. Utrata takiej figury nie może być dziełem przypadku, a skoro był on zapewne lojalny do końca – a nie mamy żadnych powodów przypuszczać, że nie był – to usunięcie go mogło być dziełem jedynie wrogów, więc zapewnie tradycyjnie Rosjan, choć hipoteza trzeciego aktora jest dla mnie bardziej prawdopodobna. Jeśli tak było, należy hipotezę współudziału NATO w planowaniu zamachu kwietniowego, dekapitującego polską armię i jednym gładkim ruchem przestawiającego ją z powrotem w orbitę Moskwy, odrzucić.

Jeśliby bowiem jakiekolwiek czynniki NATO wiedziały o zamachu kwietniowym z wyprzedzeniem, czyli brały udział w jego akceptacji/zatwierdzeniu, to siłą rzeczy, na mocy dotychczasowych doświadczeń w wielu krajach europejskich, w takiej operacji musiałoby uczestniczyć polskie Gladio, czyli GROM i Petelicki osobiście. Jego wiedza o rządowej propagandzie po zamachu oraz polityczna działalność w tzw. grupie ZEN, aktywizującej różnorakie środowiska biznesowe, naukowe i społeczne, przyjazne Ameryce, nie świadczy o głębokim rozeznaniu taktycznym, co naprawdę się wydarzyło [co samo w sobie jest porażką stulecia, bo szef polskiego Gladio nie wiedzący, co i jak się wydarzyło, naprawdę powinien sobie puknąć w łeb – z rozpaczy, że rywale zrobili akcję, a on o niczym nie wiedział], a wręcz przeciwnie.

Działalność polityczna Petelickiego na niwie pozamachowej, a właściwie jej początki z bombastycznymi petycjami do premiera i przemówieniami na wiecach oraz płomiennymi artykułami w gazetach były – w mojej wszechstronnie przemyślanej opinii – wyrazem porażającej niemocy i niewiedzy, bowiem po przyjrzeniu się z bliska merytorycznej ich zawartości trudno nawet dostrzec jakikolwiek skuteczny plan polityczny. Petelicki był w polityce nieobyty, w odróżnieniu od komandosów, ale zarówno w pierwszej, jak i w drugiej dyscyplinie poniósł klęskę. W pierwszej ponieważ na polityce zwyczajnie się nie znał, w drugiej ponieważ w zamachu nie brał udziału i nie miał żadnego rozeznania, kto naprawdę jest jego wrogiem.

Dlatego – pomimo że naprawdę był pierwszym komandosem PRL-bis – został sprzątnięty we własnym domu, w luźnych gaciach, a nie w trakcie akcji. Uważam ponadto, że nie był aż takim bufonem, aby prowadzić polityczne akcje, skazane z góry na niepowodzenie, ani aż tak przebiegłym lisem, aby takimi bufonowatymi akcjami przykryć swój faktyczny współudział w tajnej akcji NATO. Z powyższego jednoznacznie i niezbicie wynika, a zwłaszcza z tych gazetowych odezw generała, jego niewiedza i bezradność. To dość przykra wiadomość, bo oznacza, że Polska jest dużo bardziej zepsuta niż Włochy i Turcja razem wzięte, a to oznacza z kolei stan naprawdę poważny, przedagonalny bantustan konkretnie. Ginie cały sztab armii, a szef supertajnej sieci Gladio nie ma pojęcia, co się stało i jak.

Jest za to dobra wiadomość: NATO nas nie zdradziło, a Petelicki, mimo że ubek, to jednak był całkiem klawy gość. Nie żywiłem do niego specjalnej sympatii, ale ataki na niego, zwłaszcza po śmierci, która w nieusuwalny sposób wiąże się z tajemnicą zamachu kwietniowego, są zwyczajnie haniebne. Petelicki był ubekiem, ale nie przeszkadzało mu to w niczym, a sądząc z przytoczonych faktów - wręcz umożliwiło błyskawiczną i błyskotliwą karierę na fali integracji z NATO. Jak widać z przebiegu wypadków został on kolejną ofiarą systemu i honorowej wagi jego śmierci na służbie nie zmieni ubecki rodowód. Został zamordowany ponieważ był generałem na służbie NATO, w dodatku dowódcą jedynej w zasadzie formacji, zdolnej procesowi wojskowej resowietyzacji się skutecznie przeciwstawić. Dlaczego za chwilę. Tymczasem skończmy temat wiedzy NATO.

Jak odkryłem na satelitarnych zdjęciach, okolice lotniska Severnyi w dniu 10 kwietnia 2010 zostały ocenzurowane. Ma to specjalną wymowę geopolityczną, bowiem amerykańska firma wykonująca obsługę satelitarną jest głównym dostawcą Pentagonu i z tego powodu choćby ściśle pracuje z amerykańskim wywiadem. Cenzury zdjęć dokonano w sposób prowokacyjny, przeprowadzając linię cięcia dosłownie przez środek pasa lotniska, część zachodnia, gdzie nic się nie działo jest aktualna, a część wschodnia, gdzie miały miejsce dziwne wydarzenia została przykryta starym obrazem. Nic nie stało na przeszkodzie, aby fakt cenzury ukryć, choćby usuwając w ogóle zdjęcia z 10 kwietnia, albo pokrywając zamianą większy obszar. Zdecydowano się na prowokacyjną, precyzyjną cenzurę w miejscu zdarzenia, pokazując iż NATO ukrywa niewygodne fakty na wniosek innego aktora i czyni to niechętnie. Co ukrywa? Podług słów jednego ze świadków ze Smoleńska „ja nie katastrofę widziałem, ale inne rzeczy”. Te inne rzeczy zostały właśnie ocenzurowane.


Zakryte zdjęcia satelitarne - co gógel mówi o Smoleńsku
Smolensk sat 9.4.2010 photo smolensk_sat_9_4_2010.png








































Tyle wiedziałem w rok po zamachu, nie będąc jednak pewnym co do czystości intencji i udziału NATO. Nie ulegał wątpliwości fakt zamachu i przedstawienie [w stylu false flag] w Smoleńsku. Niezaprzeczalne było mataczenie i sprawczy współudział rządu. Także po wielu miesiącach niewątpliwy stał się marionetkowy i cepeliowski charakter parlamentarnego zespołu Macierewicza, pracowicie ale niezdarnie i żałośnie odgrywający miesiącami przedstawienie usiłowań rozwikłania zagadki „katastrofy”, którym zawsze staje na przeszkodzie zły premier rządu, albo jeszcze gorszy ruski tyran. Niewiadomy pozostawał udział NATO. Co do czystości intencji Putina trudno mieć złudzenia – jego autentycznej nienawiści do Kaczyńskiego oraz całej jego ekipy nie sposób zaprzeczyć, więc udział w co najmniej inscenizacji był od początku oczywisty, zwłaszcza że wszystkie rekwizyty, terytorium, a także przyjęty sposób procedowania dał mu pełną kontrolę wszystkich aspektów prawnych w świetle prawa międzynarodowego. Jeśliby miał czyste sumienie, nie brałby takiej odpowiedzialności, bowiem gestia prawna powoduje, że jest sędzią w swojej sprawie, więc nie może być niewinny.

Przecięły wątpliwości dwie osoby po upływie kolejnego roku: Zbigniew Brzeziński i Sławomir Petelicki. Pierwszy z nieprawdopodobną wręcz hucpą rzucił się na zwolenników tezy zamachu, obrzucając ich haniebnymi insynuacjami o niecne zamiary, podsycanie nienawiści i nastrojów wojennych, kiedy nawet dla dziecka było już jasne, że rząd i tzw. komisja Macierewicza odgrywają jedynie nieporadnie medialne przedstawienie pt. „śledztwo smoleńskie”. Brzeziński był jednym z pierwszych zachęcających po tragedii do pojednania z Rosją i upatrujących w zdarzeniu szansy na historyczne zbliżenie z naszym odwiecznym wrogiem, co znakomicie współgra z wypowiedziami innych członków Trilateral Commission. Kiedy natomiast dowiedziałem się o nagłej śmierci Petelickiego, miałem ostateczne potwierdzenie niemocy NATO, skrępowanego najwyraźniej politycznymi wytycznymi wyższego rzędu.

Z dwóch przytoczonych postaci Petelicki na pewno był większym patriotą od Brzezińskiego, bowiem ten drugi, pomimo biegłego posługiwania się językiem polskim [zachęcam do lektury jego książek, ukazujących się z reguły po angielsku, odkryłem z rozbawieniem że są pisane po polsku i tłumaczone na angielski, co widać z nieporadnego przekładu pewnych idiomów charakterystycznych dla polskiego] nie reprezentuje bynajmniej polskich interesów, jakby chciało stado zauroczonych szamanem Macierewiczem. Prawdziwa lojalność globalisty Brzezińskiego wychodzi podczas jego przemówień w elitarnych klubach, gdzie mówi na przykład iż „zbliżają się czasy, gdy elita nie będzie już skrępowana tradycyjną moralnością”. Kiedy zrozumiesz brutalną szczerość takich wypowiedzi, pojmiesz że pojęcia naród, państwo, sprawiedliwość, patriotyzm są dla ludzi pokroju Brzezińskiego żałosnym anachronizmem, który jak najszybciej należy usunąć z drogi nieuchronnego postępu ludzkości, prowadzonej ku szczęściu powszechnemu przez oświeconą elitę do kołchozu Nowego Porządku Świata. Złość z powodu niechęci lokalnych indian do uwierzenia w idiotyczne scenariusze przedstawienia zamachu stanu jako tragicznego wypadku lotniczego, aż nadto dowodnie ukazała pana Brzezińskiego jako jednego z architektów przedstawienia. Przykro mi, zaliczył pan wpadkę, nie trzeba było tak się pienić.

Przejdźmy zatem do prawdziwej przyczyny zgładzenia Petelickiego. Jeśli jak twierdzę był niegroźnym przeciwnikiem politycznym, piszącym płomienne, ale w istocie niegroźne odezwy w gazetach i skupiający marginalne środowisko, oparte głównie na zapleczu dawnej esbecji, którą banda wojskowych bezpieczniaków bezpardonowo zaczęła wypychać z biznesów, pod osłoną zorganizowanej ekipy Komoruskiego, to po co właściwie go zabito? Był, przynajmniej na razie, figurą marginalną. Otóż właśnie – na razie. Według mojego rozeznania Petelicki nie miał żadnych ambicji politycznych i doskonale zdawał sobie sprawę ze swojej wartości, leżącej w działaniach komandoskich, a konkretnie w sieci Gladio.

Działalność polityczna mogła go wszakże po kilku latach doprowadzić do jakiegoś istotnego stanowiska, ale na pewno nie większej prawdziwej władzy, niż już ją posiadał, zatem twierdzę, iż działalność w zespole ZEN była dla niego nie realizacją zamysłu politycznego, jak powszechnie i bezrefleksyjnie się przyjmuje, ale zwykłą operacją wywiadowczą. Generał nie był żadnym mózgowcem, tylko bezpieczniakiem i komandosem. Chciał i musiał wiedzieć, co naprawdę się wydarzyło i z czasem – także dzięki budowanym kontaktom politycznym – musiał z racji swego fachu, jako szef supertajnej jednostki ds. dywersji [w tym politycznej] dojść do prawdy.

Petelicki nie wiedział, jak przeprowadzono zamach kwietniowy 2010, dlatego zaangażował się w działania polityczne, które mogły mu brakującej wiedzy dostarczyć. Decyzja bowiem o przeprowadzeniu zamachu była decyzją stricte polityczną, z zakresu geopolityki. Podjęło ją jakieś gremium ponadnarodowe, które upatruję w Trilateral Commission, której czołowego funkcjonariusza, odpowiedzialnego za Polską transformację, przywołałem. NATO o przygotowanym zamachu nie było informowane, stąd bezradność Petelickiego. Jeśliby brał w tym udział, nie prowadziłby na własną rękę żadnych działań publicznych w materii, bowiem był żołnierzem, wykonującym rozkazy. Jego ludzie przygotowaliby odpowiednie analizy, sztab fachowców opracowałby jakiś plan działań i te byłyby w zorganizowany, wojskowy sposób przeprowadzone, czy to seria skrytobójstw, czy zwerbowanie ludzi na kluczowych pozycjach w rządzie szantażem i przekupstwem, bądź przez porwania. Petelicki nie miałby żadnej potrzeby wystąpień publicznych, zwłaszcza przeciwko premierowi rządu. Spokojnie pracowałby w cieniu, jak dotychczas, jako komandos. Jednak postąpił całkowicie odmiennie.

Powodem niekonwencjonalnego i nieoczekiwanego zachowania generała, szefa supertajnej jednostki NATO, którą powołano wyłącznie do niekonwencjonalnych i terrorystycznych działań było to, że był zwyczajnie bezradny. Taktyka z powodzeniem stosowana w Turcji, Grecji i Włoszech nie sprawdziła się w Polsce, bowiem rywalem nie okazała się ani lokalna partyzantka, ani wywiad komunistów z pomocą KGB. Zadziałał jakiś międzynarodowy aktor, którego poczynania były dla NATO i jego elitarnej jednostki na miejscu całkowitą zagadką. Nie ma jednak tajemnic, które pozostaną wiecznie zakryte. Petelicki miał jak mało kto zarówno techniczne możliwości, jak i wiedzę, która w krótkim czasie musiała doprowadzić do rozwikłania zagadki, a w trochę dłuższym do niebezpiecznego zgrupowania wokół niego sił patriotycznych, dla których suwerenność Polski jest sprawą fundamentalną.

Tu polityczne spory całkowicie blakną i nieważne staje się, czy ktoś jest z prawicy i lewicy, centrum czy zielony. Ważne jest, czy zgadza się, aby miejscowemu rządowi wydawało polecenia jakieś ponadnarodowe tajemnicze gremium, które kilkadziesiąt lat temu postanowiło, że Polskę należy powoli rozwiązać, systematycznie rozpuścić w bezideowym kołchozie od Gibraltaru do Uralu. Twierdzę, że Petelickiego zgładzono, ponieważ wykonał praktyczne działania, zagrażające celom przeprowadzonej operacji dekapitacji polskiej elity, stojącej na zawadzie strategicznym planom globalistów. W tym kontekście wyrzucanie Petelickiemu ubeckiej przeszłości, kiedy zginął właśnie z powodu swych aktywnych, propaństwowych działań, jest haniebne. Podobnie jak wyrzucanie Gudzowatemu żydowskiego pochodzenia i ogromnego majątku, zbitego w handlu paliwami z Rosją. Kiedy przez lata bronił Bartimpeksu jako bezpiecznika w Europolgazie, to bronił swojej firmy, ale także prawa i polskiej racji stanu, bo przymusowe usunięcie go z akcjonariatu gazowej rury ostatecznie pozbawiło Polskę jakiejkolwiek kontroli nad nią, czy to finansowej, czy nawet fizycznej. Rosja nie tylko może dowolnie ustalać ceny i warunki przesyłu paliwa, ale co ważniejsze, może otwierać, zamykać zawory, dopuszczać bądź nie dopuszczać do niej wybrane firmy, a rura jest praktycznie eksterytorialna, czyli przez Polskę biegnie dziś rosyjska autostrada gazowa, do której nie możemy nawet podejść, bo jest poza naszą kontrolą. Jeśli to nie jest zagrożenie suwerenności, to oferta wynajmu WTC jest cały czas ważna.

Proszę zauważyć, że Gladio brało aktywny udział w zamachach stanu, a czasem tylko biernie się przyglądało. Jeśli działania nie miały wpływu na strategię NATO, Gladio najzwyczajniej pozostawało obojętne. Sytuacja w Polsce wskazuje, że żadna z tych opcji nie miała miejsca w Polsce, bowiem wydarzenia w oczywisty sposób wpływały na strategię NATO [odzyskanie ogromnego wpływu wywiadu rosyjskiego w Polsce, a w branży energetycznej i paliwowej całkowitej dominacji], jednak nie wykonało ono żadnych widocznych działań, tak jakby w istocie nic się nie stało. Najważniejszy miejscowy przedstawiciel NATO na miejscu, szef supertajnej, niezależnej od rządu organizacji wykonuje zadziwiające działania polityczne a po dwu latach ginie w wyniku skrytobójstwa, ukrywanego przez prokuraturę. Trudno o lepszy dowód niewinności NATO, a zarazem na lepszą wskazówkę na ponadnarodowy charakter napastnika.

Matactwa wokół śmierci Petelickiego są kolejnym dowodem winy rządzącej ekipy, ale także praktycznym przyznaniem się do współsprawstwa zamachu. Wykonano go w Warszawie, z aktywnym polskim udziałem, wymagającym współdziałania polskiego wojska i rządu, ale – i to najważniejsze – z niezaprzeczalnym kierownictwem jakiegoś ponadnarodowego ciała z sympatiami globalistycznymi, identycznymi z celami strategicznymi Project for the New American Century, których realizację rozpoczęto podczas zamachu na WTC: terroryzm międzynarodowy, budowa państwa policyjnego, nasilenie procesów integracji regionalnej i globalizacji we wszystkich dziedzinach – prawnej, obyczajowości, ekonomicznej, edukacji itd.
Operacja Smoleńska jest elementem tej wielkiej strategii transformacji, w której polska suwerenność, jako anachronizm, musi zostać pokonana. Bezczynność NATO można tłumaczyć jedynie tym, że jego interesy, jako sojuszu nie zostały zagrożone, otwarto jedynie szerzej drogi negocjacji do realizacji pomysłu kanclerz Merkel o przyłączeniu Rosji do NATO.

Trudno mi było sobie wyobrazić sprawną akcję sojuszu, oddającego na lokalnym terytorium wszystkie atuty Rosjanom, a do tego zamach kwietniowy się sprowadził, i miałem w tym rację. NATO nie brało w zamachu udziału, bo nie miało w tym żadnego interesu. Nie ma jednak też żadnego interesu w aktywnym rozwikływaniu zagadki, bez pomocy polskiego rządu, a na pewno bez kluczowego wsparcia tajnej jednostki Gladio, która została sprawnie uniemożliwiona jednym posunięciem przez usunięcie z szachownicy figury Petelickiego. Do tego sprowadza się zabójstwo generała. Nie będzie dalszych działań NATO w tej sprawie.









































Jak się likwiduje komandosa

Dochodzimy tu do obiecanej, autentycznej anegdoty. Otóż przed rokiem, dowiedziawszy się o tragicznym zajściu w ściśle chronionym bloku, nastroiłem swoje anteny już po pierwszym obwieszczeniu, że pierwszy komandos kraju, nie rozstający się z bronią, w dodatku ustawowo chroniony jako szef tajnej jednostki [wiemy teraz odrobinę więcej] zapragnął w piękną letnią sobotę, na krótko przed finałowym meczem, odebrać sobie życie. W luźnych gaciach, jak to bywa w zwyczaju nosić w domu, zjechał windą do garażu i tam sobie w kąciku strzelił w głowę, bo dość miał gadania o Smoleńsku, a ten hałas wokół piłki nożnej to całkiem go już wyprowadził z równowagi.

Jedna trzecia jego sąsiadów szła po piwo, jedna trzecia już siedziała twardo przed telewizorami, a jedna trzecia była w różnych fazach podróży na wielki nowy stadion, przypominający najbrzydszy wielkanocny koszyk z Badziewia Dolnego, który niezadługo miał nosić dumny, zasłużony tytuł Basenu Narodowego, ale za to tak kosmicznej wielkości, że niemal widoczny z wejścia do bloku na Mokotowie. Generał podciągnął opadające gacie, włożył zdecydowanym ruchem do kieszeni swojego Glocka i ruszył do windy. Dość tego piwska! Dość tego futbolu! Dość Smoleńska!

Jak bardzo dziennikurestwo musi gardzić tutejszymi indianami widać było z tej pierwszej zapowiedzi, że generał komandosów ot tak sobie puknął w makówkę w garażu. Depresja futbolowa. Oczywiste samobójstwo. Jako że nie byłem odosobniony w stwierdzeniu, że ta konkretnie baśń jest nie do przyjęcia, niezależnie od ilości toastów, i wraz z ich ilością powoduje coraz głośniejsze wybuchy śmiechu, kilku nie do końca znieczulonych dziennikarzy zaczęło stawiać nieśmiałe pytania o to „domniemane” samobójstwo. W efekcie pojawiło się oczekiwane przerzucanie gorącego kartofla, bo generał był w stałych kontaktach z wieloma osobami i żadna z nich nie chciała być na końcu listy świadków, widzących denata żywego, więc w kluczowych pierwszych 24 godzinach była jasna mniej więcej dynamika powstawania narracji.

Z obserwacji tej właśnie ewolucji narracji [a nie czytania zawartości depesz, którą zajmują się konsumenci mediów, to podstawowy błąd w epoce kłamstwa, należy sprawdzać kto coś mówi i w następstwie czego, treść jest drugorzędna, bo w zasadzie wszyscy kłamią] miałem w niedzielę, czyli następnego dnia po tragedii, dość spójny obraz wydarzenia. Wnioski te opublikowałem na forum, aby po pewnym czasie odnaleźć je w formie opowiadania fabularnego spod pióra młodego, aspirującego filozofa, który potem bezskutecznie miesiącami domagał się recenzji od wziętego dziennikarza śledczego, który z kolei twardo i konsekwentnie pomijał milczeniem molestacje młodego zdolnego. Skądinąd było to całkowicie niesprawiedliwe, bo opowiadanie zostało napisane bardzo zręcznie i filozofowi należą się słowa uznania. Jednak i słowa nagany się należą, bo powinien znać pewien lokalny rytuał polskiego grajdoła, w którym żaden szanujący się dziennikarz śledczy nie musi czytać niczego, poza tym co mu się spodoba do publikacji, a konkretnie nasz pan dziennikarz na przykład, który zapytany ni w pięć ni w dziewięć przez zezowatego a propos cytatu z jego książki [dziennikarza], co sądzi o głównej i najbardziej znanej pozycji na dany temat [temat w tytule książki dziennikarza] z rozbrajającą szczerością odparł, że nie czytał i nie zna. Słowa uznania za prawdomówność. Za to go szanuję, bo gość wywala prawdę między oczy, a to zawsze budzi mój szacunek, jednak świadoma ignorancja i obojętność na źródła wykracza daleko poza mój horyzont. Szczerze powiem, że to dla mnie wielki obciach, nie znać najważniejszych źródeł na badany przeze mnie temat, jednak jak widać nie jest to podejście dla Polski typowe, więc i odpowiednio niski mam szacunek i dla dziennikurestwa i dla dziennikarstwa także, bo interesuje mnie prawda, a nie posłaniec. Ten może być obleśnym, przymulonym dziadem, bijącym swoją koślawą żonę. Nic mi do tego.

Wracając do Petelickiego, oczywiste było już tragicznej soboty, że depresja futbolowa, zmuszająca pierwszego komandosa PRL-bis do puknięcia sobie w garażu, raczej nie spotka się oczekiwanym aplauzem, więc etap budowy narracji i przerzucania sobie gorącego kartofla ostatnich rewelacji zajął całą niedzielę. Wówczas było już jasne, co mniej więcej się wydarzyło. Otóż generał utrzymywał stałe kontakty ze swoimi agentami i aby nie tracić czasu na zbędne podróże, a jednocześnie być bezpiecznym od ataku, ale i inwigilacji, nieoficjalne miejsce kontaktowe wybrał w kącie garażu, w miejscu gdzie mógł swobodnie rozmawiać, czyli bez nadzoru elektronicznego – poza zasięgiem kamery i mikrofonu, ale zarazem chronione i zamknięte.

Budynek w którym mieszkał, miał oczywiście stałą ochronę i nadzór kamer, widziano go, gdy szedł korytarzem i wsiadał do windy, prawdopodobnie został też nagrany w windzie i przy przechodzeniu przez garaż. Nie ma jednak nagrania, z kim się spotyka i tak być powinno, bowiem lista jego kontaktów jest poufna. Wybór zatem kąta w garażu na stałe miejsce spotkań nie jest wcale głupi, albo ryzykowny, miejsce to jest lepiej chronione niż nawet mieszkanie generała, bo wiadomo, gdzie generał mieszka... Poza jednym wyjątkiem, kiedy napastnik wie, kiedy generał będzie w umówionym kącie garażu. Wystarczy napastnikowi znienacka go tam uderzyć zawczasu przygotowaną bronią, albo zwyczajnie wyskoczyć zza węgła z paralizatorem i obezwładnić. Taką okazję wywabienia ofiary na przygotowane miejsce [znana procedura ofiary] dawał finał mistrzostw w piłce nożnej. Okazało się, że organizator imprezy kontaktował się z generałem [osobiście, bądź przez pośredników], przekazując mu bilety w loży honorowej. Rzadka okazja dla ojca nastoletniego syna. Każdy by się skusił. Wystarczyło tylko odczekać do soboty rano, dać przez znajomego sygnał, że są ostatnie dwa bilety i numer telefonu. Generał mógł zaaranżować przekazanie osobiście, a prawdopodobniej przez któregoś z adiutantów na mieście [brak czasu na kurierów] i poprosić go o przekazanie w stałym miejscu [czyli w garażu]. Kiedy otrzymał sygnał telefonu [jeden dzwonek ze znanego numeru] poszedł uśmiechnięty do windy, ciesząc się, że ma taki fajny prezent dla syna...

Kiedy zjechał na dół, w kącie został obezwładniony przez czyhających w cieniu dwóch zabójców wraz z adiutantem [adiutanta po pięciu minutach napastnicy wywieźli w bagażniku samochodu, którym przyjechał, nieprzytomnego i wyrzucono na skarpie Wisły], bądź – co bardziej prawdopodobne – sygnał telefoniczny został wysłany z aparatu typu „IMSI catcher”, udającego numer abonenta, a prawdziwy adiutant został zatrzymany przez drogówkę, albo napastników w drodze i obezwładniony czasowo. Kiedy przyjechał na miejsce, garaż był już obstawiony przez policję.

Wszystko, czego potrzebował napastnik, to podsłuch telefonu generała, znajomość jego zwyczajów i wymyślenie sposobu, by znalazł się w wybranym, podatnym do ataku miejscu w znanym z wyprzedzeniem momencie. Obezwładnić i zabić można każdego, to najprostsza część operacji, czyli wykonanie, a komandos wie to z urzędu. 90% pracy to planowanie i sprawdzanie, czyli przygotowanie, a czytelnik dowiaduje się o tym teraz i zaczyna myśleć...

Naturalnie ochrona budynku miała zapis z monitoringu i twarze napastników [a prawdopodobnie i personalia] są im znane. Wiadomo, jak się do garażu dostali i jak go opuścili. Nam nic na ten temat nie wiadomo, bo wszystko utajniono, a nagrania prawdopodobnie natychmiast zostały usunięte. Zresztą nie jest wielkim wyczynem w dzisiejszym świecie zrobić doskonały trwały makijaż z silikonu, całkowicie zmieniający fizjonomię. Nagranie zamaskowanej twarzy będzie wówczas bezużyteczne.

Napastnik nie musiał w żaden sposób być z organizatorem turnieju i dostawcą przynęty, czyli biletów, związany. Wystarczyło, że wynajął trzy miesiące wcześniej w budynku mieszkanie, dzięki czemu mógł swobodnie poruszać się wewnątrz [i w garażu], po takim czasie dokładnie poznał zwyczaje swej ofiary i był gotowy do akcji. Kiedy podsłuch telefonu ofiary [albo sam napastnik] dał sygnał telefoniczny spotkania, był już przyczajony i przygotowany do zabójstwa. Wszystko było drobiazgowo przemyślane i sprawdzone. W ciągu pięciu minut było po wszystkim. Komandos Petelicki wiedział to z urzędu, sam tak pracował. Nie załatwili go harcerze, tylko profesjonaliści.

Jeśli w zamach były zamieszane osoby z rządu [a były, przynajmniej poprzez organizatora turnieju], to nie dziwią matactwa wokół podejrzanego „samobójstwa” generała. Dwa lata wcześniej zginął cały sztab armii i do dziś nie wiadomo, co się z nimi stało, więc jedna dziwna śmierć dodatkowo nie czyni już większej różnicy. Przerażające to, ale prawdziwe. Można powiedzieć – rutynowe, seryjne samobójstwo.



[W artykule wykorzystano rys historyczny o generale Petelickim z dodatkami, opracowany przez Sauelios, który spowodował powstanie niniejszego na zasadzie kobyłki u płota]

{(C) Artykuł do swobodnego rozpowszechniania, wyłącznie w całości, z podaniem klikalnego źródła http://zezorro.blogspot.com/2013/09/dlaczego-petelicki-musia-zginac-gladio.html}





© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut