Kiedyś, na fali dobrego humoru chyba, Zezowaty ustanowił mnie współautorem swojego bloga i zachęcił do pisania na tematy praw własności intelektualnej (tzw. IPR od Intellectual Property Rights), polityki i ekonomicznych aspektów tego tematu. Ryzyko Zezowatego jest duże, bo jako prawnik mogę Wam sypnąć ze dwa razy nudnawymi teoriami i publicity ucieknie do kogoś innego.
Do rzeczy. Skoro nasza współpraca rozpoczęła się przy okazji dyskusji o piractwie, spróbuje pokrótce wskazać jakie grupy interesu stoją za takim a nie innym kształtem norm prawnych. Aby zrozumieć skąd bierze się prawo, które czyni nas kryminalistami za skopiowanie kawałka mapy ze strony www, należy przyjrzeć się najpierw układowi sił na globalnej mapie interesów. Ten wpis poświęcam wyłącznie próbie przedstawienia globalnego mechanizmu powstawania norm prawnych dotyczących praw własności intelektualnej (obejmujących prawa autorskie patentowe i inne) a nie ich ocenie ideowej czy celowościowej. Temat jest bardzo obszerny, więc trzeba go jakoś rozbić.
Ponieważ blog jest zezowaty z natury rzeczy niniejszym autor zastrzega, że publikowane tezy są wolnymi przemyśleniami, na podstawie których nie mogą być konstruowane żadne roszczenia, przyrzeczenie, obietnice ani rzeczowe ani matrymonialne. W przypadku oblania się gorącą kawą lub zakrztuszenia pączkiem podczas czytania tekstu autor nie bierze za to odpowiedzialności i renty płacić nie będzie.
Szereg pierwszy - państwa. Kto tu rządzi ?
Odpowiedź jest jedna - The United States of America. Liderem wśród państw popierających IPR są Stany, nie ulega to wątpliwości. Wiodą prym jako eksporter nowoczesnych technologii lub produktów, utworów, innych efektów kreatywnej działalności (zobaczcie na spód IPhona - designed in California, assembled in China). Wytwory te oczywiście zabezpieczane są przez prawa własności intelektualnej, które zapewniają amerykańcom wyłączność (monopol) na ich sprzedaż. Bez ochrony IPR innowacyjna myśl techniczna, wkład finansowy w stworzenie niematerialnego ‘produktu’ poszedłby na marne. Nie jest dziwne zatem, że każdemu, kto będzie naruszał IPR Wujek Sam mówi stanowcze ‘NIE’. Traci na tym kasę i nie będzie się bezczynnie przyglądał.
Jest to ważne , żeby rozumieć, że to USA wytycza kierunek w którym zmierzać będzie reszta świata. Na polu międzynarodowym propozycje zaostrzenia sankcji za naruszanie IPRów przeważnie wychodzą od Stanów Zjednoczonych (bardzo ciekawe jest to skąd biorą się niektóre projekty i jak są wprowadzane do prawa –kiedyś o tym napiszę w szczegółach). Przykładem takiego traktatu jest porozumienie ACTA (Anti-Counterfeiting Trade Agreement), o którym wiadomo tyle, że jest tajne : ) O tym jakiego rodzaju wprowadza innowacje możecie przeczytać sobie w Dzienniku Internautów. Polem do wprowadzania nowych przepisów jest przeważnie WTO.
Szereg drugi. Wydawcy, producenci, Urzędy Patentowe, Organizacje zbiorowego zarządu
Należy pamiętać, ze Internet stał się poważnym zagrożeniem dla wszelkiej maści podmiotów korzystających z takiego a innego ukształtowania rynku w przeszłości. Podmioty te będą wszelkimi środkami próbować utrzymać status quo korzystając z już istniejących instytucji prawnych.
Ugrupowanie o składa się z wydawców prasy, książek, producentów audio-video, organizacji zbiorowego zarządu, słowem pośredników pomiędzy artystą a konsumentem. Pośrednicy oczywiście pola nie zamierzają oddać a zagrożeni są przez machiny rodzaju You Tube czy Google Books Project (abstrahując od metod, którymi posługuje się Google przy wprowadzaniu tych produktów...) . Bronią się więc zastępami prawników i przepisami już istniejącymi. Dobrym przykładem z rodzimego podwórka są polskie organizacje zbiorowego zarządu, które są bardzo, bardzo dobrze osadzone w obecnym porządku prawnym i na razie nic nie jest w stanie ich poruszyć.
Na płaszczyźnie prawa patentowego mamy dodatkowo poważnego gracza - Urzędy Patentowe, dla których udzielanie praw wyłącznych jest podstawą funkcjonowania. Amerykański USPTO jest jedyną amerykańską agendą rządową zarabiającą a nie wydającą pieniądze ! Nie można się dziwić , że lobby urzędnicze będzie zawsze broniło swojej pozycji, a należy zaznaczyć, że są to wpływowi ludzie.
Całość przypomina gorącą magmę, z której wypływają na wierzch nowe projekty ustaw, lobbowane przez przeróżne grupy interesów. Każda zmiana prawa oznacza bowiem dla kogoś olbrzymie pieniądze a dla drugiego potężną stratę. Być może kiedyś opiszę co ciekawsze spory, ale tutaj chciałbym zaznaczyć tylko, że gra pomiędzy tymi potęgami odbywa się przy pomocy ... wiadomo czego (kogo). Oślizgłych prawników, lobbystów, zawodowych szantażystów wpływających na każdym etapie na każde rozstrzygnięcie prawne eksportowane następnie przez gracza nr 1 na rynki międzynarodowe.
Upraszczając można powiedzieć, że woda do bagienka międzynarodowego spływa z wyżej położonego bagienka amerykańskiego.
Trzeci szereg
Jedną z bardzo wpływowych grup (i odrębną od innych) jest grupa polityków i partie polityczne. Siła sprawcza mogącą nieźle namieszać, w najgorszym przypadku doprowadzając do powstania nowocześnie wyposażonego totalitaryzmu. Każdy projekt prawa dotyczącego praw własności intelektualnej musi być zatem badany pod kątem tego czy może służyć wprowadzaniu nadmiernej kontroli nad obywatelami. Ilość zagrożeń dla tych ostatnich jest potężna – mamy już retencję danych telekomunikacyjnych (pamiętacie Lepper - Gate z ministrem Kaczmarkiem ?) możemy doczekać się odcinania niepokornym obywatelom Internetu pod płaszczykiem ‘naruszania praw własności intelektualnej’ lub innych ciekawych kwiatków jak śledzenie aktywności sieciowej, wykorzystanie danych dotyczących stanu zdrowia dla celów politycznych, monitorowanie korespondencji, słowem raj dla służb specjalnych, gangsterów. Skoro o tych ostatnich mowa, to oczywiście również mają wpływ na to jak funkcjonuje Internet. Bardzo istotny jest problem dziecięcej pornografii, terroryzmu, przestępstw internetowych – to dotyczy nas wszystkich.
Czwarty wymiar
Na to wszystko należy nałożyć działalność miliardów konsumentów chcących w każdy możliwy sposób uzyskać lub wyprodukować (to też jest zagrożenie dla firm!) coś za darmo. Taka jest prawda, nie bójmy się jej. Walka o dostęp do dóbr cywilizacji nie jest ani nowa ani skomplikowana. Pod naporem bandy Hunów każdy porządek prawny może się wywrócić, w tym także ten ustanowiony przez Wuja Sama. Nie będzie Internetu ? Możliwe, ale jednak obstawiam coś innego.
Dokąd idziemy ?
Z mojego punktu widzenia zderzają się tu dwie zasady – z jednej strony chcemy aby Internet zapewniał anonimowość i wolność wypowiedzi w aspekcie politycznym, kulturalnym i wiążemy to z prawami człowieka, z drugiej zaś strony nie sposób nie zauważyć że społeczeństwo w całej swej masie nadużywa wolności korzystając z anonimowości (komentarze trolli na przeróżnych forach, masowe kopiowanie plików, etc.) lub wykorzystuje Internet w celach przestępczych. Ponieważ nie można zapewnić anonimowości i jednocześnie jej odebrać, uważam to za największy problem. W najbliższej przyszłości trzeba będzie zadecydować jakie wartości mają być podstawą do funkcjonowania społeczeństwa i w jaki sposób zapewnić w tym wszystkim równowagę.
Jeśli miałbym stawiać na to jak będzie wyglądał Internet za 10 lat to obstawiam taki właśnie kierunek, można powiedzieć chiński. Kontrola nad Internetem przez Państwowe Urzędy ds. Zwalczania Cyberpiractwa , kontrola nad infrastrukturą sieciową (dostawcy netu mają obowiązek monitorowania przepływu danych). Użytkownicy będą przeciwstawiać się protokołami szyfrującymi dane, urządzeniami mobilnymi, słowem wiele się nie zmieni, tak jak nie zmieniło się od czasów Napstera godnie zastępowanego przez Rapidshare.
Dodatkowym utrudnieniem jest fakt , że postęp technologiczny idzie tak szybko, że prawo za nim nie nadąża. Aby uświadomić skalę zmian, którymi mierzymy się obecnie wystarczy przypomnieć sobie jak wyglądał Internet w 2000 r. i jaka była jego funkcjonalność. Od czasów Napstera minęły lata świetlne, prawda? Tworzenie ustaw trwa natomiast latami, obowiązujące obecnie prawo ma swoje korzenie w okresie przedwojennym... Wobec tego nie pozostanie nic innego jak odciąć kabel – fizycznie, wprowadzając kolejne ustawy wymierzone w użytkowników końcowych
Jak to się zrobi ?
Początek źródełka legislacyjnego znajduje się gdzieś w stanie Delaware (tam gdzie nie płacą podatków wszystkie duże korporacje), z niego projekty prawa spływają do Kongresu a później na forum międzynarodowe, wracając w postaci aktów prawnych UE, które to Polska będzie musiała implementować do porządku krajowego.
Myślę, że nowe prawo przywiezione będzie w walizeczce Pana lobbysty, który w jeden dzień mini – jetem obleci całą Europę i pogada sobie z kilkoma premierami i prezydentami. Następnie Komisja lub Rada wprowadzi projekt nowej Dyrektywy na obrady w dniu, w którym zaczynają się wakacje Parlamentu Europejskiego i bach... nowe prawo zacznie obowiązywać.
Niezależenie od oceny czy kolejne propozycje Dyrektyw i rozporządzeń unijnych są potrzebne czy też nie, należy podkreślić, że w chwili obecnej proces stanowienia prawa w Unii Europejskiej jest ogromnie niejasny i pokrętny. Przykłady można opisywać godzinami – najlepszy chyba to mętna do bólu procedura uchwalania niedoszłej Dyrektywy ‘software - patentowej’ , zupełnie niedawno Pakietu telekomunikacyjnego.