Już wam przeszły strachy, że dolar się zawali? Jeśli jeszcze nie, to dziś Tymon ogłosi zacieśnienie kontroli przez bank centralny, czyli FED. Będą kontrolować wszystkie banki i instytucje, żeby już w przyszłości im się nic nie wymknęło (tak, wilk opracuje procedury ochrony owieczek). Oczywiście wzmocni to pozycję dolara, który podobno zagrożony jest natychmiastowym upadkiem, jak głosi pan Petersen i Gross. Nawet strachy z wywalaniem rezerw rosyjskich (jakoś dziwnie kwota zatrzymanych bondów w Chiasso z rezerwami dolarowymi Rosji i zapowiedzią ich redukcji się zbiega) albo nuklearną opcją produkcji fałszywych dolarów przez Koreę płn. (co potrafią i robią, a Chiasso dziwnie współgra z wybuchami podziemnymi) nie są go teraz w stanie zawrócić. Nie jest jednak żadnym zaskoczeniem, bowiem lolar znajduje się od 1 czerwca w krótkim kanale wzrostowym (kliknij brazek), dokładnie tak, jak pisano wcześniej.
Na wykresie nie jest to jeszcze jasne i dlatego mówię to teraz. Realizuje się scenariusz szkicowany wczesną wiosną. Odbicie od .700 w górę, z zasięgiem nie przekraczającym .800. Ciekawie to wygląda na długim wykresie, gdzie można wyznaczyć poszczególne fazy.
Obecnie znajdujemy się w trzecim (albo, jak kto woli czwartym) i ostatnim nawrocie zasysania dolara. Rozróżnienie w numeracji bierze się stąd, iż pierwszy na wykresie - okres 15.09.08-31.12.08 nazywam zerowym, rozegrał się on bowiem w dużej mierze spontanicznie, podczas gdy kolejne są już wyraźnie sterowane. Podział chronologiczny i ich uzasadnienie jest w poprzednich wpisach. Ograniczę się zatem do obecnego cyklu. Trwa on od 1 czerwca (jak wygodnie, pierwszy zaczął się 1 stycznia) i potrwa przypuszczalnie około kwartału, co daje jego koniec na początek września.
Regularność cykli deflacyjnych została misternie zaburzona w ostatnim nawrocie, powodując, iż został on złamany dokładnie w środku - akcja paniki propagandowej Petersena et al., opisywana tu wcześniej. Bez tej paniki dolar spokojnie by dokonał swego pociągania do asymptoty na poziomie .800. O ileż piękniej za to wykres wygląda teraz i ileż mld można było wyciąć na tej panice! Pozornie to nie ma sensu, ale nic nie jest takie, jak zdaje się wyglądać. Po pierwsze ogromna oferta obligacji go podniesie (żeby ją wchłonąć rynek potrzebuje dolarów w gotówce), a po drugie - i ważniejsze - spadający dolar wcale nie odstrasza od obligacji, tylko czyni je atrakcyjniejszymi, z powodu lęku o stabilność kursową (bezpieczna lokata) i niższa cena. W chwili odbicia (co teraz obserwujemy), na rynku pojawia się wysyp obligacji, które - z racji wzrastającego dolara - z dnia na dzień stają się droższe w innych walutach.
Przypomnę ponadto, że w logice zasysania nic się nie zmnieniło z wyjątkiem jednego: wiarygodności Benka. O tym będzie kolejny odcinek. Teraz niech wystarczy, że zezowaty nie widzi żadnej możliwości wydłużenia wiarygodności Benka poza ten cykl. Stąd jego koniec (cyklu, nie Benka) będzie też początkiem ery lolara w ścisłym sensie. Olbrzymi wór z obligacjami, które przygotował dla świata Benek, całkiem niedługo podniesie stopy długoterminowe do normalnych rozmiarów. Już przy zwykłej rentowności rzędu 5% Beniamin nie jest w stanie sfinansować kosmicznego długu, bowiem przy rocznym deficycie rzędu 1800 mld (to tylko w tym roku) sam koszt obsługi wynosi 90 mld. Przy 10 mld to już 500 mld, czyli kwota nie do udźwignięcia.
Długookresową prognozę potwierdza przebieg długiej średniej logarytmicznej (EMA200), która zmieniła właśnie kierunek. Zaufanie zostało podkopane, albo polityka quatitative easing Benka zadziałała. Między tymi dwoma możliwościami nie ma żadnej alternatywy, są to dwie strony tego samego medalu. Jak się wciska pustą monetę do systemu, to w oczywisty sposób jej wartość musi spadać. Tak mówi zdrowy rozsądek i ratowanie świata przed zawałem nic w tym nie zmieni. Stąd - poza graficzną elegancją i innymi czynnikami socjodynamiki - pewność, iż to naprawdę jest ostatni ząb piły dolarowej. Co dalej? Od 1 września początek ery lolara.
środa, 17 czerwca 2009
blog comments powered by Disqus