Go To Project Gutenberg

poniedziałek, 4 lutego 2013

Cybergeddon

-
- Który z tych ludzi wydaje ci się podejrzany, drogi Watsonie?

Dwaj nierozłączni przyjaciele - genialny detektyw i jego powiernik odbywali właśnie niedzielną przechadzkę, kiedy z tym pytaniem wypalił znienacka, nieobliczalny jak zwykle dla otoczenia geniusz. Jego myśli zdawały się chodzić nikomu bliżej nieznanymi ścieżkami. Pogodne, słoneczne popołudnie. Co u diaska mogło byś tu podejrzanego?



- Chyba nikt, Sherlocku, nic nie zauważyłem specjalnego. Może ten mężczyzna w czarnych okularach, podejrzanie się rozglądał.

- Chyba nie, Watsonie. On popatrywał na tę wysoką dziewoję, chyba nawet ją w jakiś sposób śledził, ale nie jest niebezpieczny. Zresztą ona ostentacyjnie daje mu do zrozumienia, że go zauważyła, jednak on boi się zbliżyć i zagaić rozmowę. On niebezpieczny? Chyba dla szklanek w bufecie.

- To nie wiem, nikogo tu nie ma, poza zgrają dzieciaków, sforą psów, w tym jeden co szczerzył na mnie kły...

- Szczerzył, nie szczerzył, psy są od tego żeby warczeć, nie potrafią mówić.

- No tak. To nie wiem, nic nie zauważyłem.

- A ta okrągłą jejmość z wózkiem? Co o niej powiesz?

- Nic szczególnego, ma chyba dwojaczki, taki duży wózek... Wygląda niezbyt szczególnie.

- Istotnie, niespecjalnie pociagająca, ale za to jaka silna... Zauważyłeś, nie miała rękawiczek.

- Tak, nie miała, a dziś jest dość rześko.

- I co dalej?

- No i nic, pewnie się spieszyła.

- Pewnie tak, tylko że... jej dłonie były... zarośnięte. To był mężczyzna Watsonie. Dość podejrzany mężczyzna.

- Pokonałeś mnie, jak zwykle.

- Sam sie pokonałeś. Zamiast gapić się na panienę, mogłeś trochę pomyśleć. Ona ma już swojego adoratora.

- Znowu masz rację - po chwili zawstydzony wybąkał Watson - ale mam też ciebie - powiedział z błyskiem w oku i dalej spokojnie kontynuowali przechadzkę.





Czy czeka nas Cybergeddon? Bynajmniej. Banksterzy nie muszą nic kraść ze swoich banków. Po to je zakładali, żeby mieć do nich klucz. Za to cyberwojna doskonale się nadaje na pretekst do wojny prawdziwej, w rodzaju jakiejś grubszej operacji false flag. Zapowiadał coś takiego były już minister obrony USA, Leon zawodowiec Panetta. Odium agresora spadnie na Iran, bądź Rosję, albo inną alkajdę czy anonymous ciamajdę, wszystko jedno. Zezowaty zauważy tylko, że niedawno Amerykanie utworzyli nowe dowództwo w sztabie generalnym, zajmujące się wojną cybernetyczną, co oznacza, że mają praktyczny nowy rodzaj sił zbrojnych - siły cybernetyczne.

Nowość polega na tym, że mają także nowe zunifikowane dowództwo i nie muszą się tułać na przystawkę w marynarce i lotnictwie. Dalej oznacza to, że prawdziwa cyberwojna naprawdę ma szansę się rozpocząć. Cóż lepszego na inaugurację, niż zawalenie istniejącego, skorumpowanego i totalnie zbankrutowanego systemu, który i tak się zawali sam? Inicjator zabawy ma przewagę zaskoczenia i ukrycia łupów, więc pokusie takiego rozwiązania globalnego kryzysu finansowego naprawdę trudno się oprzeć, tym bardziej, że siły cybernetyczne USA mogą liczyć już według wiarygodnych szacunków ok. 100 tys. młodych, zdolnych fanów komputerów, zresztą część z nich to 'zreformowani' hakerzy, wolący pracować za dobre pieniądze dla państwa, niż za darmo gnić w więzieniach. To uboczny skutek zaostrzenia przepisów o terroryzmie sprzed kilku lat o hacking. Wyłapano całkiem pokaźną armię zdolnych młodzieniaszków, na całym świecie zresztą, internet przekracza granice, watsonie :) Na pocieszenie zezowaty doda, że cybernetyczne siły chińskie liczą - także według wiarygodnych szacunków - co najmniej 300 tysięcy głów, więc zmagania w internecie zapowiadają się zaiste ciekawie.

Czy wojna naprawdę będzie rozgrywać się w internecie? Oczywiście. Już zresztą trwa, tylko ty nie masz o tym zielonego pojęcia, bo Kamil Durniok z Justyną Kochanką nic nie powiedzieli. Trudno, dobrze że funkcjonalni debile chociaż twitera potrafią odpalić.

Na koniec akcent polski. Kto zgadnie, na czym polega? [napisano w niedzielę]
{to dla Andżeli, co nie zna Maxa Keisera}




© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut