Go To Project Gutenberg

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Chińczyk schodzi ze sceny

-
Przed Chinami co prawda daleka droga do normalizacji, czyli odnalezienia się we współczesnym świecie, z nowym paradygmatem gospodarczym i motorem wzrostu – i z konieczności musi to potrwać odpowiednio długo. Podobnie jak długo trwa wychodzenie Japonii z zapaści, kończącej epokę cudu gospodarczego. Japonia próbuje wyjść z chronicznej stagnacji już grubo ponad dwie dekady – i końca nie widać, a właściwie już widać: Japonia się z niej już nie podniesie. Nie wiemy, czy w przypadku Chin aż tak pesymistyczne prognozy są uzasadnione, wydaje się że póki co, to jeszcze nie, gdyż Chiny mają po swojej stronie liczne atuty: lepszą demografię, stanowczo lepszą pozycję geopolityczną i inne czynniki. Ale jedno jest już niezaprzeczalne, o czym informuję od dawna – że Chiny wbrew wszelkim oficjalnym zaprzeczeniom i uspokajającym prognozom podążają japońską ścieżką. To znaczy dekady szalonego wzrostu skończą się długim okresem gospodarczego kaca, wymuszającego rozliczenie wielkich długów, skumulowanych podczas tego radosnego okresu. Nie liczyło się wówczas, czy inwestycje są rentowne, produktywne i sensowne. Liczył się wzrost – i z bieżących wpływów ten wzrost faktycznie pokrywał braki, niedoróbki i nietrafione inwestycje. Było tak pięknie. I się skończyło. Epoka radosnego wzrostu na kredyt się skończyła. Co teraz? Teraz cały system bankowy trzeszczy w posadach, pod ciśnieniem złych kredytów.

PNBC, bank centralny wielokrotnie obniżał stopy procentowe, uruchamiał specjalne linie kredytowe dla samorządów, przejmował banki, przeprowadził wielką kampanię centralnych inwestycji, większą nawet niż sławny bailout banków za czasów Henry Paulsona. Wszystko wsiąkło w suchą glebę i rozeszło się po gospodarce, która wciąż żąda więcej. Jednak więcej ludowi komisarze dać już nie mogą. Wraz z częściowo tylko udaną akcją ratowania chińskiej giełdy przed zapaścią ubiegłego lata położono fundament pod prawdziwy, głęboki kryzys bankowy i centralnych finansów. Rozpoczęła się na dobre ucieczka kapitału, niwelując skutki letniej interwencji na giełdzie i wyżerając potężną dziurę w chińskich rezerwach. Wszystko to było od dawna do przewidzenia i mechanikę rozwoju sytuacji opisałem kilkakroć, więc trudno mówić o zaskoczeniu. Jednak gwałtowność eskalacji napięć ekonomicznych w Chinach mówiąc krótko zaskakuje i z biegiem czasu optymistyczna prognoza z ub. roku, oceniająca pewność kryzysu finansowego w Chinach na 100%, ale za to jego gwałtowny przebieg, tzw. „twarde lądowanie” na nie więcej niż 20%, stało się tymczasem nieaktualne. Obecnie prawdopodobieństwo twardego lądowania w Chinach, czyli ogólnego kryzysu bankowego przekroczyło 50% i coraz bardziej przychylam się do alarmującej tezy Sorosa, że właśnie TEN kryzys się rozpoczął. To, że rozleje się szerzej na świat, poprzez Azję, wiemy od długich miesięcy, a obecnie obserwujemy w działaniu.

Juan gwałtownie słabnie w wyniku ucieczki kapitału, a centralne usiłowania powstrzymania tego procesu drakońskimi akcjami administracyjnymi, podobnie jak przy okazji załamania na giełdzie, nie przynoszą spodziewanych efektów tym bardziej, że Chiny nie chcą przyznać się do porażki i jednorazowo zdewaluować juana, aby powstrzymać jego exodus i zrównoważyć bilans handlowy, a upierają się przy jego łagodnej, stopniowej formie. To tylko pogarsza sytuację, gdyż Chińczycy z wielkich biznesów, ale także spekulanci i ogólnie wszyscy z jakimikolwiek oszczędnościami utwierdzają się w swoim przekonaniu, że dalsza dewaluacja jest nieunikniona {bo jest – co piszemy od ponad pół roku} i przyłączają się do kolosalnego parcia na bank centralny. A bank centralny na to parcie musi odpowiadać – bo jest drugą stroną wszystkich operacji walutowych. I tak czy siak, w rachunku bieżącym, bądź kapitałowym, skupuje juana i sprzedaje dolara. W ostatnich miesiącach największa góra rezerw – 4 bln $, stopniała o ok. 800 mld, czyli 20%. Takiego tempa topnienia rezerw i nierównowagi bilansu nie wytrzyma żaden kraj i żaden bank centralny, zatem oczekują nas wielkie dyslokacje z tym związane. To, że są nie do uniknięcia, można stwierdzić po największym zadłużeniu na świecie. Chiński dług {łącznie korpo i prywatny} wynosi oficjalnie 240% PKB, a realnie, wliczając shadow banking nawet 400%. Można było utrzymać tę wysoce niestabilną i niesymetryczną strukturę gospodarczą w pozornej równowadze podczas prosperity – gdy wszystko się kręciło. Obecnie, gdy przestała grać muzyka, a parkiet się przerzedził, okazuje się znienacka, że większość tancerzy jest półnaga, część nie ma butów, a kilku jest nawet po prostu nieżywych. Dopóki panował tłok, stali w nim, co prawda bez ruchu, ale wciąż pionowo. Teraz zaczynają się przewracać... Mówiąc krótko, jest po balu.

W takich oto niepowtarzalnych warunkach przyrody, gdy największy cud gospodarczy świata i jego tymczasem druga gospodarka pokazuje wszelkie symptomy klinicznego zawału, którego tym razem nie da się już powstrzymać wielkim zastrzykiem narkotyku, bo narkotyk się skończył {patrz więdnące w oczach rezerwy} Chińczycy będą ratować to, co najważniejsze, czyli wewnętrzną równowagę. Tak czy siak zaczęła się ostra faza kryzysu, na chwilę przysypanego w ciągu ostatnich lat. On wszakże nie zniknął, tylko się przyczaił, podobnie jak jego przyczyny nie znikły, tylko zostały ukryte w statystykach. Teraz wyłażą ze wszystkich zakątków spod warstw centralnej patyny, wazeliny i biurowego korektora, poprawiającego „nieprawidłowe”, ale jak najbardziej prawdziwe liczby. Poprzednio optymistycznie miałem nadzieję, że nieunikniona ostra faza kryzysu chińskiego zbiera się, niczym czarne chmury na horyzoncie do uderzenia za kilka miesięcy. Błąd. To dzieje się teraz, przy wiodącym współsprawstwie drożejącego dolara i zwijającego się dolarowego kredytu. Kryzys azjatycki rozwinął się na dobre, zatem pilny czas, aby przyjrzeć się faktycznemu stanowi chińskiego pacjenta. Diagnoza o jego zapaści jest o tyle uzasadniona, że jego europejski brat zdradza właśnie podobne objawy. Konkretnie znów zawala się na peryferiach euro europejski system bankowy. Deutsche Bank, od lat przewidywana ofiara tego procesu, odnotował właśnie rekordową stratę roczną 7 mld euro, a banki we Włoszech {Monte dei Paschi} bankrutują. We Francji Holland ogłosił gospodarczy stan wyjątkowy, taki eufemizm na krzyżówkę wojny gospodarczej i kryzysu gospodarczego. Te procesy oczywiście są ze sobą powiązane, podobnie jak globalne finanse ściśle i organicznie wiążą globalną gospodarkę. Sprawdźmy zatem stan głównego pacjenta.


Chiński sukces

Chiny w ciągu minionych trzech dekad niezmordowanie i nieprzerwanie pięły się po szczeblach gospodarczego awansu w górę, aby zająć miejsce pierwszej gospodarki przemysłowej i drugiej ogółem, osiągnięte w ostatnich latach. Dokonali tego oczywiście nie drogą jakiegoś „cudu”, ale wytężonej pracy setek milionów, utrzymując rok w rok ogromne tempo wzrostu. Na przestrzeni wielu lat skumulowało się ono do dużych liczb bezwzględnych, ale trzeba pamiętać, że Chiny startowały z bardzo niskiego pułapu kraju trzeciego świata i powszechnego ubóstwa. Tym większa jest dziś duma centralnego kierownictwa towarzyszy z KC KPCh, którzy właśnie w tym ekonomicznym, ale także społecznym awansie upatrują źródła swej legitymacji do rządzenia. Dysydentom wydają się mówić: może i nie jesteśmy demokratyczni, ale jak mawiał Deng Siao nieważne, jakiej maści jest kot, ważne aby łapał myszy. Chiński model wydawał się te myszy łapać, tyle że nagle skończyła się jego skuteczność, motor wzrostu zgasł – i Chiny w swoim rozpędzie stanęły. Oficjalne statystyki, mające stanowić uzasadnienie dla równomiernego przestawienia gospodarki prezydenta Xi, mówią o krzywej opadającej poniżej 6%, ale możemy spokojnie włożyć to między bajki. Chiny są dziś w recesji.


Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 4/16
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut