Bardzo intrygująca wiadomość od "naszego korespondenta" znad wschodniej granicy.
Od około 19 października 2015 obserwuję dziwne działanie GPS (wschodnia Polska). Nadmienię, że troszkę znam temat, wiem że satelity nie przesyłają współrzędnych, co to są stacje referencyjne, że jest GLONASS i inne itp. Swojego czasu bawiłem się troszkę w offroad i przygotowywałem sam swoje Garmin'y do pracy. Oto moja odpowiedź. Wedle mojego rozeznania taka kilkumetrowa rozbieżność GPS nie może być dziełem przypadku, a wyłącznie działania intencjonalnego. Wiemy obydwaj, że w tej okolicy Chinole prowadzą pospieszne i aktywne prace topograficzno-geodezyjne, które sam odkryłeś latem, nie wiedząc że to żółte. Ano skoro żółte wchodzą na newralgiczny styk NATO i Sojuza, a ściślej GŁÓWNY szlak wschód-zachód {tędy siłą rzeczy będzie szło główne zaopatrzenie w razie wojny} w okolicy Małaszewicz, to być może jankes postanowil im popsuć robotę geodezyjną, Dziś wszystkie sprzęty terenowe korzystają z GPS. Takie zawichrowanie nie wpływa na dokładność zastosowań wojskowych jak wiemy, bo te korzystają z innego algorytmu tych samych nadajników {i w tym tkwi ich uroda}. Ciekawe jest to, że jankes taką możliwość ma - ograniczonego terytorialnie wichrowania danych GPS. To jest novum z zakresu wojny elektronicznej i informacyjnej w jednym. Wiadomo, że nie są to Rosjanie z Krasuchą, bo ta zagłusza WSZYSTKO {czyli ZERO GPS i wszystkie drony spadają}. Jeśli istotnie GPS dziś na wschodniej granicy jest celowo "niedokładny", to by znaczyło, że znajdują się tam newralgiczne, precyzyjne punkty, które ktoś chce zakryć. Z drugiej strony w razie zbyt widocznych odchyłek {a te są widoczne} zainteresowani przejdą po prostu na inne metody nawigacji i telemetrii, gwarantujące zadaną dokładność. Z tego wypływałby wniosek praktyczny, że jeśli faktycznie ma miejsce celowe zawichrowanie pomiarów GPS, to służy ono zaciemnieniu usług, na przykład właśnie precyzyjnego pozycjonowania, w ramach tzw. ogólnej profilaktyki, łagodnych i ukrytych działań wojennych, osłonowych. Co pod tym rozumiem? Ano skoro każdy geodeta albo inny kartograf posiada inne metody wyznaczania dokładnego położenia topograficznego, z dokładnością centymetrową, to nie o nich chodzi, tylko o jakieś zastosowania masowe, tzw. czasu reczywistego. Innymi słowy uniemożliwienia np. namierzania i śledzenia obiektów, czyli zastosowań ściśle militarnych. Wiemy dla przykładu, że triangulacja GSM daje w terenie wyniki do kilkudziesięciu m dokładności. Za mało do śledzenia i zwłaszcza namierzania ruchomych celów. Ale już z dodatkiem GPS albo dodatkowego namierzania satelitarnego schodzi to do kilkudziesięciu cm. I w ten oto sposób, znając numer komórkowy ofiary opalony prezydent może co tydzień podpisać listę osobowych "targetów" do usunięcia {we wtorek}, na przykład w Afganistanie, albo i w Europie... Nie ma się co obrażać, sam opalony się chwalił, że jest "pretty good at killing people", a sprawa jest powszechnie znana. Wyrok wykonują uzbrojone drony, z wysokości kilku km, zawsze z zapisem wideo do akt. Z drugiej strony Rosjanie zademonstrowali w Iranie i Syrii swoje urządzenia do zagłuszania sterowania i nawigacji dronów, włącznie z aktywynymi włamaniami do tego sterowania. Potrafią zagłuszyć GPS na sporym terenie - i w ten sposób "wyłączyć" drony, które nie wiedzą, gdzie się znajdują... Tak więc rozsądne jest przypuszczenie, że Rosjanie potrafią też dokładnie namierzyć cele przy użyciu właśnie GPS - i je cały czas śledzić... albo i zlikwidować z drona. Bo takie przecież produkują. Zatem celowe "rozmycie" GPS we wschodniej Polsce po prostu byłoby zwykłym działaniem osłonowym, kontrwywiadowczym. Ale oznaczałoby także to, co wiemy i piszemy od lat już kilku, że jesteśmy w stanie wojny z Rosją. I mamy w związku z tym powody, aby obawiać się ich aktywnych działań na naszym terenie. To jedyny, rozsądny wniosek watsonie. Inaczej nie byłoby sensu "rozmywać" w miarę dokładnego GPS. Tyle że w warunkach wojennych różnica dokładości twojej pozycji między 30 cm oraz 15 m to różnica między życiem i śmiercią. |