Go To Project Gutenberg

poniedziałek, 28 maja 2018

AI, ET i cała reszta

-


Sztuczna Inteligencja złożyła w KRS wniosek o ogłoszenie upadłości. Czy to koniec marzeń o AI, której kres położyła nieoczekiwanie populistyczna dyktatura ksenofobicznych, antysemickich kaczystów, o których tymczasem bastion nowoczesnych semickich redaktorów z New York Times pisze, że „kąsają rękę która ich żywi”? Nic z tych rzeczy, pochód sztucznej inteligencji wydaje się niezagrożony, a nawet tak jakby wyraźnie ostatnio przyspieszył, upadłości przygodnych firemek są tego nerwowego pochodu koniecznym elementem. Stanowią bowiem nieomylny znak narastających w wyniku jej praktycznych zastosowań napięć ekonomicznych, wynikających z zaostrzającej się konkurencji. W ich efekcie niejedna Sztuczna Inteligencja sp. z o.o. będzie musiała upaść, a w jej miejsce powstać nowa, to konieczne koszty nadchodzących wielkimi krokami zmian, których rozmiarów jeszcze nie jesteśmy w stanie oszacować, ale które z pewnością nie będą błahe. Cóż to jest bowiem ta cała AI?

Wedle podręcznikowej definicji Alana Turinga jest to maszyna {komputer, algorytm itp.} którego przejawów działania nie sposób odróżnić od ludzkich. Sądząc po niedawno zdiagnozowanym na przykładzie Deep Mind wejściu w całkowicie nową epokę, znaczoną postępami sztucznej inteligencji, nie uda nam się od nich już uciec, wychodzących nam naprzeciw i doganiających oraz prześcigających nas na wszystkich niemal polach ludzkiego działania. Człowiek przestał wygrywać z maszyną na najbardziej czułym i istotnym polu intelektu. Nie oznacza to od razu kolonizacji Ziemi przez komputerowe roboty, co wydają się wieszczyć katastrofiści sciencie fiction, ale z konieczności bardzo głębokie i wręcz historyczne przemiany i przewartościowania. Ekonomiczne i także w następstwie polityczne, a ich rozmiarów nie jesteśmy jeszcze w stanie ogarnąć i przewidzieć. Co gorsza prawdziwy wyścig, sądząc z przyspieszających objawów, dopiero się rozpoczyna, ale mentalnie i intelektualnie wydajemy się na niego całkowicie nieprzygotowani, tkwiąc twardo w minionej epoce. Powtórzę: nie zagraża nam kolonizacja i podbój przez roboty, na podobieństwo ET, ale uwaga! Podobnie jak ET może być przyjazne, bądź wrogie, tak i technologia, zwłaszcza o natychmiastowym i globalnym zasięgu, a o czymś takim mówimy w przypadku AI w internecie, niesie ze sobą nowe zagrożenia, bez precedensu w historii.

Wielce symptomatyczny jest przy tym obserwowany uwiąd literatury sci-fi, przed pokoleniem prorokującej te wszystkie wielkie zmiany, a obecnie, kiedy one wreszcie się w realnej postaci materializują, tak jakby tracącej swój powab. Życie najwyraźnie dogoniło i przegoniło wraz z AI tę gałąź literatury i stała się tak jakby zbędna. Zresztą po co czytać trącące myszką baśnie, skoro realne wydarzenia je prześcigają? Ponadto sci-fi w czasach świetności zapowiadała nadchodzące zmiany i stawiała trudne, nurtujące pytania. Obecnie, gdy te zmiany stanęły u naszego progu, nie mamy wcale na nie lepszych, a po prawdzie żadnych odpowiedzi, zatem ponowne ich stawianie w minionym kontekście byłoby zaledwie przejawem schizofrenii. Bo kontekst się zmienił, a część prognoz zauważalnie i niepokojąco zrealizowała. W dodatku niepowstrzymane zmiany zauważalnie przyspieszyły, a my nadal stoimy w szerokim rozkroku, niepewni co to wszystko znaczy, nie ogarniając ich zasięgu i efektów.

Pytania o nową epokę nie są błahe, a przeciwnie: egzystencjalnie fundamentalne dla naszej przyszłości. Z konieczności będzie ona chyba radykalnie odmienna od przeszłości, a ludzkość sama się z pomocą AI skolonizuje do nowej, ulepszonej wersji. Skąd to wiadomo - zapyta dociekliwy watson. Ano z najlepszego źródła: dedukcji z definicji. Spójrzmy bowiem na definicję Turinga i zestawmy z coraz natrętniej dochodzącymi doniesieniami. Sztuczna inteligencja przestała się już z nami ścigać na poszczególnych polach, bo wszędzie nas bije na głowę, i zaczyna powoli, acz nieubłaganie daleko idące przemiany społeczne. Mięły czasy gdy roboty zastępowały ludzi na niższych, powatrzalnych stanowiskach pracy. Ten trend przestał być innowacją i stanowi dziś trzon inwestycji w państwach uprzemysłowionych. Roboty lepiej, szybciej i taniej spawają, montują elementy na taśmie produkcyjnej i wykonują także tysiąc innych prac, w których konieczna jest koordynacja, szybkość, precyzja, siła, wytrzymałość itd. To wszystko roboty wykonują lepiej od człowieka i siłą rzeczy zabierają mu miejsca pracy. Wiedzą coś o tym pracownicy Amazona, którego nowe magazyny są w 100 % zautomatyzowane, wiedzą o tym kierowcy Ubera, zastępowani już dziś przez tysiące nowych, komputerowych Chevroletów Pacifica z autonomicznym systemem sterowania Waymo Gógla, które rozpoczynają pracę w Phoenix.

Mówi się o zezwoleniu „testowym”, ale bądźmy szczerzy: licencja federalnej agencji bezpieczeństwa transportu jest ograniczona tylko z powodów politycznych, bowiem autonomiczne samochody Waymo wykonały już parę ładnych milionów mil po drogach publicznych, korzystając z poprzedniego zezwolenia – i wykazały się sprawdzoną skutecznością i bezpieczeństwem. Nie stanowią zagrożenia dla bezpieczeństwa, a wręcz przeciwnie: są statystycznie bezpieczniejsze od ludzkich kierowców, ale choćby przez wzgląd na wciąż nierozwiązane kontrowersje prawne, na przykład zakresu odpowiedzialności ubezpieczycieli w przypadkach kolizji, a szczególnie jej rozgraniczenia w sprawach kolizji komputer-człowiek na drodze, dziś jeszcze za wcześnie na koncesję ogólnokrajową. Nie pozostawia wszak wątpliwości fakt, że technicznie jest to już pewne, bo Waymo bezspornie działa – i jest o ładnych kilkadziesiąt procent tańsze w użytkowaniu niż Uber. A wszystko a.D. 2018, czyli grube kilka lat przed spodziewanym masowym wprowadzeniem na rynek. Kolejny przykład wyprzedzania przez AI masowej percepcji, bowiem inteligentne samochody to bez wątpienia praktyczny przykład AI.

Choćby z prozaicznych powodów rachunku ekonomicznego nie masz już chyba wątpliwości, że najbliższa dekada będzie zdominowana podobnymi przykładami masowych zastosowań, z reguły prowadzonych przez gigantów internetu: Amazona, Gógla, Fejsbuka i Microsoft? No bo skoro Waymo Gógla efektywnie działa, pozwalając zaoszczędzić na flocie transportowej aż kilkadziesiąt procent, dodatkowo zmniejszając awaryjność i ułatwiając systemowe planowanie, drastycznie redukujące opóźnienia i przestoje, to już chyba jasne, że niebawem dziesiątki milionów kierowców na świecie straci pracę, zastąpione przez komputery? W dodatku będzie to stanowiło początek całkowicie nowych usług, na przykład powszechnego samochodu na godziny, przywoływanego na życzenie z prostotą Ubera, z jednym wyjątkiem – znacznie tańszego.

W końcu nie potrzeba żadnych ludzkich dypozytorów, kierowców, poza – na razie – ludzkimi ekipami serwisowymi, które – cóż za udogodnienie – będą na miejscu zgłaszały się do usterki same, wzywane przez komputer autonomicznego samochodu. Jeśli AI jest już dość inteligentna, aby celująco zdać egzamin na zawodowe prawo jazdy, to także wie co i gdzie w samochodzie nie działa prawidłowo, a powiadomienie o usterce i miejscu postoju jest już dziecinnie proste. Za moment zobaczymy, że wspomniani giganci internetu są także liderami AI – i nie jest to bynajmniej dziełem przypadku, a przeciwnie: konsekwentnego, wieloletniego wysiłku. Potentaci internetu wydają się doskonale wiedzieć dokąd zmierzają, ale mamy z tym, zwłaszcza w kontekście AI pewien podstawowy kłopot, a mianowicie ten, że ich plany owiane są bardzo szczelną mgłą tajemnicy. Nie tylko zresztą plany, ale także obecne osiągnięcia i aktualny stan technologii, która coraz bardziej przypomina regularne zastosowania wojskowe, gdzie wszystko czego nie mówi się wprost, z reguły jest tajne. Pozostaje nam wyciągnąć z tego wielce alarmujący wniosek, towarzyszący niepewności co do skutków masowej eksplozji AI. Sądząc z obecności u jej źródeł panów w mundurach nie jest ona taka jednoznacznie sielska, jak mogłoby się entuzjastom wydawać, a przynajmniej potencjalnie może być bardzo groźna, jak każda broń masowego rażenia. No bo zasięg AI będzie z konieczności globalny, a sztuczna inteligencja stanowi nowy rodzaj broni, bądź jej komponent, za chwilę przykłady. Ważne jest w tym momencie zauważenie niepokojącego rozdźwięku między kolosalnymi nakładami na AI, już widocznymi masowymi jej zastosowaniami cywilnymi oraz potencjalnymi, a niewątpliwie aktywnie opracowywanymi zastosowaniami wojskowymi, o których tymczasem głucho. Logika podpowiada, że skoro AI jest tak poważną, przełomową historycznie i bogatą w skutki technologią, to wojskowi pracowicie siedzą u jej źródeł w biurach konstrukcyjnych i laboratoriach badawczych, co tłumaczyłoby wiele obserwowanych dysonansów.

Że nie mówimy o błahostkach niech ponownie zaświadczy Elon Musk, producent samochodów elektrycznych Tesla {pierwszych z najwyższym 4 stopniem autonomii}, który choćby z tego powodu coś tam praktycznego w dziedzinie AI musi wiedzieć z pierwszej ręki. Wie też coś bez wątpienia o technologii rakietowej i stąd szerzej wojskowej z najwyższej półki, a mówiąc między nami jest z technologią wojskową biznesowo za pan brat. Wiadomo, że drugim dzieckiem Muska jest projekt Space-X, w którym od 2002 roku usiłuje zbudować komercyjną flotę do prywatnych lotów kosmicznych, no a skoro loty kosmiczne, to tajna technika rakietowa i inne tajemnice, do których żaden wywiad nie pozwoli się nawet zbliżyć osobom niepowołanym. Musk zatem musi choćby z konieczności zawodowej z amerykańskim wywiadem pracować, a wedle bezpieczniackiej nomenklatury współpracować, co oznacza eufemizm na meldowanie komu tam trzeba. Nie ma w tym żadnej złośliwości, a jedynie skojarzenie podstawowych faktów. Otóż lider w dziedzinie powszechnej AI, pan Musk ze swoją elektryczną zabawką dla dorosłych chłopców twierdzi że AI stanowi egzystencjalne zagrożenie dla ludzkości. Wariat, nawiedzony, czy może czytelnik sci-fi? A może wszystko naraz, z jednym, najważniejszym, pikantnym szczegółem, a mianowicie sztywnym połączeniem od samych początków biznesowej kariery z amerykańskim wywiadem?

Wolność bowiem wolnością, ale bezpieczniacy nie znają się na żartach i chyba nie sądzisz, że pozwalają latać w kosmos byle komu, bez koniecznych certyfikatów i zobowiązań? Teoretycznie przestrzeń kosmiczna jest bowiem wolna, a nawet podpisano w ONZ uroczyste umowy o zakazie jej militaryzacji, ale nie ulega chyba wątpliwości, że nikt z klubu dużych chłopców jej nie przestrzega? Mam tu na myśli kraje dysponujące zdolnościami technicznymi do wystrzeliwania dużych satelitów na orbitę i ich nadzorowania, czyli osiagające pierwszy stopień kosmiczny. To grono nie jest zbyt liczne, obejmuje bowiem obok pionierów USA i Rosji tylko pozostałe „mocarstwa” atomowe, czyli te posiadające bomby oraz skuteczne środki ich przenoszenia w postaci międzykontynentalnych rakiet. Międzykontynentalnych – czyli wystrzeliwanych na orbitę i stamtąd powracających z powrotem po drugiej stronie globu. Do tego elitarnego klubu ostatnio gorączkowo próbuje dołączyć dyktator z Pjongjangu Kim Dzong Il, przeświadczony {chyba słusznie}, że kiedy posiądzie pełną zdolność rakietową {czyli pierwszy stopień kosmiczny}, nikt mu już nie zagrozi, bowiem będzie bał się skutencznego atomowego odwetu. Stąd wynikają poniekąd z żelazną logiką postępujące amerykańskie przygotowania do wyprzedzającego ataku na Koreę płn. w pacyficznych bazach USA, a wskazujące na wiosenną ofensywę, wedle wairygodnych źródeł krótko po kończącej się olimpiadzie w Seulu.

Oto jak pierwszy stopień kosmiczny jest w praktyce ważny, gdyż stanowi konieczny element atomowego straszaka. Z tego to powodu, a nie wyłącznie technologicznej nieosiągalnośći, grono atomowych potentatów jest tak wąskie. Skonstruować bombę i rozszczepić atom potrafi dziś niemal każdy, nawet Kim Dzong Un. Co innego zbudować działającą rakietę nośną, która nie tylko wzniesie się na co najmniej kilkadziesiąt km ponad powierzchnię Ziemi, ale jeszcze – a co jest o wiele trudniejsze – będzie w stanie ją jeszcze precyzyjnie sterować w stadium opadania i wejścia w atmosferę z prędkościami ponad 10 Macha. W praktyce jest to zadanie niebagatelne, a Kim pono jest już bliski jego realizacji, przy małej pomocy sprawdzonych pakistańskich, rosyjskich i chińskich przyjaciół. Kto wie, czy ostatnia burza z wciągnięciem Pakistanu na czarną listę sponsorów terroryzmu, skutkująca zerwaniem stosunków dyplomatycznych z USA, a jednoznacznie wskazująca na marsz ku wojnie, nie została wywołana właśnie kontrowersjami wokół koreańskiego programu atomowego?

Świat w końcu nie jest tak wielki i specjaliści po zbadaniu śladów wybuchów potrafią nie tylko ustalić rodzaj materiałów, ich precyzyjny skład, ale także dokładny rodzaj i konstrukcję bomby oraz – co ma niebagatelne znaczenie – nawet źródło uranu, użytego do jej budowy. Po ostatnich atomowych pokazach Kima stało się jasne, że ten bazuje na chińskiej technologii, zdobytej za pośrednictwem właśnie Pakistanu. Nie pomogła także afera Russiagate, w której wyniku kochankiem i zausznikiem zdyskredytowanej szefowej komitetu wyborczego Demokratów Debory Wassermann Schultz {obejrzyj koniecznie jej foty} okazał się jurny i bardzo aktywny na serwerach Kapitolu Imran Awan, agent pakistańskiego ISI. Ruscy agenci są więc naprawdę z Pakistanu? Nie tylko, ale dziś to szczególnie istotne, skoro Trump poważnie zamierza zrównać Kima z ziemią, nie z powodu osobistej złości, ale chyba naprawdę z powodu fundamentalnej niechęci do pozszerzania elitarnego klubu atomowego o kolejnego członka. Jak rozumiemy z krótkiego objaśnienia na jego drodze stoi dziś przed Kimem niebagatelne wyzwanie techniczne wejścia na piewszy etap kosmiczny, ale z pomocą wiernych przyjaciół Chin i Rosji w końcu mu się to uda. Pomimo embarga Kim wciąż sprzedaje za granicę węgiel, a importuje konieczną ropę, z którą transporty widać na zdjęciach satelitarnych podążające choćby przez Hongkong. Przy okazji kolejny powód, dla którego warto osiągnąć ten pierwszy stopień – aby sprawnie i tanio, a najważniejsze w ścisłej tajemnicy móc wystrzeliwać na orbitę szpiegowskie satelity, podobne działania dokumentujące.


Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 8/18
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut