Go To Project Gutenberg

poniedziałek, 28 maja 2018

FejsBóg… i znów Trump, czyli o króliczku

-


Wydawało się już, że po zasłużonym przejęciu czołówek na wyłączność przez całe tygodnie Trump w końcu musiał zostać poddany poważnej medialnej korekcie i na dłuższy czas zniknąć, ale tu spotkał nas srogi zawód. Piszę zasłużonym, bowiem ogłoszenie totalnej wojny handlowej ze światem nie jest wydarzeniem codziennym i musiałoby z racji objaśnianych już szeroko powodów ekononomicznych i monetarnych wywołać kaskadę wydarzeń wtórnych, aliści ledwie tym wielkim problemem zajęli się wielcy tego świata na regularnym szczycie G-20, inne, bardziej przekonujące strachy zajmowały głowy komentatorów. Na czołówkę wybił się bowiem za sprawą podwójnego, a może nawet potrójnego i kto wie, czy nie poczwórnego agenta Skripala Władimir Władimirowicz Putin, udelektowany przez Teresę May niebagatelnym tytułem chemicznego zabójcy światowego, a świat stanął przeniesiony w okamgnieniu magicznym wehikułem czasu w sam środek zimnej wojny, gdy „zachodni imperialiści” tylko czyhali na okazję, aby dokuczyć ojczyźnie miłości i postępu ze stolicą w Moskwie.

Patrząc z tej historycznej perspektywy była to dla Władimira Władimirowicza nie lada gratka, gdyż swój po skutecznym zablokowaniu przez niezawisłe sądy kandydatury jedynego realnego kontrakadydata Alekseja Nawalnego pewny wybór na czwartą już kadencję na prezydenckim stolcu oparł na ultrapatriotycznej i wojennej retoryce, skopiowanej z tamtych wydawałoby się zamierzchłych czasów. Nie było to posunięcie jak widać chybione, gdy zaraz po kwiecistym przemówieniu do Zgromadzenia Narodowego przyszła mu w sukurs rzekoma wróg Teresa May, potwierdzając nad wyraz dobitnie Rosjanom, że z tą groźbą wojny coś jest na rzeczy. Zwróćmy przy tym uwagę, że dyplomatyczna afera z całkowitym zamrożeniem stosunków dyplomatycznych między Brytanią i Rosją wybuchła dokładnie w ostatnim tygodniu przedwyborczym, tak jakby Teresa May nie mogła jej zaplanować inaczej niż idealnie w kalendarzu Putina, a przecież mogła, bowiem inicjatywa z teatralnym ultimatum wobec Moskwy leżała po jej stronie.

Premier May ograniczyła się tylko do „głębokiego przekonania” o zleceniu zabójstwa Skripala przez Putina, ale już jej nieusuwalny minister spraw zagranicznych Boris Johnson – jak na rasowego dyplomatę przystało – nie żałował sobie dyplomatycznych określeń i nazwał Putina mordercą i bandytą, nie pozostawiając wątpliwości co do sprawstwa zamachu. Świat zamarł w oczekiwaniu, Londyn wydalił 23 rosyjskich dyplomatów, Moskwa symetrycznie wydaliła 23 Brytyjczyków, a w Nowym Jorku udbyła się burzliwa sesja RB ONZ, w której postępowa ludzkość potępiła chemicznego tyrana na Kremlu. Świat nie miał innego wyboru, jak przyłączyć się do apelu o wyjaśnienie zbrodni w Salisbury, kierowanego na ręce czekisty. Ten wszak odpowiedział na te apele równie zasadniczo: albo dajcie nam próbki wykrytej trucizny, albo przeproście za niegodziwe oskarżenia atomowego mocarstwa!

I tak, skoro Teresa May ani myśli na takie wydawałoby się rudymentarne żądania Rosji w ogóle odpowiadać, tymczasem – akuratnie na rosyjskie wybory – sprawa nowiczoka i Skripala wydaje się spoczywać idealnie w martwym punkcie, gdy obie strony znajdują się na całkowicie bezpiecznych i w dodatku moralnie uzasadnionych pozycjach. Z jednej strony postępowy świat nie będzie dyskutował z ruskim czekistą i mordercą, a ten z drugiej strony nie będzie gadał z zachodnimi imperialistami, gdy ci nie potrafią zachować nawet minimum szacunku, a szacun na wschodzie jest jak wiadomo w cenie.

Władimir Władimirowicz wygrał wybory z wynikiem 76%, lepszym od prognozowanego i w dodatku przy znacznie lepszej niż poprzednio organizacji samych wyborów. Zagraniczni obserwatorzy dostrzegli wprawdzie swym wprawnym okiem znane z poprzednich wyborów fałszerstwa, ale ich natężenie wyraźnie zmalało – co najmniej dwukrotnie, sądząc po ich liczbie, wielce prawdopodobne jest zatem, że Putin wybory wygrał całkowicie zasłużenie, co potwierdzają zresztą liczne badania społecznych nastrojów. Ile w tym jest zasługi terminarza May sam/a zgadnij, faktem pozostaje że wyborcza retoryka Putina nastawiona była na podkreślenie zagrożenia zewnętrznego, a w tym dziele sprawa Skripala pomogła w znakomity sposób. W umysłach Rosjan jest jeszcze świeża prezentacja nowych strasznych, skutecznych broni Putina przeciw imperialistom, na czele z hipersoniczną manewrującą rakietą atomową, mogącą krążyć na orbicie przez „nieograniczony” czas, oczywiście nie na pusto, tylko ze 100 M-tonową głowicą w środku. Akurat jak znalazł na brytyjskich pyskaczy, wyzywających przywódcę Rosji od masowych morderców.

Tak jakby wielki przywódca faktycznie chciał i musiał się troszczyć o trzeciorzędnego, sprzedajnego kapusia, wycenionego zaledwie na 13 lat kolonii karnej, czyli mniej niż Chodorkowski, a wymienionego na innego kapusia z drugiej strony! Dla przeciętnego Rosjanina to na kilometr śmierdzi prowokacją tym bardziej, że stanowcze żądanie próbek pozostało bez odpowiedzi. Tymczasem TASS nie zasypia gruszek w popiele i przypomina, że twórca gazu paraliżująco-drgawkowego nowiczok, zapasy którego Rosja zniszczyła zgodnie z konwencją o zakazie broni chemicznej, żyje sobie jak gdyby nigdy nic… w Ameryce, a jego chemiczna wiedza być może jest tajna, ale przecież nie na tyle, aby nie mogła być wykorzystana przez któregoś z sojuszników Ameryki, bowiem jak łatwo się domyślić wraz z naukowcem tamże trafiła.

Chwilowa nierozwiązywalność problemu nowiczoka wydaje się służyć obu stronom, gdyż Teresa May sprawnie zakopała aferą swe wielkie problemy z brexitem i mogła triumfalnie obwieścić na fali medialnej póki co wojny z Rosją przełom w rokowaniach z Brukselą, zawierający zapewne jakieś niemiłe, ale póki co tajne ustępstwa. W istocie okres przejściowy po brexicie, mającym nastąpić z nieustępliwą konsekwencją zegara już za rok, a trwający zaledwie do końca 2020, czyli przez kolejne 2 ¾ roku, nie gwarantuje póki co Brytyjczykom idealnie nic, gdyż znajdują się w punkcie wyjścia, ale po co im to dziś mówić? Ustanowiony termin pasuje za to do wyborczego kalendarza May – i to jest najważniejsze! Druga strona medialnej wojny rosyjsko-brytyjskiej także nie może narzekać, bowiem car Putin, niesiony wojenną retoryką w przewidywalny sposób wybory wygrał.

Nieco mniej spostrzegawczy aktorzy sceny politycznej, jak na przykład wódz nadwiślańskiego bantustanu Duda, wyciągnęli pochopne z całego cyrku wnioski, już to przyłączając się w pewności co do sprawstwa zbrodni w Salisbury do Johnsona, zapominając o jego zawodowym emploi, rodem z Monty Pythona oraz Jasia Fasoli, już to zapominając Putinowi gratulować zwycięstwa. A przecie najlepiej obeznani wprawdzie jak się należy przykładnie potępili kremlowskiego tyrana, wzywając go teatralnie do natychmiastowego „wyjaśnienia” zamachu, a co w sensie dyplomatycznym jest doskonale jałowe w świetle cytowanego i jak najbardziej oficjalnego demarche Ławrowa z żądaniem próbek, jednocześnie wzorem francuskiego Macrona widomie się z tym ociągając i łągodząc „pewność” do „głębokich podejrzeń” oraz wzorem Trumpa dzwoniąc do kremlowskiego satrapy z gratulacjami. Tak jest! Trump jak to jest w zwyczaju cywilizowanego świata zadzwonił do Putina po ogłoszeniu wspaniałego wyniku, bo to niewiele kosztuje, a w końcu trzeba ze złym ruskim czekistą rozmawiać, zwłaszcza w roznieconym już na dobre nastroju kopii zimnej wojny i tym bardziej, że właśnie wyrzucił był opornego Rexa Tillersona z Departamentu Stanu, otwierają się zatem nowe możliwości. Podobnie zresztą, ale zapewne z innych pobudek postąpił szef KE Juncker, zatem z tym nagłym ostracyzmem Putina akcja albo była przez May niedograna, albo po prostu koniunkturalna i chwilowa, co słabo wróży naszym dalszym sukcesom, bowiem polski MSZ Czaputowicza w podskokach stanął u jej boku.

Podobnie i sama May, aczkolwiek jej zaciekły polityczny rywal i sabotażysta brexitu Johnson wprost nazywa Putina zbrodniarzem, już tak zasadnicza nie jest i ogranicza się do „głębokiego przekonania”, które przy żadnym oglądzie nie jest pewnością, zatem nie da się go formalnie zaklasyfikować jako oskarżenie. Podobnie, choć rezolucja RB ONZ wydaje się niemal wojenna, w istocie stanowi kolejny akt bezzębnego teatru i gombrowiczowskiego pojedynku na miny na zasadzie: powiedział niemy głuchemu i gadał dziad do obrazu. Obrazy z tego nie będzie tam gdzie trzeba i przeciwnie: będzie tam, gdzie trzeba. Naiwne pospólstwo w Rosji oraz nadwiślańscy indianie rzucili się na głoszone hasła zgodnie z zaprogramowanym wynikiem, po lewej stronie sceny jednomyślnie potępiając mordercę z Kremla, a po prawej bijąc mu gromkie brawa, no bo przecież nie pozwolimy bić naszych, a w ogóle ci imperialiści to już mocno przesadzili, ale my się im nie damy, bo my atomowe rakiety mamy… aż dzie bierze, że lud poczciwy wciąż daje się nabierać na te stare i wydawałoby się do cna spleśniałe zaklęcia. Tak czy owak wyborczy tydzień Putina spod znaku nowiczoka zakończył się, a świat jednym susem powrócił ze skraju wojny atomowej i zimnej do współczesności – wystarczył jeden telefon Trumpa. Czy nie żyjemy w epoce masowej schizofrenii?


Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 12/18
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut