Go To Project Gutenberg

poniedziałek, 28 maja 2018

Królewiec, centrum Międzymorza

-



Nie wymaga wielkiej spostrzegawczości zauważenie, że od pamiętnego szczytu NATO w Warszawie latem 2016 roku, kiedy szumnie ogłoszono oficjalny plan Międzymorza, czyli regionalnego bloku wojskowo-gospodarczego pod parasolem NATO, obserwujemy serię narastających prowokacji i konfrontacji z Rosją, szczególnie na Bałtyku. Rozpoczęła się ona zresztą wcześniej, równolegle z obserwowanymi zmianami strategii USA i Rosji oraz zwiększaniem parcia na europejską ekspansję NATO na wschód. Jego przełomowym momentem był kijowski Majdan 2014, przewrót i radykalna zmiana orientacji Ukrainy, do tej pory pozostającej w rosyjskiej orbicie wpływów, a w konsekwencji błyskawiczne kontrposunięcia Kremla z inkorporacją Krymu oraz aneksją Doniecka i Ługańska. Bez żadnej przesady można powiedzieć, że projekt Międzymorza ufundowano właśnie na Majdanie, stąd zresztą taka na nim stadna obecność polskich polityków. Nasilone animozje i prowokacje na nowo uformowanym w ten sposób froncie rozwijają się od tego czasu w nieprzerwanym korowodzie wojskowych ćwiczeń, incydentów i oświadczeń, zwłaszcza na Bałtyku oraz Morzu Czarnym, największych polach styku, w dodatku z wodami międzynarodowymi, dającymi z samej natury swobodny po temu dostęp i okazję.

Za naszą wschodnią granicą w okolicach Brześcia białoruskiego odbywają się kolejne wiosenne ćwiczenia rosyjskiego frontu zachodniego, z prominentnym rozwinięciem o użycie broni jądrowej, od szczebla taktycznego w górę, doskonalące umięjętności desantu, forsowania granic itp. Rosyjskie ministerstwo obrony nazywa je rutynowymi ćwiczeniami obronnymi, ale czy desant może być obronny? Zależy od doktryny, a ta ostatnio, w takt znaczących zmian geopolitycznych w naszym regionie, mocno się na Kremlu zmieniła. Nie od rzeczy jest też zauważyć dramatyczny wzrost napięcia wokół Syrii, wszystko za sprawą oczywistej prowokacji false flag, ćwiczonej tam już bodaj z dziesięć razy. Ilekroć syryjski „tyran” Assad widział w bliskiej przyszłości wyjście Amerykanów z Syrii, zaraz rzucał sarin na bezbronnych cywilów, tak jakby opętany jakąś tajemną klątwą, bowiem za każdym razem tuż przedtem jakiś przywódca zachodu przestrzegał go o nieprzekraczalnej linii z użyciem broni chemicznej.

I tak stało się i tym razem w Gucie, całkowicie niemal oczyszczonej już z „umiarkowanych rebeliantów”, wspieranych przez Amerykanów tak dalece, że nawet stadnie stamtąd ewakuowanych helikopterami. Ale zanim ich ostatki zdążyły zniknąć, to wszak Assad znów zdążył ich ubiec, zrzucić niemieckiej produkcji firmy Merck sarin na bezbronnych cywilów, wyzwalając tym samym gniew zarówno prezydenta Macrona, prezydenta Trumpa, jak i premier May. Trump w środku nocy na twitterze zagroził Putinowi nowymi rakietami, mającymi wkrótce spadać na barbarzyńskiego „bydlaka” Assada. Zaiste nie tylko bydlak, ale całkiem musi być on opętany, skoro po raz dziesiąty z rzędu przekracza wyraźnie nakreśloną nieprzekraczalną linię z użyciem broni chemicznej, akurat w chwili i miejscu, gdy jej zastosowanie jest absolutnie nieprzydatne, niecelowe i całkowicie pozbawione sensu.

Tak się przypadkowo tym kolejnym razem złożyło, że równolegle z petraktacjami z uroczystą delegacją Kurdów do Paryża prezydent Macron nie tylko przyobiecał im pomoc i obronę w Syrii przed drugim złym tyranem, sułtanem Erdoganem, ale nawet ogłosił przygotowania do zbrojnej w Syrii interwencji. Akuratnie na rzekome przygotowania Trumpa do wyjścia z Syrii. Były zresztą te oświadczenia wielce smakowitym przyczynkiem do masowego oświecenia światowej i zwłaszcza amerykańskiej opinii publicznej, że amerykańskie wojska istotnie od kilku lat w Syrii w najlepsze działają, nie tylko w niewinnym charakterze „obserwatorów”. No bo skoro Trump zamierza z Syrii wojsko „wyprowadzić”, to ono tam najwyraźniej musiało już być! Po czterech dniach sprzecznych oświadczeń oraz co jeszcze ważniejsze nalocie na dom, biuro i pokój hotelowy osobistego adwokata Trumpa, pana Cohena, wykonanym przez FBI na polecenie specjalnego prokuratora Rosensteina, asystemta prokuatora Muellera, prowadzącego krucjatę przeciwko Trumpowi, światopogląd Trumpa uległ dramatycznej odmianie i wprawdzie z żalem, niemniej bardzo energicznie zdementował wcześniejsze oświadczenia i nadzieje. Pentagon nie widzi otóż możliwości wychodzenia z Syrii, zwłaszcza gdy Assad przekracza czerwoną linię z bronią chemiczną przeciw własnemu społeczeństwu, barbarzyńca jeden.

Burleskowego komizmu tej bądź co bądź poważnej sytuacji, w końcu pół miliona ofiar syryjskiej wojny nie powinno stanowić powodu do żartów, jest łatwy do weryfikacji fakt wielokrotnego, powtarzalnego łamania tej czerwonej linii przez syryjskiego „tyrana”, tak jakby naprawdę zwariował, w dodatku zawsze na zewnętrzne zamówienie. Tak było przy okazji poprzednich prowokacji z użyciem sarinu {tylko to mają w magazynie?}, tak było i tym razem. Prezydenci Macron i Trump, przestrzegli otóż syryjskiego tyrana przed użyciem broni chemicznej, a ten, tak jakby pociągany za jakiś tajemny sznurek musiał po tygodniu jej użyć! Żeby było jeszcze weselej od miesiąca rosyjski wywiad oraz Damaszek, równolegle z zachodnią kampanią opłakującą hekatombę ofiar bombardowań w Gucie, zapowiadały spodziewaną kolejną prowokację z użyciem sarinu, której ślady przygotowań nie tylko podczas działań w postaci samego sarinu u terrorystów zwanych na zachodzie „rebeliantami” odkryli, ale nawet odnaleźli zaimprowizowane polowe studio, w którym nagrano rzekomy „atak chemiczny”.

Kolejność zatem była tym razem zgoła odwrotna od klasycznej, tak bardzo się scenariusz już zużył, a działania przyspieszyły. Najpierw prowokację zdemaskowano i publicznie ogłoszono, następnie był jej pierwszy etap z kolejną czerwoną linią, a dopiero na samym końcu był rzekomy, relacjonowany przez tzw. „białe hełmy” z centralą w Londynie, dokładnie tak samo jak Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka {swoją drogą powinno budzić zaciekawienie inteligentnego człowieka skąd oni w Londynie wiedzą co się dzieje w Syrii lepiej od samych Syryjczyków}, haniebny atak sarinem. Dziesiąty z kolei, wedle oklepanego scenariusza. Ten Assad to nie tylko bydlak i imbecyl, ale do tego jeszcze maniak! W takim nastroju jasnym jest, że kraje demokracji ludowej, przepraszam – nie ludowej, to z pośpiechu, bo właśnie czytałem notatkę o protestach Obywateli UB w sejmie, przepraszam bis! - nie UB, ale RP, jak ten czas szybko leci, a stare wzorce zawsze żywe…

Tak więc nie żadne kraje demokracji ludowej, bo to za komuny było, ale demokracji liberalnej muszą stawić dziś czoło gazowemu maniakowi, syryjskiemu tyranowi Gassadowi, który po raz dziesiąty z rzędu przekroczył nieprzekraczalną linię z gazem bojowym sprzed stu lut, jak gdyby nigdy nic dalej produkowanym przez swych wynalazców z Mercka, nie z merca – oto jak ważna jest w pruskiej Unii tradycja. Po drugiej stronie sporu jest jak pamiętamy kremlowski czekista, który przyobiecał obronić integralność Syrii i jej prezydenta, zatem widać jak na dłoni, że wszystkie preteksty konieczne do szerszej wojenki już mamy gotowe tym bardziej, że gazowy atak w Gucie odbył się niezwłocznie po szczycie turecko-rosyjsko-irańskim w Ankarze, gdzie doszło nie tylko do potwierdzenia determinacji tego trójkąta w Syrii, uzgodnionego jesienią 2017, ale także do zawarcia bardzo istotnych strategicznie kontraktów rosyjsko-tureckich oraz rosyjsko-irańskich. Wygląda otóż na to, że Putin odgrywa obecnie w regionie Azji Mniejszej rolę rozjemcy i zwornika pomiędzy tradycyjnymi, historycznym antagonizmem turecko-irańskim, a co swoją drogą znamionowałoby poważne pęknięcie geopolityczne, zważywszy na kardynalną rolę Turcji jako wspornika NATO w regionie. Tym bardziej zatem widzimy pilność syryjskiej rozgrywki, z jednej strony otwierającej drogę do tak zaskakującego sojuszu, a z drugiej determinującej przymus jego zablokowania.


Ruchoma Turcja

Nie wiemy, czy trójkąt Ankara-Teheran-Moskwa przetrwa próbę ognia w Syrii, ale sam fakt jego powstania i testowania uzmysławia nam logikę dwóch równoległych konfliktów na styku tektonicznych płyt rosyjskiej i NATO-wskiej {amerykańskiej}: na Ukrainie i w Syrii. O ile powstanie bloku Międzymorza oznacza wciągnięcie uprzednio pozostających w cieniu Moskwy wschodnich Bałkanów {Rumunia, Bułgaria, Serbia}, Ukrainy i organiczne przyciąganie do niego ostatnich prorosyjskich bastionów w postaci Mołdawii, czyli faktyczne oderwanie od strefy wpływów Rosji, to wojna syryjska może w efekcie doprowadzić może jeszcze nie do oderwania Turcji od NATO, ale widocznie już poderwania jej fundamentalnej regionalnie w sojuszu roli, a wszystko za sprawą rozgrywania interesów. W wyniku konfliktu syryjskiego Erdogan coraz lepiej czuje się w towarzystwie Putina i na odwrót.

Czy regionalną rolę Turcji przejmie Arabia Saudyjska? Wiele poszlak wydaje się właśnie na to wskazywać, a z nich wcale nie ostatnią jest bardzo długie, organizatorskie tournée następcy tronu Muhammada bin Salmana po Stanach, trwające aż trzy tygodnie, podczas których zawarto poważne biznesy i nakreślono kształt przyszłości. MbS dopiero co dokonał pałacowego przewrotu, usuwając całą opozycję i co więcej drastycznie opróżniając jej kieszenie, na co najmniej 800 mld $, z których da się sfinansować niejedno z zamierzeń modernizacyjnych i wojskowych. Saudowie pospiesznie modernizują się także w dziedzinie kultury, próbując przeskoczyć wprost z głębokiego średniowiecza, w którym tkwi ich ideologia salafizmu, do XXI wieku – i być może im się to nawet uda. Kobiety w wojsku oraz otwarcie kin po ćwierćwieczu zakazu to ostatnie przykłady pospiesznej, odgórnej rewolucji kulturowej. Wiele wskazuje na to, że ambicje Saudów uzyskania regionalnej dominacji, a przynajmniej powstrzymania ambicji zarówno Turków, jak i Irańczyków, rozkwitają właśnie pod przychylnym okiem Trumpa. W każdym razie z perspektywy Syrii patrząc takie rozwiązanie jest dla Amerykanów optymalne, a przynajmniej takie najwyraźniej obrali. W efekcie nieufny jak zwykle, a dodatkowo ambitny Erdogan nie ma specjalnie innego wyboru, niż licytacja przed Amerykanami swych atutów, tym bardziej w palącej sprawie Kurdystanu, na który Amerykanie pod rękę z Izraelem nie tylko dali zielone światło, ale także organizatorską dłoń i fundusze. Regionalne referenda w tej sprawie, przeprowadzone w Syrii i Iraku, były zapewne dla Erdogana ostatnim dzwonkiem ostrzegawczym, po którym nasilił nie tylko swe działania na linii Ankara-Waszyngton, ale także Ankara-Moskwa i ostatnio jak widzimy nawet Ankara-Teheran, co wydawało się wręcz nie do pomyślenia. A wszystko za sprawą rozwoju wojny w Syrii.


Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 15/18
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut