Przystępując do urzędowania w Białym Domu Trump obiecał Amerykanom „osuszyć bagno” polityczne. Sądząc z temperatury medialnej nawalanki, której jest celem od niemal dwu lat, była to obietnica szczera, bowiem chyba nie było jeszcze prezydenta, którego amerykańskie i światowe media niszczyłyby tak zajadle i wytrwale, jak jego. Przykładów nie trzeba szukać daleko, ot choćby ostatnie forum w Davos, po którym Trump wedle głównych mediów „całkowicie utracił przywództwo” na rzecz nieodmiennie postępowych Merkel, a szczególnie Modiego. Większość stacji pokazywała Trumpa przemawiającego w odcieniu jadowitej pomarańczy, co skądinąd nie jest niczym nowym, bo to chorobliwe skrzywienie palety kolorów kamer towarzyszyło mu podczas kampanii wyborczej, tak jakby cierpiał na jakąś wyjątkowo ciężką formę żółtaczki. Co gorsza dla prymitywnych manipulatorów i stojących za nimi bezpieczniackich sponsorów żółte skrzywienie z konieczności udzieliło się i innym uczestnikom, występującym jak to zwyczajowo w Davos z reguły grupowo. Czy wszyscy w tym roku z powodu globalnego ocieplenia, skutkującego jak wszystkim wiadomo rekordowymi opadami śniegu, blokującymi na tydzień szwajcarski kurort {nie ten, ale niedaleko} oraz kolejki linowe we Francji i Austrii, z których pasażerów musiały ratować śmigłowce, zapadli w Davos na żółtaczkę? Nie drogi watsonie, co łatwo stwierdzić porownując obraz z CNN {ZNN} oraz niektórych europejskich stacji. W tych drugich Trump i reszta doborowego towarzystwa ma całkiem normalne, czerstwe oblicza, nie ma zatem żadnej epidemii żółtaczki, a Trump okazuje się być całkiem normalnym facetem. Z którego jakieś potężne lobby w światowych mediach robi tymczasem żółtego wariata. Prymitywna manipulacja obrazem wszak jest tylko przejawem czegoś poważniejszego, na trop czego łątwo trafić po wskazówkach Trumpa na temat epidemii „fake news”, o których wspomniał także w Davos, a czemu poświęcił przed przyjazdem oficjalne rozdanie nagród, chłoszcząc kłamliwe media całkiem otwarcie i po nazwisku. Nie po raz pierwszy, bo otwarta wojna propagandowa przeciw niemu trwa od dawna. I tak w „wiodących mediach” Trump na międzynarodowym forum Trump ma wściekle pomarańczową facjatę, tak jakby chciał wszystkim nie tylko nałożyć karne cła, ale jeszcze przyłożyć w mordę. Zgodnie z tą narracją w Die Welt Trump wyciąga rękę do zgody, ale drugą „zaciska w pięść”. Prawda, że dogodne skojarzenie sytuacyjno-obrazkowe, zwłaszcza gdy prawdziwym „liderem świata” okazuje się być „powracająca na scenę” kanclerz Merkel, z dobitnym przesłaniem jedności i otwartości, które ma być przeciwwagą dla antagonistycznych, protekcjonistycznych i populistycznych posunięć Trumpa? Jego nazwisko z ust Makreli nie pada, ale wszsycy przecie wiedzą, o kogo chodzi: o zakałę ludzkości, przeszkodę globalizacji i hamulcowego postępu, krótko mówiąc o człowieka z wściekle pomarańczową gębą. Realne wydarzenia tymczasem wyglądają zgoła całkiem odmiennie, co łatwo skonfrontować przeglądając różne źródła. Jakże odmienny płynie z nich przekaz! Trump nie ma wcale wściekłej gęby, a w Davos, pomimo że przybył tam tylko na jeden dzień, literalnie wszyscy na niego oczekiwali, tak jakby naprawdę miał coś istotnego do powiedzenia. Nie miał, o ile oczekiwano jakichś niespodzianek. Tych nie było, bo było jedynie powtórzenie dawno znanych sloganów, pracowicie obecnie realizowanych. Trump po raz kolejny powtórzył, że realizuje swe wyborcze hasło „America first” i wytłumaczył w przystępnych słowach dlaczego tak jest – i że jest to fair. USA pozostają niezmiennie przywiązane do wolnego handlu i owartych granic, ale nie może oznaczać to „wolnej amerykanki” i niekontrolowanej migracji. Bowiem wolny nie może oznaczać „bez żadnych zasad” i „dowolny”. Otóż nie! Zasady, porozumienia, traktaty i reguły muszą być respektowane, a na ich samym czele jest najważniejsza zasada sprawiedliwości i równorzędności. Wolny handel oznacza zaś handel uczciwy, w którym obie jego strony zyskują, a bilans się wyrównuje. Do tego celu zmierza Trump i nikt nie może mu zarzucić, że nie jest to co do zasady fair. Stosunki światowe oparte na równości i wzajemności, czy można się temu sprzeciwić? Trump wyraźnie i dobitnie zgasił swoich krytyków, wytykających mu jednostronne spojrzenie na świat w jego amerykocentrycznym America first. Na to Trump celnie zakończył dalsze próby dywersji od tej strony mówiąc z dziecinną prostotą, że America first nie oznacza America alone. To czytelne odniesienie do wcześniejszego przemówienia Makreli, lansującej globalizm kontra narastający populizm, w rozumieniu izolacjonizmu i narodowych egoizmów. Oto istota obecnego sporu i światowej rozgrywki: internacjonalizm globalizmu i przeciwstawne mu rządy równoprawnych podmiotów narodowych. Dyktatura rządu światowego globalizmu kontra wciąż suwerenne państwa, ujęte w tej jędrnej wymianie terminów. Wbrew niemieckim relacjom Trumpa z jedną pięścią zaciśnięta w kułak nikt nie uciekał od niego w Davos, a wręcz przciwnie, jego przemówienie spotkało się z ciepłym przyjęciem, podobnie jak on sam. Natomiast próba „powrotu na scenę” światową Makreli, pomimo naprawdę wielkiego zacięcia pismaków, okazała się kolejnym niewypałem, co i nikogo nie zdziwiło, bo Makrela nie ma nic nowego do powiedzenia, a jej wizja świata zgodnie kroczącego w promienną przyszłość nie tylko pozbawiona jest jakiejkolwiek realnej treści, to jeszcze na dodatek realne skutki jej działań nie pozostawiają co do tego żadnych złudzeń. Tragedia z tzw. „uchodźcami” jest tego chyba najlepszym praktycznym przykładem. Jeśli tak ma wyglądać ta piękna przyszłość otwartych granic, gdy „wszyscy ludzie będą braćmi”, to wypada podziękować. Nawet chiński Xi, a może szczególnie on, nie zgodzi się na taką jawną destrukcję porządku publicznego, nawet dla dobra „przyjaźni międzynarodowej”. Porządek musi być – ot co! Tak więc wszyscy zrozumieli i zaakceptowali zdroworozsądkową logikę Trumpa. Prymat interesu narodowego nad innymi nie oznacza wcale regresu wymiany handlowej i przyjaznych stosunków, nie oznacza tym bardziej izolacjonizmu, jak starała się implikować Makrela. Uczciwe stosunki, w których wszyscy pilnują swoich własnych interesów, stanowią przecież podstawę dobrych, trwałych biznesów od czasów niepamiętnych. Trump w syntetycznej frazie trafił w samo sedno swojej biznesowej retoryki, tak dobrze rozumianej szczególnie w Davos, gdzie w superluksusowych warunkach spotyka się biznesowa śmietanka świata. Nie na darmo szwajcarskie liczykrupy nazywają imprezę, na potrzeby której pracuje okrągły rok sztab analityków, „forum ekonomicznym”, bo mowa jest tam niemal wyłącznie o rozwoju biznesu. I o wielkiej polityce naturalnie, ale zawsze w szwajcarskim, bankowym odcieniu biznesowym. W takim miejscu „protekcjonistyczna” wedle lewicowych globalistów pokroju Merkel i Sorosa narracja Trumpa znajduje szczególnie uważnych słuchaczy. Nikt w Szwajcarii nie zamierza póki co otwierać granic, choć traktat wspólnotowy z UE działa bez zarzutu, a SNB bez obaw o piętno protekcjonizmu przeprowadził największą operację interwencji walutowej, stając się przy okazji literalnie największym hedge-fundem świata, w dodatku państwowym. Nikt tymczasem nie śmie podejrzewać Szwajcarii o myślozbrodnię ksenofobii i zamach na wolny rynek, bowiem wolny handel stanowi dla nich nieustannie główne źródło dochodu. Ale granice, przepisy i urzędowe ograniczenia nigdzie indziej w Europie nie są egzekwowane skuteczniej i z większą biurokratyczną tepotą. Bow biznesie Ordnung muss sein! A bilans musi się – jak uparcie powtarza Trump – zgadzać. Tak więc i retoryka Trumpa trafia w tym miejscu i do tej audiencji na szczególnie wdzięcznych słuchaczy. Wystąpienie Trumpa nie tylko nie wywołało negatywnej reakcji, ale wręcz przeciwnie: sympatię i zrozumienie konieczności odejścia od hurraptymistycznej wiary w wolny handel jako panaceum na wszystko i jedyną sprawdzoną receptę na rozwój. Świat może iść naprzód w sposób bardziej zrównoważony, w którym handel odbywa się na zasadach wzajemności i równych korzyści, a nie obłąkanego dyktatu otwarcia wszystkiego. W tym oglądzie Ameryka wcale nie jest osamotniona, bowiem wszyscy inni uczestnicy forum także realizują swoje własne strategie, stawiając zawsze swój interes narodowy na pierwszym miejscu. I choćby z tego powodu America first nie będzie oznaczać America alone, gdyż znajduje ona chętnych partnerów nie na zasadach jakiegoś wyimaginowanego paradygmatu ideowego, ale na zwykłych, klasycznych zasadach biznesowych obustronnego zysku. A ten stanowi sprawdzoną podstawę stabilnej współpracy w każdej dziedzinie. Ważne wszak są zasady i ich uczciwe respektowanie, bowiem bez nich żaden porządek nie będzie działał. To elementarz biznesu, a Trump w jego prezentacji jest wyjątkowo przekonujący i szczery, bo jest w swoim żywiole. Trudno odmówić siły przekonywania i rzeczowości tego argumentu, zwłaszcza w sytuacji gdy Trump i jego ekipa najwyraźniej świadomie wywołali dwie fundamentalne wręcz dyskusje na temat wojny walutowej i handlowej, na które z oczywistych względów skupili swą uwagę wszyscy analitycy gospodarczy. Trudno uciec od przekonania, że tematy zostały całkowicie świadomie przez Trumpa wywołane, a ich wzajemne powiązanie jest łatwo zrozumiałe i czytelne. Jak potoczą się losy wojny handlowej, tak też potoczą się losy walutowej gospodarki i vice versa. Co więcej, jak doskonale wiedzą uczestnicy Davos, nieprzypadkowo światowi przywódcy rozmawiają w szwajcarskim kurorcie akurat o światowym handlu, bowiem gdy kończy się i zamiera handel, zaczynają przemawiać armaty, syndromów czego nam ostatnio nie brak, bo dotychczasowy model globalizacji opartej na wolnym handlu dotarł do kresu użyteczności. Trzeba ten model jakoś przestawić i przestroić na inne parametry, aby nadal działał, aby nie dopuścić do większego konfliktu… Może ci się to wydać zrazu przesadne, ale dokładnie tak właśnie jest po bliższym przyjrzeniu. Davos nie jest tylko o ekonomii, ale o wiele więcej: na temat światowego porządku, w tym ewentualnej wojny. Oto w jakiej pesrpsektywie wypada spojrzeć na nowy pax americana Trumpa. Jego zdaniem możliwe jest i pożądane przestawienie akcentów na zrównoważenie światowego handlu, zwłaszcza na najważniejszych kierunkach, o co jak pamiętamy podczas swoich ostatnich wizyt w Chinach oraz Europie stanowczo zabiegał i się tego zrównoważenia domagał. Podoba się nam ta bezpośredniość czy nie, USA pozostają największym importerem niemieckich i chińskich wyrobów przemysłowych, czyli są de facto największym klientem i źródłem gospodarczego sukcesu Niemiec i Chin. W takiej sytuacji nie może dziwić moralnie i biznesowo uzasadnione żądanie Trumpa zrównoważenia bilansu handlowego z tymi krajami, w końcu Stany nie mogą w nieskończoność pozostawać ich importerami netto, bo prowadzi to do strukturalnego zadłużenia. Prawda że proste, patrząc od tej strony? Że Trump jest na powaźnie już wiemy, a dodatkowo widzimy że jeszcze konsekwentnie wprowadza w życie punkty ze swego programu, nie może zatem dziwić także konsekwencja w dziedzinie handlu międzynarodowego i walut, czyli bliźniaczej problematyki handlu i dolara. Wojny handlowej i walutowej. Sygnał nadający ton dalszym rozmowom Trump wysłał na tydzień przed spotkaniami, nakładając kilkuletnie cła wyrównawcze na chińskie panele słoneczne oraz azjatyckie pralki przemysłowe. Ta druga kategoria dotknie głównie koreańskiego Samsunga, nie dziwi zatem rychła zapowiedź tego postępowania odwoławczego w WTO, którego oczywiście wszyscy są uczestnikami. Ale jak uczy życie postępowania i arbitraże swoją drogą, a życie podąża swoją, bo sankcje i cła, a ogólniej wszystkie taryfowe i pozataryfowe ograniczenia dostępu do rynku bardzo skutecznie i szybko wpływają na jego kształt i zyskowność, a urzędnicze postępowania przed międzynarodowymi organami przeciwnie: wloką się bardzo powoli. Zresztą panele słoneczne i pralki to mikroskopijne fragmenty szerszego rynku, zatem antydumpingowe cła nałożone na nie – w dodatku na okres zaledwie kilku lat – nie sposób postrzegać inaczej, niż jako swoiste strzały ostrzegawcze pt. Davos, wypuszczone tylko i wyłącznie na jego potrzeby. W końcu za jakieś cztery lata cła przestaną obowiązywać i sytuacja wróci do normy, a tymczasem azjatyccy producenci będą zmuszeni poszukać jakichś doraźnych rozwiązań, albo… porzucić chwilowo amerykański rynek, stanowiący dla nich bardzo ważny segment. I liczyć się z jego trwałą utratą, bo jak wiedzą wszyscy praktycy udział w rynku łatwo utracić, gdy zdobywa się go mozolnie i z trudem. Tak więc za cztery lata powrót będzie co najmniej bardzo trudny. Niewiele w tym pomoże WTO, bowiem sądząc z przykładów skuteczne odwołanie przyniesie skutek mniej więcej w tym samym terminie, gdy już przejściowe ograniczenia i tak będą zdjęte, zatem sam wysiłek włożony w walkę wydaje się a priori stracony na marne, co wydaje się celem zasadniczym tych dydaktycznych ceł ostrzegawczych na Davos. Trump ze swymi doradcami, w tej liczbie ministrem handlu Wilburem Rossem, znanym nam z niedawnego skandalu z Paradise Papers, miał jak łatwo zgadnąć w Szwajcarii bardzo napięty kalendarz spotkań, bowiem z wyżej wyłuszczonych względów pedagogicznych oraz praktycznych łatwiej i prościej jest z ekipą Trumpa otwarcie i szczerze porozmawiać o biznesie, niż potykać się w WTO o zaporowe cła, dumping i inne nieuczciwe praktyki w handlu. Praktyki mogą wszak być dozwolone, bądź nie, ale liczą się pieniądze, a tu bilans jest nieubłaganie ujemny po stronie USA – i Trump uczciwie ostrzegł, że zamierza to zmienić, a Davos posłużyło jako swoista premiera działań praktycznych. Wcześniejsza ofensywa wizyt i rozmów z chińskim prezydentem Xi nie przyniosła bowiem spodziewanych rezultatów, czego zresztą Trump dał w Davos wyraz. Chiny nie zamierzają odstąpić od swej merkantylnej polityki, tak dobrze im służącej od trzech dekad i chyba prowokacyjnie wykazały w grudniu rekordową nadwyżkę w handlu ze Stanami. To Trump skwitował krótko w rozmowie z Xi jako „niemożliwe do zaakceptowania” i przystąpił do działań praktycznych w Davos. Pomimo mieszanych odczuć na świecie i alarmistycznych wręcz komentarzy Trump je umiejętnie zdusił, ogłaszając w Szwajcarii, że nie oczekuje i nie przygotowuje żadnej handlowej wojny. Ale wszystkie konieczne dyplomatyczne strzały, konkretnie dwa opisane oddano – i Ross miał z kim i o czym dzięki tej stanowczości rozmawiać. Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 5/18 |
poniedziałek, 28 maja 2018
FISA memo czyli bagno
-
blog comments powered by Disqus