Go To Project Gutenberg

poniedziałek, 28 maja 2018

Saudi Barbaria, czyli o ropie

-



Nawet słabo zorientowanym w realiach współczesnego świata miłośnikom demokracji stało się ostatnio całkiem jasnym, że przynajmniej niektórzy nasi „sojusznicy” są nie tyle już, jak to swym zwyczajem precyzyjnie nazywają ziomkowie Kanta, salonunfähig, co zwyczajnie dyktatorskimi reżimami. Co skądinąd nieodmiennie wychodzi na dorocznym zestawieniu swobód demokratycznych, w którym królestwo Saudów wyróżnia się barwą ciemnobrunatną, zmacznikiem ostatniego szczebla autorytarnej dyktatury. Nie trzeba zresztą do tego spostrzeżenia docierać drogą analizy oficjalnej państwowej religii i doktryny, co na jedno wychodzi, bo królestwo na piasku nominalnie jest świeckie, ale jednocześnie karze śmiercią za najmniejszą obrazę religijną, co chyba wystarczy za dowód, że jest to ostatnia bodaj średniowieczna monarchia religijna świata, tym bardziej egzotyczna, że wzniesiona dzięki zabiegom wycofującego się imperium brytyjskiego zaledwie przed wiekiem. Taki całkiem realny park jurajski, w którym wskrzeszono do powtórnego życia skamieliny średniowiecznego islamu, w dodatku we wściekłej odmianie sekty wahabitów, budującej arabski kalifat i gromiącej niewiernych. Jeśli szukać ideowych wzorców islamskich bojowników, to nie potrzeba świecy i specjalnie daleko jeździć także nie trzeba, są wszyscy w Rijadzie.

Ideowe pokrewieństwo ISIS oraz wcześniejszej jej odmiany, zakładanej przez nieżyjącego już prof. Brzezińskiego pod roboczą nazwą „baza danych”, czyli po arabsku al Kaida, z obowiązującą religijną dyktaturą Saudów dostrzec tym łatwiej, iż jej główne ogniwo werbunkowe znajduje się – właśnie z powodów religijnych – w Rijadzie. Stabilnym fundamentem reżimu od samego początku jego istnienia, a z całą pewnością prawną i praktyczną legitymacją dominacji świata arabskiego, jest wiążąca się ściśle z politycznym władztwem nad półwyspem piecza nad dwoma świętymi miejscami islamu: Mekką i Medyną, czyli mówiąc wprost nad jego historycznymi źródłami. A kiedy do tego dodamy religijny nakaz Mahometa odbycia pielgrzymki do Mekki, będący kanonem całego islamu, rozumiemy już że religijna władza nad światem arabskim stanowi poważny atut Saudów. Nie chodzi tu tylko o sprawę prestiżu, ale o naturalny prymat i wpływ na świat całego islamu, wypływający z jego źródeł.

Nie do pogardzenia jest tu nieustający strumień milionów pielgrzymów oraz idąca z nim możliwość naturalnej religijnej infiltracji całego islamu, dająca całkiem praktyczne okazje do działań wywiadu. Weźmy choćby głośny wypadek paniki wśród wiernych, w której w tajemniczych okolicznościach przed kilku laty zaginęło kilkudziesięciu wysokich rangą oficerów i naukowców irańskich. Władze w Teheranie nie zgodziły się z oficjalną wersją nieszczęśliwego wypadku, podejrzewając zorganizowaną akcję saudyjskiego Muhabharat, ale twardych dowodów oczywiście nie ma, gdyż święta pielgrzymka jest ochraniana przez ten sam Muhabharat. Możesz dziwić się, że setki tysięcy Irańczyków, oficjalnie wrogich Saudom, corocznie podróżuje do miejsc świętych, ale nakaz proroka przecie obowiązuje – i nie zwalnia z niego żadna wymówka, nawet ta, że Medynę okupuje sekta wrażych, barbarzyńskich wahabitów, jakby żywcem wyjętych z koszmaru o średniowiecznych lochach. To wprawdzie są wrodzy innowiercy i odszczepieńcy od prawdziwej wiary proroka Mahometa, należący do marginalnej sekty sunni, odstępcy od prawdziwej wiary szyitów, ale – na Mahometa! - dzierżą klucze do Mekki i jej świątyni, do której Mahomet nakazał pielgrzmymować. I generałowie pielgrzymują…

Oto jakie praktyczne atuty mają w swym ręku Saudowie i przez długie dziesięciolecia wydawały się one niczym niezagrożone, zwłaszcza że pod pustynnymi piaskami, z których niemal wyłącznie składa się średniowieczne królestwo na piasku, znajdują się płytkie i bogate złoża ropy, które to całe imperium finansują. Wraz z tąpnięciem cen ropy pojawiły się wszak na tym sielskim obrazku poważne rysy, budzące powszechne zainteresowanie, także za sprawą gorączkowych działań samych Saudów, którym tak jakby zrobiło się nagle bardzo gorąco, choć z powodu klimatu powinni być do gorąca nawykli.

Tytułowy termin „barbaria” zawdzięczamy Mohammadowi El-Erianowi, znawcy tematu nie tylko z nazwiska, ale także z zawodu, gdyż jest dyrektorem Pimco. Tak zareagował on na bulwersującą wiadomość z jesieni 2017, że w 2018 roku kobiety dostaną w końcu możliwość kierowania samochodami w królestwie Saudów. W porównaniu z rzekomo zacofaną dyktaturą ajatollahów w Iranie Arabia Saudyjska wygląda owóż naprawdę na głębokie średniowiecze. Nie wolno tam kobietom nie tylko jeździć samochodami, ale w ogóle przebywać poza domem bez opieki dorosłego opiekuna, oczywiście zawsze w przymusowej burce, no bo jak inaczej? Tymczasem w reżimie ajatollahów kobiety mają nie tylko pełne równouprawnienie z prawami wyborczymi włącznie {nie do pomyślenia w Rijadzie}, ale w dodatku są wolne i z tej wolności aktywnie korzystają, choćby rywalizując z mężczyznami w wolnych zawodach typu prawnik i lekarz, ale także kierowca taksówki.

Religijny monolit w Rijadzie począł ostatnio wszak pękać, a świadczą o tym choćby śmiałe inicjatywy królewskiego dworu, idące jednoznacznie w kierunku laicyzacji oraz liberalizacji przepisów. Szeroko rozpropagowana sprawa prawa jazdy dla kobiet jest jak łatwo dostrzec jedynie pretekstem i fragmentem większego zamierzenia modernizacyjnego, które stara się wypromować i wdrożyć Rijad. Tu z pomocą przyszło głośne nadanie obywatelstwa sztucznej inteligencji, komputerowi z syntetyczną twarzą blond kobiety. Bez obowiązkowej zasłony – co za skandal! Żadnego skandalu oczywiście nie było, a oburzający i nie mieszczący się w głowach mocno postępowych obrońców praw człowieka na zachodzie, wyrachowany zabieg arabskich speców od PR osiągnął swój podwójny cel. Po pierwsze w bardzo dobitny sposób potwierdził zainteresowanie królewskiego dworu w Rijadzie, sypiącego grube miliardy na nowe projekty technologiczne, mające wprowadzić Saudów w XXI wiek. Obok wielkich farm słonecznych, które mają – co za ironia – rywalizować na rozpalonej słońcem pustyni z czarnym złotem, zalegającym pod jej powierzchnią, Saudowie zamierzają uruchomić cały nowy sektor technologii komputerowej, który ma pociągnąć gospodarkę w przyszłość. Jak celniej to przekazać w jednym zdaniu, niż na przykład nadając całkiem prawdziwe obywatelstwo komputerowi ze sztuczną inteligencją, pierwszy tego typu przypadek na świecie?

Drugi aspekt jest być może jeszcze istotniejszy, gdyż całkiem otwarcie ociera się o świętokradztwo. Ten komputer odpowiada na pytania wyraźnie kobiecym głosem i nie potrzeba specjalnej wyobraźni, aby odgadnąć nieliche poruszenie wśród sekty saudyjskich duchownych, Na szczęście królewski dwór jest ich zwierzchnikiem i potrafi nad tym zapanować, tym niemniej zgorszenie jest jak najbardziej realne i zostało wywołane celowo. Saudyjski reżim przedstawia się dziś światu w mocno liberalnych barwach, a wymienione przykłady są na tyle wyraźne i głośne, że można z nich wyciągnąć wnioski co do ogromnej determinacji saudyjskich modernizatorów. Mówimy o sprawach poważnych i wręcz obrazoburczych, gdyż dzieje się to wszystko w kraju, w którym rutynowo ucina się ręce i głowy oskarżonym o świętokradztwo, na przykład w postaci nieprzychylnej opinii o Kuranie. Coś bardzo poważnego dzieje się w królestwie na piasku, skoro jego zarządcy postanowili dokonać zmian w jego religijno-obyczajowym fundamencie, tak wyśmienicie tymczasem funkcjonującym w Mekce i Medynie, między którymi podróżował na wielbłądzie prorok Mahomet. Od tego czasu minęło już piętnaście wieków, ale jego nakazy są wciąż skrupulatnie wykonywane. Czy nadszedł kres tej epoki?

Raczej nie, aczkolwiek wszystko wydaje się wskazywać na arabską odmianę sławnej gorbaczowowskiej pierestrojki, w ramach której trzeba było niemal wszystko zmienić, aby wszystko pozostało po staremu. Koniecznie trzeba w ekspresowym tempie zmodernizować średniowieczny reżim Saudów w kierunku liberalizmu, no bo inaczej nie da się przeskoczyć z wieku V do XXI bez zrywania niezbędnej ciągłości. Skądinąd wydaje mi się takie zamierzenie całkowicie nierealne, aczkolwiek warto na wstępie zauważyć że saudyjscy władcy taką właśnie podjęli decyzję. Jakiś przemożny argument musiał do nich przemówić tak skutecznie, że postanowili dokonać tego śmiałego skoku. Jaki on był łatwo zgadnąć: spadające ceny ropy, a ściślej petrodolar i jego umocowanie w dolarze.

Wielkie, historyczne zmiany postanowiono bowiem na saudyjskim dworze w następstwie konsultacji z najważniejszym sojusznikiem Rijadu – Waszyngtonem, a zaczęto wdrażać w życie po lipcowej wizycie Trumpa, noszącej wszelkie znamiona imperialnej wizytacji. Zaraz po niej nastała na królewskim dworze atmosfera nerwowej krzątaniny oraz gospodarczej aktywności, skutkująca plejadą nowych projektów modernizacyjnych, wychodzących śmiało w XXI wiek. Mają one wszystkie dwie cechy wspólne. Pierwsza to odejście od ropy jako głównego szkieletu saudyjskiej gospodarki. Druga to konieczność uruchomienia wielkich inwestycji na zasadzie partnerstwa publiczno-prywatnego nie tylko z powodu wielkich majątków saudyjskich książąt, ulokowanych w wydobyciu i przetwórstwie ropy, ale głównie z całkiem prozaicznego. Otóż ponad 60% dochodów podatkowych królewskiego skarbca pochodzi bowiem z ropy, czyli bez żadnej przesady powiedzieć można, że w sensie gospodarczym królewski tron Saudów spoczywa na ropie. Jeśli z powodów geopolitycznych i rynkowych postanowili oni obecnie ten fundament usunąć, bądź zmienić, to jasnym jest, że trzeba go przestawiać tak, aby nie runął przy tym cały państwowy budynek na nim dotychczas spoczywający. Innymi słowy udział państwa jest w tej gospodarczej pierestrojce konieczny i nieunikniony, jeśli mamy mówić o gospodarczej stabilności, koniecznej do utrzymania stabilności politycznej.

Dopiero po uświadomieniu sobie powyższego dostrzegamy ogrom zmian i niebezpieczeństw, stojących przed Saudami. Sądząc z pospiesznych działań podjęli oni wielce ryzykowną decyzję o całkowitej restrukturyzacji swego państwa, organicznie spoczywającego na ropie i przesunięciu go na inny, nowocześniejszy fundament. A skoro już na remont gospodarczych fundamentów królestwa na piasku się zdecydowano, to rewolucja idzie już konsekwentnie za ciosem i zabiera się za drugi fundament: religijny. Nie da się nijak zaimportować technologii XXI wieku bez koniecznych zmian urzędowej ideologii, pochodzącej wprost z jurajskiego parku V wieku, bo niestety trzeba wraz z nią zaimportować ze współczesnego świata, tak odmiennego od jurajskiego parku, także niezbędne kadry ludzkie – i to na zasadzie dobrowolności, a nie jak to w satrapii na ropie dotychczas było pod przymusem i karą śmierci. Saudowie wydaje się pomimo wielkiego ryzyka właśnie takiego podwójnego zadania modernizacyjnego się odważnie podjęli i warto przyjrzeć się ich motywacjom i perspektywom, gdyż dotychczas stanowili główną podporę petrodolara.

Saudowie obecnie w pośpiesznym tempie z petrodolara rejterują, poszukując na gwałt nowej podstawy działania, ryzykując przy tym nic mniej, niż zawalenie całej państwowej budowli, gdyż przystąpili do generalnego remontu jej podwójnego fundamentu. A skoro tak, to mamy nie tylko do czynienia z końcem petrodolara, ale z postanowionym już początkiem całkiem nowej epoki. Chyba dostrzegasz już głębokie przyczyny, dla których jestem tak sceptyczny wobec prognoz wzrostu cen ropy? Otóż ich dotychczasowym gwarantem, podstawą i centrum decyzyjnym w OPEC był nikt inny, tylko dwór Saudów. OPEC został przez nich stworzony w latach ‘70 po to, aby kontrolować i zyskownie sterować ceną ropy, przy cichej zgodzie USA. Obecnie ten światowy porządek finansowy, zwany syntetycznie petrodolarem zmienił się i zmierza w kierunku nowego. Nie wiemy jeszcze jaki on będzie, ale najlepsze i najbardziej wiarygodne sygnały zbierzemy u źródeł, czyli u samych architektów i beneficjentów starego, czyli z praktycznych działań USA i Saudów.

Nie potrzeba przenikliwości Ben Akiby aby zauważyć, że koniec petrodolara musi oznaczać sflaczenie cen ropy oraz jej strategicznego znaczenia finansowego, skoro największy beneficjent i organiczny fundament całego przedsięwzięcia Arabia Saudyjska gorączkowo poszukuje sposobu na porzucenie gospodarczego uzależnienia od ropy. Nie czyniłaby takich wysiłków, gdyby widziała poważną szansę na utrzymanie wysokich cen dzięki koordynacji w OPEC, którego jest liderem, to chyba oczywiste? A jednak takie właśnie wysiłki czyni, co skądinąd jest dość jasno widoczne w jej finansach.


Tekst stanowi wstęp bieżącej analizy Summa Summarum 7/18

© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut