Przeczuwam, że w oczekiwaniu na huczną, sześćdziesiątą rocznicę rewolucji chińskiej, Nowy Jork niepostrzeżenie uklepuje szczyt swojej benkowej hossy. Chińczycy bardzo by nie chcieli, aby Benek zepsuł im obchody, więc chyba duża zwałka raczej nie była teraz w planach, ale rynek to żywioł. Zezowaty widzi zatem październik na czerwono, rewolucyjnie.
Dlaczego takie stanowisko, łatwo zgadnąć. Już w sierpniu rynek miał się zwalić, jednak jakaś magiczna siła ciągnęła go z uporem do góry. Nie łudźmy się, być może i tym razem się to udać, choć po spojrzeniu na współczynniki trudno w to uwierzyć. Obama z Bernankem za oceanem mają podobny problem, co nasz Wzrostowski. Kiedy zabraknie im kasy na pompowanie, zaraz wychodzi - zgodnie z obrazową przenośnią Bufeta - z wody golas. Benkowi kasa na stymulację giełdy właśnie się kończy. Mało tego. Powoli, ale nieubłaganie zaczyna narastać wątpliwość co do jakości długu, zatem oprocentowanie długich obligacji zaczyna niebezpiecznie wskazywać na wzrosty. Ze wszystkich rzeczy na świecie Benek najbardziej boi się deflacji i strajku obligacji, w tej kolejności. Najpierw napompował więc dziurawy balon kredytowy cudownym, "wykreowanym" pieniądzem, a następnie rozgląda się za kolejnymi niebezpieczeństwami.
Zaklinanie rzeczywistości działa - jak widać po naszych przykładach - znakomicie. Jednak pewnego jesiennego dnia rzeczywistość przypomina o sobie i pora wracać do realiów. Jakie one są? Zerowy bądź ujemny wzrost gospodarczy w najbliższej przyszłości, lekko dodatni z licznymi przerwami, w średniej perspektywie. Giełda ze wskaźnikami P/E grubo ponad 100. Zapaść na rynku CRE, przedłużająca się na najbliższe lata agonia rynku budowlanego i banków finansujących bańkę budowlaną. Nieuchronna podwyżka podatków na horyzoncie. Wiarygodność banku centralnego topniejąca w oczach świata, powoli przeżuwającego konstatację, że Benek kupuje co drugą obligację wydrukowaną przez Tymona. Lollar na skraju przepaści. Mało? Jak na puste obietnice, historie Andersena o zielonych listkach grochu i tym podobne fantazje masowej propagandy, to ta hossa pustego pieniądza i tak długo już trwała.
Spójrz na wykres, a doznasz szokującego odkrycia. Trudno bardziej napompować giełdę, bo każdy, kto ma puls, już tam jest. Everybody and his dog. Wskaźniki są w stanie permanetnego wykupienia tak, jakby jutro nie było już na świecie żadnej śmieciowej akcji na zbyciu. Tymczasem pożyczkowy pociąg towarowy ze stoma wagonami, każdy po miliardzie zielonych papierków, zdąża na rampę załadunkową. Teraz każdego miesiąca podobnej wielkości pociąg będzie witał na stacji, przez kolejne dziesięć lat! Tak przynajmniej planuje sztab geniusza finansowego Larry Summersa. Rachunek jest prosty. Stymulacji za 700 mld starczyło na siedem miesięcy, teraz co miesiąc zabraknie 100 mld. Skąd je wyczarujemy? Wydrukujemy? O nie, Benek się zarzeka. Jeszcze nie tym razem. Gdyby tak zrobił, zawaliłoby się wszystko od razu. Weźmie pieniążki z rynku. Czyli z giełdy.
Cieszmy się, że one jeszcze tam są, bo jeśli ich nie będzie, to US okaże się bankrutem, mimo teoretycznej absolutnej gwarancji Benka. Pomimo wszechogarniającej mitologii o potędze jego drukarni zezowaty w tę dętą potęgę czarodzieja nie wierzy. Co z tego, że Benito może "kupić" wszystkie obligacje Tymona? Już w przedszkolu zezowaty przećwiczył tę zabawę. Była fajna tylko tak długo, jak udawało się do niej wkręcić osoby postronne, które wierzyły w siłę nabywczą plastikowych monet. Na tej samej zasadzie, jeśli obligacji Tymona nikt już po świecie nie zechce, a powoli wszystko zmierza w tę stronę, Benek ich i tak nie kupi, bo po co się trudzić? Lolarami palimy w piecu od momentu, gdy postronni frajerzy nie nabierają się już na sztukę Benek, Tymek i ten trzeci . Żeby do tego nie dopuścić, giełda musi trochę schudnąć. Trudno, obligacje są ważniejsze, jak opisano wyżej. Takie jest prawo finansowej dżungli. Ale zaraz, to znaczy że gdyby nie obligacje, to NYSE mogłaby rosnąć do nieba? Może tak, tylko nie ma poważniejszej sprawy, niż wypłacalność dolara. Wyobrażasz sobie, że któregoś dnia suwerenny dług USA nie daje się zrolować? Lepiej nie rób tego ćwiczenia rano, bo dzień zmarnowany.
Swoją drogą ładna była ta hossa. Dynamiczna. Uparta. Szybka. Spieszmy się cieszyć z hossy, tak szybko odchodzą, jak letnie dni i pomidory.