Go To Project Gutenberg

środa, 28 października 2009

Leon zawodowiec strzela z komputera

A konkretnie zapowiada następną wojnę. Kolejne Pearl Harbour będzie w internecie, według jego słów. Warto przypomnieć, że poprzednie wieszczenie Pearl Harbour usłyszeliśmy z ust Dicka Cheneya, przed kampanią wojny z terroryzmem. Po pewnym czasie szokujące wydarzenie w postaci WTC rzeczywiście miało miejsce. Jeśli historia jest dobrym nauczycielem, to następna wojna to nie będzie atomowy grzyb nad Bagdadem, ani 50 tysięcy świeżych wojaków w Afganistanie. To będzie prawdopodobnie nieoczekiwany cyberatak na Stany, paraliżujący im jakąś ważną infrastrukturę,typu np. sieci energetyczne, albo jeden duży bank, albo cały Euronext, kto wie.

Niespodziewany spodziewany atak posłuży oczywiście do natychmiastowego wdrożenia stanu wyjątkowego ze wszystkimi temu odpowiadającymi dekretami, albo - najzwyczajniej w świecie - zablokowaniu internetu - w postaci filtrowania i koncesjonowania całej infrastruktury. W Warszawie był kiedyś taki budynek, na zapleczu gmachu KC, ot tak dla wygody, przy ul. Mysiej konkretnie. GUKPPIW czy jakoś podobnie to się nazywało, a potocznie cenzura. Każde wydawnictwo, publikacja, widowisko, program na żywo w TV był cenzurowany dla bezpieczeństwa państwa. Dziś są inne czasy, gospodarka elektroniczna, kto by tam wnioski o dopuszczenie stemplował. Wystarczy klik na ekranie i gotowe.

Przypomnę dwa fakty. Po pierwsze tego lata Obama podpisał dekret o cyberbezpieczeństwie, który na wypadek stanu wyjątkowego absolutnie całą kontrolę internetu, włącznie ze wszystkimi zasobami (komputery, nadajniki, sieci itd.) przekazuje pod władanie specjalnej komórki pod egidą NSA. Jeden podpis i dekret wchodzi w życie.

Drugą sprawą, z której mało kto sobie powszechnie zdaje sprawę, jest możliwość prewencyjnej cenzury, polegającej na programowym blokowaniu/filtrowaniu ruchu w skali globu. Twoja poczta, twoja sieć firmowa i twój osobisty blog, drogi Watsonie są nadal twoje, ale pewnego dnia możesz przestać ich używać pod ich właściwymi nazwami, czyli będą twoje i tylko twoje. Otóż USA, a konkretniej ich państwowy organ, zarządza najwyższą sferą DNS (domain name server), która dalej - za pomocą demokratyczych i rozproszonych serwerów regionalnych oraz krajowych - zarządza przestrzenią adresową internetu. Dzięki tej międzynarodowej kontroli adres zezorro.blogspot.com jest widoczny z każdego miejsca na Ziemi i wskazuje dokładnie ten sam adres komputera. Jeśli zezowaty popadnie w niełaskę u Chińczyków, kasują lub blokują tę nazwę w swojej krajowej kopii DNS (ichni dopowiednik naszego NASK) i za Wielkim murem cisza. W Pekinie nie poczytają nieprawomyślnych treści (przynajmniej nie wprost). Owóż Amerykanie mogą taki myk zrobić globalnie, blokując/filtrując root servery DNS. Wówczas zezowaty będzie niedostępny także globalnie. Mamy globalizację przecież. Co gorsza, równie niedostępny będzie na przykład adres chujnia.pl. Szybko, sprawnie, elegancko i nikt nie używa brzydkich słów, typu cenzura. Cyberwojna. Chujnia.pl, tak mówi Leon, a Leona warto słuchać, bo to zawodowiec.
© zezorro'10 dodajdo.com
blog comments powered by Disqus

muut